Ostatnio zrozumiałam. Zrozumiałam co była jedną z przyczyn kryzysu w moim związku. Sugerowanie się tym, że wszędzie jest tak prawie "idealnie". Patrzenie na innych i nie rozumienie, że to co widzą osoby trzecie jest tylko małym ułamkiem tego co dzieje się u ludzi w 4 ścianach. A jeszcze częściej są to tylko pozory...
Popadłam kilka miesięcy temu w jakieś mega kompleksy. Kompleksy dotyczącego tego co jest między mną, a F. Wiecznie porównywałam nas do innych, zazdrościłam. Nie wiedziałam nawet, że mam o niebo lepsze życie od tych ideałów, którym zazdroszczę. Rozejrzyjcie się po mieście, rozejrzyjcie się w internecie. Uśmiechnięte pary, publiczne wyznania miłości. Ja też to robię, ale tylko wtedy gdy rzeczywiście to czuję. Jak się okazuje - niektórzy robią to po to, by samemu uwierzyć, że jest zajebiście, podczas gdy tak naprawdę ... nie jest. Wydawało mi się, że mam beznadziejne relacje z moim narzeczonym, że źle mnie traktuje. Ale to była gówno prawda. Moje wyobrażenia na temat związku były jak z filmu dla nastolatków. Dołóż do tego koleżanki w "idealnych" związkach i kompleks gwarantowany.
Dzisiaj do tych wszystkich tekstów, jacy to mężowie moich koleżanek są idealni, jakie to one są niezależne i jak to facet im się podporządkowuje podchodzę z dystansem. Prędzej czy później wychodziło na jaw, że te co najbardziej szczekały o swojej niezależności, najczęściej dostawały od faceta okazyjnie po mordzie. Ale szczekać trzeba - dla lepszego samopoczucia i dla poczucia "jestem lepsza i mam lepiej od Ciebie".
Nie raz zdarzało mi się zazdrościć i mówić np. do siostry " A zobacz na nich...zobacz jak on się do niej zwraca w towarzystwie, a zobacz sam robi jej zdjęcia". Ale jakiś czas później okazywało się, że ten fajny chłopak miał od groma innych wad, które dla nas były nie do przyjęcia. Wniosek? Nigdy nie wiesz jak związek wygląda naprawdę... Oceniasz tylko to co widzisz. A widzisz zaledwie czubek góry lodowej.
Słuchałam ze smutkiem jak to faceci się nigdy nie buntują, spełniają wszystkie zachcianki, zawsze we wszystkim pomagają. Przestałam doceniać skarb, który mam pod dachem, bo wymagałam gdzieś tam po cichu tego samego. Cioty, która jest na każde Twoje pierdnięcie. Nie. Z perspektywy czasu - wcale tego nie chcę. W domu ma być jedna kobieta, a nie dwie. A nie nazwałabym inaczej takiego faceta-misia, który tylko gładzi Cię po głowie, pędzi do kuchni w sekundę, gdy go o to poprosisz i sam ciągle mówi " Kochanie wróciłem właśnie po 15 godzinach z pracy, a teraz sprzątnę cały dom, ugotuję obiad, pomaluję Ci paznokietki żabko...". W mężczyznach lubię stanowczość, umiejętność sprzeciwienia się, powiedzenia czasem "Nie". Lubię zdolność do dyskusji z kobietą bez ulegania i potwierdzania bezmyślnie jej wszystkich argumentów. A poza tą stanowczością lubię czułość, rozmowy i po prostu bycie.
Kiedyś jedna z koleżanek, na każdą kłótnię z moim partnerem reagowała "Jezuuu, zostaw goo!". Miałam potem przyjemność spędzenia czasu z nią i jej mężem. Byłam niezwykle rozbawiona, kiedy uświadomiłam sobie, że ktoś sugeruje zostawić mi faceta, bo powiedział mi, że zachowuję się jak chora (co w sumie było prawdą), a tymczasem ta sama koleżanka jest z facetem, który WIECZNIE komentuje inne dziewczyny, jara się gołymi tyłkami w telewizji, chleje po kilka piw dziennie i ogląda w internecie pornosy. Dodatkowo traktuje swoje dziecko jak powietrze. No i widzisz droga koleżanko. Może i mój narzeczony powie mi czasem, że zachowuję się jak chora, ale przynajmniej nie zachowuje się jak wygłodniały nastolatek...Aha! No i wbrew pozorom - nie każdy ogląda porno. To tylko tłumaczenie kobiet, których faceci to robią. Jak facet ma porno w swojej własnej sypialni, to po kiego grzyba ma je oglądać w internecie. Brzmi logicznie? No całkiem.
