0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

Książki odgrywają w moim życiu bardzo dużą rolę już od wczesnego dzieciństwa. No cóż mogę poradzić... kocham czytać, po prostu.

Zawsze przenoszę się wtedy do innego świata, wyciszam się , odpoczywam. Zdecydowanie mają one wpływ na moją osobowość, spojrzenie na świat. Kształtują mój światopogląd i często mają ogromny wpływ na moje postępowanie. To książki są zawsze największym bodźcem do zmiany czy podjęcia działania. Te w kategorii rozwoju osobistego są u mnie najbardziej pożądane. Nie chodzi tutaj tylko o puste hasła typu: możesz wszystko. Chodzi o treści, które zmuszają do myślenia i samodzielnej analizy. Treści, które często są świetnymi poradami w zakresie kształtowania nawyków czy prowadzenia biznesu.

Kiedyś też byłam jedną z tych osób, która myślała, że wszystko wie najlepiej i od nikogo nie musi się niczego uczyć. A potem dziwiłam się, że nie widzę efektów swojej pracy.  Dziś wiem, że podstawą sukcesu jest uważne słuchanie lepszych od siebie, wyciąganie wniosków i wcielanie przydatnych rad w swoje życie. Warto oddzielić oczywiście ziarno od plew, bo zwłaszcza w kategorii rozwoju można natknąć się na wiele pozycji, które są jednym wielkim bełkotem próbującym Ci wmówić, że możesz stanąć na rękach, podczas gdy ty jesteś sparaliżowany/a od szyi w dół ;) Takich pozycji unikamy!

Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić trzema, niezwykle wartościowymi książkami. Przy wszystkich trzech książkach, miałam jeden wielki dylemat: z jednej strony książki były taaak ciekawe, że miałam ochotę przeczytać je jednym tchem. Z drugiej strony: czytanie ich było tak wielką przyjemnością, że chciałam je czytać jak najdłużej. Zatem delektowałam się nimi, nawet bardziej niż najlepszą szarlotką na świecie. Chłonęłam strona po stronie, a każde zdanie nakręcało mnie pozytywnie i sprawiało, że miałam ochotę podbić świat!

Każda z tych trzech książek jest tak ogromną wartością samą w sobie, że zapłacenie za nie 30 czy 50 zł jest niczym w porównaniu z tym, co dostajemy w zamian. I tymi właśnie tytułami, pragnę się dzisiaj z Wami podzielić :)

 

 

SZTUKA ZWYCIĘSTWA

Phil Knight

 

 

Nigdy w życiu, tak dobrze nie czytało mi się chyba ŻADNEJ  książki. Moim ulubionym rytuałem w zeszłym roku, było odprowadzanie Polci na j.angielski i udanie się do kawiarni obok - tam zamawiałam zawsze tapiokę z musem malinowym, herbatę i... czytałam Sztukę Zwycięstwa. I sama czułam się jakbym wygrała życie. Nie wiele jednak trzeba człowiekowi do szczęścia, prawda?

O firmie Nike nie wiedziałam za wiele, choć kojarzyłam ją od najmłodszych lat. W gimnazjum z zazdrością patrzyłam na koleżanki, które miały popularne wtedy Nike Dunk i nigdy nie zapomnę kiedy w liceum w końcu udało mi się na nie uzbierać. Znaczek Nike przewijał się w filmach, teledyskach, na reklamach. Ale nigdy nie wiedziałam jaka za tym znaczkiem stoi historia, jaki człowiek.

I wiecie co? Cieszę się, że już teraz wiem. Nie będę Wam tutaj jednak nic zdradzać. To historia o uporze, determinacji. To historia o pasji, która jest całym naszym życiem. To historia, w której nie chodzi o pieniądze. Niesamowite jest tutaj właśnie to, że Philem nigdy nie kierowała chęć bycia zostania bogatym i zarabiania nieziemskich pieniędzy. Jego celem było tworzyć najlepsze buty do biegania, służyć innym, sprawiać, że inni czują się komfortowo, dobrze i że w butach nike pokonują swoje życiówki.

Co w tej historii urzekło mnie najbardziej? To, że ja sama w myślach poddałam się jakieś setki razy wcielając się w rolę Phila. Serio. Upór i dzika wręcz determinacja, którą tą człowiek w sobie miał sprawiała, że wręcz można było go nazwać szaleńcem.

Wielokrotnie mówię Wam o tym, że na szczyt dochodzą tylko Ci najbardziej wytrwali. Ci, którzy po drodze wywalą się milion razy, ale za każdym razem będą wstawać, otrzepywać się i iść dalej. Phil jest tego idealnym przykładem. Po tej książce nie sposób nie zmotywować się do działania, seerio!

 

 

KOBIETA NIEZALEŻNA

KAMILA ROWIŃSKA

 

To jest absolutna petarda, którą powinna przeczytać KAŻDA KOBIETA. Ba! To powinno być jakaś lektura obowiązkowa, choć uważam, że do książek jak i wgl do osoby Kamili trzeba dojrzeć. Kiedy dwa lata temu zaobserwowałam Kamilę na jej instagramie, coś mnie od niej odpychało. Miałam wrażenie, że pieniądze przesłaniają jej wszystko i są jakimś celem samym w sobie, ponad wszystko inne. Wiecie dlaczego tak myślałam? Dlatego, że pieniądze były moim czułym punktem. Bardzo chciałam mieć ich mnóstwo, a miałam tyle co nic. Toteż ich temat wywoływał we mnie jakąś zazdrość i inne chore uczucia.

Okazało się, że Kamila mówiąc o pieniądzach i niezależności, odwala kawał dobrej roboty. Roboty, dzięki której kobiety czują bodziec do zmiany. Wyrywają się z toksycznych relacji. Zaczynają na siebie zarabiać. Zaczynają interesować się firmą i zarobkami męża, jeśli nie pracują i zajmują się domem i do tej pory słyszały tylko: to nie twoja sprawa. Dzięki temu co robi Kamila, kobiety stają się niezależne, a wtedy... czują się prawdziwie wolne i mogą odejść od przemocowca. Rozwijają się i wiedzą, że niezależność to wolność, a wolność to możliwość decydowania o sobie i swoim życiu. 

Tego uczy ta książka. Tutaj nie ma pustych, coachingowych haseł typu: możesz wszystko. Tutaj jest garść porządnej wiedzy, cennych porad. Wywiady z inspirującymi, niezależnymi kobietami. Każda strona tej książki podsuwała mi jakieś pomysły i napełniała mnie ogromem kreatywności i motywacji. To po przeczytaniu tej książki, zaczęłam wreszcie realnie odkładać pieniądze. Nieważne, że to jakieś grosze. Ale tych "groszy" jest coraz więcej. I konsekwentnie od każdej wypłaty przelewam sobie chociaż maleńką część na konto oszczędnościowe.

To dzięki tej książce, podjęłam decyzję o kolejnych studiach, kursach. Zaplanowałam sobie niesamowitą ścieżkę rozwoju i edukacji. Nauczyłam się inwestować w siebie i swój rozwój. Nie w ciuszki, kosmetyki, dodatki do domu. Ale w swój rozwój i niezależność, której nie odbierze mi nikt.

Tak. Kobieta Niezależna, zdecydowanie powinna być pozycją obowiązkową każdej kobiety. To kawał cennej wiedzy, która zostanie z Tobą na zawsze.

 

NAWYKI WARTE MILIONY

BRIAN TRACY

 

 

No i kolejny sztosik!!! Już kiedyś jedna z książek Briana odmieniła znacznie moje podejście do biznesu i moich nawyków. Ale ta... ta przebija wszystko. I tak samo jak w przypadku książki Kamili - nie ma tu żadnego lania wody tylko ogrom, dosłownie ogrom cennych porad, które przydadzą Wam się niezależnie od tego czy prowadzicie własny biznes, czy pracujecie gdzieś na etacie. 

I to naprawdę nie jest książka o tym, jak zostać milionerem. Tu bardziej chodzi o rozwój, o konsekwentne realizowanie swoich celów. O nawyki, dzięki którym możemy stworzyć sobie życie o jakim marzymy. Poruszana jest tu każda płaszczyzna życia - od relacji międzyludzkich po rozwijanie swoich kompetencji. Od dbania o swoje zdrowie, po praktykowanie wdzięczności. Do tego garść informacji o marketingu, rozwoju firmy, o oszczędzaniu. Nie sposób czytać to i się nie zmotywować. To jest niemożliwe, żeby w trakcie czytania tej książki nie dostać olśnienia i bodźca do zmian.

"Nawyki warte miliony" przydadzą się każdej osobie, która chce od życia czegoś więcej, chce się rozwijać i być lepszą w tym co robi. 

 


Jestem ogromnie ciekawa, która z tych pozycji najbardziej przypadła Wam do gustu i Was zaciekawiła! :)

Jeśli macie ochotę na więcej, to w poniższych wpisach znajdziecie jeszcze więcej książek, które naprawdę mogą pomóc Wam odmienić Wasze życie:

 

Z takiej ilości propozycji, na pewno wybierzecie coś dla siebie.

Tradycyjnie proszę Was też o tytuły, które polecacie Wy. Co prawda nie wiem, czy starczy mi życia żeby przeczytać wszystko to co chcę, ale... dobrych książek nigdy za wiele!

Trzymajcie się ciepło kochani.

Ściskam,

Alicja

No nareszcie. Stało się :) Cholernie długo na to czekałam. Decyzję o nowej odsłonie bloga podjęłam już wiele miesięcy temu.

Wiedziałam, że chcę bardziej intuicyjnego szablonu. Chciałam, żeby użytkownik, który wejdzie na moją stronę od razu wiedział jakie treści można tutaj odnaleźć.

Ciężko było mi rozstać się z poprzednim szablonem, bo był wyjątkowy i taki "mój". Ale jak ja to zawsze mówię: nie ma zmian, bez zmian. Świat idzie do przodu, zmieniają się standardy, oczekiwania. Zmienia się odbiorca, do którego te standardy trzeba dostosować. Nie chciałam jednak zmieniać czegoś tylko pod kątem czytelnika i obecnych czasów. Chciałam, żeby to nadal było "moje" i żeby obie strony były zadowolone. No i chyba dlatego tyle nam zajęły prace nad stroną, bo dłuuuugo nie wiedziałam czego ja tak naprawdę chcę i wierzcie mi - to była prawdziwa męka :D

NOWA NAZWA

No ale w końcu - mamy to. Gdzieś w połowie prac nad blogiem podjęłam też decyzję o... zmianie nazwy. Ilekroć o tym myślałam, miałam w głowie znaki zapytania. Dużo osób przywiązało się do mamali, ale ja jakoś czułam, że ta nazwa trochę mnie ogranicza tak samo zresztą jak i szablon. Nazwa ograniczała mnie dlatego, że kojarzyła mi się ze starą Alicją. MAMALA, która zakładała blog 6 lat temu, nijak mi się do Alicji, którą jestem teraz i do wartości jakie teraz wyznaję. A ilekroć słyszałam z czyichś ust "mamala" to od razu miałam przed oczami tą zagubioną 21 letnią dziewczynę, która szuka swojej drogi.  Postanowiłam więc pracować na własne nazwisko. Alicja Wegner brzmi dojrzale, kobieco i idealnie pasuje do mojego obecnego JA.

SZABLON

Stary szablon z kolei ograniczał nie tylko mnie ale i Was. Kategorie były stare, w ogóle nieadekwatne do treści które się na stronie pojawiały. Ciężko było wywnioskować z bloga o co właściwie w nim chodzi i kim jest jego autorka. Obecna strona wyraźnie pokazuje kim jestem, jakie wartości wyznaję i na jakich treściach się skupiam. Są wyróżnione moje warsztaty, które organizuję. Jest też genialny banner, który przekierowuje Was do kategorii ROZWÓJ na której najbardziej mi zależy. Każda kategoria ma też swoje podkategorie co ułatwi Wam odnalezienie treści, które najbardziej Was interesują.

Jestem zakochana niesamowicie w wyglądzie poszczególnych wpisów. Czyta się je teraz naprawdę dobrze. Fajny, wyraźny font. Duży, wypośrodkowany tytuł i zdjęcie. Krótki opis "o mnie" i polecane wpisy pod artykułem. I nowy system komentarzy! Mam nadzieję, że teraz dużo łatwiej będzie Wam czytać artykuły jak i je komentować.

Nie będę tutaj  dłużej  rozpisywać się na temat tego jak to wszystko wygląda, bo najlepiej będzie jeśli sami po prostu zrobicie sobie małą przechadzkę po blogu i się z nim zapoznacie.

NEWSLETTER

Oho! Zapomniałabym :) Jest też totalna nowość - w sumie wszystko tu jest nowe ale ok :D - mianowicie... NEWSLETTER! Po wejściu na blog pojawiać będzie Wam się okienko, w którym będziecie mogli wpisać swoje imię i e-mail. Jeśli wpiszecie te dane, na waszą skrzynkę przyjdzie najpierw e-mail, w którym będziecie musieli potwierdzić subskrypcję. Kiedy to potwierdzicie, przyjdzie do Was moja wiadomość powitalna, a w późniejszym czasie... będziecie otrzymywać ode mnie sekretne listy, które być może nie raz zainspirują Was do jakiś pozytywnych zmian.

 

 

Jestem maksymalnie podekscytowana! Nowa strona zdecydowania sprawiła, że dostałam power do pracy i publikowania nowych treści. Stary szablon jakoś skutecznie mnie zniechęcał i tych wpisów było naprawdę mało. Jestem w pełnej gotowości, by tworzyć treści których najbardziej pożądacie. Zapytałam Was o to ostatnio na InstaStories. To co najbardziej interesuje moich odbiorców, to szeroko pojęty rozwój osobisty jak i duchowy; wychowanie i rozwój dzieci; medytacja i holistyczne podejście do życia i zdrowia. I to jest właśnie to na czym się skupię.

