Związek z mężczyzną... to taki rollercoaster. Raz piejemy z zachwytu, jakiego to mamy wybranka - innym razem drażni nas nawet jego oddech. Po około sześciu latach docierania się, wojen mniejszych i większych nareszcie dotarłam z F. do punktu, kiedy powodów do kłótni praktycznie nie ma, ale to nie oznacza, że obydwoje nie strzelamy jakiś gaf. Ile ja takich miałam...
Wiecie. Staram się być... perfekcyjna na tyle ile mogę. Coraz bardziej lubię zajmować się domem, coraz bardziej zależy mi na celebrowaniu wspólnych posiłków, spacerach itp. Ale czasem po prostu daję ciała. I wcale nie w taki sposób w jaki myślisz! Ja po prostu się do pewnych rzeczy nie nadaję! Ilekroć strzelam jakąś gafę, staram się to tuszować dobrymi chęciami, tym, że przecież no... to dla jego dobra było, to miało wyjść trochę inaczej i ja całkiem nie rozumiem tego co po drodze źle zrobiłam, że tak wyszło... ale żeby nie było - nie ja jedna w tym związku takie gafy popełniam, o nie. Bo partner mój, konkubentem zwany, a wierzcie mi - określenia takowego nienawidzę (!) też gafy nie raz popełnia. Ale jednak mimo walecznego znaku zodiaku czyt. byk, obydwoje jesteśmy w miarę wyrozumiali i koniec końców doceniamy dobre chęci, a wpadki idą w niepamięć. No... może u niego! Ale żeby kobieta zapomniała o jakimkolwiek związkowym szczególe? A nigdy! Ani o o tym z jego strony, ani o tym ze swoim. O tym spojrzeniu na inną dnia 14 kwietnia 2011 roku tym bardziej !!! Ale ja dziś opowiem Wam o swoich wpadkach... nie były może jakieś brutalne, ale wtedy... wtedy myślałam, że się zapadnę pod ziemię! Żarcik. Śmiałam się chyba bardziej od niego !!!
ŚMIERDZĄCE KOSZULKI
Hit! I to taki całkiem na czasie, bo sprawa jest dość świeża. HEHEHE. Nie taka całkiem "świeża". Jak na panią domu przystało, pranie chciałam pięknie zrobić, wyprasować, przygotować piękne koszulki do pracy, włożyć mu je do szafy - czyste, pachnące, wyprasowane. Tylko, ze tego dnia, gdy z pralki owe koszulki wyjęłam, jakoś tak pogody nie było... pranie schło i schło i przez dwa dni wyschnąć nie mogło. Wąchąc nie wąchałam, no przecież w końcu wyschło. Jak wyschło to zdjęłam i pięknie prasowaczem prasowałam. Ach, jak ta para leciała, ach, jak ja się starałam. Koszulki w szafie wylądowały, a F. na drugi dzień jedną z nich założył. I dzwoni... " Słuchaj, wchodzę do pracy i myślę sobie: ale coś śmierdzi! Rozglądam się, kto jest blisko mnie, ale tak blisko to w sumie nikogo nie było, a smród pod samym nosem! I sobie wyobraź, że się po chwili zorientowałem, że to ja tak śmierdzę! Ta koszulka co mi ją wyprałaś. Chyba nie wyschła, bo tak zajeżdża jakąś stęchlizną... ! Przyjadę chyba w przerwie się przebrać, bo w sumie trochę wstyd, co nie?" - oj tam zaraz wstyd. Czy pachnieć trzeba zawsze i wszędzie 24 na dobę? A koszulka waliła rzeczywiście... nieziemsko! Ale za to jaka wyprasowana była... !