Dystans. Tego nauczyłam się w ostatnim czasie. Bo na 5 związków, które były dla mnie idealne i były wzorem - te 5 okazało się totalnym dnem. Kłótnie, awantury i generalnie jeden wielki KRYZYS. A love? Love było, ale w internecie, na zdjęciach. Co dobrego z tego wyniosłam? Wdzięczność. Za to co mam. Bo jak się okazało nie muszę nikomu nic zazdrościć. Daleko mi i F. do ideałów, wciąż nad nami pracujemy - ale mogę dziś z ręką na sercu powiedzieć, że mam pod dachem skarb. I jeszcze kilka miesięcy temu nie byłabym tego taka pewna. Dziś jestem i cholernie doceniam. Każdego dnia, w każdej minucie. Zrozumiałam, że muszę nareszcie rozróżnić prawdziwą miłość w realnym życiu od tej filmowej, słodko pierdzącej all the time. Ostatnio koleżanka napisała mi w rozmowie "Masz dobrze. Co z tego, że Ci czasem nudno jak cholera, nie masz się czasem do kogo odezwać itp. Ale i tak Ci zazdroszczę".
I nie mam potrzeby ściemniania całemu światu o swojej niezależności i jego uległości. O wiele bardziej wolę pochwalić się tym, że mój związek to jeden wielki KOMPROMIS. I w moim związku myśli się o potrzebach oby dwóch osób...a nie tylko jednej.
A związki idealne? Nie istnieją. Niektórzy po prostu muszą czasem to wmówić całemu światu...żeby samemu w to uwierzyć... a wieczorem ponownie popłakać się w poduszkę.
Nic dodać nic ująć. Mdli mnie od tych opowieści jak to cudownie się komuś układa. Nawet chodakowska. Uwielbiam ja za to co robi, ale serio życie to życie. Mam cudownego męża i bardzo się kochamy, a jednak bywają i kryzysy. Pracujemy wciąż nad nami i naszym zwiazkiem. Pozdrawiam
Myślę, że z Chodakowską jest inaczej, ona sama przyznaje właśnie się do tych ciągłych starań, do kłótni, ale jej zadaniem jest motywować, więc zawsze stara się kłaść nacisk na tą pozytywną stronę :) A związek tak jak mówisz...to ciągła praca nas samym sobą. Pozdrawiam!
:*:*
Aniula :*
Super, że wyciągnęłaś takie wnioski :) Ja też miałam czas, kiedy myślałam sobie, że Luby to mnie tak jakoś jak stare kapcie traktuje - wygodnie mu to nosi. Później były żale i pretensje, jak to mi źle, aż w końcu kłótnia. Poleciały kurwy, które uświadomiły mi, że przecież nie tylko ja mam dużo na głowie, nie tylko ja bywam zmęczona, nie tylko ja mam uczucia. I dotarło do mnie, że jeśli chcę, żeby On nosił mnie na rękach, to ja jestem od tego, żeby na rękach nosić Jego. Bo nie ma "ja" i "ty", jesteśmy my :)
Dokładnie. Najpierw niech ludzie zaczną wymagać od siebie, potem od innych czyt. partnerów. Bo urażone dumy mogą być obydwie i to może się ciągnąć w nieskończoność...
Idealny związek to taki związek, gdzie jest zrozumienie i pozwolenie drugiej osobie na oddychanie. Myślę, że "daleko mi i F. do ideałów" nie jest odpowiednim przemyśleniem. Bo wcale nie jest daleko ;) oczywiście z tego co piszesz wnioskuję. Związek to starcie dwóch charakterów, dwóch światów, niemożliwym jest brak spięć, złości. Potrafimy się przecież złościć na siebie, a co dopiero na drugiego człowieka, który nie siedzi w naszym umyśle i nie przewidzi co w nas za chwilę pęknie. Tam gdzieś po środku tych dwóch światów jest równowaga. Trzeba zrozumieć, że związek to wciąż dwie różne osoby, różne przyzwyczajenia, różne upodobania. Próba wciśnięcia drugiej osobie do ręki scenariusza nigdy nie kończy się dobrze. Ty to rozumiesz, więc wszystko jest idealnie :) .