PODZIĘKOWANIA

Z tego miejsca chciałabym z całego serca podziękować dwóm osobom, które tworzyły mój blog: Rafałowi oraz Kasi. Dziękuję za Waszą współpracę, wszystkie rady, sugestie i wielomiesięczną pracę! Dziękuję za znoszenie moich ciągłych zmian, poprawek i niezdecydowania :P Domyślam się, że to nasza pierwsza i ostatnia współpraca hahahahaha :D A tak serio - jestem Wam cholernie wdzięczna, że stworzyliście coś co zadowala mnie w 100% i spełnia moje oczekiwania.

Mam też nadzieję, że równie zadowoleni jesteście Wy - moi czytelnicy! Jestem ciekawa co sądzicie o nowej odsłonie i nazwie.

Dziękuję Wam za to, że jesteście, kibicujecie i wspólnie ze mną tworzycie tak wspaniałe miejsce w sieci! Wy dajecie dobrą energię mi, ja daję dobrą energię Wam. Wspólnie dajemy ją dalej i dalej i dokładamy solidną cegiełkę do tworzenia lepszego świata.

Dziękuję! Mam nadzieję, że teraz będziemy widywać się tu częściej - odezwijcie się pod tym wpisem i dajcie mi duuuużo dobrej energii! Przyda się przy tworzeniu kolejnych treści <3

Ściskam,

Alicja <3

 

Najgorsze momenty w moim całym życiu, dziś postrzegam jako największe błogosławieństwa. To właśnie w tych najtrudniejszych chwilach szukałam sposobów by przetrwać, dać radę. A te sposoby okazały się być receptą na osiągnięcie życiowej równowagi i harmonii. Okazało się, że te wszystkie rzeczy sprawdzają się nie tylko wtedy gdy jest źle. One są uniwersalne. To piękne nawyki, które są ze mną i wtedy gdy jest dobrze i wtedy gdy jest źle. Ale nigdy bym ich nie spróbowała, gdyby nie te sytuacje, w których nie wiedziałam już czego się chwytać, by przetrwać kolejny dzień, kolejną noc.

Dzisiejsza sytuacja na świecie sprawia, że wielu z nas czuje lęk, niepokój. Jesteśmy niepewni jutra. Boimy się o nasze zdrowie, o zdrowie naszych bliskich. Wiele z Was mi pisze, że Wasi bliscy pracują za granicą. Albo, że pracują w szpitalach, kopalniach, aptekach. Nie mogą wziąć wolnego. Każdego dnia dzielnie pracują i są narażeni na styczność z wirusem. Boimy się o nasze biznesy, o pieniądze. Wielu właścicieli małych przedsiębiorstw już wie, że to ich koniec. Gospodarka podupada. Ludzie umierają. W coraz większej ilości krajów nie można wychodzić z domu w nieuzasadnionych przypadkach. Pandemia. Tego jeszcze nikt z nas nie przeżył. Boimy się. I to naturalne. Zwłaszcza, że nie wiemy, kiedy to się skończy.

Jest to niewątpliwie sytuacja, której z jednej strony nie możemy zmienić - to się dzieje. To na co mamy wpływ to ... zbiorowa odpowiedzialność, dzięki której być może uda nam się utrzymać krzywą zachorowań na możliwie najniższym poziomie, żeby nie wyglądało to jak we Włoszech. Możemy to zrobić siedząc w miarę możliwości w domach, by wirus się nie rozprzestrzeniał. Wielu z nas nie ma takiej możliwości, wiem o tym. Na co jeszcze mamy wpływ? Na nas samych i nasze podejście.

Tylko jak nie panikować i nie dać się lawinie negatywnych myśli? Trzeba o siebie możliwie jak najlepiej zadbać. I pamiętać, że to o czym napiszę poniżej, to nie jest tylko nawyk na złą chwilę. To nawyk warty wprowadzenia do codzienności przez 365 dni w roku!

 

MEDYTACJA

Medytuję regularnie już od wieeeelu miesięcy. Ostatnio moje medytacje przybrały już formę medytacji bez timera, prowadzenia - medytuję po kilkanaście minut przy cichej muzyce i kończę kiedy chcę. Co mi to daje? Niesamowity spokój, większą łatwość w rozwiązywaniu problemów. Ten czas spędzany w ciszy, sam na sam ze własnym oddechem jest najlepszą formą relaksu na świecie. Uspokaja myśli, oddech, porządkuje chaos w naszej głowie. Medytacja po prostu nas uspokaja. Praktykowana regularnie sprawia, że człowiek potrafi zachować spokój i racjonalne myślenie nawet w obliczu zagrożenia. 

Na początku praktyka jest trudna. Wielu z nas kojarzy ją ze stanem, w którym nie myśli się o niczym. A wierzcie mi, że do takiego stanu dochodzi się latami. Umysł błądzi i to naturalne. W medytacji najważniejsze jest spokojnie oddychać i jeśli zobaczymy jakąś myśl - dostrzec ją, spróbować jej nie oceniać i pozwolić odejść. Jeśli zobaczysz na przykład, że zaczęłaś myśleć o liście zakupów na jutro, powiedz sobie: to jest myśl - i wróć do świadomego oddechu. I tak za każdym razem... nie walcz na siłę z myślami. Szczegółowo o tym jak medytować napisałam we wpisie z wyzwaniem 30 dni medytacji. Nie rozmyślaj za dużo JAK to robić. Po prostu usiądź lub połóż się... wyprostuj swoje ciało i... oddychaj. Na początku niech to będą nawet 3 minutki. Nie wkurzaj się, ze stale o tym myślisz. Ja sama mam czasem takie medytacje, że myśli przychodzą jedna po drugiej. Nieważne. Uczę się je obserwować, nie oceniać, pozwalać im odejść. Nawet jak medytacja jest trudna i ciężko się skupić to i tak odczuwam jej pozytywne skutki, bo... samo zatrzymanie się i posiedzenie w spokoju już jest niesamowitym antystresorem!

Odpal sobie na YT medytację prowadzoną Gosi Mostowskiej, albo po prostu wpisz sobie w YT: meditation music i włącz jakiś podkład muzyczny. Zamknij oczy i... oddychaj. Obecnie uwielbiam słuchać twórczości norweskiego kompozytora, zwłaszcza utwory "Flying" - idealny do medytacji przed snem. Przeżywam przy nim najlepsze, kilkunastominutowe praktyki!

 

 

CODZIENNA PRAKTYKA WDZIĘCZNOŚCI

O rytuale dziękowania za dobre rzeczy i wdzięczności, piszę Wam od dawna nieustannie. Przyznam jednak, że w ostatnim czasie miałam z tym problem. Po prostu o tym zapominałam. Moja terapeutka dała mi jednak zadanie domowe: codziennie wieczorem wymieniać 10 rzeczy, za jakie jestem wdzięczna, za jakie chcę podziękować. I mają to być konkrety. Odkąd zaczęłam to systematycznie robić, zasypiam z poczuciem, że mam naprawdę wiele. W każdym, nawet ciężkim dniu jestem w stanie znaleźć pozytywy. Są dni, kiedy dzieje się wiele i mogę wymieniać rzeczy bez końca. Są dni, kiedy trudno mi znaleźć nawet 10 tych rzeczy. Ostatecznie jednak okazuje się, że zawsze są jakieś powody do wdzięczności. A praktykowanie się w dostrzeganiu ich sprawia, że z czasem powodów do wdzięczności jest coraz więcej! Jeśli 10 rzeczy sprawia Ci trudność, zacznij od dziękowania za 3 rzeczy każdego wieczoru, a potem stopniowo dodawaj ich coraz więcej. Zobaczysz, jak to zmieni Twoją energię i nastawienie do życia!

 

SPISYWANIE SWOICH UCZUĆ, EMOCJI, PRZEMYŚLEŃ

Niezwykle terapeutyczną siłę ma spisywanie na kartce wszystkiego tego, co siedzi nam w głowie. Tak jak czujemy. Może być nam ciężko zacząć, ale kiedy zaczniesz już pisać, wierz mi... wypłynie z Ciebie wszystko to, co siedziało w Tobie głęboko i szukało ujścia. Jeśli nie wiesz jak zacząć, napisz na kartce pytanie: jak się dzisiaj czujesz? I po prostu na to odpowiedz. Często przelanie swoich myśli na papier działa nawet lepiej niż wygadanie się przyjaciółce. Wyrzućcie z siebie emocje, napiszcie wszystko co czujecie, co Was nurtuje, co Was cieszy. Nie chodzi tylko o negatywne emocje. Chodzi o WSZYSTKIE emocje. Wyrzuć je z siebie.

 

OGRANICZANIE BĄDŹ CAŁKOWITE ODRZUCANIE RZECZY, KTÓRE NAS OSŁABIAJĄ

Większość ludzi, sama sobie szkodzi swoimi nawykami i wyborami. Musimy ustalić co zabiera nam energię, a co nam jej dodaje. A następnie ograniczyć jedno, a zwiększyć drugie. W miarę możliwości oczywiście. Spójrz na swój rozkład dnia, swoje czynności, nawyki. Co pozbawia Cię energii? Mnie pozbawia jej oglądanie wiadomości, bezmyślne przeglądanie instagrama, bezczynność, chodzenie późno spać, ciężkie i tłuste jedzenie, rozpamiętywanie przeszłości, lęk o przyszłość. To wszystko nasila się właśnie w kryzysowych momentach. Oczywistym jest teraz, że śledzimy wiadomości i chcemy być na bieżąco z sytuacją na świecie. Nie musimy jednak mieć włączonych wiadomości 24 na dobę i dodatkowo czytać o tym wszystkim non stop w telefonie. Jeśli chodzi o pandemię wirusa, to jedyne na co staram się wchodzić kilka razy dziennie, to taka relacja na onecie, w której jest godzina i jest kilka zdań odnośnie obecnej sytuacji, rządowych ustaleń o których powinniśmy wiedzieć, ograniczeniach, zarażeniach itp. Wystarcza mi to. Oczywiście czytałam trochę naukowych artykułów, w SM również non stop napotykam się na newsy odnośnie wirusa... ale kiedy czuję, że zaczyna mnie to osłabiać - wyłączam to wszystko i skupiam się na czymś innym.

Łatwo nam się teraz zapomnieć, jeść byle co, bo jest pod ręką, nie ruszać się i utknąć przed telewizorem - ale to właśnie w takich momentach musimy o siebie wyjątkowo zadbać i nie pozwolić, żeby złe nawyki wysysały z nas całą energię!

Najwięcej energii pozbawia nas... martwienie się! Dlatego zamień to co Ci szkodzi, na coś co Cię wzmacnia. Zamiast siedzenia i rozmyślania, poczytaj fajną książkę, zrób porządki albo po prostu - weź się za pracę lub pobaw się z dzieckiem. Nie masz wpływu na to co się dzieje, ale masz wpływ na swoje nastawienie i swoje działania.

 

ŚPIEWANIE MANTR

Przyznam, że dawno ich nie praktykowałam, a pamiętam, że w jednym z najtrudniejszym dla mnie etapie życia, były moją odskocznią i pozwoliły mi utrzymać się na powierzchni. Śpiew ma ogromną moc. Ciężko mi to wyjaśnić, ale kiedy regularnie śpiewałam mantry, miałam wrażenie, że tworzę wokół siebie jakąś niewidzialną tarczę, dzięki której nie dociera do mnie negatywna energia i nie ucieka ode mnie ta dobra. Miałam wokół siebie jakąś tajemniczą aurę, która uzdrawiała się z każdym wydobytym dźwiękiem. Faktem naukowym jest już to, że wszystko na tym świecie jest energią. Tak samo mantra. Jej dźwięk to energia o specyficznych wibracjach, zmieniających energię w nas samych. Przypominając sobie teraz swoją przygodę z mantrami, sama zmotywowałam się do powrotu do ich śpiewania! Moją ulubioną była mantra RA MA DA SA, o której dowiedziałam się z książki Agnieszki Maciąg. To mantra uzdrawiająca i otwierająca nasze serce. Pamiętam, że kiedy śpiewałam ją pierwszy raz, cała drżałam i wylałam morze łez... a potem wypełnił mnie błogi spokój i poczucie, że... jeszcze będzie pięknie.

 

 

CZYTANIE KSIĄŻEK

Zainwestuj w jakąś książkę, z której bije dobro, ciepło, piękna energia! Przekaz z tych książek zostanie z Tobą na zawsze, wyciągniesz z nich to co dobre dla Ciebie w danej chwili. Swoją przygodę z rozwojem osobistym zaczynałam od książki: Sekret. Będę zawsze mieć do tej książki ogromny sentyment, bo to ona dała mi bodziec do zmiany i pokazała, że kluczem do pięknego życia jest zmiana sposobu myślenia. Ale przełomem była dla mnie książka Agnieszki Maciąg - Pełnia Życia. Wtedy coś się we mnie przełamało i wyruszyłam w prawdziwą podróż w głąb siebie. Poczułam chęć jeszcze większych zmian. O książkach, które miały na mnie duży wpływ pisałam tutaj i tutaj.

To co czytamy, czego słuchamy ma na nas ogromny wpływ. Już kilka stron pozytywnej książki wprawia w nas w inne wibracje. Spróbuj!

 

 

PORANNE I WIECZORNE WYCISZENIE

Niby takie oczywiste, prawda? Założę się jednak, że zdecydowana większość z Was, spędza wieczór przed telewizorem, a na dokładkę wpatruje się już w łóżku w telefon. Wiecie czemu to nie jest dobre? Światło niebieskie emitowane przez nowoczesne urządzenia, zaburza wydzielanie melatoniny - hormonu, która odpowiada za zasypianie i regenerujący sen. Wpatrywanie się wieczorami w telefon czy inne urządzenia zaburza nasz cały rytm dobowy i biologiczny, nie wspominam tutaj już o wzroku. Kiedyś sama spędzałam wieczory przed tv, a potem jeszcze patrzyłam się do ostatniej minuty w telefon. Dzisiaj nie wyobrażam sobie takiego funkcjonowania.

Telefon i inne urządzenia odkładam na min. godzinę przed snem. Wyciszam się w łóżku, przy przygaszonym świetle. Najpierw czytam, potem medytuję, potem kładę na kilkanaście minut opaskę z siemieniem lnianym na oczy i wizualizuję. Staram się chodzić spać max. o 23.

