Walczymy. Każdego dnia. O przetrwanie. O pieniądze. O uznanie. O swoje miejsce na ziemi. Są jednak tacy, którzy codziennie toczą walkę o...życie. Walkę o zdrowie. Walkę o kolejny dzień. Nie wiem jak to jest. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, nie jestem i nie chcę się znaleźć.
Wiem jednak, że warto czasem przyjrzeć się takim walkom z bliska, aby docenić to co się ma. Docenić życie. Wiem. To, że inni mają tak poważne problemy, nie sprawi, że nasze "problemiki" znikną. Nie znikną. Ale zdamy sobie sprawę, że i tak w życiu mamy o wiele więcej. Mamy coś, czego osoby walczące nie mają. Mamy ten komfort psychiczny, że wiemy, że obudzimy się rano. Zjemy normalnie śniadanie i zaczniemy po prostu ... żyć. Jaki komfort psychiczny ma osoba chora lub jej rodzina? Wola walki i motywacja nie są zjawiskiem 24 godzinnym. Ktoś na pozór może wydawać nam się silny, twardy, ale jak można być twardym non stop w obliczu śmierci, która z dnia na dzień ukazuje się w coraz to wyraźniejszej postaci.
Przez całą ciąże zdarzały mi się sytuacje, w których mówiłam czego chciałabym dla swojej córki, a ktoś odpowiadał mi "Najważniejsze, żeby była zdrowa". Irytowało mnie to strasznie. Dlaczego? Dlatego, że to było dla mnie tak oczywiste, że nawet nie prosiłam o to Boga. Przecież logiczne, że będzie wszystko ok. Musi być. Jak można myśleć inaczej. Teraz na finiszu nie modlę się o nic innego. Nadal wiem, że moja córka będzie okazem zdrowia. Ale mimo wszystko chcę wiedzieć, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy, by tak było. Że przeszłam ciążę, nie narażając Jej na nic. Że jedyne czego dla niej pragnęłam - to zdrowia.
Chcę patrzeć w Jej małe piękne oczy i się nie bać. Chcę spokojnie iść spać, wiedząc, że rano znów znajdzie się w moich ramionach. Chcę walczyć o te mniej ważne rzeczy. Nie chcę walczyć o zdrowie. Chcę, żeby było. Chcę walczyć o jej szczęście, chcę walczyć o wszystko co dla niej najlepsze. Ale nigdy, przenigdy nie chcę być w sytuacji, w której będę musiała walczyć o czyjeś życie. To najtrudniejsza walka w życiu. I nie chcę wiedzieć jak wygląda.
A Ty? O co toczysz swoją codzienną walkę?
Ja natomiast martwię się o to od początku ciąży. Mimo pierwszego usg genetycznego, mimo drugiego, mimo słów: "nie widzę tu nic, co by mnie zaniepokoiło" to właśnie o zdrowie mojego dziecka martwię się najbardziej. Oczywiście, że wierzę w to, że wszystko będzie w porządku, że mały urodzi się zdrowy. Jednak jak słyszy się o tragediach, które spotykają ludzi.. zaczyna do nas docierać, że to może spotkać każdego z nas. Nie musi, ale może. Liczę na to, że odetchnę jak już urodzę, zobaczę swojego synka i usłyszę: gratulacje, ma pani zdrowe dziecko. Tobie też tego życzę, już niedługo. Ja prawdopodobnie poczekam jeszcze jakieś 3 miesiące. :)
Z pozdrowieniami, tazinnejbajki
Tak już jest, że dla dzieci chcemy wszystkiego co najlepsze:)
Nie zaglądałam tu dłuższą chwilę, a takie zmiany. Świetnie teraz blog wygląda.
Bo trzeba myśleć pozytywnie i dobrze, że się przez całą ciążę nie denerwowałaś tym. Musi być dobrze :)
Gdy dopada mnie deprecha i zaczynam narzekać wtedy myślę "kobieto są tacy, którzy mają gorzej", ja walczę o to, by moje dzieci miały wszystko to czego potrzebują o ich spokój, szczęście i fantastyczne dzieciństwo.
Pozdrawiam, zapraszam do mnie.
http://www.wiedzmanamiotle.bloog.pl
codzienną walkę toczę o święty spokój... a z kim? z teściową szanowną ;p
skad ja to znam......
Ja przez całą ciążę modliłam się żeby Martynka była zdrowa. Ma dwa lata i ja nadal o to tylko proszę. Nie chcę wiedzieć co czują rodzice zmuszeni do walki o życie własnego dziecka, obserwuję takie walki gdzie na przeszkodzie stoją ogromne pieniądze i przeraża mnie to strasznie.. Niech to zdrowie tylko zawsze będzie.
Przeczytałam Twój blog jednym tchnieniem - no dobra dwoma, była mała przerwa na karmienie :)
I Wiesz co? Nie mogę się doczekać pierwszego wpisu o Poli... O tym jak ją zobaczyłaś... Piszesz w fascynujący sposób o swojej miłości do Niej.
Obserwuje i wypatruje kolejnych wpisów :)
A może będzie już o Poli?