Ps. Co do "Lubię zdolność do dyskusji z kobietą bez ulegania i potwierdzania bezmyślnie jej wszystkich argumentów. " - hehe :D Miałam faceta, który zgadzał się ze mną właściwie we wszystkim. Pod koniec naszej "kariery" zorientowałam się, że on nawet niektórych słów nie rozumiał :D Przytakiwał dla świętego spokoju :/
Ależ fajnie to wszystko napisłałaś :) Zgadzam się w 100 %. A co do Twojego byłego - cóż...dobrze, że to jednak "były".. ;)
Dziękuję Ci za ten wpis <3 Wiele mi uświadomiłaś...
Do usług :*
U mnie dwie rzeczy otworzyły oczy na udany związek: książka "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" i wypowiedź Mateusza Grzesiaka na youtube "jak radzić sobie z kłótniami w związku". A kłótni było mnóstwo.
Czytałam książkę i czytałam wiele tekstów Mateusza na temat związków - pomocne bardzo :)
Po raz kolejny czuję, jakbym czytała o sobie ;)
:*
Ala uwielbiam Cię?
Och jak miłoooo! :) :*
Si si si nie ma związków idealnych, bo nie ma ludzi idealnych.??
Egzaaaakli :P
Tylko jedno zdjęcie? Chcę więcej takich widoków! Pięknie wyglądacie :)
A no tak jakoś, minimalistycznie tym razem :P Dziękujemy :*
I to jest właśnie to czego teraz potrzebowałam. Kop w dupę, który sprawił, że "widzę więcej". Ala...dzięki. No po prostu - dzięki... !
Nie ma za co! :*
no brawo! bo krew zalewa jak się widzi te wszystkie ściemy "kobiet niezależnych" - dobrze to napisałaś zwłaszcza ten fragment o szczekaniu ;) brawooo
A tak się zastanawiałam czy nie za ostro... ;)
Miłość dwojga ludzi jest jak tory, dwie szyny w tej samej odległości, pędząc w tym samym kierunku. Nie przeszkadzają sobie ale bez siebie nie istnieją, a dziecko to pociąg który do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje dwóch szyn. Tylko od nad zależy czy któreś z szyn nie pójdzie w inną stronę. Nie ma ideałów ale jeśli zaakceptować wady, umieć z nimi żyć Związek może być idealny dla nas.
Tak jest :)
super ze mimo kryzysu nie poddalas sie i walczylas o zwiazek biore tu rowniez pod uwage Pole jest tyle rozbitych rodzin bo ludzie przy pierwszej lub drugiej potyczce sie poddaja i ida na latwizne - rozchodzac sie niszczac dotychczasowy dobytek czy to emocjonalny finansowy czy rodzinny ja wiem ze w zyciu roznie bywa naprawde sa rozne sytuacje ale wydaje mi sie ze warto chociaz zatrzymac sie na chwile pomyslec i dac sobie szanse jeszcze raz ...
Myślę, że właśnie to dziecko było tym "elementem", które nie pozwalało mi się poddać... Fakt czasem lepiej się rozejść, ale ludzie robią to zbyt szybko, zbyt szybko się poddają, bo nie chce im się tracić czasu na naprawy...
Ala, ostatnio sama zmagałam się z kryzysem w związku. Między innymi sugerowałam się zdaniem osób "życzliwych". I to był największy błąd. Nie zwracałam uwagi na to, że związek składa się z wzlotów i upadków, a patrzyłam jedynie przez pryzmat związku idealnego, który nie istnieje. Na szczęście opamiętałam się w dobrym momencie.
A co do Twojego tekstu, to jest świetny. Czytając czuć emocje, jakie wkładasz, kiedy piszesz. Czuć w nim prawdę. Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis!
Dobrze, że się opamiętałaś! I dobrze, że i ja to zrobiłam... Buziaki!