Poranek tak samo - staram się wstawać na tyle wcześnie, by mieć jeszcze chwilę dla siebie sam na sam. Piję szklankę wody, a potem medytuję 15 minut. Wiosną i latem te poranki zaczynam już o 5/5:30 i biegam, afirmuję itp. Ale w okresie zimowym potrzebuję nieco więcej snu i czasu na regenerację.

Najgorsze co mogę sobie zrobić, to zaburzyć dobowy rytm przez zbyt późne pójście spać, objedzenie się na sam wieczór, siedzenie do późna przed TV. Rano czuję się jakbym była skacowana, a co za tym idzie mam mniej energii i jestem bardziej rozdrażniona. Czasem świadomie decyduję się na wieczór z netflixem, ale baaardzo rzadko, bo wiem, że będę tego żałować. Mam hashimoto i u mnie sen to podstawa. Niewystarczająca ilość snu od razu sieje spustoszenie w moim organizmie.

 

POZYTYWNE MYŚLENIE!

Po prostu! I ono przychodzi tak samo z siebie, kiedy stosuję się do wyżej wymienionych nawyków. Boimy się codziennie o tyle rzeczy. Ale tak naprawdę to nie te rzeczy wywołują w nas negatywne emocje, ale nasz strach! Nie chcę ciągle się bać. Nie chcę żyć w strachu, snuć wiecznie czarnych scenariuszy. Chcę żyć pełnią życia i mieć w sobie wiarę, że będzie dobrze! Wierzę, że każda trudna sytuacja to lekcja - i zawsze z każdej staram się wyciągnąć jak najwięcej wniosków.

Możesz sobie myśleć - łatwo Ci mówić. Nie, wcale nie łatwo. Pracuję nad sobą już ponad 6 lat. Doskonale pamiętam co to znaczy ciągle płakać, ciągle się bać, mieć ataki paniki, stany lękowe. Przeszłam zdecydowanie za dużo, bym mogła się zgodzić z tym, że "łatwo mi mówić". Praca nad sobą to najcięższa ze wszystkich prac w życiu. Wymaga ogromnej siły, determinacji, konsekwencji. Ale wiecie co? Dzięki tej pracy, można zmienić całe swoje życie na lepsze. Ja nie wyobrażam sobie żyć już inaczej. Moment, w którym postanowiłam przestać obarczać świat i ludzi winą za swoje niepowodzenia był najlepszym momentem w moim życiu. Kiedy weźmiesz odpowiedzialność za to jak się czujesz i jak żyjesz - otworzą się przed Tobą drzwi do najpiękniejszej podróży w Twoim życiu. Podróży w głąb siebie. Uwierz mi... warto!

Życzę Wam kochani dużo zdrowia, spokoju, cierpliwości i wiary w tym trudnym dla nas wszystkim czasie. Wierzę, że ta sytuacja będzie dla nas wszystkich najważniejszą lekcją w naszym życiu. I że wyjdziemy z niej jeszcze silniejsi. Nawet jeśli będziemy musieli odbić się od dna.

Ściskam Was ciepło i wysyłam ogrom dobrej energii. Jeszcze będzie pięknie <3

 

 

Kiedy miałam 21 lat i byłam świeżo upieczoną mamą, wydawało mi się, że wszystko wiem najlepiej. Wiele z Was zapewne to pamięta. Moja racja jest najmojsza i wgl: jestem taka mądra! ;)

Zauważam teraz taką manierę u mam w wieku 20-23 (nie wszystkich oczywiście), ale zawsze stopuję się przed ocenianiem, bo... to po prostu taki wiek :P Z czasem to mija! Dlaczego jednak o tym piszę - a no dlatego, że będąc tą 21 latką, absolutnie i pod żadnym pozorem nie dałabym się namówić na żadną książkę dotyczącą tego, jak wychowywać dzieci. Kojarzyłam takie książki ze zbiorem czarno-białych rad a ja niekoniecznie chciałam iść za jakimiś złotymi radami. Ufałam intuicji. I to się wtedy sprawdzało. Ale kiedy dziecko rośnie, zaczynają się małe schodki. Bo nagle już nie trzeba tylko karmić, przewijać, tulić się i bawić. Trzeba często coś tłumaczyć, wyjaśniać, rozmawiać. I choć pragnę wierzyć, że każdy rodzic chce dla dziecka jak najlepiej, to niestety nie zawsze wie, co to "najlepiej" oznacza. Nieświadomie popełniamy ogrom błędów, które później skutkują problemami w życiu naszych dorosłych już dzieci. Wystarczy spojrzeć na ludzi w naszym wieku. Bujamy się z różnymi problemami i tkwimy w wielu schematach, które uprzykrzają nam życie. A gdzie tkwi przyczyna? A no najczęściej w dzieciństwie. I mogłaś mieć to dzieciństwo szczęśliwe i dobre jak cholera. A i tak, mogło dziać się coś niepozornego, co teraz ma na Ciebie negatywny wpływ. Może słyszałaś ciągle teksty typu: co ludzie powiedzą - i teraz w dorosłym życiu nie potrafisz żyć tak jak Ty chcesz, bo stale myślisz o tym jak odbiorą to inni. To tylko taki jeden z wieeelu przykładów, ale bardzo powszechny wnioskując chociażby po Waszych historiach, które opisujecie mi w wiadomościach.

Ale wracając do tematu książek - dziś traktuję je jako wielką inspirację i pomocne narzędzie w byciu dobrym rodzicem. Oczywiście wybieram je ostrożnie. Jeśli w jakiejś książce zobaczyłabym wskazówkę typu: daj karę, pozwól dziecku się wypłakać - to wyrzuciłabym ją do kosza, bo nawet nie chciałabym, żeby trafiła w inne ręce. Mam swoich ulubionych autorów, którzy są dla mnie wzorem i wiele od nich czerpię. I to ich pozycje najczęściej wybieram.

Nie jestem też w tym temacie jakąś maniaczką. Raczej stawiam na jakość, nie ilość. Wbrew pozorom, nie przeczytałam książek tego typu nie wiadomo ile. Ale te, które przeczytałam - miały ogromny wpływ na moją relację z Polę i na moje podejście do jej osoby i do jej wychowywania. I to są książki, do których często wracam. Bo... pamięć bywa zawodna a do starych nawyków bardzo łatwo wrócić. Oczywiście od razu mówię - wszyscy jesteśmy ludźmi. Możemy się starać nie wiadomo jak bardzo, ale i tak popełnimy po drodze jakiś błąd. Nie chodzi też oto, by książki były dla nas 100% wzorem jak traktować nasze dzieci. Każde dziecko jest inne. Ale ja wybieram raczej treści dość uniwersalne. Treści, dzięki którym nauczyłam się umiejętnie rozmawiać ze swoim dzieckiem, umiejętnie wyznaczać granice, umiejętnie pomóc mu przechodzić przez ciężkie chwile. I choć na początku te zmiany są dość nienaturalne, ciężkie do zastosowania w nieprzewidzianych sytuacjach - to wierzcie mi. Praktykowanie tego, staje się później normalką. Dla mnie nie ma już innej drogi rozmowy niż ta, w której akceptuję emocje dziecka, nie szydzę z nich, nie bagatelizuję. Dla mnie to normalka, że kiedy dziecko jest wściekłe i krzyczy, to ja na to pozwalam, a nie mówię: weź przestań krzyczeć. Pozwalam, a często sama mówię, np: jesteś zła? Pola mówi, że tak. A ja na to: to weź kartkę i narysuj jak bardzo! Bo ja jakbym była zła, to narysowałabym ... - i wierzcie mi, ja się już do tego nie zmuszam. Dla mnie to normalna reakcja, której się nauczyłam i która odmieniła mnie i moje dziecko.

No ale wy czekacie na te książki mądrych ludzi, a nie tam mamalowe gadanie :P No to proszę. Oto książki, które naprawdę odmieniają jakość rodzicielstwa!

 

WYSOKO WRAŻLIWE DZIECKO

Elaine Aron

 

Wierzcie mi, nie przesadzę jeśli powiem, że ta książka odmieniła mnie, moje dziecko i naszą relację. Ale przede wszystkim pomogła mi bardziej zrozumieć Polę i jej pomóc. A Pola zyskała na tym najwięcej. Pola nie była nigdy zdiagnozowana jako wysoko wrażliwe dziecko, ale pani psycholog, która była na obserwacji w przedszkolu, podesłała mi kilka materiałów o takich dzieciach i zapytała, czy są tam elementy, z którymi bardzo utożsamiam moje dziecko. Zaczęłam więc czytać, szperać i... kupiłam tą książkę. Totalnie odmieniła mój sposób komunikacji z Polą. To co uważałam w głębi duszy za słabości Poli - zaczęłam postrzegać jako dar. Książka świetnie obrazuje różne oblicza wrażliwości, opowiada o różnych dzieciach, o podejściu do nich - a ono musi być naprawdę cholernie wyważone i ostrożne. Przynajmniej na początku tak to wygląda. Później staje się to normą. Sposób komunikacja, wzmacnianie. Przy wrażliwcach czasem trzeba się nagimnastykować, żeby coś wytłumaczyć, żeby wesprzeć, ale również żeby wytyczyć granice - i zrobić to umiejętnie, nie sprawiając, że dziecko zaraz zrobi 10 kroków w tył.

 

 

 

JAK MÓWIĆ, ŻEBY DZIECI NAS SŁUCHAŁY, JAK SŁUCHAĆ ŻEBY DZIECI DO NAS MÓWIŁY

Adele Faber, Elaine Mazlish

 

Bardzo fajna pozycja, która nauczyła mnie komunikacji z moim dzieckiem. Komunikacji opartej na szacunku, zrozumieniu potrzeb i emocji dziecka. Wiele przykładów z życia rodziców takich jak my. Wiele przykładowych dialogów, prawdziwych sytuacji. Książka daje do myślenia i choć na początku zastosowanie się do "wytycznych" może być ciężkie, to kiedy jednak będziecie próbować i zauważycie efekt - uwierzcie mi, nie będziecie już wracać do starych nawyków. Dla mnie taką przełomową sytuacją, kiedy stwierdziłam: o matko, to działa! - była sytuacja, kiedy Pola była mega wściekła z powodu jak dla mnie błahostki. Przystanęłam jednak, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam: rozumiem, że jesteś zła, bo... - Pola na to: tak, jestem wściekła! Następnie zasugerowałam jej, żeby wzięła kartkę papieru i pokazała mi jak bardzo. Zaczęła na niej rysować, gnieść ją, na koniec ją podarła. Ja zrobiłam mniej więcej to samo, wymachując jeszcze teatralnie rękoma, że ja też bywam taka wściekła. Na koniec po prostu razem zaczęłyśmy się śmiać i spokojnie opuściłyśmy dom. To było dla mnie mega fascynujące przeżycie, które pokazało mi, że nie ma nic lepszego niż pokazanie dziecku, że się je rozumie i pokazanie mu, jak może dać ujście swoim emocjom i sobie z nimi poradzić.

 

 

JAK MÓWIĆ, ŻEBY MALUCHY NAS SŁUCHAŁY

Joanna Faber, Julie King

Tutaj książka, której strategie oparte są na wyżej wspomnianej. Jest ona jednak kierowana do rodziców dzieci w wieku 2-7 lat. I ta literatura również uczy dobrego dialogu między rodzicem a dzieckiem. Pokazuje jak się komunikować, jak rozwiązywać trudne sytuacje. Książka zmienia nasze podejście do rozmów i dzieci. Sprawia, że nagle zaczynamy mówić to samo co wcześniej, ale innymi słowami bardziej trafnymi słowami. I tak drobna wydawałoby się zmiana, zmienia całą naszą komunikację z dzieckiem i całą naszą relację z nim. Naprawdę - to jest niesamowite i jeśli naprawdę przyłożycie się do tego, żeby wyciągnąć z tej książki jak najwięcej, to zrozumiecie co miałam na myśli. Tak samo jak w powyższej pozycji. To co czyni tą książkę autentyczną, to realne historie rodziców, którzy mieli z komunikacją problem i opowiadają o tym, jak się to zmieniło po wprowadzeniu kilku zmian. To do mnie przemawia. Nie suche fakty, ale liczne przykłady i historie rodziców takich jak ja. Szczegółowo opisane sytuacje, dialogi. To sprawia, że książka po prostu daje nam na tacy przykład tego, w jaki sposób możemy rozmawiać z dzieckiem w danych sytuacjach. Dla mnie to jest kosmos, że słowa, które wypowiadamy mają tak wielką moc. Źle dobrane, potrafią burzyć, ale przemyślane - potrafią budować wspaniałą relację i dialog.

 

 

 

NOWE WYCHOWANIE SEKSUALNE

Agnieszka Stein

 

To Wasza rekomendacja. Kiedyś zapytałam Was o książki w temacie wychowania, które polecacie. Ta książka była wspominana przez Was zdecydowanie najczęściej. Jestem dopiero w trakcie jej czytania, ale już wiem, że to powinna być lektura obowiązkowa KAŻDEGO RODZICA! Wszystkie te kwestie, które są dla wielu rodziców tematem tabu, są w tej książce opisane naprawdę prosto i zrozumiale. Książka otwiera oczy na wiele kwestii związanych z seksualnością naszych dzieci i wspieraniem ich w tym temacie.

Moim zdaniem mimo, że idziemy jako społeczeństwo do przodu i mamy coraz większą świadomość - wciąż wychowujemy dzieci w poczuciu wstydu, uznając temat ich ciał i seksualności za coś czego należy się wstydzić. To bardzo szkodliwe. Ludzie krzyczą: nie chcemy edukacji seksualnej naszych dzieci przez innych ludzi! - nie wiem, może wydaje im się, że dzieci na lekcjach będą ściągać majtki i się masturbować? Celem edukacji seksualnej jest PRZEDE WSZYSTKIM wskazanie granic, szacunek, umiejętność mówienia NIE i wyraźnego dostrzegania przemocy. Oglądam teraz serial SEX EDUCATION i przyznam, że refleksji mam przy każdym odcinku milion. Bo niesamowicie zobrazowane jest to, jak BRAK WIEDZY szkodzi i jak młodzi ludzie tej wiedzy pragną! Ale z większością dzieciaków nie ma kto pogadać na tematy seksu, naszego ciała itp. Wiele bym dała, żeby ktoś kiedy byłam nastolatką, wyjaśnił mi podstawowe rzeczy, rozwiał wątpliwości. To nieludzkie błądzić jak dziecko we mgle w tak poważnych kwestiach i potem wkraczać w dorosłość nadal nie znając odpowiedzi albo szukając ich w beznadziejnych miejscach. WIEDZA to jest klucz do sukcesu, na każdej życiowej płaszczyźnie.