FIT DESER
Pamiętacie ten mus czekoladowy z ciecierzycy, która pokazywałam Wam na InstaStories? Mówiłam Wam wtedy, że podstępem dam go swojemu F. i on na bank ( !!! ) nie kapnie się, że to jakieś fit i wcale nie takie prawdziwie czekoladowe. No bo przecież jak mógłby się zorientować... jak ja tego spróbowałam, to byłam OCZAROWANA! Miałam kulinarny orgazm i obdzwoniłam pół rodziny z nowiną, że oto nareszcie mam przepis na czeko-deser, który nie tuczy! F. wrócił do domu i podstęp wywęszył od razu jak zobaczył, że ja coś dla niego... i to w kuchni. Przecież to jego działka! Ja w kuchni owszem, ale dla siebie, jak go nie ma. Ale dla niego? I to jakieś słodkości. Zaraz zapytał: z czego to jest? Kuźwa, zamiast się cieszyć, że żonka przyszła mu tu niespodziankę serwuje, to ten od razu: wącha, ogląda ze wszystkich stron - i tak za każdym razem jak gotuję JA. Najpierw oględziny, potem wąchanko, a potem je, jakby za karę. Teraz już wiecie, czemu ja do kuchni mu nie wchodzę! Mistrzunio od siedmiu boleści, wszystko i tak zrobi lepiej! No ale do sedna... obejrzał ten deser, powąchał milion razy i ... mówi, że jednak nie chce, że jednak nie jest głodny, że może później. A jak wszedł do domu to mi co innego gadał! No ale w końcu wściekła mówię, że to dla niego, że się starałam, że proszę, że chociaż łyżeczka. No i próbuje... i mina, jakby właśnie ktoś mu władował do buzi ... ach, nawet nie wiem do czego to przyrównać. Nie wiedziałam czy biec po miskę, czy otwierać mu drzwi do łazienki, czy go ratować... na bank to nie mogło mu aż tak nie smakować, przecież to był obłęd kulinarny! Na co słyszę... "co ty tam dodałaś? Weź to ode mnie... ". A jak już usłyszał, że CIECIERZYCĘ, to już w sumie udałam głupią, bo wiecie czasem tak najprościej. "Ojej, nie lubisz? Ale przecież jej tutaj nie czuć..." - "Dlaczego ty mi dajesz coś czego nie lubię, przecież mówiłem Ci milion razy, że NIENAWIDZĘ ciecierzycy!" - och, doprawdy? Musiało mi to umknąć... a fit deserek, robię sobie min. 1 raz w tygodniu. On się po prostu nie zna!
NIEUDANY PREZENT - delikatnie "za mały"
Ależ ja się cieszyłam na ten prezent! Taki wiecie... bez okazji, z dobrego serca, co by chłop dobrze się prezentował. Zamówiłam na takiej stronie, co to wiecie, chłop sam sobie tą stronę upodobał. Wysoka jakość ubrań, jego styl, fajne promocyjne ceny - czego chcieć więcej?! Zarobiłam akurat trochę kasy, to sobie myślę - zrobię mu SUUUPRAJS! Ależ ja wypatrzyłam spodnie... ależ ja wypatrzyłam bluzę! No rewelacja. Już go sobie wyobrażałam w tej bluzie, już widziałam go w tych spodniach. Ciach, do koszyka i zamawiam. Przesyłka przyszła i czekała... F. wrócił. a ja uradowana... zrobiłam ci zakupy! Proszę! Ten już nieufnie... ja nie wiem. Jakby miał radar na nieudane prezenty. Ale otwiera, z ciekawością, no no... nawet widzę jakiś uśmiech. Och, nie szalej tak z tej radości, kochanie! No i mierzy... kurka wodna. Jak po młodszym bracie. Wszystko za małe, za krótkie za ciasne... jakieś niewymiarowe. Albo on jakiś niewymiarowy, teraz to ja już w sumie nie wiem. No i podziękował, ale mówi, że no... chyba widzę, że to nie te rozmiary totalnie... i bluza jakieś dziwne zamki na rękawach, a ja na zdjęciu w necie jakoś tego nie widziałam... no i robiłam zwrot, kasę mi oddali. I ciuchów już więcej mu nigdy, psia kość nie kupię!
Po tamtej akcji, to właściwie już od kilku "okazji" trochę się rozleniwiłam, a jednocześnie zabawiłam w spełnianie marzeń, korzystając już z pewniaków, a nie swoich dziwnych pomysłów. Kto obserwuje IG, ten widział, że a to go na strzelnicę zabrałam, a to kiedyś na gokarty i inne cuda. Zapewne nie raz widzieliście ogrom pomysłowych prezentów od Wyjątkowy Prezent . Tam macie wszystko czarno na białym, same pewniaki. Albo ktoś to lubi, albo nie. Jak Wasz facet na przykład ciągle mówi o tym, że chciałby się przejechać Ferrari, to w zakładce Dla Niego, na pewno to znajdziecie. Wystarczy kupić i proszę... prezent gotowy. I w dodatku na pewno będzie udany. A temat jest o tyle na czasie, że... idzie wrzesień! A we wrześniu Dzień Chłopaka. Zaraz ktoś mi tu powie, ze nie obchodzi, bo jest z mężczyzną, a nie z chłopakiem. A ja tam obchodzę! W każdej kobiecie drzemie mała dziewczynka, a w każdym mężczyźnie mały chłopak. I trzeba tego małego chłopaka czasem nakarmić, realizując jakieś jego młodzieńcze marzenie. Sama nie wiem co tu wykombinować dla swojego F. żeby wiecie... znów nie było, że mi kiedyś mówił, że tego nie lubi, czy coś. Ale w sumie mam kilka pewniaków, takich jak jazda Monster Truckiem, czy jakiś wypasiony masaż. A niech go jakaś kobieta ostro wymasuje, a co! Opcji jest mnóstwo i myślę, że na pewno coś znajdziecie dla swoich partnerów.
Mam nadzieję, że Wasze gafy były mniej spektakularne, a partnerzy wyrozumiali. Cóż... ja po śmierdzących koszulkach, fit deserach i za małych ubraniach, nieco rozważniej już podchodzę do tematu "niespodzianek" i raczej pomijając jakieś prezenty od serca, będę się skłaniać ku absolutnym pewniakom, które będę jednocześnie spełnieniem jego marzeń. A gafy... przecież to tylko wynik miłości i szczerych chęci! Bez nich... związek byłby nudny jak flaki z olejem. Zdecydowanie za nudny!
Hahaha nie mogę! Odwaliłam to samo z koszulkami! :D Myślałam, że mnie mąż zabije, jak rano wstał i czego nie założył wszystko waliło :D:D:D A ostatnio zrobiłam mu kotlety mielone i wszystkie surowe w środku... czary mary, nie wiem jak to możliwe :D Ponoć oni by bez nas zginęli, ale czasem tak sobie myślę, czy oni z nami wlasnie nie zgina hahahah :D
Dla
Haha, surowe mielone też przerobiłam :D
widze ze jestes taka perfekcyjna jak ja ;d ja ostatnio wrzucilam do pralki co pod reka mialam i wyszlo wszystko zolte w tym jego biala koszula :[
Na pewno Ci wybaczył :D Mamy swoje sposoby, żeby się za długo nie złościli :D
Miło się Ciebie ostatnio czyta. Widać, że szczęśliwa jesteś, tzn. w tekstach, bo zdjęć swoich coś mało wstawiasz. A szkoda, bo oglądałam live i wyglądasz przepięknie!
PS: Nie wiem czemu, Twoje posty na FB zawsze pokazują mi się z dziennym opóźnieniem. Ale to nic, bo zaglądam sama regularnie. Czekam na więcej tak zabawnych postów.
Maria nie wiem czemu, Facebook to dla mnie czarna magia jeśli chodzi o wyświetlanie postów i zasięgi. Co do pierwszej części komentarza, bardzo Ci dziękuję! Fakt, zdjęć wstawiam mało, sama nie wiem czemu, jakoś tak, samej sobie nie za bardzo lubię robić :)
Pasujecie do siebie :) :*
Dziękujemy :*
oj tam oj tam, każdemu sie może zdarzyć :d uwielbiam twoje wspólne zdjęcia z F. Pokazujcie sie cześciej razem ?
Tego łośka namówić do zdjęć... :P Zawsze albo minę trzaśnie głupkowatą, albo taką, że wygląda jak jakiś gość z kryminału :P :D
Uwielbiam Twoje poczucie humoru i dystans do życia. Naprawdę jesteś godna naśladowania. Obserwuję od początku i widzę ogromną przemianę. Oczywiście na plus :)
Bardzo dziękuję, cieszę się, ze zmiany są zauważalne! :)
ale za to nadrobiłaś burgerami ;) :*
No a jak :D Czymś trzeba było!