Sama nazwa ideał to pojęcia względne. Bo dla każdego znaczy coś innego i tak jak ja nazwałam tak mój związek 5 lat temu, tak dziś powiem to samo. Mój związek jest idealny, ale dla mnie. I to nie znaczy, że nigdy się nie kłócimy, bo pewnie, że nie, ale mój partner daje mi poczucia stabilności, bezpieczeństwa, jest ciepły... Jedym słowem, jest facetem, o jakim zawsze marzyłam. Pewnie, że z wadami, pewnie, że z wadami, pewnie, że są gorsze dni, ale właśnie dla mnie to jest taki mój ideał. Takie moje poczucie bezpieczeństwa. Moja bezpieczna przystań. Więc słowo idealne też można róznie sobie tłumaczyć i nie zawsze ktoś, pisząc, że jego związek jest idealny kłamie, po prostu dla każdego to słowo znaczy coś innego i czasami warto daną osobę zamiast najpierw krytykować, zapytać, co dla niej znaczy ideał. :)
Pozdrawiam :)
Hmm...kiedyś myślałam nawet podobnie, ale jednak ideał kojarzy mi się z czymś co jest "bez skazy", jest perfekcyjne i nie ma w tym miejsca na błąd. Aczkolwiek rozumiem co masz na myśli, sama kiedyś mówiłam "Kto powiedział, że ideał nie ma wad. Gdybyś ich nie miał - tęskniłabym za nimi". Jednak jakoś tak sparzyłam się do tego słowa - sama nie wiem czemu :) I oczywiście nikogo nie krytykuję za używanie tego słowa. Tutaj raczej miałam na myśli te opowieści, które naprawdę były kłamstwem o nieistniejących mężczyznach bez wad, absolutnie podporządkowanym no i IDEALNYM w takim dosłownym tego słowa znaczeniu... :) Pozdrawiam!
Nie miałam na myśli Alu Ciebie, jako tej krytykującej, ale wielu innych ludzi :) A może i ja się kiedyś sparzę, kto wie? :)
Jak ktoś ze mną dyskutuje na ten temat mówię tak: stawiam dom, projekt wybraliśmy z mężem ten, bo dla nas jest idealny, komuś się nie podoba i to normalne. Dla nas to właśnie taki dom o jakim marzyliśmy. I nawet jak się okazało, że łazienka mogłaby być większa, że to i tamto to akceptujemy to....
Ideały tworzymy my sami. I takie może głupie porównanie, ale ktoś z boku spojrzy na dom i powie: pogięło ich? To jest niby idealny dom? Idealny dom powinien być..... :)
Także ideały tworzymy my sami... no i tak, masz rację nawet to słowo można wszelako tłumaczyć :)
Co do wad, no cóż... nie ma takich ludzi i nie wierzę, że ktoś się absolutnie we wszystkim podporządkowuje drugiej osobie. Wiem, że wielu ludzi tak pokazuje swoje związki, by inni zazdrościli i co z tego ma? Jedno wielkie g***o :)
http://www.julinkowo.pl/
Kochana, jak zawsze trafiłaś w samo sedno. Ja też w swoim sześcioletnim związku nie raz tkwiłam w takiej pułapce, w głowie co rusz, że ktoś ma lepiej, że ci to są idealni, a my tacy przeciętni, bo przecież nie raz się pokłóciliśmy i nawet chcieliśmy rozstawać... A przecież i u nas może być tak, jak tylko sobie zapracujemy - idealnie dla nas, bo pewnie inni i tak zawsze będą swoje związki idealizować, by być w jakiś sposób lepszymi. Ja idealizować nie chcę, chcę wciąż pracować nad nami i tym, by razem było nam ze sobą po prostu dobrze i wiem, że będziemy pracować nad tym razem, we dwoje, już do końca życia. Bo związek to ciągła praca, nad sobą, nad wspólnymi potrzebami, jak i tymi każdego z osobna.
Tak dokładnie...Czasem po prostu się zastanawiam czy to musi być aż tak intensywna praca? Czy miłość nie może być przyjemna, lekka z zawirowaniami ale jednak... Czy to trzeba do usranej śmierci "walczyć?". Ale może jestem na etapie tej walki dlatego mam takie postrzeganie. Mam nadzieję, że w końcu będzie lżej... ;)
Hm. Czytam i nie wierzę. Nie chciałabym być " twoja koleżanka "?