Tymczasem wciąż spotykam się z matkami, które mówią dzieciom: nie dotykaj się tam! Nie ładnie! - od małego wpajają dzieciom, że dotykanie się, że miejsca intymne to coś złego, wstydliwego. Nie wspomnę o 30 letnich kobietach, które na słowo: cipka, wagina czy penis dostają wypieków na twarzy i nerwowo chichoczą. Mogłabym wymieniać bez końca.

W każdym razie - jestem dopiero w trakcie czytania, ale już mogę Wam polecić tę książkę z ręką na sercu. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mamy na rynku taką literaturę i że możemy z niej czerpać, a co za tym idzie - być lepszymi rodzicami, którzy mają szansę popełnić mniej błędów wychowawczych niż poprzednie pokolenia.

 

 

 

JAK WSPIERAĆ ROZWÓJ PRZEDSZKOLAKA?

Monika Sobkowiak

Kilka miesięcy temu pomyślałam sobie, że super byłoby mieć książkę, w której będę konkretnie opisane dane grupy wiekowe, zabawy, umiejętności. No i jakiś czas później w ręce wpadła mi książka z wydawnictwa Samo Sedno, która zaspokoiła moją potrzebę :)

Autorka książki w każdym rozdziale opisuje ogólnie np. rozwój społeczno-emocjonalny dziecka albo rozwój mowy - a potem opisuje co potrafi w tym temacie typowy 3,4,5 lub 6 latek. Do tego w każdym rozdziale są propozycje świetnych zabaw i ćwiczeń dla danej kategorii wiekowej w danej sferze np. czytanie i pisanie, stymulacja rozwoju mowy dziecka.

Dla mnie ta książka jest wspaniała przede wszystkim dlatego, że mogłam sobie sprawdzić co w danym wieku dziecko POWINNO już potrafić, na co jest jeszcze czas i jak w danych sferach mogę je na dany moment wspierać. Książka zawiera dużo cennych wskazówek i nadaje się zarówno dla nauczycieli jak i każdej innej osoby, która pracuje z dziećmi w wieku przedszkolnym, oraz dla nas - rodziców. Np. u nas obszarem nad którym należy pracować i go wzmacniać jest pamięć i koncentracja. Dlatego rozdział o tym był dla mnie szczególny ważny, bo mogłam sobie zaznaczyć zabawy, które mogą wprowadzić w domu i w ogóle zauważyć, że nad czymś trzeba popracować.

Mam tylko jedno dziecko i brak jakiegoś większego porównania. Wiadomo, każde dziecko jest inne, ale nie mając porównania, można łatwo przeoczyć, że dziecko coś już powinno potrafić, albo że ma z czymś problem i jest daleko w tyle. Matce zawsze jest to zauważyć trudniej. Dlatego np. mamy potem 5 letnie dzieci, które mówią tak, że nikt ich nie rozumie - a mama nie widzi w tym problemu, bo mama je rozumie i jeszcze najgorzej jeśli nie widuje na co dzień innych dzieci i myśli, że to norma - w konsekwencji dziecko nie jest nawet pod opieką logopedy.

Naprawdę, polecam Wam z całego serca! Zwłaszcza, że książka jest napisana totalnie zrozumiałym dla każdego językiem. Miałam ogromną frajdę podczas jej czytania :)

 

 

Dzisiaj to na tyle. Wiem, że mogę stwarzać czasem pozory, że skoro tyle czytam, to książek o dzieciach przeczytałam pewnie setki. Ale jak widać wolę raz na jakiś czas solidną lekturę, nawet taką na kilkaset stron, ale przeczytaną z uważnością i dokładnością. Książka o wrażliwości i seksualności jest cała w podkreśleniach i wykrzyknikach narysowanych ołówkiem. Zaznaczam nim najważniejsze dla mnie fragmenty. I tak musiałam się solidnie przełamać, żeby wgl porysować czymś książkę. Są osoby, które kreślą fragmenty różnymi mazakami - ja nie potrafię :D Ale do ołówka się przełamałam i dzięki temu wracam często do tych wyszczególnionych przeze mnie fragmentów.

Czy będę czytać następne książki w tym temacie? Na pewno. Kilka czeka już nawet w kolejce. Póki co, chcę uważnie przebrać przez Nowe Wychowanie Seksualne i wyciągnąć z tej książki możliwie najwięcej dobrego.

Jeśli macie jakieś polecenia w temacie rozwoju dzieci - napiszcie mi proszę swoje propozycje w komentarzach. Przydadzą się nam wszystkim.

Ściskam, A.

 

Uważność, bycie tu i teraz. Mówi się o tym coraz więcej. Te terminy wydają się być nieco abstrakcją w dzisiejszych czasach. Pęd, natłok informacji z każdej strony - z telewizji, radia, telefonów.

Jak w dzisiejszym świecie zatrzymać się, wziąć oddech? Jak przestać zamartwiać się o przyszłość, rozpamiętywać przeszłość? Jak przestać, skoro życie niejako to od nas wymusza? W ostatnim czasie wiele mówi się o idei #slowlife. Wielu z nas kojarzy to z wolnym niespiesznym życiem, leniwymi porankami, spokojną drogą do pracy... sielanką z dziećmi, wielogodzinną zabawą niezmąconą obowiązkami. A tu wcale nie chodzi o taką idealną wizję i tryb SLOW na każdym etapie naszej codzienności. No bo nie oszukujmy się - to nie jest możliwe! Chyba, że dorobiłeś się milionów i jesteś na emeryturze. Wtedy możesz żyć naprawdę slow. Ale większość z nas to ludzie, którzy codziennie pracują, wychowują dzieci, pną się po szczeblach kariery, stale rozwijają, mają na głowie multum rachunków i spraw do ogarnięcia.

I właśnie dlatego, że przyszło nam żyć w czasach chaosu i pośpiechu - musimy uruchomić w sobie takie przyciski jak: STOP oraz ZWOLNIJ a także... ZAUWAŻ. Bo slow life to nie jest ta idealna wizja niespiesznego życia. Slow life to uważność. To umiejętność dopasowania się do zewnętrznych warunków i nie jechania na autopilocie. To umiejętność zauważenia siebie i swoich myśli, kiedy wszystko wkoło zdaje się być w przyspieszeniu. To poprowadzenie swojego życia tak, by ten pośpiech nie przygniótł nas swoim ciężarem, ale byśmy my sami nadawali mu tempo.

Większość z nas żyje z dnia na dzień, skupiając się nadmiernie na przyszłości, na tym co będzie. Wielu z nas jedną nogą tkwi też w przeszłości - żal, rozgoryczenie, poczucie niesprawiedliwości. Nie zagojone rany, które ciągle krwawią, bo stale je rozdrapujemy. I tak umyka nam dzień za dniem. Wczoraj już dawno minęło, jutro nigdy nie nadchodzi. Człowiek, który żyje w taki sposób, nie żyje wcale. On jest zawieszony pomiędzy dwoma światami - i co najgorsze: żaden z tych światów nie istnieje. Nie ma już żadnego WCZORAJ, ani nie ma żadnego JUTRO. Jest tylko dzisiaj. TU i TERAZ, na którym wciąż mało z nas umie się skupić. TERAZ? Czym jest dla Ciebie ta właśnie chwila? Niczym. Większość z nas tak zachłannie dąży do lepszej przyszłości i lepszych czasów, że zapomina żyć naprawdę. W efekcie, nie zacznie żyć nigdy. Bo jeśli nie umiesz żyć tu i teraz, to nie będziesz tego umiał nawet kiedy zrealizujesz swoje cele, po które tak biegniesz. Bo jak już je zrealizujesz, to chwilowa euforia minie. Wymyślisz sobie pięć kolejnych celów, a radość z życia znów odłożysz na później. Ludzie uzależniają swój sens życia od tego, w jakim kierunku biegną.

Czy to znaczy, że nie masz do niczego dążyć?

Że nie masz stawiać sobie celów, nie masz o niczym marzyć? W żadnym wypadku! Cele, marzenia, rozwój - to jest coś co sprawia, że osiągamy sukcesy, że stale mamy otwarty umysł, nie jesteśmy zamknięci na nowe. Tylko ta droga do celu, nie może przysłaniać nam chwili obecnej. Można iść po swoje, ale znacznie lepiej będzie się po to szło, jeśli będziemy umieli zatracić się w chwili obecnej. Która z dróg wydaje Ci się lepsza? Ta, w której idzie do celu idzie się zaślepionym tymże celem i nie zauważa się żadnych pięknych widoków po drodze? Nic się nie dzieje? I nagle okazuje się, że dla celu straciłaś 5 lub 10 lat swojego życia? Czy może lepsza jest ta droga, w której idziesz do celu, ale zauważasz wszystko co mijasz. Delektujesz się tym, doceniasz. Umiesz przystanąć, zrobić sobie przerwę. A po drodze przydarza Ci się mnóstwo wspaniałych rzeczy. Oczywiście, że ta druga. Bo w tej drugiej nic nie tracisz. W tej pierwszej... tracisz życie.

Zatem jak umieć się zatrzymać i doceniać chwilę obecną?

Trzeba nad sobą pracować. Trzeba zacząć od małych kroków. Na przykład od tego, że nie wyjedziemy z parkingu na autopilocie, tylko usiądziemy z tyłkiem na siedzeniu i pomyślimy sobie: jak zajebiście mieć auto... jak zajebiście móc dojechać nim bezpiecznie do pracy. Kiedyś o tym aucie marzyłeś, prawda? A teraz jeżdżenie nim jest dla Ciebie tak proste i automatyczne jak oddychanie. Włącz piosenkę, zacznij śpiewać. Na czerwonym świetle uśmiechnij się do ludzi w autach obok. TERAZ - tylko teraz żyjesz, tylko w tej chwili. Dlaczego masz ją zmarnować na automatyczny tryb, w którym niczego nie zauważasz, niczego nie doświadczasz?

Idź do pracy, zrób coś inaczej niż zwykle. Przypatrz się czemuś, na co nie zwracałeś uwagi. Porozmawiaj z kimś, zapytaj o jego dzień, samopoczucie. Na lunchu delektuj się każdym kęsem, nie rób tego automatycznie. Wybierz inną drogę do domu. Zrób inną niż dotychczas kolację. Przestań siedzieć myślami ciągle w pracy. JARAJ się tym, że tu i teraz żyjesz. Pocałuj ukochaną, włącz muzykę na full i zacznij tańczyć z dzieckiem. I ciesz się tym. Ciesz się jak idiota. Ciesz się tak, jakbyś przez 10 lat chorował i właśnie się dowiedział, że doznałeś magicznego uzdrowienia. Człowieku! Masz się czym cieszyć, naprawdę. Żyjesz, chodzisz, oddychasz, widzisz. Przeszłość? Ona już odeszła, nie wróci! Przyszłość? Nadejdzie! I będzie dobra taka jaka będzie. Jeśli tylko będziesz umiał dobrze żyć właśnie w tym momencie, w którym teraz żyjesz - Twoja przyszłość zawsze będzie dobra. Nie będzie bezproblemowa, ale będzie dobra taka jaka będzie, bo będzie Twoja!

Rób sobie przerwy w życiu. 10 minut sam na sam. Tylko Ty i Twój oddech. Zamknij oczy, skup się na tym jak oddychasz. Wdech, wydech. Zauważaj swoje myśli, przypatruj się im i pozwól im odejść. Po 10 minutach będziesz zaskoczony jak całe napięcie i niespokojne myśli, po prostu odeszły.

Doceniaj chwilę obecną. Zauważaj co właśnie robisz, co mówisz, o czym myślisz. Zacznij się przyglądać sobie i światu. Wierz mi - dostrzeżesz rzeczy, których nie widziałeś nigdy. Mimo, że mijałeś je codziennie.

Dostrzegaj ludzi. Pomagaj im, mów do nich, bądź dobry. Nie bądź głuchy na czyjeś wołanie o pomoc. Umiej wyciągnąć rękę. Miej otwarte serce.

Codziennie dziękuj. Za to, co się dzisiaj dobrego wydarzyło. Za uśmiech nieznajomej, za zielone światło, za dobrą wiadomość, za pyszny obiad.

Dbaj o siebie. Chore i zaniedbane ciało, to chory i zaniedbany umysł - i na odwrót. Dbaj o swój sen, o zdrowe pożywienie, o balans. Dbaj o swoje myśli. Twoje myśli kreują Twoje życie. Jeśli są pełne chaosu, niepokoju i złości - całe Twoje życie takie będzie. Ruszaj się, spędzaj czas na świeżym powietrzu. Zamiast gapić się w telewizor godzinami, poćwicz, poskacz, potańcz! Odłóż telefon na 2 godziny przed snem i nie łap go od razu, kiedy obudzisz się rano.

Ufaj. Ufaj temu, że Twoja przyszłość jest jasna i dobra.

Nakręcaj się pozytywami. Czytaj pozytywne książki, otaczaj się ludźmi z dobrą energią. Nie obgaduj, nie krytykuj, nie oceniaj. Nie karm się złymi wiadomościami, nie czytaj dyskusji w internecie. Nie obserwuj kont, które Cię irytują.

Ogranicz bodźce z zewnątrz. Wyłącz powiadomienia na telefonie. Ja nie mam ich żadnych! Przestań obsesyjnie wchodzić na media społecznościowe. Zamiast trzecich wiadomości, posłuchaj mądrego podcastu albo fajnej piosenki.

Pracuj nad sobą. Codziennie i wytrwale. Rozprawiaj się ze swoimi problemami, a jeśli nie umiesz poradzić sobie sama - idź na psychoterapię. To najlepsze co człowiek może zrobić dla swojego rozwoju.

Bądź świadomy. Tego co robisz, co mówisz, jakie wybory podejmujesz. Bądź świadoma tego o czym myślisz, jak się czujesz. Słuchaj siebie, swojego ciała. Dostrzegaj znaki, które daje Ci świat.

Przestań usprawiedliwiać się brakiem kasy. Najważniejsze rzeczy w życiu są za darmo. Nie potrzebujesz pieniędzy do tego, żeby wyjść na spacer, pograć z dziećmi w piłkę czy zostawić ukochanemu liścik z napisem: Kocham Cię.

 

PRZYGLĄDAJ SIĘ ŻYCIU. Po prostu.

Temu co się dzieje wokół Ciebie. Pobudź wszystkie swoje zmysły. Poczuj zapachy (tylko nie w autobusie latem), dotykaj, słuchaj, smakuj. Życie ma smak tylko wtedy, jeśli potrafisz rozkoszować się chwilą obecną.

 

SHIT HAPPENS

I na koniec muszę, po prostu muszę to dodać, bo uważam że w tym całym mówieniu o tworzeniu dobrego życia o życiu tu i teraz, zbyt mało mówi się o tym, że ... shit happens. Szambo będzie co jakiś czas wybijać, nie ważne jak pięknie i uważnie będziesz żyć. I to jest jak najbardziej OK! Emocje takie jak smutek, złość - to wszystko będzie Was dotykać tak czy siak. Ale Wasze życie nabierze zupełnie innej jakości, jeśli nauczycie się te emocje rozumieć i je totalnie akceptować. Że jak jest mi teraz źle i chujowo, to to jest ok i mam prawo tak się czuć. A jeśli jakiś problem i emocje z nim związane przychodzą do nas zbyt często, to znaczy, że coś w życiu musimy przepracować. I jeśli nie umiemy sami, to z kimś! I to też jest OK!

W swoim krótkim życiu topiłam się już w niejednym szambie i z doświadczenia wiem, że można z siebie zmyć cały jego zapach i nauczyć się żyć inaczej. Szamba wybierałam sobie regularnie większe i mniejsze i mam wrażenie, że na własne życzenie się w nich podtapiałam. Dziś wiem, że można inaczej. Po wielu latach pracy nad sobą, analizowania swoich problemów, wdrażania w codzienność krok po kroku nowych nawyków - wstawanie rano jest dla mnie teraz najlepszą porą dnia, bo wstaje i jak idiotka, nie mogę przestać się cieszyć, że oto nadchodzi nowy dzień i ciekawe co mnie dzisiaj dobrego czeka. Żyję tu i teraz. Nie zawsze, ale w przeważającej ilości dni. Dostrzegam to co we mnie i wokół mnie. Autopilota zostawiam sobie na kryzysowe sytuacje, kiedy jedyne o czym myślę, to żeby przetrwać.

I wiecie co? Kiedy poczujecie na własnej skórze jakość uważnego życia... nie będziecie chcieli już żyć inaczej. Ale pamiętajcie o jednym - jeśli przez kilkadziesiąt lat jechaliście na autopilocie, to nie zmienicie tego ot tak, na pstryknięcie palcem. Będzie to wymagało Waszej konsekwentnej i wytrwałej pracy nad samym sobą. Momentami będzie ciężko. Ale obiecuję - będzie warto.

Dobrego życia.

A.

 

I ile wiosną i latem nie ma mnie w domu do późnych godzin, tak jesień i zima są dla mnie porami, w których nadrabiam serialowe i książkowe zaległości. Ok - książki czytam przez cały rok, ale jednak te długie, ciemne wieczory sprzyjają temu jeszcze bardziej.

Ostatnio trafiłam w czeluściach internetu na takie zdanie: nie udam ludziom, których telewizor jest większy niż półka na książki. I choć daleka jestem od stereotypów i oceniania, to coś w tym jednak jest. Książki to dla mnie jedna z najcenniejszych rzeczy na tym świecie. Otwierają nam umysł, pobudzają wyobraźnię, rozwijają. Uczą myśleć, analizować. Książka to zaproszenie do innego świata, to przeniesienie się za darmo, tu i teraz do zupełnie innego wymiaru. Takich przeżyć nie zapewni nam telewizor. I choć sama jestem totalną netfliksiarą, to uważam, że książki jednak nie mają sobie równych. Ale do rzeczy.

Miałam w planach zrobić kolejny post z książkami, które pomagają nam w zmianie naszego życia, które nas motywują i rozwijają. Ale pomyślałam, że nie każda książka musi być nie wiadomo jak głęboka. Człowiek musi się też odmóżdżyć. I tak jak ludzie oglądają w tv odmóżdżające seriale, tak ja ostatnio znów zaczęłam sięgać po lekkie opowieści, przy których nie muszę analizować, myśleć i rozważać. Bo ileż można czytać książek z zakresu psychologii czy rozwoju osobistego? No dobra... mnóstwo, wiem :D Ale zapomniałam już ile radochy dawały mi lekkie opowieści!

Są też oczywiście książki pośrednie - np. książki Agnieszki Maciąg. Napisane lekkim językiem. Takim, z którego czuć spokój i miłość i harmonię. A jednak z tych książek wynosi się tak wiele wniosków i przemyśleń. I myślę, że te książki zadowalają mnie najbardziej. Pozwalają odpocząć i się wyciszyć, ale jednak zasiewają w umyśle nowe ziarenka w postaci wniosków, które mają wpływ na moje życie.

Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami 5 pozycjami książkowymi, które będą jak znalazł w okresie tych zimnych, długich wieczorów. Oczywiście sprawdzą się w każdej innej porze roku, ale myślę, że czas zimy to czas takich przemyśleń, lekkiego zatrzymania. To taki czas dla kobiety, by przygotowała się na nowy etap w swoim życiu, na rozkwit który nadejdzie wiosną. I myślę, że ten zimowy czas warto wykorzystać na zasianie w swojej głowie odpowiednich myśli, na przyjrzenie się sobie, swoim myślom i potrzebom. No to jak? Ciekawe co ja dzisiaj dla Was mam? Wiem, że tak!

 

BIEGNĄCA Z WILKAMI

Clarissa Pinkola Estes

To akurat nie jest lekka książka. I uważam, że nie każdy ją od razu zrozumie. Myślę, że Biegnąca z wilkami to książka dla dojrzałych kobiet, które pragną lepiej poznać siebie, swoje pragnienia, swoją naturę. Wyobrażacie sobie, że napisanie tej książki zajęło autorce... 21 lat? To prawdziwa księga, w której poprzez analizę mitów, baśni i legend, autorka wchodzi głęboko w psychikę kobiety, w jej serce i duszę. Książka ma prawie 700 stron, a ja z każdą stroną odkrywam siebie na nowo. Swoją siłę, naturę, instynkty. Coś niesamowitego. Lektura obowiązkowa dla kobiety, która pragnie przebudzenia i duchowego wyzwolenia.

 

 

WIDNOKRĄG

Wiesław Myśliwski

Również dość dłuuuga pozycja, bo zawiera prawie 600 stron. Wspaniała polska powieść. I uważam, że jest mocno specyficzna. Bohaterem książki Widnokrąg jest dorastający chłopiec Piotr. Akcja książki toczy się po zakończeniu drugiej wojny światowej. Ciężko mi zrecenzować tą książkę, więc nie będę tego robić, zwłaszcza, że nie dotarłam jeszcze do końca. Książka jest mocno filozoficzna. Trzeba ją dawkować w małych ilościach, by dostrzec to co "między wierszami". W książce chłopiec opowiada zarówno o codziennym, zwyczajnym w tamtych czasach życiu, jak i o przemijaniu, śmierci. W świetny sposób przewija się w książce historia czyli np. komunizm czy ogólnie to, jak kształtowała się Polska po wojnie. Książka skłania do przyjrzenia się swojemu życiu z innej perspektywy. Naprawdę polecam bardzo świadomym czytelnikom.

 

 

SZTUKA TWORZENIA WSPOMNIEŃ

Meik Wiking

Jeden z moich prezentów gwiazdkowych. Sztuka tworzenia wspomnień to piękna książka, która pokazuje nam jak możemy tworzyć w życiu szczęśliwe chwile i lepiej je zapamiętywać. Sztuka tworzenia idealnych wspomnień przyda się każdemu z nas. Książka przytacza wiele ciekawych badań i eksperymentów, odwołuje się do pamiętników, rozmaitych wywiadów. Póki co, jestem na początku przygody z tą książką, ale już się mocno wkręciłam i wiem, że wyniosę z niej wiele dobrego :)

 

 

RAZEM BĘDZIE LEPIEJ

Jojo Moyes

Ta książkę kupiłam na szybko w Biedronce na Dworcu Centralnym, bo zapomniałam wziąć czegokolwiek do czytania i przeraziła mnie perspektywa 3 godzin w pociągu. Przeceniona była na dyszkę, a że lubię twórczość Jojo, wzięłam bez zastanowienia i... przepadłam. No to jest po prostu coś, czego niesamowicie mi brakowało na moim regale. Razem będzie lepiej to piękna powieść, z nutą romantyzmu w tle, ale wiecie... takiego nieprzesadzonego, wyważonego. Na pewno Was nie zemdli :D No i myślę, że jest fajna, bo taka....realna. Pokazująca życie i rozterki kobiety samotnie wychowującej dzieci. Naprawdę super odmóżdżająca, lekka pozycja! :)

 

 

SŁOWA MOCY

Agnieszka Maciąg

Na koniec, kolejna wspaniała książka Agnieszki Maciąg. Ci, którzy zaglądają do mnie regularnie wiedzą, że prawdziwy przełom w moim życiu zaczął się właśnie od książki Agnieszki - Pełnia Życia. Nie zliczę ile z Was kupiło ją z mojego polecenia, bo to jest jakiś kosmos!

Słowa Mocy to nowa książka Agnieszki, w której znajdziemy wskazówki dotyczącego wszystkiego tego, co sprawia, że nasze życie staje się piękniejsze: uważność, wdzięczność, cierpliwość, pasja, wrażliwość... w książce znajdziemy przepiękne modlitwy, afirmacje, medytacje. To książka pełna słów, które nadają życiu pozytywnej energii i ... mocy! Każda strona zasiewa w moim umyśle tyle pozytywnych myśli, że aż żal będzie ją skończyć. Dawkuję ją sobie codziennie po trochu i jest to dla mnie mega oczyszczające i inspirujące.

Książki Agnieszki mimo, że zawierają solidny przekaz i skłaniają do przemyśleń - są lekkie i zostawiają czytelnika z poczuciem spokoju, harmonii i takim... poczuciem, jakby ktoś się o nas zatroszczył i objął nas swoim ramieniem.

 

 

Jestem ogromnie ciekawa czy czytałyście już którąś z powyższych książek, a jeśli nie - to która najbardziej Was zaciekawiła? Tak naprawdę, każda z wymienionych przeze mnie pozycji jest totalnie inna. Jest tu zarówno dawka filozofii, jak i duchowości. Jest ciężko, ale jest też i lekko. Wybrałam 5 różnych od siebie książek, żeby każda z Was znalazła coś dla siebie. Mam nadzieję, że się udało!

Jeśli macie ochotę na więcej moich książkowych propozycji to polecam Wam z całego serducha wpisy:

Książki, które odmieniły moje życie cz.1

Książki, które odmieniły moje życie cz.2

Dajcie znać co obecnie czytacie - w tym roku zamierzam pobić rekord przeczytanych książek, choć jeśli mam być szczera to nie wiem jaki on jest. W tym jednak roku moim celem jest zapisywać sobie wszystkie przeczytane tytuły. Sama jestem ciekawa ile się tego uzbiera. Szłoby to sprawniej gdybym nie miała dziecka, firmy i masy innych obowiązków. Ale chyba nie da się być z powrotem nastolatką, prawda? ;)

Miłej lektury!

 

 

 

2019 rok. Chciałabym napisać, że był przełomowy. I w sumie w jakiś sensie był. Na nowo odkryłam miłość do samej siebie i przestałam uzależniać swoje szczęście od innych - a to bardzo duży progres.

Przez wiele ostatnich lat moje poczucie własnej wartości i satysfakcji, w dużej mierze zależało od innych osób. Czasem był to poklask osób, których nawet nie znam. Ale najczęściej było to domaganie się uwagi od bliskich mi osób. Kiedy nie dostawałam zainteresowania, kiedy nie czułam się wystarczająco przez kogoś doceniona - wpadałam w rozpacz i czułam żal. Ogromny żal, który nawarstwiał się we mnie z rok na rok coraz bardziej. Oczekiwania, żal, poczucie bycia niezrozumianą - to wszystko siedziało we mnie jak tykająca bomba. Coś się zmieniło we mnie na przełomie 2018/2019 roku. To wtedy w jednym z podsumowań, napisałam Wam, że przestałam oczekiwać i wtedy magicznie... zaczęłam otrzymywać to, czego mi tak brakowało. 2019 jednak usilnie chciał zrobić ze mnie jeszcze silniejszą istotę, raz po raz odbierając mi grunt po nogami i rozwalając w pył wszystko to, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa. A ja jak jakiś cyborg, jak nigdy wcześniej - po każdym problemie, podnosiłam się w tempie dosłownie ekspresowym, strzepując jedynie ten pył z ramion i dalej krocząc z podniesioną głową przed siebie. I nie wiem, nie wiem do cholery, jak normalny człowiek może tyle znosić i wychodzić z tego jeszcze silniejszym. Ale tak było w moim przypadku.

Pokochałam siebie.

Zaczęłam się sobie podobać. Zaczęłam myśleć o sobie jak o najważniejszej istocie na tej ziemi - nie w sensie narcystycznym. Bardziej chodzi mi oto, że zrozumiałam, że jedyną osobą odpowiedzialną za moje szczęście, moje emocje i moje podejście do życia - jestem ja sama. Nie mogę oczekiwać od innych miłości, gestów, czegokolwiek. Nie chcę od nikogo niczego oczekiwać. Nie chcę uzależniać swojej wartości od faceta, przyjaciół czy rodziny. Nie chcę być połówką, chcę być całością. Ileż to moich koleżanek szczęście i miłość uzależnia od swojego mężczyzny - te wszystkie koleżanki zgodnie twierdzą, że ich świat by się zawalił gdyby mąż odszedł. Dlatego trzeba uczyć się kochać siebie bezwarunkowo, trzeba umieć spędzać czas z samym sobą i lubić swoje własne towarzystwo. Trzeba nauczyć się być całością. Nie oczekiwać, nie czekać, nie załamywać się, gdy ktoś nam czegoś nie daje. To my musimy nauczyć się dawać szczęście samym sobie samodzielnie. Partner, rodzina, przyjaciółka - oni nie mają nas dopełniać, bo to by znaczyło, że bez nich jesteśmy wybrakowani.