A ja się cieszę, że już nie mam takich "koleżanek"... ;)
Wiele osób broni się przeciw Twojemu końcowemu stwierdzeniu tym, że każdy postrzega ideał inaczej. Natomiast ja nie wierzę, że te osoby mają u boku ideał. Zawsze zaistnieją cechy, okoliczności ect. które nie są "idealne". Nie bójmy się do tego przyznać. Bardziej wartościowym jest właśnie przyznanie się do kompromisów niż mydlenie oczu światu na temat relacji. Alicja, szacunek za ten tekst :).
Mam takie samo postrzeganie kochana! :)
To, czego ja się nauczyłam - oprócz tych wielu trafnych uwag, o których piszesz - to to, że dobry, wróć - rokujący na długo - związek wymaga nieustannej pracy nad... sobą. Czasami jeden gryz w język potrafi sprawić cud. Czasami delikatnie zmodyfikowany ton głosu - po kilku głębszych oddechach - potrafi rozwiązać "wielki" problem. Szkoda, że do tego wszystkiego musimy dojść same, że nie zaczynamy swoich związków z całą tą wiedzą, byłoby łatwiej, nie byłoby tak wielu rozczarowań wynikających z niedojrzałości. Życzę wszystkim dużej mądrości.
Dokładnie! Odkąd potrafię ugryźć się w język, odkąd potrafię zmienić głos, czegoś nie skomentować - oj ileż od tego czasu kłótni mniej ... :)
Jak to nie ma idealnych związków? To w jakim ja żyję? ;)
Przypomniałaś mi moje przemyślenia z 1. dłuższego związku ;)
Jeszcze niedawno pisałaś, ze wyszliście na prostą, ze zaczyna być dobrze między wami. A teraz wynika, ze podjęłaś decyzję o rozstaniu. Często piszesz o toksycznym związku - rozumiem, ze wtedy masz na myśli swój? Innymi razy piszesz o miłości ponad wszystko, tolerancji i sztuce kompromisu. Zastanawiam się jak to w końcu jest? Nie piszę tego, by Cię krytykować lub tym bardziej zarzucać niespójność. Sama tkwiłam w związku toksycznym przez 5 lat. Wylałam tonę łez. Próbowałam pracować nad nami, chodzić na kompromisy. Organizować romantyczne, weekendowe wyjazdy. Jak Ty wmawiałam sobie, ze jest dobrze, ze wszyscy się kłócą. Nie potrafiłam podjąć decyzji o rozstaniu. Rozstawaliśmy się wielokrotnie a potem i tak wracałam do niego, bo wydawało mi się, ze nie umiem bez niego żyć. I wiesz co? Nie umiałam. A wiesz dlaczego? Bo byłam od niego uzależniona, chociaż rujnował mnie psychicznie. I wiesz co pomogło? To on podjął decyzje, ze mnie rzuca. Ja oczywiście jak zwykle płakałam, prosiłam, by mnie nie zostawiał. On był nie ugięty. Ostatecznie zerwał ze mną w moje urodziny. Przyniósł mi kwiaty, powiedział ze to koniec i poszedł. Nawet się za mną nie oglądając. Oczywiście obiecał, ze zostaniemy przyjaciółmi. Słowa dotrzymał, próbował pisać, smsowac itp. Mnie nagle oświeciło. Stwierdziłam, ze musze to raz na zawsze zakończyć. Zerwałam z nim kontakt całkowicie. Zablokowałam gdzie mogłam, a na ulicy nawet cześć sobie nie mówiliśmy. I odżyłam. W końcu zaczęło być mi lepiej, fajniej... Poznałam nowego chłopaka, dziś jesteśmy już kilka miesięcy po slubie. I jest idealnie! Sprzeczki są oczywiście, ale nikt nikogo nie wyniszcza. No i przede wszystkim kochamy się.
Dlatego zastanów się nad tym, czy warto walczyć, czy warto oszukiwać samą siebie, że romantyczny weekend cos zmienił. Życie ma się jedno. Nie marnuj go...
Ej, dobre porno nie jest złe! :P :D ;)
Osobiście byłam zakochana w swoim facecie bez opamiętania, a
on i tak ode mnie odszedł…. Byłam załamana, lecz przypadkowo trafiłam na strone
biala-magia.pl gdzie zamówiłam rytuał na jego powrót… i wrócił się do mnie po
niecałych 2 miesiącach. Jestem szczęsliwa, aczkolwiek nie potrafię do konca
zapomnieć tego że odszedł ode mnie wcześniej bez powodu.