Kim bym była gdyby nie ten rok?

Nie wiem i nie chcę wiedzieć. 2019 pokazał mi nowe perspektywy. Uwierzyłam, że jeśli tylko bardzo mocno będę pragnąć wyrwania się z tego co mnie niszczy - kiedyś mi się to uda. Zamiast jednak skupiać się na celu samym w sobie, skupiłam się na budowaniu samej siebie i swojej siły. Zaczęłam regularnie biegać, a z każdym biegiem pokonywałam swoje słabości i czułam się silniejsza z każdym kilometrem. Sport dał mi siłę, odwagę, energię. Zaczęłam regularnie medytować - to z kolei dało mi otwarty umysł, spokój, harmonię i równowagę. Regularnie oddychając w ciszy, zaczęłam lepiej rozumieć samą siebie, świat i ludzi. Odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, zaczęły niespodziewanie przychodzić jedna po drugiej.

W ubiegłym roku, pochorowałam się może ze dwa razy, co w porównaniu do ubiegłych lat kiedy chorowałam raz na miesiąc jest nie małym sukcesem. Hashimoto, niedoczynność, wirus EBV - a ja przez cały rok właściwie dwa razy delikatnie się pochorowałam i osłabłam. Można? Można. Zaczęłam zdrowiej jeść, ograniczyłam mocno mięso - i to w sumie wyszło jakoś tak naturalnie, po prostu odkryłam tyle roślinnych możliwości, że samo mi zbrzydło :) Ale tatarek nadal kocham miłością największą :P

Pewnie same widzicie, że najbardziej skupiam się na odczuciach i emocjach - może dlatego, że tak właśnie chcę żyć. Być, nie mieć. Prawdziwie żyć, odczuwać.

Ale nie mogłabym nie wspomnieć o tym co się wydarzyło w sferze biznesu. Myślę, że moim największym osiągnięciem była organizacja 1 wyjazdu Soul Camp - moich autorskich warsztatów relaksacyjnych. Chciałam za pomocą tego wydarzenia, pokazać kobietom możliwości. Pokazać im, że poczucie szczęścia i satysfakcji to praca na wielu płaszczyznach. To zgranie duszy, ciała i umysłu. To praca nad każdym z tym obszarów. Chciałam pokazać kobietom, że szczęście, radość z życia i energia mają prawo istnieć tylko wtedy, kiedy nauczymy się umiejętnie doświadczać ciszy, spokoju. Kiedy zaczniemy dbać o siebie, kiedy zaczniemy przyglądać się swoim myślom i nauczymy się je akceptować. To był 3 dniowy wyjazd. Wszystkie ćwiczyłyśmy Gosię, relaksowałyśmy się przy spokojnej muzyce. Tworzyłyśmy mapy marzeń, jadłyśmy zdrowe jedzonko. Chodziłyśmy na basen, saunę, na masaże. Śpiewałyśmy przy ognisku, masowałyśmy buzię rollerami. Na każdym kroku, przemycałam dziewczynom wiedzę o tym jak dbać o swój sen, jak wizualizować, jak realizować cele, jak o siebie dbać. Chciałam, żeby każda kobieta zobaczyła, jak dbanie o siebie, swoje zdrowie, harmonię - wpływa na każdą płaszczyznę naszego życia. Na nasz kontakt z ludźmi, nasz rozwój, naszą pracę. Każda z kobiet, wyciągnęła dla siebie z tego wyjazdu to co było dla niej najlepsze. Niektóre dziewczyny od tamtej pory regularnie ćwiczą jogę. Inne zaczęły czytać rozwojowe książki i medytować. Każda z dziewczyn opuszczała wyjazd totalnie wzruszona, dziękowała mi i mówiła, że czuje się jak nowo narodzona... i chce to kontynuować. Tak. Traktuję to jako sukces.

I tak samo przez calutki rok, starałam się motywować i inspirować również Was. Nie nauczyłam Was jak żyć. Pokazywałam Wam, jak żyję ja i jak to na mnie działa, jak mnie zmienia. I wy brałyście z tego co chciałyście. Ilość wiadomości, w których pisałyście o tym co zmieniłyście dzięki obserwowaniu mnie... nie zliczę! Wielokrotnie miałam dość, bo internety to okrutnie czasochłonne i zabierające energię narzędzia. Ale wiedziałam, że warto.

Rodzinny fundament

A na sam koniec chciałabym wspomnieć o najważniejszej sferze - o rodzinnym fundamencie. Spędziłam w tym roku najpiękniejsze wakacje z moją córeczką. Odwiedziłyśmy Kraków, Wieliczkę i Łebę. To tylko kilka dni w Polsce, a my wspominamy je ze wzruszeniem i będziemy wspominać do końca życia. Beztroska, zabawa, czas razem - bez myślenia o pracy i obowiązkach. A poza wyjazdami - mnóstwo jakościowego czasu, mini wycieczek po stolicy, spacerów dłuższych i krótszych. Pola w tym roku zrobiła ogromny progres. I choć obecnie ma etap pyskówek, przedrzeźniania i traktowania mnie jak kumpeli (nie w tym dobrym sensie :D) to stała się niesamowicie odważną dziewczynką, która umie postawić na swoim i ma własne zdanie. Z roku na rok, jesteśmy z Polcią coraz bardziej zżyte. Mamy też wiele zgrzytów i słabych momentów, to wiadome. Ale tworzymy naprawdę zgrany duet. 2019 nauczył mnie bycia jeszcze lepszą mamą. Zrozumiałam, że to w dużej mierze ode mnie zależy, na jakiego człowieka wyrośnie Pola. Staram się wpoić jej wartości, nauczyć ją bycia dobrym człowiekiem, który szanuje siebie, innych, szanuje planetę na której żyje.

 

2019 to ogrom lekcji dotyczących wszystkiego co mnie otacza

Zaczęłam żyć bardziej ekologicznie. Przeraża mnie globalne ocieplenie i cholernie martwię się oto, czy moje dziecko będzie miało szansę na dobre i bezpieczne życie. Ograniczyłam kupowanie plastiku - i kupowanie w ogóle. Przyłożyłam się bardziej do segregacji śmieci, nie marnowania żywności, czytania składów. Staram się rozsądnie propagować styl less waste w swoich social mediach. Za duży sukces uważam to, że swoje social media, zmieniłam w miejsce, z którego możecie czerpać wiedzę i inspirację. Chcę robić coś ważnego i jeśli mam za sobą taką społeczność - to chcę to "wykorzystywać" w dobrych celach.

Zaczęłam większą uwagę przykuwać do świadomego macierzyństwa. Do emocji dzieci, do ich rozwoju. Meega mnie to interesuje. Nieszczęśliwi dorośli, z którymi mamy dziś styczność, to tak naprawdę nieszczęśliwe dzieci. Chciałabym, by każdy rodzic zaczął bardziej zwracać uwagę na emocje swojego dziecka, zamiast je tłumić i bagatelizować.

Tak. Nauczyłam się w tym roku naprawdę wiele. O zdrowiu, o macierzyństwie, o relacjach, o motywacji, o ekologii. I chcę iść za tym dalej. Na niczym bardziej mi teraz nie zależy jak na tym, by być jeszcze bardziej świadomym człowiekiem z otwartym umysłem. Być człowiekiem, który nie jest zamknięty na zmiany, na możliwości. Być człowiekiem, który nie patrzy na czubek własnego nosa, ale działa we wspólnym interesie - żeby nam wszystkim żyło się tutaj dobrze. I przede wszystkim - żebyśmy mieli gdzie żyć.

2019 - nauczyłeś mnie być lepszym człowiekiem. Słuchać siebie, swojego głosu. Ale też patrzeć uważnie na to co mnie otacza. Nauczyłeś mnie żyć tu i teraz, dzięki czemu te 365 nie przeleciało mi nie wiadomo kiedy. Mam wiele wspomnień i tysiące pięknych momentów zapisanych w mojej głowie i w sercu.

Za to wszystkie... dziękuję.

 

Kim jest kobieta świadoma? Dla mnie, świadoma kobieta to taka, która dba o ciało i umysł. Świadoma kobieta to taka, która wie dokąd zmierza i podąża za swoim naturalnym rytmem.

Świadoma kobieta, to kobieta taka jak ja - taka, która pewnego dnia zrozumiała, że życie może być piękną przygodą. Ale trzeba się na to otworzyć i o to zawalczyć. Zawalczyć między innymi o siebie.

Prezenty świąteczne to nie jest żaden obowiązkowy punkt ze świątecznej listy to-do. Dać byle co, byle dać lub byle się popisać - to żaden wyczyn. Podarować coś od serca, z myślą o konkretnej osobie, jej pasjach, jej życiu - to jest zdecydowanie to, w co zawsze celuję. A w tym roku zrobiłam to z jeszcze większą uważnością i wczuciem się w bliskie mojemu sercu kobiety. Czego im potrzeba? Co lubią? Jak mogę wzbogacić drobnym upominkiem ich życie?

Przyznam Wam się jednak szczerze, że nie za bardzo lubię blogowe prezentowniki, toteż rzadko takowe robiłam. Nie lubię kolaży, nie lubię miliona propozycji - byle coś komuś polecić. W tym roku poczułam jednak przeogromną chęć, samodzielnego wyszukania, a następnie zakupienia perełek, które będą totalnie związane z kobiecością, rozwojem, naszą duchowością (nie w sensie religijnym) i naszym kobiecym, naturalnym rytmem. Chciałam, żeby to była kilak wyjątkowych rzeczy - każda z innej dziedziny. Przemierzyłam internety wzdłuż i wszerz i zamówiłam pięć wyjątkowych prezentów - w ilości podwójnej albo potrójnej, żeby mieć je również dla siebie.

I wiecie co? Jestem z tego zestawienia, które zaraz zobaczycie - cholernie dumna. Każdą jedną rzecz, stosuję w swojej codzienności. Każda jedna rzecz jest bliska memu sercu i jestem pewna, że będzie tak samo bliska sercu każdej świadomej, przebudzonej kobiety. Lub kobiety, która przebudzić się dopiero pragnie. Zobaczcie same...

 

KALENDARZ 2020

Kolejny niesamowity produkt z platformy Naturalna Bogini. Ale nie tam zwykły kalendarz z datami i tyle. To kalendarz , który ma na celu zachęcić nas do bycia bliżej siebie i rytmu natury. Stworzony jest po to, by osadzić nas w rytmie natury i swojego ciała. Jest zaprojektowany zgodnie z rytmem dobowym, rytmem pór roku, faz księżyca, rytmem ciała. Przed rozpoczęciem każdego miesiąca, uzyskujemy wskazówki dotyczące stylu życia odpowiedniego dla danej pory roku, odżywiania i dbania o siebie w tym okresie. Kalendarz ma za zadanie ułatwić nam zgrać się ze swoim ciałem, wsłuchać się w nie i w swój zegar biologiczny.

Kalendarz wskazuje nam w jakiej fazie księżyca danego dnia jesteśmy i jak w tym okresie pielęgnować swoje ciało. W kalendarzu jest też opis poszczególnych faz cyklu menstruacyjnego, wskazówki jak zadbać o siebie na każdym etapie. Są przypomnienia o samobadaniu piersi, a także o profilaktycznych badaniach takich jak USG piersi. Możemy również zaznaczać ilości wypitej wody, wypróżnianie, ćwiczenia, kontakt z naturą.

W kalendarzu znajdują się też fajne, inspirujące cytaty, a to zawsze od razu inaczej nastraja człowieka na cały dzień.

No i poza oczywiście tym, jak kalendarz spełnia się w sensie praktycznym, nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o wyglądzie kalendarza. Przepiękna butelkowa zieleń z cudownym złotem, co pięknie nawiązuje do natury i do naszego rytmu.

Ja już się nie mogę doczekać planowania swoich dni z tym kalendarzem, mam nadzieję, że jeszcze lepiej pozwoli mi to o siebie zadbać i zsynchronizować ze swoim ciałem.

Szczegółowy opis Kalendarza 2020 znajdziecie TUTAJ. 

 

 

 

KARTY AFIRMACYJNE

Marzyłam o nich od bardzo dawna, ale ciężko było je gdziekolwiek dostać. Wiecie, że jestem fanką afirmacji. Uwielbiam ładować swoją głowę pozytywnymi hasłami. Uważam, że fajnie programować pozytywnie swój umysł - nie mylić z wmawianiem sobie haseł, w które nie wierzymy i które nie są prawdą.

Karty afirmacyjne: "Słowa dla duszy" stworzone przez kobietę, która miała ogromny wpływ na moje życie dzięki swoim książkom - Agnieszka Maciąg. Kocham tą kobietę. Jej książka "Pełnia życia" była ogromnym przełomem w moim życiu i bardzo odmieniła moje myślenie i podejście do życia.

To piękne pudełeczko zawiera w sobie mini książeczkę o tym, czym są afirmacje oraz 61 kart z afirmacjami. To jest tak tani prezent, a tak cudowny i inspirujący! Za ok. 30 zł, możecie sprawić komuś ogromną przyjemność i w dodatku mieć swój mały wkład w budowanie szczęścia tej osoby :)

Ja codziennie losuję sobie jedną i stawiam ją na biurku, przy którym pracuję. Tym sposobem, pozytywne hasło towarzyszy mi przez cały dzień i rozbrzmiewa w mojej głowie.

 

 

 

 

 

MINERAŁKA SERCA

A to akurat prezencik ode mnie dla mnie - na mikołajki :) Mam trochę problem z wydawaniem pieniędzy na tego typu rzeczy, ale tym razem niezwykle lekko wydało mi się 100 zł na to małe cudeńko. Nie jestem jakąś wielką fanką biżuterii, ale niezmiennie każdego dnia noszę łańcuszek z krzyżykiem i złoty zegarek oraz pierścionek. Teraz do tej codziennej kolekcji doszła też taka oto bransoletka.

Czemu właśnie taka? Kiedy szukałam inspiracji na prezenty, które chciałabym zakupić i Wam pokazać, chciałam żeby każda rzecz, była hm... z innej kategorii :) Szukałam rzeczy z duszą, które mają przekaz, które idealnie będą współgrać z tą świadomą kobietą. I sama biżuteria w sobie nie była dla mnie przekonująca, ale naturalne kamienie - już tak. Miałam od dawna polubiony na IG sklep PLENER shop więc to jego stronę odwiedziłam w pierwszej kolejności. Nie chciałam pokazywać Wam jakiś bardzo drogich rzeczy, więc postanowiłam, że wybiorę coś do 100 zł - i zakochałam się w minerałce serca. Nie chodziło o wygląd - chodziło o kamienie, która ona posiada. Jestem zodiakalnym bykiem, a mój kamień to kwarc różowy. Kamień miłości. Oznacza on dobre relacje między innymi za samym sobą.

Moja bransoletka posiada właśnie kwarc różowy, ale posiada też kryształ górski - kamień oczyszczający, który pomaga w ogniskowaniu się na celu ; granat - wzmacnia odwagę, pomaga odrywać się od niezdrowych relacji, nałogów ; rodonit - kamień głęboko uspokajający, leczący duchowe i sercowe rany, pomaga nam się rozwijać ; oraz hematyt - kamień sił witalnych, działa pozytywnie na wszystko co związane z krwią, dodaje nam energii i witalności.

Kiedy przeczytałam o właściwości wszystkich kamieni, które posiada minerałka serca, wiedziałam, że to jest coś dla mnie i kupiłam bez zastanowienia. W ofercie jest też minerałka szczęścia, minerałka świadomości czy minerałka  z Howlitem. Zdradzę Wam, że chcę mieć je wszystkie - będę je sobie kupować przy różnego typu okazjach typu urodziny, a nawet imieniny - których nigdy nie obchodziłam! :D

 

 

 

 

KSIĄŻKA SŁOWA MOCY

Nie mogłoby zabraknąć w moim zestawieniu czegoś do poczytania. Wiecie, że kocham czytać. Jest to dla mnie tak niesamowity przywilej, który jest dostępny totalnie za darmo. Wystarczy nam odrobina wolnego czasu... Słowa Mocy, to kolejna książka autorstwa Agnieszki Maciąg. Jest w niej mnóstwo afirmacji, modlitw, medytacji. Książka porusza temat uważności, wolności, bycia tu i teraz. Każda cecha taka jak cierpliwość, wytrwałość, pewność siebie - ma swój rozdział i swoje afirmacje. Czytanie tej książki jest dla mnie tak ogromną przyjemnością i tak wspaniałym oderwaniem się od codziennej gonitwy, że staram się ją dawkować sobie jak tylko mogę, żeby zbyt szybko jej nie pochłonąć - a wierzcie mi, oderwać się od niej jest niesłychanie ciężko.

Uważam, że tego typu książki, czytane w małych dawkach, ale każdego dnia - są dużo lepsze, niż kiedy połykamy je na raz, jesteśmy w chwilowej euforii, a potem zapominamy o wszystkim co z niej wynieśliśmy. Mam zasadę, żeby poświęcać książce min. 10 minut dziennie. Nieważne jak zabiegana jestem, ile mam obowiązków na głowie - muszę znaleźć tych kilka minut, żeby się zatrzymać i przenieść w inny świat. Książki Agnieszki zawsze działają na mnie niezwykle kojąco. Zmieniają punkt widzenia i człowiek z automatu zaczyna doceniać swoje życie i staje się bardziej pozytywnie nastawiony do świata i do ludzi.

 

 

ZESTAW ŚWIĄTECZNY KOI COSMETICS

I oczywiście skoro już kobieta czyta, żyje zgodnie ze swoim rytmem, karmi się pozytywnymi hasłami i nosi piękną biżuterię - to myślę, że powinna też zadbać o swoją cerę i oto, żeby dbać o nią naturalnie. W tym temacie jestem wierna kosmetykom Koi Cosmetics, które tworzy duet mamy i córki. Kocham wspierać to co polskie i kocham wspierać kobiety z pasją. Oczywiście musi to iść w parze z jakością. Kosmetyki Koi kocham całym swoim serce i polecałam Wam je już wielokrotnie. Stosuję je od ok. 2 lat, stosuje je moja siostra, mama, przyjaciółka, znajome i Wy - moje czytelniczki. Wszyscy podzielają moje pozytywne opinie :) Tym razem zestaw prezentowy zamówiłam z myślą o mojej mamie, która ich produkty po prostu kocha, a co za tym idzie - ciągle dzwoni do mnie czy mam może jakiś zapas, bo ona ma już na wyczerpaniu :D

Zestaw świąteczny SPA, który zaraz Wam pokaże, zawiera:

  • aktywny krem pod oczy
  • drobnoziarnisty peeling oczyszczający
  • serum dwufazowe
  • świecę zapachową Mindfull
  • jadeitowy masażer do twarzy

Jaram się niesamowicie. To jest tak cudowny prezent, że jestem wręcz pewna, że moja mama będzie wniebowzięta.

 

 

Jestem ogromnie ciekawa, która propozycja najbardziej przypadła Wam do gustu. Starałam się, żeby każdy prezent był z innej kategorii zarówno cenowej jak i ogólnie - dotyczył innej sfery naszej kobiecości. Myślę, że mi się to udało. Ja jestem zakochana absolutnie w każdym prezencie. Wszystkie te rzeczy już teraz stosuję w swojej codzienności i będę przeszczęśliwa, że obdaruję nimi również bliskie memu sercu kobiety.

Kurczę - no powiem Wam nieskromnie, że jestem taka dumna! Pierwszy raz w życiu, zrobiłam tego typu prezentownik. Włożyłam w to ogrom serca i zaangażowania. Chciałam, żeby to były propozycje totalnie w zgodzie ze mną i z wartościami, które wyznaję i które propaguję. Chciałam też, żeby sesja była w wyjątkowym miejscu, które odda klimat świąt - a takim miejscem jest na moim osiedlu flowershop Flori Moniki Kamińskiej :) Uwielbiam to miejsce. Monika jest wedding designerem, dekoruje przyjęcia i otworzyła również swój flowerstore, który na moje szczęście, mam tak blisko siebie. Wpadłam tam kiedyś podczas spaceru i wyszłam z moją pierwszą roślinką - skrzydłokwiatem. I wtedy zakochałam się w tym miejscu na dobre. Urządzone z niezwykłym smakiem. Czuć tam duszę i talent Moniki oraz jej miłość do roślin.

Moja Kasia z Happy Factory, kiedy zobaczyła kiedyś zdjęcie z tego miejsca od razu powiedziała: musimy tam zrobić sesję! No i... zrobiłyśmy. Dziękuję z całego serca Monice za możliwość zrobienia sesji w jej cudownym sklepie. Dziękuję Kasi - nikt lepiej nie uchwyciłby tego wszystkiego w tak cudowne kadry.

Jestem ciekawa co sądzicie o tym wpisie, o prezentach i o tych cudownych zdjęciach! Podoba Wam się kierunek, w jakim zmierza blog i ostatnie posty? Chcę tworzyć dla Was - kobiet. Chcę Was inspirować do świadomego życia i rozwoju. I myślę, że całkiem dobrze mi to wychodzi!

Dobrego dnia <3

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wrażliwość i wstyd u dziecka. O ten wpis, prosiłyście mnie już od dobrych kilku miesięcy. Przyznam, że naprawdę mega ciężko było mi się do tego zabrać i zaraz Wam powiem dlaczego.

Po pierwsze - każde dziecko jest inne i to co sprawdziło się u nas, niekoniecznie sprawdzi się u kogoś innego. Po drugie - to jest temat, który ciągle się u nas ciągnie. Ciągle odkrywam coś nowego i stale czuję, że jeszcze może trochę i wtedy dopiero będę mogła napisać coś więcej. Myślę zatem, że nie ma sensu czekać na odpowiedni moment i po prostu napisać ten wpis tak jak czuję i zrobić to tak jak zawsze - opowiedzieć swoją historię.

HISTORIA POLI

Polcia odkąd pamiętam było bardzo wymagającym dzieckiem. Od malutkiego trzeba było ją dużo nosić, łatwo było ją przestraszyć, ciągle musiała czuć, że przy niej jestem, że ją tulę. Do przedszkola poszła mając 2,5 roku i po ok pół roku padła ze strony nauczycielki sugestia o mutyzmie wybiórczym. Pola w przedszkolu praktycznie wcale nie odzywała się do przedszkolanek i co najgorsze - zarówno w domu jak w i w przedszkolu, w stresujących sytuacjach spuszczała głowę w dół, robiła się sztywna i nie była w stanie ani nic powiedzieć, ani się ruszyć. Były to sytuacje, w których uwaga była skupiona typowo na niej i to ją po prostu przerastało. Jednak chwilę po tym jak padła sugestia mutyzmu, Pola zaczęła otwierać się w przedszkolu, zaczęła się odzywać i panie wreszcie mogły ją poznać i zobaczyć jaka naprawdę jest. W wieku 4 lat, w życiu Poli nastąpiły dwie ogromne zmiany: przeprowadzka do nowego mieszkania i zmiana przedszkola. I z jednej strony była radość, Pola z dnia na dzień była coraz bardziej dojrzalsza, a z drugiej... przez pół roku bujaliśmy się z problemami związanymi z fizjologią układu moczowego. Początkowo robiłam badania moczu, usg, sprawdzaliśmy czy nie ma żadnych infekcji. Ostatecznie lekarz stwierdził, że objawy mają podłoże psychiczne. Czyli tak jak myśleliśmy - Pola nie poradziła sobie ze zmianami w jej życiu. Epizody z blokowaniem się, zamykaniem w sobie zdarzały się jeszcze czasem w domu, albo wśród obcych. W przedszkolu nie, ale za to Pola znów przez pierwsze pół roku nie była się w stanie odezwać do swojego wychowawcy i bardzo źle reagowała na jakikolwiek dotyk np. poprawienie włosów przez nauczyciela, bycie w ogóle zbyt blisko. Kiedy Pola miała 4,5 roku zaczęła zamykać się na coraz więcej ludzi. Przestała mówić dzień dobry i do widzenia dosłownie wszystkim. Nie była w stanie przywitać się nawet z kolegami, którzy mówili jej cześć. Dopuszczała do siebie tylko najbliższych przyjaciół, ale jakakolwiek próba jej odtrącenia przez nich, czy zobaczenie że bawią się razem w coś innego niż ona - kończyło się awanturą, zamknięciem w sobie itp. Pola źle znosiła hałas, zbyt dużo bodźców, krytykę, zwracanie uwagi. Wiele razy ze strony rodziny słyszałam, że się z nią cackam, że nic nie można jej powiedzieć - ale ja czułam, że robię dobrze, że muszę dużo z nią rozmawiać, otaczać troską, tłumaczyć i pokazywać jej, że liczę się z nią i jej emocjami. Ostatnie czego trzeba jej było w tym ciężkim czasie to krytyka i wskazywanie palcem.

 

WIZYTA U PSYCHOLOGA

W styczniu tego roku, czyli tuż przed 5 urodzinami Polci, wybrałam się do psychologa. Sama. Opowiedziałam o problemach Poli, o jej zachowaniach, o moim podejściu do niej. Pani psycholog okazała się niesamowitą osobą, z którą od razu złapałam wspólny język i poczułam, że w końcu jest na tym świecie ktoś kto rozumie mnie i moje dziecko. Okazało się, że moje podejście do Poli jest jak najbardziej ok i wyszłam z tego spotkania ogromnie podbudowana. To co zapamiętałam z tej konsultacji to fakt, że ... musimy akceptować dziecko takim jakie jest. Ale jeśli pozostaniemy tylko w tej akceptacji - nie zrobimy żadnego kroku naprzód. Dlatego - po pierwsze akceptacja. Po drugie - stwarzanie dziecku możliwości i sytuacji, w których czuje się bezpiecznie, bo wtedy robi maleńkie kroki naprzód. Ale za to nawet najmniejsze sytuacje, w których dziecko nie czuje się bezpiecznie - sprawiają, że robi ono ogromne kroki w tył. To mi dało do myślenia. Przestałam zabierać Polę w miejsca, w których czuje się nieswojo i przestałam przebywać w towarzystwie osób, które ciągle mówią do niej: no co? Nie przywitasz się? Taka duża dziewczyna...

Równolegle do tych wszystkich sytuacji, Pola wcale nie była nigdy zamkniętą w sobie dziewczynką. W gronie przyjaciół i osób, które dobrze zna, była i jest szalonym wariatem. Od zawsze po przedszkolu szalała ze swoją bandą ( w ciepłe dni) do samej nocy po osiedlu. Lubiła i lubi dużo się ruszać, bawić, a przedszkolu też niejednokrotnie trzeba było ją trochę stopować, bo po prostu roznosiła ją energia.

ZAJĘCIA Z LEKCJI RYSUNKU

Na wizycie u psychologa, wspomniałam Pani o tym, że Pola bardzo prosiła mnie oto, żebym zapisała ją do jakiejś szkoły na zajęcia, na których będzie mogła rysować. Psycholog powiedziała, że to jest moment, w którym muszę się przyjrzeć, czy te lekcje rysunku będą właśnie dla Poli czymś, w czym będzie czuła się bezpiecznie, czy wręcz odwrotnie - i wtedy lepiej byłoby zrezygnować. Na godzinne zajęcia Pola chodziła z samego rana w każdą sobotę. Jeździłyśmy mimo zimnej pory, na drugi koniec Warszawy. Pola szła na zajęcia, a ja na ciacho do kawiarni obok. Po pierwszych zajęciach przyszłam po nią przerażona, a okazało się, że... ona jest zachwycona. Zajęcia były kameralne, prowadzone w takiej artystycznej pracowni w bloku. Dzieciaki z racji wieku, miały pole do popisu, mogły się artystycznie wyżyć bez oceny, krytyki i narzucania im określonego schematu. Uważam, że uczęszczanie na te zajęcia przez kilka miesięcy, było dla Poli świetną terapią i krokiem naprzód.

 

UFAMY TYM, KTÓRZY NAS AKCEPTUJĄ

Dużo dała mi też do myślenia wizyta w muzeum POLIN, na wystawie Króla Maciusia Pierwszego. Były tam dwie animatorki - niezwykle ciepłe, mówiące spokojnym głosem. Zwiedzaliśmy wystawę, a na koniec przy wspólnym stole robiliśmy ozdoby. I wtedy wbiłam się w totalny szok - animatorka zawołała Polę i zapytała, czy chce z nią zrobić przypinkę. A pola podeszła do niej i zrobiła z nią przypinkę, mimo, że animatorka trzymała jej rączki i była naprawdę blisko niej. Pola podeszła do niej całkowicie sama i nawet nie prosiła, żebym poszła z nią. Zazwyczaj odzew w jej kierunku jakiejkolwiek osoby, skutkował tym, że Pola po prostu na mnie wchodziła i zaczynała się dziwnie zachowywać. W tym jednak przypadku, od samego początku wizyty, animatorki swoim podejściem pokazały dzieciom, że akceptują je takimi jakie są. I to pozwoliło Poli im zaufać.

Pola nie była w stanie przywitać się normalnie nawet z moimi rodzicami. Jakakolwiek próba dotknięcia jej, przytulenia skutkowała tym, że ścinało ją po prostu z nóg. Upadała, trochę się wydurniała - wszystko po to, żeby uniknąć jakiegoś zbliżenia. Na pewno nie pomagały jej komentarze bliskich, ojej no z dziadkiem/babcią się nie przywitasz. A ja przestałam całkowicie naciskać. Bo wiedziałam, że to dla niej ciężkie.

Wizyta w POLIN mocno zapisała się w mojej pamięci i miałam wyryte w głowie, że Pola ufa tym, którzy ją akceptują, którzy nie są wobec niej natarczywi, którzy jej z niczym nie ponaglają i nie próbują niczego na niej wymusić.

 

OBSERWACJA W PRZEDSZKOLU

Obserwacja w przedszkolu, o której Pola nie wiedziała, była umówiona na kwiecień. Psycholog u której byłam, miała przyjść do przedszkola na kilka godzin i poobserwować Polę. Wizyta była umówiona dużo wcześniej, a przez ten czas Pola zrobiła ogromne postępy, zatem po wizycie, odbyłam z psycholog dłuuuugą rozmowę telefoniczną i wykluczyłyśmy jakiekolwiek zaburzenia sensoryczne. Nie było też potrzeby, by Pola była pod opieką psychologa. Pola była już na etapie, w którym mocno się otworzyła na innych. Jedynym problemem, o którym w tym czasie powiadomił mnie wychowawca, było wycofanie Poli podczas wspólnych zajęć np. na dywanie, kiedy wszystkie dzieci siedziały obok siebie i uczestniczyły w zajęciach. Najpewniej było to spowodowane tym, że Pola po prostu źle się czuła zbyt blisko kogoś, a druga sprawa jest taka, że bardzo bała się sytuacji, w których wychowawca zapyta ją o coś a ona będzie czuła, że wszyscy na nią patrzą. Miałam w dzieciństwie to samo.

 

WYSOKO WRAŻLIWE DZIECKO

Psycholog podesłała mi w kwietniu na e-mail kilka filmików dotyczących wysoko wrażliwych dzieci. Zaczęłam od tamtego czasu bardziej przyglądać się temu tematowi i to analizować. Mimo braku diagnozy i dalszych konsultacji, zgłębiałam temat i uczyłam się na nowo swojego dziecka, jej reakcji, jej postrzegania świata. W wakacje Pola zaczęła odzywać się również do rodziców swoich koleżanek, zaczęła witać się z kolegami i koleżankami ( z którymi nie jest aż tak zżyta, po prostu ich zna). Dwa razy była też na 2 tygodniowych wakacjach, za każdym razem podzielonych w ten sposób: tydzień u teściowej, z którą chodziła do przedszkola + tydzień u mojej siostry z 2 lata starszą Millą. W sierpniu nastąpił kryzys: Pola przez ok. 2 tygodnie miała okropne, ale to naprawdę okropne wybuchy złości i agresji, które zaczęły przerastać nawet mnie. Jestem dumna, bo mimo wszystko nie reagowałam krzykiem i byłam ponad to. Ale byłam cieniem człowieka i brakowało mi już sił. Właśnie po tych 2 tygodniach Pola drugi raz pojechała na wakacje, odpoczęłyśmy od siebie, temat agresji i wybuchów minął. Kiedy wróciła, poszła do przedszkola i jest od tego czasu spokojnie, zatem myślę, że była to kwestia zbyt wielu wakacyjnych bodźców: wakacje, rozjazdy, brak zachowanego rytmu dnia - to bardzo źle działa na Polę.

 

JAK JEST TERAZ I CO TAKIEGO ZROBILIŚMY?

Zatem tak w wielkim skrócie wyglądała nasza historia - a widzę, że wyszło z tego i tak meeega dużo tekstu. Jak jest obecnie? Jest naprawdę super. Pola wita się z nauczycielami w przedszkolu, chodzi też dwa razy w tygodniu na zajęcia z j. angielskiego - i również jak w przypadku lekcji rysunku, działa to na nią naprawdę dobrze. Po raz kolejny zapisałam ją na coś na jej własne życzenie i okazało się to strzałem w 10. Co jest niesamowite - kiedy rodzic jakiegoś dziecka mówi coś do Poli - Pola wchodzi w konwersację! Ja wiem, że dla wielu to się może wydać abstrakcją, ale ja się totalnie przy czymś takim wzruszam, bo wiem ile kiedyś kosztowało ją to nerwów.

 

Chciałabym Wam teraz w skrócie opowiedzieć o tym, jakie kroki poczyniłam w wychowywaniu Poli i co nam pomogło:

  • wizyta u psychologa - to powinna być podstawa. Ale wybierzcie kogoś, kto jest naprawdę kompetentny i kto nie będzie chciał na siłę przyczepić do Waszego dziecka dziesiątek zaburzeń
  • książki z przekazem - przeczytałyśmy i czytamy z Polą ogram książek, które mówią o emocjach, wstydzie, nieśmiałości. O słabościach, o budowaniu pewności siebie. Dzieci słuchają i utożsamiają się, a co najważniejsze - widzą dzięki tym książkom, że to że się tak czują, że to że takie są - jest jak najbardziej ok! A przy tym widzą też wskazówki i rozwiązania, jak radzić sobie z negatywnymi emocjami, jak nad sobą pracować.
  • stwarzanie dziecku możliwości, dzięki którym czuje się bezpiecznie - czyli tak jak w naszym przypadku, sprawdzam w czym Pola czuje się bezpiecznie a w czym nie. Przy jakich ludziach czuje się swobodnie, przy kim się otwiera, komu ufa. W jakich miejscach jest spokojna, a w jakich wręcz przeciwnie - wszystko ją przerasta. Na Polę dużo lepiej wpłynie wizyta w muzeum gdzie są też animacje dla dzieci, niż w sali zabaw pełnej dzieci, hałasu. To nie znaczy, że mamy dzieci trzymać pod kloszem i unikać stresowych sytuacji - ale możemy zawsze to ryzyko zminimalizować, bo tak jak na 1 dziecko nie będzie mieć to w ogóle wpływu, tak dla innego może być to ogromny krok w tył w jego pracy nad sobą. Ja np. wiem, by nigdy do przedszkola nie przychodzić jak już zacznie się śniadanie, bo dla Poli ogromnym stresem jest wejście do sali, w której wszyscy już są i najpewniej skupią się na jej wejściu.
  • akceptacja - pokazałam Poli, że akceptują ją taką jaka jest. I staram się jej to pokazywać na każdym kroku. Że nie ma w tym nic złego, że się czegoś wstydzi, boi. Że nie musi się wstydzić swoich słabości. Akceptują ją w całości i jej uczucia. Nie rzucam jej sugestii, że inne dzieci zachowują się lepiej. Że ona mogłaby zachowywać się inaczej. Nie krytykuję jej wyborów, nie śmieję się z niej. Pola jako atak, odbiera nawet takie sytuacje, w których ktoś się śmieje, bo po prostu zrobiła coś zabawnego. Trzeba na to bardzo uważać.
  • więcej doceniaj, mniej krytykuj - wysoko wrażliwe dzieci czy też dzieci, które mają wiele takich cech, są bardzo wyczulone na krytykę, a twarda dyscyplina w ich przypadku ma wręcz odwrotny skutek. Staram się doceniać Polę na wszystkich płaszczyznach, a jej błędy omawiać i traktować jako świetną okazję do rozmowy. Nie rzucam surowych ocen i krytyki, z których dziecko jedyne co wyniesie to poczucie krzywdy. Jeśli popełnia błąd - czekam na odpowiedni moment na wrócenie do tego i pogadanie o tym bez silnych emocji. Jeśli przy każdym błędzie, dziecko słyszy tylko, że coś źle robi - to wkrótce jego poczucie własnej wartości spadnie na totalne dno. My też popełniamy błędy - i chyba słabo działa na nas, kiedy ktoś nam je wiecznie wytyka i mówi nam, że jesteśmy do niczego, prawda? Za to super działa na nas, kiedy ktoś nas doceni, pochwali i powie: jesteś naprawdę super.
  • opowieści o własnym dzieciństwie i słabościach - dzieci mogą mieć czasem mylne wrażenie, że jesteśmy super-bohaterami. Ze wszystkim sobie radzimy, nie mamy słabych punktów, nie mierzymy się ze słabościami. Sytuacje, które spotykają Polcię i sprawiają jej przykrość, przekuwam w okazję do tego, by opowiedzieć jej o swoich sytuacjach z dzieciństwa. O tym jak się wstydziłam, o tym kiedy było mi przykro. I jak sobie wtedy z tym radziłam. Dziecko czuje się lepiej wiedząc, że dorosły go rozumie, że jako dziecko przechodził to samo - a co najważniejsze - że sobie poradził.
  • przede wszystkim słucham - choć nie zawsze mi to wychodzi :P Ale staram się. Czasem jesteśmy totalnie zmęczeni słuchamy przytakując tylko: aha, tak, naprawdę? Pola jest na to bardzo wyczulona i zawsze odpowiada mi: nie lubię kiedy mi odpowiadasz "mhm"! :D Dziecko opowiadając o najbardziej zwyczajnych czynnościach, czuje, że opowiada o czymś mega dla niego istotnym. I czuje, kiedy druga strona nie jest zainteresowana. Jeśli jestem z dzieckiem, to jestem z dzieckiem. Nie z telefonem, nie z komputerem, nie w innym świecie. To trudna sztuka, by wciąż być uważnym na to co, co mówi i robi dziecko, ale warto się w niej doskonalić.
  • daję dziecku czas - staram się też rozumieć i wciąż samej sobie przypominać, że są rzeczy, na które jeszcze przyjdzie czas. Że czasem lepszy efekt da odpuszczenie niż naciskanie. Np. na to, by dziecko powiedziało dzień dobry, by gdzieś poszło, by się pożegnało. Staram się nie wywierać presji na Polci, stawiając ją w sytuacjach, w których czuje się niezręcznie. Po prostu nie jest na coś gotowa. Stale uczę się też rozróżniać brak gotowości od zwyczajnego kaprysu.
  • nie ośmieszam dziecka - ani na osobności, ani tym bardziej w towarzystwie! Powiecie teraz - co ona gada. A kto niby tak robi? No cóż... wystarczy przejść się gdzieś, gdzie są skupiska rodziców i dzieci. Sposób w jaki rodzice zwracają się do dzieci, jak je ośmieszają. "No co Ty nie umiesz zrobić tego i tego?" ; "Umiesz myśleć?". Serio? Jakby do Was zwracali się tak w pracy, to byście po krótkim czasie oskarżyli pracodawcę o mobbing.

Mogłabym wymieniać i wymieniać. Myślę, że zrobię w temacie tego osobny wpis, w którym powiem jak można ogólnie wzmacniać poczucie wartości dziecka i budować jego pewność siebie. W takim też wpisie dam Wam propozycje książek, a dzisiaj póki co podsunę Wam dwie propozycje, które były mi w tej drodze ( i są ) bardzo pomocne:

"Wysoko wrażliwe dziecko" - świetna książka, zarówno dla rodziców dzieci zdiagnozowanych jako wysoko wrażliwe jak i tych, które przejawiają takie "skłonności". Książka dała mi nowe spojrzenie na Polę i jej zachowania. Pozwoliła mi ją lepiej zrozumieć i zdecydowanie pozwoliła mi stać się lepszym rodzicem.

"Edzio - przyjęcie w blasku księżyca" - tutaj z kolei pozycja do poczytania Waszym dzieciom. Piękna książka poruszając temat nieśmiałości, bycia za sobą, próbach bycia kimś innym, wstydzie. Daje do myślenia...

 

Podsumowując - wrażliwość i wstyd u dziecka to trudny temat, ale jest on do przejścia. Nie ma jednej, uniwersalnej recepty na wychowanie dziecka i poradzenie sobie z tematem wrażliwości. U każdego przebiega to inaczej, bo każde dziecko jest inne. To co uniwersalne i sprawdza się w każdym przypadku to ogrom miłości, bycie blisko, bycie uważnym, akceptacja. Pozwólmy dzieciom być takimi jakie są, ale jednocześnie stwarzajmy im możliwości, dzięki którym będą wzrastać. W swoim własnym, indywidualnym tempie. Bądźmy cierpliwi i dajmy sobie i dzieciom czas.

Trzymam za Was wszystkich kciuki i mam nadzieję, że nasza historia będzie dla Wielu z was promyczkiem nadziei.

Ściskam ciepło!

@alicjawegnerpl

Zajrzyj na mój Instagram i sprawdź, jak żyję, manifestuję oraz działam.
cartcrossmenuchevron-down linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram