Zawsze przenoszę się wtedy do innego świata, wyciszam się , odpoczywam. Zdecydowanie mają one wpływ na moją osobowość, spojrzenie na świat. Kształtują mój światopogląd i często mają ogromny wpływ na moje postępowanie. To książki są zawsze największym bodźcem do zmiany czy podjęcia działania. Te w kategorii rozwoju osobistego są u mnie najbardziej pożądane. Nie chodzi tutaj tylko o puste hasła typu: możesz wszystko. Chodzi o treści, które zmuszają do myślenia i samodzielnej analizy. Treści, które często są świetnymi poradami w zakresie kształtowania nawyków czy prowadzenia biznesu.
Kiedyś też byłam jedną z tych osób, która myślała, że wszystko wie najlepiej i od nikogo nie musi się niczego uczyć. A potem dziwiłam się, że nie widzę efektów swojej pracy. Dziś wiem, że podstawą sukcesu jest uważne słuchanie lepszych od siebie, wyciąganie wniosków i wcielanie przydatnych rad w swoje życie. Warto oddzielić oczywiście ziarno od plew, bo zwłaszcza w kategorii rozwoju można natknąć się na wiele pozycji, które są jednym wielkim bełkotem próbującym Ci wmówić, że możesz stanąć na rękach, podczas gdy ty jesteś sparaliżowany/a od szyi w dół ;) Takich pozycji unikamy!
Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić trzema, niezwykle wartościowymi książkami. Przy wszystkich trzech książkach, miałam jeden wielki dylemat: z jednej strony książki były taaak ciekawe, że miałam ochotę przeczytać je jednym tchem. Z drugiej strony: czytanie ich było tak wielką przyjemnością, że chciałam je czytać jak najdłużej. Zatem delektowałam się nimi, nawet bardziej niż najlepszą szarlotką na świecie. Chłonęłam strona po stronie, a każde zdanie nakręcało mnie pozytywnie i sprawiało, że miałam ochotę podbić świat!
Każda z tych trzech książek jest tak ogromną wartością samą w sobie, że zapłacenie za nie 30 czy 50 zł jest niczym w porównaniu z tym, co dostajemy w zamian. I tymi właśnie tytułami, pragnę się dzisiaj z Wami podzielić :)
Nigdy w życiu, tak dobrze nie czytało mi się chyba ŻADNEJ książki. Moim ulubionym rytuałem w zeszłym roku, było odprowadzanie Polci na j.angielski i udanie się do kawiarni obok - tam zamawiałam zawsze tapiokę z musem malinowym, herbatę i... czytałam Sztukę Zwycięstwa. I sama czułam się jakbym wygrała życie. Nie wiele jednak trzeba człowiekowi do szczęścia, prawda?
O firmie Nike nie wiedziałam za wiele, choć kojarzyłam ją od najmłodszych lat. W gimnazjum z zazdrością patrzyłam na koleżanki, które miały popularne wtedy Nike Dunk i nigdy nie zapomnę kiedy w liceum w końcu udało mi się na nie uzbierać. Znaczek Nike przewijał się w filmach, teledyskach, na reklamach. Ale nigdy nie wiedziałam jaka za tym znaczkiem stoi historia, jaki człowiek.
I wiecie co? Cieszę się, że już teraz wiem. Nie będę Wam tutaj jednak nic zdradzać. To historia o uporze, determinacji. To historia o pasji, która jest całym naszym życiem. To historia, w której nie chodzi o pieniądze. Niesamowite jest tutaj właśnie to, że Philem nigdy nie kierowała chęć bycia zostania bogatym i zarabiania nieziemskich pieniędzy. Jego celem było tworzyć najlepsze buty do biegania, służyć innym, sprawiać, że inni czują się komfortowo, dobrze i że w butach nike pokonują swoje życiówki.
Co w tej historii urzekło mnie najbardziej? To, że ja sama w myślach poddałam się jakieś setki razy wcielając się w rolę Phila. Serio. Upór i dzika wręcz determinacja, którą tą człowiek w sobie miał sprawiała, że wręcz można było go nazwać szaleńcem.
Wielokrotnie mówię Wam o tym, że na szczyt dochodzą tylko Ci najbardziej wytrwali. Ci, którzy po drodze wywalą się milion razy, ale za każdym razem będą wstawać, otrzepywać się i iść dalej. Phil jest tego idealnym przykładem. Po tej książce nie sposób nie zmotywować się do działania, seerio!
To jest absolutna petarda, którą powinna przeczytać KAŻDA KOBIETA. Ba! To powinno być jakaś lektura obowiązkowa, choć uważam, że do książek jak i wgl do osoby Kamili trzeba dojrzeć. Kiedy dwa lata temu zaobserwowałam Kamilę na jej instagramie, coś mnie od niej odpychało. Miałam wrażenie, że pieniądze przesłaniają jej wszystko i są jakimś celem samym w sobie, ponad wszystko inne. Wiecie dlaczego tak myślałam? Dlatego, że pieniądze były moim czułym punktem. Bardzo chciałam mieć ich mnóstwo, a miałam tyle co nic. Toteż ich temat wywoływał we mnie jakąś zazdrość i inne chore uczucia.
Okazało się, że Kamila mówiąc o pieniądzach i niezależności, odwala kawał dobrej roboty. Roboty, dzięki której kobiety czują bodziec do zmiany. Wyrywają się z toksycznych relacji. Zaczynają na siebie zarabiać. Zaczynają interesować się firmą i zarobkami męża, jeśli nie pracują i zajmują się domem i do tej pory słyszały tylko: to nie twoja sprawa. Dzięki temu co robi Kamila, kobiety stają się niezależne, a wtedy... czują się prawdziwie wolne i mogą odejść od przemocowca. Rozwijają się i wiedzą, że niezależność to wolność, a wolność to możliwość decydowania o sobie i swoim życiu.
Tego uczy ta książka. Tutaj nie ma pustych, coachingowych haseł typu: możesz wszystko. Tutaj jest garść porządnej wiedzy, cennych porad. Wywiady z inspirującymi, niezależnymi kobietami. Każda strona tej książki podsuwała mi jakieś pomysły i napełniała mnie ogromem kreatywności i motywacji. To po przeczytaniu tej książki, zaczęłam wreszcie realnie odkładać pieniądze. Nieważne, że to jakieś grosze. Ale tych "groszy" jest coraz więcej. I konsekwentnie od każdej wypłaty przelewam sobie chociaż maleńką część na konto oszczędnościowe.
To dzięki tej książce, podjęłam decyzję o kolejnych studiach, kursach. Zaplanowałam sobie niesamowitą ścieżkę rozwoju i edukacji. Nauczyłam się inwestować w siebie i swój rozwój. Nie w ciuszki, kosmetyki, dodatki do domu. Ale w swój rozwój i niezależność, której nie odbierze mi nikt.
Tak. Kobieta Niezależna, zdecydowanie powinna być pozycją obowiązkową każdej kobiety. To kawał cennej wiedzy, która zostanie z Tobą na zawsze.
No i kolejny sztosik!!! Już kiedyś jedna z książek Briana odmieniła znacznie moje podejście do biznesu i moich nawyków. Ale ta... ta przebija wszystko. I tak samo jak w przypadku książki Kamili - nie ma tu żadnego lania wody tylko ogrom, dosłownie ogrom cennych porad, które przydadzą Wam się niezależnie od tego czy prowadzicie własny biznes, czy pracujecie gdzieś na etacie.
I to naprawdę nie jest książka o tym, jak zostać milionerem. Tu bardziej chodzi o rozwój, o konsekwentne realizowanie swoich celów. O nawyki, dzięki którym możemy stworzyć sobie życie o jakim marzymy. Poruszana jest tu każda płaszczyzna życia - od relacji międzyludzkich po rozwijanie swoich kompetencji. Od dbania o swoje zdrowie, po praktykowanie wdzięczności. Do tego garść informacji o marketingu, rozwoju firmy, o oszczędzaniu. Nie sposób czytać to i się nie zmotywować. To jest niemożliwe, żeby w trakcie czytania tej książki nie dostać olśnienia i bodźca do zmian.
"Nawyki warte miliony" przydadzą się każdej osobie, która chce od życia czegoś więcej, chce się rozwijać i być lepszą w tym co robi.
Jestem ogromnie ciekawa, która z tych pozycji najbardziej przypadła Wam do gustu i Was zaciekawiła! :)
Jeśli macie ochotę na więcej, to w poniższych wpisach znajdziecie jeszcze więcej książek, które naprawdę mogą pomóc Wam odmienić Wasze życie:
Z takiej ilości propozycji, na pewno wybierzecie coś dla siebie.
Tradycyjnie proszę Was też o tytuły, które polecacie Wy. Co prawda nie wiem, czy starczy mi życia żeby przeczytać wszystko to co chcę, ale... dobrych książek nigdy za wiele!
Trzymajcie się ciepło kochani.
Ściskam,
Zauważam teraz taką manierę u mam w wieku 20-23 (nie wszystkich oczywiście), ale zawsze stopuję się przed ocenianiem, bo... to po prostu taki wiek :P Z czasem to mija! Dlaczego jednak o tym piszę - a no dlatego, że będąc tą 21 latką, absolutnie i pod żadnym pozorem nie dałabym się namówić na żadną książkę dotyczącą tego, jak wychowywać dzieci. Kojarzyłam takie książki ze zbiorem czarno-białych rad a ja niekoniecznie chciałam iść za jakimiś złotymi radami. Ufałam intuicji. I to się wtedy sprawdzało. Ale kiedy dziecko rośnie, zaczynają się małe schodki. Bo nagle już nie trzeba tylko karmić, przewijać, tulić się i bawić. Trzeba często coś tłumaczyć, wyjaśniać, rozmawiać. I choć pragnę wierzyć, że każdy rodzic chce dla dziecka jak najlepiej, to niestety nie zawsze wie, co to "najlepiej" oznacza. Nieświadomie popełniamy ogrom błędów, które później skutkują problemami w życiu naszych dorosłych już dzieci. Wystarczy spojrzeć na ludzi w naszym wieku. Bujamy się z różnymi problemami i tkwimy w wielu schematach, które uprzykrzają nam życie. A gdzie tkwi przyczyna? A no najczęściej w dzieciństwie. I mogłaś mieć to dzieciństwo szczęśliwe i dobre jak cholera. A i tak, mogło dziać się coś niepozornego, co teraz ma na Ciebie negatywny wpływ. Może słyszałaś ciągle teksty typu: co ludzie powiedzą - i teraz w dorosłym życiu nie potrafisz żyć tak jak Ty chcesz, bo stale myślisz o tym jak odbiorą to inni. To tylko taki jeden z wieeelu przykładów, ale bardzo powszechny wnioskując chociażby po Waszych historiach, które opisujecie mi w wiadomościach.
Ale wracając do tematu książek - dziś traktuję je jako wielką inspirację i pomocne narzędzie w byciu dobrym rodzicem. Oczywiście wybieram je ostrożnie. Jeśli w jakiejś książce zobaczyłabym wskazówkę typu: daj karę, pozwól dziecku się wypłakać - to wyrzuciłabym ją do kosza, bo nawet nie chciałabym, żeby trafiła w inne ręce. Mam swoich ulubionych autorów, którzy są dla mnie wzorem i wiele od nich czerpię. I to ich pozycje najczęściej wybieram.
Nie jestem też w tym temacie jakąś maniaczką. Raczej stawiam na jakość, nie ilość. Wbrew pozorom, nie przeczytałam książek tego typu nie wiadomo ile. Ale te, które przeczytałam - miały ogromny wpływ na moją relację z Polę i na moje podejście do jej osoby i do jej wychowywania. I to są książki, do których często wracam. Bo... pamięć bywa zawodna a do starych nawyków bardzo łatwo wrócić. Oczywiście od razu mówię - wszyscy jesteśmy ludźmi. Możemy się starać nie wiadomo jak bardzo, ale i tak popełnimy po drodze jakiś błąd. Nie chodzi też oto, by książki były dla nas 100% wzorem jak traktować nasze dzieci. Każde dziecko jest inne. Ale ja wybieram raczej treści dość uniwersalne. Treści, dzięki którym nauczyłam się umiejętnie rozmawiać ze swoim dzieckiem, umiejętnie wyznaczać granice, umiejętnie pomóc mu przechodzić przez ciężkie chwile. I choć na początku te zmiany są dość nienaturalne, ciężkie do zastosowania w nieprzewidzianych sytuacjach - to wierzcie mi. Praktykowanie tego, staje się później normalką. Dla mnie nie ma już innej drogi rozmowy niż ta, w której akceptuję emocje dziecka, nie szydzę z nich, nie bagatelizuję. Dla mnie to normalka, że kiedy dziecko jest wściekłe i krzyczy, to ja na to pozwalam, a nie mówię: weź przestań krzyczeć. Pozwalam, a często sama mówię, np: jesteś zła? Pola mówi, że tak. A ja na to: to weź kartkę i narysuj jak bardzo! Bo ja jakbym była zła, to narysowałabym ... - i wierzcie mi, ja się już do tego nie zmuszam. Dla mnie to normalna reakcja, której się nauczyłam i która odmieniła mnie i moje dziecko.
No ale wy czekacie na te książki mądrych ludzi, a nie tam mamalowe gadanie :P No to proszę. Oto książki, które naprawdę odmieniają jakość rodzicielstwa!
Elaine Aron
Wierzcie mi, nie przesadzę jeśli powiem, że ta książka odmieniła mnie, moje dziecko i naszą relację. Ale przede wszystkim pomogła mi bardziej zrozumieć Polę i jej pomóc. A Pola zyskała na tym najwięcej. Pola nie była nigdy zdiagnozowana jako wysoko wrażliwe dziecko, ale pani psycholog, która była na obserwacji w przedszkolu, podesłała mi kilka materiałów o takich dzieciach i zapytała, czy są tam elementy, z którymi bardzo utożsamiam moje dziecko. Zaczęłam więc czytać, szperać i... kupiłam tą książkę. Totalnie odmieniła mój sposób komunikacji z Polą. To co uważałam w głębi duszy za słabości Poli - zaczęłam postrzegać jako dar. Książka świetnie obrazuje różne oblicza wrażliwości, opowiada o różnych dzieciach, o podejściu do nich - a ono musi być naprawdę cholernie wyważone i ostrożne. Przynajmniej na początku tak to wygląda. Później staje się to normą. Sposób komunikacja, wzmacnianie. Przy wrażliwcach czasem trzeba się nagimnastykować, żeby coś wytłumaczyć, żeby wesprzeć, ale również żeby wytyczyć granice - i zrobić to umiejętnie, nie sprawiając, że dziecko zaraz zrobi 10 kroków w tył.
JAK MÓWIĆ, ŻEBY DZIECI NAS SŁUCHAŁY, JAK SŁUCHAĆ ŻEBY DZIECI DO NAS MÓWIŁY
Adele Faber, Elaine Mazlish
Bardzo fajna pozycja, która nauczyła mnie komunikacji z moim dzieckiem. Komunikacji opartej na szacunku, zrozumieniu potrzeb i emocji dziecka. Wiele przykładów z życia rodziców takich jak my. Wiele przykładowych dialogów, prawdziwych sytuacji. Książka daje do myślenia i choć na początku zastosowanie się do "wytycznych" może być ciężkie, to kiedy jednak będziecie próbować i zauważycie efekt - uwierzcie mi, nie będziecie już wracać do starych nawyków. Dla mnie taką przełomową sytuacją, kiedy stwierdziłam: o matko, to działa! - była sytuacja, kiedy Pola była mega wściekła z powodu jak dla mnie błahostki. Przystanęłam jednak, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam: rozumiem, że jesteś zła, bo... - Pola na to: tak, jestem wściekła! Następnie zasugerowałam jej, żeby wzięła kartkę papieru i pokazała mi jak bardzo. Zaczęła na niej rysować, gnieść ją, na koniec ją podarła. Ja zrobiłam mniej więcej to samo, wymachując jeszcze teatralnie rękoma, że ja też bywam taka wściekła. Na koniec po prostu razem zaczęłyśmy się śmiać i spokojnie opuściłyśmy dom. To było dla mnie mega fascynujące przeżycie, które pokazało mi, że nie ma nic lepszego niż pokazanie dziecku, że się je rozumie i pokazanie mu, jak może dać ujście swoim emocjom i sobie z nimi poradzić.
JAK MÓWIĆ, ŻEBY MALUCHY NAS SŁUCHAŁY
Joanna Faber, Julie King
Tutaj książka, której strategie oparte są na wyżej wspomnianej. Jest ona jednak kierowana do rodziców dzieci w wieku 2-7 lat. I ta literatura również uczy dobrego dialogu między rodzicem a dzieckiem. Pokazuje jak się komunikować, jak rozwiązywać trudne sytuacje. Książka zmienia nasze podejście do rozmów i dzieci. Sprawia, że nagle zaczynamy mówić to samo co wcześniej, ale innymi słowami bardziej trafnymi słowami. I tak drobna wydawałoby się zmiana, zmienia całą naszą komunikację z dzieckiem i całą naszą relację z nim. Naprawdę - to jest niesamowite i jeśli naprawdę przyłożycie się do tego, żeby wyciągnąć z tej książki jak najwięcej, to zrozumiecie co miałam na myśli. Tak samo jak w powyższej pozycji. To co czyni tą książkę autentyczną, to realne historie rodziców, którzy mieli z komunikacją problem i opowiadają o tym, jak się to zmieniło po wprowadzeniu kilku zmian. To do mnie przemawia. Nie suche fakty, ale liczne przykłady i historie rodziców takich jak ja. Szczegółowo opisane sytuacje, dialogi. To sprawia, że książka po prostu daje nam na tacy przykład tego, w jaki sposób możemy rozmawiać z dzieckiem w danych sytuacjach. Dla mnie to jest kosmos, że słowa, które wypowiadamy mają tak wielką moc. Źle dobrane, potrafią burzyć, ale przemyślane - potrafią budować wspaniałą relację i dialog.
Agnieszka Stein
To Wasza rekomendacja. Kiedyś zapytałam Was o książki w temacie wychowania, które polecacie. Ta książka była wspominana przez Was zdecydowanie najczęściej. Jestem dopiero w trakcie jej czytania, ale już wiem, że to powinna być lektura obowiązkowa KAŻDEGO RODZICA! Wszystkie te kwestie, które są dla wielu rodziców tematem tabu, są w tej książce opisane naprawdę prosto i zrozumiale. Książka otwiera oczy na wiele kwestii związanych z seksualnością naszych dzieci i wspieraniem ich w tym temacie.
Moim zdaniem mimo, że idziemy jako społeczeństwo do przodu i mamy coraz większą świadomość - wciąż wychowujemy dzieci w poczuciu wstydu, uznając temat ich ciał i seksualności za coś czego należy się wstydzić. To bardzo szkodliwe. Ludzie krzyczą: nie chcemy edukacji seksualnej naszych dzieci przez innych ludzi! - nie wiem, może wydaje im się, że dzieci na lekcjach będą ściągać majtki i się masturbować? Celem edukacji seksualnej jest PRZEDE WSZYSTKIM wskazanie granic, szacunek, umiejętność mówienia NIE i wyraźnego dostrzegania przemocy. Oglądam teraz serial SEX EDUCATION i przyznam, że refleksji mam przy każdym odcinku milion. Bo niesamowicie zobrazowane jest to, jak BRAK WIEDZY szkodzi i jak młodzi ludzie tej wiedzy pragną! Ale z większością dzieciaków nie ma kto pogadać na tematy seksu, naszego ciała itp. Wiele bym dała, żeby ktoś kiedy byłam nastolatką, wyjaśnił mi podstawowe rzeczy, rozwiał wątpliwości. To nieludzkie błądzić jak dziecko we mgle w tak poważnych kwestiach i potem wkraczać w dorosłość nadal nie znając odpowiedzi albo szukając ich w beznadziejnych miejscach. WIEDZA to jest klucz do sukcesu, na każdej życiowej płaszczyźnie.
Tymczasem wciąż spotykam się z matkami, które mówią dzieciom: nie dotykaj się tam! Nie ładnie! - od małego wpajają dzieciom, że dotykanie się, że miejsca intymne to coś złego, wstydliwego. Nie wspomnę o 30 letnich kobietach, które na słowo: cipka, wagina czy penis dostają wypieków na twarzy i nerwowo chichoczą. Mogłabym wymieniać bez końca.
W każdym razie - jestem dopiero w trakcie czytania, ale już mogę Wam polecić tę książkę z ręką na sercu. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mamy na rynku taką literaturę i że możemy z niej czerpać, a co za tym idzie - być lepszymi rodzicami, którzy mają szansę popełnić mniej błędów wychowawczych niż poprzednie pokolenia.
JAK WSPIERAĆ ROZWÓJ PRZEDSZKOLAKA?
Monika Sobkowiak
Kilka miesięcy temu pomyślałam sobie, że super byłoby mieć książkę, w której będę konkretnie opisane dane grupy wiekowe, zabawy, umiejętności. No i jakiś czas później w ręce wpadła mi książka z wydawnictwa Samo Sedno, która zaspokoiła moją potrzebę :)
Autorka książki w każdym rozdziale opisuje ogólnie np. rozwój społeczno-emocjonalny dziecka albo rozwój mowy - a potem opisuje co potrafi w tym temacie typowy 3,4,5 lub 6 latek. Do tego w każdym rozdziale są propozycje świetnych zabaw i ćwiczeń dla danej kategorii wiekowej w danej sferze np. czytanie i pisanie, stymulacja rozwoju mowy dziecka.
Dla mnie ta książka jest wspaniała przede wszystkim dlatego, że mogłam sobie sprawdzić co w danym wieku dziecko POWINNO już potrafić, na co jest jeszcze czas i jak w danych sferach mogę je na dany moment wspierać. Książka zawiera dużo cennych wskazówek i nadaje się zarówno dla nauczycieli jak i każdej innej osoby, która pracuje z dziećmi w wieku przedszkolnym, oraz dla nas - rodziców. Np. u nas obszarem nad którym należy pracować i go wzmacniać jest pamięć i koncentracja. Dlatego rozdział o tym był dla mnie szczególny ważny, bo mogłam sobie zaznaczyć zabawy, które mogą wprowadzić w domu i w ogóle zauważyć, że nad czymś trzeba popracować.
Mam tylko jedno dziecko i brak jakiegoś większego porównania. Wiadomo, każde dziecko jest inne, ale nie mając porównania, można łatwo przeoczyć, że dziecko coś już powinno potrafić, albo że ma z czymś problem i jest daleko w tyle. Matce zawsze jest to zauważyć trudniej. Dlatego np. mamy potem 5 letnie dzieci, które mówią tak, że nikt ich nie rozumie - a mama nie widzi w tym problemu, bo mama je rozumie i jeszcze najgorzej jeśli nie widuje na co dzień innych dzieci i myśli, że to norma - w konsekwencji dziecko nie jest nawet pod opieką logopedy.
Naprawdę, polecam Wam z całego serca! Zwłaszcza, że książka jest napisana totalnie zrozumiałym dla każdego językiem. Miałam ogromną frajdę podczas jej czytania :)
Dzisiaj to na tyle. Wiem, że mogę stwarzać czasem pozory, że skoro tyle czytam, to książek o dzieciach przeczytałam pewnie setki. Ale jak widać wolę raz na jakiś czas solidną lekturę, nawet taką na kilkaset stron, ale przeczytaną z uważnością i dokładnością. Książka o wrażliwości i seksualności jest cała w podkreśleniach i wykrzyknikach narysowanych ołówkiem. Zaznaczam nim najważniejsze dla mnie fragmenty. I tak musiałam się solidnie przełamać, żeby wgl porysować czymś książkę. Są osoby, które kreślą fragmenty różnymi mazakami - ja nie potrafię :D Ale do ołówka się przełamałam i dzięki temu wracam często do tych wyszczególnionych przeze mnie fragmentów.
Czy będę czytać następne książki w tym temacie? Na pewno. Kilka czeka już nawet w kolejce. Póki co, chcę uważnie przebrać przez Nowe Wychowanie Seksualne i wyciągnąć z tej książki możliwie najwięcej dobrego.
Jeśli macie jakieś polecenia w temacie rozwoju dzieci - napiszcie mi proszę swoje propozycje w komentarzach. Przydadzą się nam wszystkim.
Ściskam, A.
Ostatnio trafiłam w czeluściach internetu na takie zdanie: nie udam ludziom, których telewizor jest większy niż półka na książki. I choć daleka jestem od stereotypów i oceniania, to coś w tym jednak jest. Książki to dla mnie jedna z najcenniejszych rzeczy na tym świecie. Otwierają nam umysł, pobudzają wyobraźnię, rozwijają. Uczą myśleć, analizować. Książka to zaproszenie do innego świata, to przeniesienie się za darmo, tu i teraz do zupełnie innego wymiaru. Takich przeżyć nie zapewni nam telewizor. I choć sama jestem totalną netfliksiarą, to uważam, że książki jednak nie mają sobie równych. Ale do rzeczy.
Miałam w planach zrobić kolejny post z książkami, które pomagają nam w zmianie naszego życia, które nas motywują i rozwijają. Ale pomyślałam, że nie każda książka musi być nie wiadomo jak głęboka. Człowiek musi się też odmóżdżyć. I tak jak ludzie oglądają w tv odmóżdżające seriale, tak ja ostatnio znów zaczęłam sięgać po lekkie opowieści, przy których nie muszę analizować, myśleć i rozważać. Bo ileż można czytać książek z zakresu psychologii czy rozwoju osobistego? No dobra... mnóstwo, wiem :D Ale zapomniałam już ile radochy dawały mi lekkie opowieści!
Są też oczywiście książki pośrednie - np. książki Agnieszki Maciąg. Napisane lekkim językiem. Takim, z którego czuć spokój i miłość i harmonię. A jednak z tych książek wynosi się tak wiele wniosków i przemyśleń. I myślę, że te książki zadowalają mnie najbardziej. Pozwalają odpocząć i się wyciszyć, ale jednak zasiewają w umyśle nowe ziarenka w postaci wniosków, które mają wpływ na moje życie.
Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami 5 pozycjami książkowymi, które będą jak znalazł w okresie tych zimnych, długich wieczorów. Oczywiście sprawdzą się w każdej innej porze roku, ale myślę, że czas zimy to czas takich przemyśleń, lekkiego zatrzymania. To taki czas dla kobiety, by przygotowała się na nowy etap w swoim życiu, na rozkwit który nadejdzie wiosną. I myślę, że ten zimowy czas warto wykorzystać na zasianie w swojej głowie odpowiednich myśli, na przyjrzenie się sobie, swoim myślom i potrzebom. No to jak? Ciekawe co ja dzisiaj dla Was mam? Wiem, że tak!
Clarissa Pinkola Estes
To akurat nie jest lekka książka. I uważam, że nie każdy ją od razu zrozumie. Myślę, że Biegnąca z wilkami to książka dla dojrzałych kobiet, które pragną lepiej poznać siebie, swoje pragnienia, swoją naturę. Wyobrażacie sobie, że napisanie tej książki zajęło autorce... 21 lat? To prawdziwa księga, w której poprzez analizę mitów, baśni i legend, autorka wchodzi głęboko w psychikę kobiety, w jej serce i duszę. Książka ma prawie 700 stron, a ja z każdą stroną odkrywam siebie na nowo. Swoją siłę, naturę, instynkty. Coś niesamowitego. Lektura obowiązkowa dla kobiety, która pragnie przebudzenia i duchowego wyzwolenia.
Wiesław Myśliwski
Również dość dłuuuga pozycja, bo zawiera prawie 600 stron. Wspaniała polska powieść. I uważam, że jest mocno specyficzna. Bohaterem książki Widnokrąg jest dorastający chłopiec Piotr. Akcja książki toczy się po zakończeniu drugiej wojny światowej. Ciężko mi zrecenzować tą książkę, więc nie będę tego robić, zwłaszcza, że nie dotarłam jeszcze do końca. Książka jest mocno filozoficzna. Trzeba ją dawkować w małych ilościach, by dostrzec to co "między wierszami". W książce chłopiec opowiada zarówno o codziennym, zwyczajnym w tamtych czasach życiu, jak i o przemijaniu, śmierci. W świetny sposób przewija się w książce historia czyli np. komunizm czy ogólnie to, jak kształtowała się Polska po wojnie. Książka skłania do przyjrzenia się swojemu życiu z innej perspektywy. Naprawdę polecam bardzo świadomym czytelnikom.
Meik Wiking
Jeden z moich prezentów gwiazdkowych. Sztuka tworzenia wspomnień to piękna książka, która pokazuje nam jak możemy tworzyć w życiu szczęśliwe chwile i lepiej je zapamiętywać. Sztuka tworzenia idealnych wspomnień przyda się każdemu z nas. Książka przytacza wiele ciekawych badań i eksperymentów, odwołuje się do pamiętników, rozmaitych wywiadów. Póki co, jestem na początku przygody z tą książką, ale już się mocno wkręciłam i wiem, że wyniosę z niej wiele dobrego :)
Jojo Moyes
Ta książkę kupiłam na szybko w Biedronce na Dworcu Centralnym, bo zapomniałam wziąć czegokolwiek do czytania i przeraziła mnie perspektywa 3 godzin w pociągu. Przeceniona była na dyszkę, a że lubię twórczość Jojo, wzięłam bez zastanowienia i... przepadłam. No to jest po prostu coś, czego niesamowicie mi brakowało na moim regale. Razem będzie lepiej to piękna powieść, z nutą romantyzmu w tle, ale wiecie... takiego nieprzesadzonego, wyważonego. Na pewno Was nie zemdli :D No i myślę, że jest fajna, bo taka....realna. Pokazująca życie i rozterki kobiety samotnie wychowującej dzieci. Naprawdę super odmóżdżająca, lekka pozycja! :)
Agnieszka Maciąg
Na koniec, kolejna wspaniała książka Agnieszki Maciąg. Ci, którzy zaglądają do mnie regularnie wiedzą, że prawdziwy przełom w moim życiu zaczął się właśnie od książki Agnieszki - Pełnia Życia. Nie zliczę ile z Was kupiło ją z mojego polecenia, bo to jest jakiś kosmos!
Słowa Mocy to nowa książka Agnieszki, w której znajdziemy wskazówki dotyczącego wszystkiego tego, co sprawia, że nasze życie staje się piękniejsze: uważność, wdzięczność, cierpliwość, pasja, wrażliwość... w książce znajdziemy przepiękne modlitwy, afirmacje, medytacje. To książka pełna słów, które nadają życiu pozytywnej energii i ... mocy! Każda strona zasiewa w moim umyśle tyle pozytywnych myśli, że aż żal będzie ją skończyć. Dawkuję ją sobie codziennie po trochu i jest to dla mnie mega oczyszczające i inspirujące.
Książki Agnieszki mimo, że zawierają solidny przekaz i skłaniają do przemyśleń - są lekkie i zostawiają czytelnika z poczuciem spokoju, harmonii i takim... poczuciem, jakby ktoś się o nas zatroszczył i objął nas swoim ramieniem.
Jestem ogromnie ciekawa czy czytałyście już którąś z powyższych książek, a jeśli nie - to która najbardziej Was zaciekawiła? Tak naprawdę, każda z wymienionych przeze mnie pozycji jest totalnie inna. Jest tu zarówno dawka filozofii, jak i duchowości. Jest ciężko, ale jest też i lekko. Wybrałam 5 różnych od siebie książek, żeby każda z Was znalazła coś dla siebie. Mam nadzieję, że się udało!
Jeśli macie ochotę na więcej moich książkowych propozycji to polecam Wam z całego serducha wpisy:
Książki, które odmieniły moje życie cz.1
Książki, które odmieniły moje życie cz.2
Dajcie znać co obecnie czytacie - w tym roku zamierzam pobić rekord przeczytanych książek, choć jeśli mam być szczera to nie wiem jaki on jest. W tym jednak roku moim celem jest zapisywać sobie wszystkie przeczytane tytuły. Sama jestem ciekawa ile się tego uzbiera. Szłoby to sprawniej gdybym nie miała dziecka, firmy i masy innych obowiązków. Ale chyba nie da się być z powrotem nastolatką, prawda? ;)
Miłej lektury!
Przymiarki sukni, kilka wyjazdów do rodzinnego miasta, kursowanie pociągami, imprezki urodzinowe - ale także wypady nad jezioro, grille ze znajomymi i oczywiście - dużo czasu na placu zabaw :D Pomiędzy tym wszystkim sporo pracy, dużo zleceń i dużo planów na przyszłość. Cieszę się, że ten miesiąc już za mną. Siedzę sobie właśnie przed kompem - jestem sama w domu, dziecko na wakacjach u babci. Korzystam i czuję się jak wtedy kiedy byłam w ciąży - miałam na głowie tylko studia i... pisanie bloga. I teraz też mogę tylko na tym blogu i na pracy się skupić. I dzisiaj, póki nie tęsknie - ten stan mi się nawet nawet podoba. Oby nie spodobał mi się za bardzo :P
W czerwcu zainwestowałam w kilka perełek, które mocno wryły się w mój styl życia i postanowiłam zebrać najważniejsze z nich i się z Wami nimi podzielić. Tak zupełnie na luzie, żeby być może zainspirować Was do jakiś małych zmian w Waszym życiu :)
Przymierzałam się do tego zakupu już od dawna. Co prawda już od kilku lat, na zakupy chodzę ze swoimi torbami materiałowymi, ale brakowało mi czegoś takiego typowo na warzywa, żeby wrzucić wszystko luzem i ekologicznie przenieść do domu. Trochę tego typu toreb jest już na polskim rynku - pierwotnie chciałam zamówić torbę od Torbacze, ale z tego co czytałam mają one mniejszy udźwig. W The Basic Market znalazłam taką torbę, która udźwignie nawet do 18 kg. Nawet dziecko byście w tym przenieśli :D :D :D Najpierw chciałam zdecydować się na róż, ale stwierdziłam, że naturalny kolor, będzie bardziej adekwatny do eko stylu życia.
Nowy smak shake'a od Natural Mojo - Fit Mango. Obawiałam się, że będzie za słodki, ale jest w sam raz i jest przepyszny. Idealny na lato, sycący a jednocześnie daje nam taką namiastkę uczucia, jak po zjedzeniu owoców :D Kiedyś do szejków używałam mleka krowiego - teraz używam mleka roślinnego, a konkretnie owsianego ewentualnie ryżowego. Smak owsianego jest dla mnie najbardziej neutralny. Sojowe odpada, bo soja nie jest wskazana przy mojej tarczycy, a migdałowe daje mi jakiś dziwny posmak :/ Na zdjęciu w tle, rozmazane jest mleko kokosowe - kupiłam bo jako jedyne zostało w biedrze. Dopiero po fakcie i po zrobieniu zdjęcia przeczytałam skład - i powiem tylko tyle: nie kupujcie go :P
Oczywiście jeśli chodzi o szejki, faworytami nadal pozostają dla mnie Fit Coco i Fit Vanilla - no jednak klasyk tutaj wygrywa bezapelacyjnie. Ale mango to miła odmiana, coś totalnie innego i z miłą chęcią postawię na jego picie w okresie wakacyjnych, kiedy jestem spragniona owocowych, letnich smaków!
Normalnie na wszystko macie zniżkę 25 %, ale dzisiaj przy okazji tego wpisu i nowego smaku, załatwiłam Wam giga rabacik na wszystko... 40% na hasło MAMALA40 - rabat obejmuje wszystko poza wyprzedażą :) Korzystajcie i dajcie znać co upolowaliście!
Mogłam sobie w czerwcu pić pyszne szejki, chodzić na zakupy z nową torbą - ale nic, totalnie nic nie przebije mojego najlepszego książkowego zakupu, który powinien być lekturą obowiązkową każdego człowieka na tej planecie !!! Mowa o Jak uratować świat? - Areta Szpura, w mega prosty i konkretny sposób, wyjaśnia jakie są zależności, przez które nasza planeta umiera - i jak my, szarzy ludzie, mieszkańcy tej planet możemy ją uratować. I wcale nie chodzi tutaj o diametralną zmianę życia, a o małe kroczki - dzięki którym będziemy wprowadzać coraz więcej zmian do naszego stylu życia. Ja wprowadziłam ich już wiele, ale dzięki Arecie mam jeszcze więcej pomysłów na to zrobić, ale to już temat na osobny post, który będzie chyba jednym z bardziej wartościowych wpisów na tym blogu - mam nadzieję.
Inwestycja w tą książkę, była najlepszym co zrobiłam w miesiącu czerwcu. Dla siebie, dla otoczenia, dla planety na której żyję. Moja świadomość poszybowała w górę, a ja jestem pełna energii i zapału, by najzwyczajniej w świecie uratować świat.
Było coś dla planety, było coś dla brzuszka, to teraz coś dla naszego stylu. Wiecie, że świat mody jest mi raczej obcy, a ja sama nie mam zbyt wypasionej i obszernej garderoby. Staram się ubierać w lumpeksach, ale nie zawsze dostanę tam wszystko czego chcę. Nigdy w życiu nie nosiłam kapeluszy, aż do czasu, kiedy kilka miesięcy temu wstąpiłam do H&M i spontanicznie kupiłam czarny kapelusz, w którym czuję się jak milion dolców. Po kilku miesiącach, znów wstąpiłam poszukać czegoś do plenerowej sesji i tak oto letni kapelusz, który miał być tylko sesyjnym rekwizytem, stał się moim ulubieńcem lata i dumnie noszę go na swojej wielkie głowie zarówno przy okazji spacerku na targowisko jak i na plaży. Jest cudowny!
Już od dłuższego czasu warzywa i owoce w marketach czy na targu, pakuję luzem. Nie biorę ich do siatek, bo to najzwyczajniej w świecie nie ma to sensu i przynosi jedynie szkody dla naszej planety. Przy okazji zamawiania torby na warzywa w The Basic Market, wpadły mi też w oko takie mniejsze woreczki - były w 3 różnych rozmiarach, więc na próbę wzięłam komplet trzech - po jednym z każdego rozmiaru. Woreczki są z organicznej siatki bawełnianej i mają ściągacze, dzięki czemu warzywa i owoce z nich nie wypadną. Są solidnie wykonane i można je prać. Ciekawym patentem jest uszycie takich woreczków ze starych firan - jeśli macie podstawowe umiejętności i maszynę, to zrobicie sobie takich mnóstwo za bezcen :) Ja nie mam ani umiejętności, ani firan, ani maszyny, zatem kupuję od tych, którzy się na tym znają i robią to ładnie :D
Moja nowość, w której się zakochałam od pierwszego różowego wejrzenia :D Maseczka oczyszcza pory, fajnie ściąga skóra i ją matuje. Skóra jest gładka, oczyszczona i taka świeżutka. Maseczka zawiera różową glinkę i kaolin, które wchłaniają zanieczyszczenia i nadmiar sebum. Z kolei ekstrakt z magnolii ma właściwości antybakteryjne. Maseczka będzie też dobra dla osób z podrażnioną skórą a zwłaszcza dla osób z rozszerzonymi porami.
To chyba najfajniejsze hity zeszłego miesiąca. Aż nie mogę się doczekać co przyniesie mi lipiec! Na pewno chcę być jeszcze bardziej eko - zainwestować w metalowe słomki, zacząć samemu robić specyfiki do sprzątania. Punktów na liście jest sporo, ale nie chcę się z tym zrywać. Wszystko w swoim czasie :) Znów zainwestowałam w świetne książki i testuję kolejne naturalne kosmetyki. Eksperymentuję z kuchnią roślinną i buszuję po lumpeksach. Może niebawem wpis z lumpeksowymi perełkami? Dajcie znać co o tym sądzicie! No i koniecznie napiszcie, która z moich czerwcowych perełek, zainteresowała Was najbardziej.
Ściskam!
Gdybym mogła Wam opisać Twórczą Wizualizację jednym zdaniem, określiłabym to jako zdolność widzenia umysłem. Wizualizacja to nic innego jak wyobrażanie sobie pewnych rzeczy. Jest to technika relaksacyjna, w której po odpowiednim rozluźnieniu ciała, zaczynamy wizualizować sobie bezpieczne i kojące miejsce. Np. możemy wyobrażać sobie, że leżymy na plaży i słyszymy szum morza. W miarę możliwości staramy się wchodzić w wizualizację możliwie jak największą ilością zmysłów - możemy próbować poczuć piasek pod ciałem, słońce muskające nasze ciało. Możemy słyszeć fale, śpiew ptaków. Taka wizualizacja to prawdziwa uczta dla naszego ciała i ducha. To cudowna relaksacja, w którą w miarę ćwiczenia możemy wchodzić coraz intensywniej.
Ale wizualizacja może nam służyć także do wyobrażania sobie celu, który chcemy osiągnąć. Jest to wtedy zarówno relaks jak i budowanie w swoim umyśle obrazów, które na prawdę chcemy urzeczywistnić. Wtedy ta technika staje się też biletem do naszym marzeń. Bo przecież jakby nie patrzeć, wszystko zaczyna się do myśli - i to one kreują w pewnym stopniu nasze życie.
No i pewnie sobie teraz myślicie - no dobra. Skoro, wystarczy odpowiednio myśleć - to czemu nie mam tego, o czym w kółko myślę i czego pragnę? Pomijając czynniki zewnętrzne, dzieje się tak dlatego, że często nasze myśli i pragnienia są ze sobą sprzeczne. Czyli np. myślimy o bogactwie, ale jednocześnie jest w nas strach związany z biedą, z niezapłaconymi rachunkami, z nagłymi wydatkami. Chcemy być zdrowi, ale ciągle myślimy o lekach jakie bierzemy, o lekarzach, których musimy odwiedzić, bo przecież na pewno coś nam jest. Taak, chcę być zdrowa i tryskać energią, ale w tym brzuchu tak coś boli. No i jeszcze wujek google podpowiada, że to oczywiście rak. Co by nam nie było - google ma zawsze jedną diagnozę.
Przez nasz umysł dziennie, przelatuje 50/60 tysięcy myśli. I ja bym bardzo chciała zobaczyć proporcję, ile z tych myśli jest negatywnych, ile pozytywnych. Na pewno cała masa jest zupełnie neutralna. Wiecie… jedziecie autobusem, patrzycie w okno i myślicie sobie: ciekawe, o której wypiekają świeże bułki w mojej piekarni…?
Często jest tak, że osoby narzekają cały dzień, o wszystkim wypowiadają się negatywnie - ale kiedy zapytamy je wieczorem, dlaczego tak ciągle narzekają, to one będą w szoku, bo jak się okazuje wiele z nas robi to nieświadomie i nie mamy nawet pojęcia jak destrukcyjny ma to na nas wpływ. Dużo razy w przeszłości, bo teraz już tego nie robię, mówiłam narzekaczom: oj przestań ciągle na wszystko narzekać. I te osoby od razu się broniły: nie no co ty, ja tylko stwierdzam jak jest. Ok, stwierdzały jak jest, ale robiły to nagminnie i to zbyt bardzo było nacechowane negatywnie. Bo ja mogę stwierdzić, że nie podoba mi się taka i taka partia, ale nie muszę od razu kogoś wyzywać i sprowadzać wszystkiego do tego, że marny jest ten nasz los i że się człowiek w takim kraju nigdy nie dorobi.
Pozytywne myślenie jest ważne, ale twórcza wizualizacja to coś więcej niż pozytywne myślenie. To proces, który pozwala nam podjąć jakąś decyzję, a następnie sprawić aby się urzeczywistniła. I to pozytywne myślenie, to tak naprawdę jeden z kroków do osiągnięcia tego stanu.
Arystoteles nauczył, że obrazy to zasadnicza część naszych myśli i że bez nich nie da się prawidłowo rozumować. Uważał, że motywacja nadchodzi kiedy ktoś albo coś widział, albo to sobie wyobrażał poprzez tworzenie lub pamiętanie danego obraz w myślach. Musicie pamiętać o tym, że kiedy tworzy się myśl - tworzy się energia. Dlatego musimy w tym doborze naszych myśli, być trochę ostrożni.
Marzenia pozwalają nam myśleć o tym czego najbardziej pragnie się w życiu. Z pomocą twórczej wizualizacji używamy wyobraźni do tworzenia wyraźnego obrazu tego, czego pragniemy. I potem, kiedy już mamy ten obraz, musimy karmić tą myśl energią i emocjami, aż zamieni się w rzeczywistość. I chciałabym podkreślić iż ważne jest, by myśleć o konkretach.
Jeśli marzymy o domu - musimy widzieć go w każdym najmniejszym szczególe. Ile ma pokoi, czy jest na obrzeżach miasta, czy pośrodku wsi. Jak wygląda, jakie panują w nim emocje. Jeśli chcemy więcej zarabiać - musimy ustalić sobie tą wymarzoną kwotę, wiedzieć ile wpływać będzie nam na konto, ile będziemy wydawać, na co. Oczywiście nie aż tak szczegółowo, ale muszą to być konkrety. Jeśli marzymy o drugiej połówce - jakie ma mieć cechy, co chcemy z nią robić ( prócz tych oczywistych rzeczy, oczywiście).
W wieku 21 lat, bardzo intensywnie wyobrażałam sobie siebie w telewizji. O ile teraz, wręcz od tego stronię i odmawiam pewnych propozycji, tak kiedyś było to dla mnie marzeniem i jednocześnie abstrakcją. Ja, szara myszka z małej mieściny, 21 lat i mi się wywiad w telewizji zamarzył. I jakoś tak samo z siebie wychodziło, że ciągle mi ten obraz siebie w DDTVN stawał przed oczami. Wiedziałam jak się czuję, wyobrażałam sobie to studio, kanapę na której zawsze siedzą goście. Mam wrażenie, że pragnęłam tego całą sobą. I pewnego dnia, na moją skrzynkę e-mailową przyszła propozycja wywiadu w DDTVN. Kiedy odczytywałam tego e-maila, było mi słabo i miałam wrażenie, że nogi zaczynają się uginać pode mną na samą myśl wywiadu, o którym przecież tak marzyłam. Nie miałam wtedy pojęcia, że na to wyobrażanie sobie tego czego pragnę, jest jakaś specjalna nazwa. Nie wyobrażałam sobie tego, by to osiągnąć. Robiłam to dlatego, że kiedy zamykałam oczy i widziałam ten obraz, odrywałam się od szarej rzeczywistości w której żyłam. Wyobraźnia ma wielką moc...
By przybliżyć Wam czym jest wizualizacja, pokażę Wam 4 reguły jakie w niej panują:
Czyli teraz w praktyce. Najpierw widzimy nasz cel - dla przykładu, otwarcie restauracji. Mamy cel, widzimy go. Potem dodajemy obrazy mentalne - wyobrażamy sobie naszą restaurację, widzimy wszystkie stoły, czujemy zapachy, witamy ludzi, słyszymy muzykę. Praktyka będzie tutaj polegała na tym, że ilekroć będziemy widzieć jakąś restaurację, będziemy wracać myślami do naszego celu. Szukanie informacji, oglądanie programów gdzie pokazują restauracje z całego świata. Musimy wprowadzić do życia jak najwięcej elementów związanych z naszym celem. I oczywiście, musicie wpisać w scenariusz życia porażki i niepowodzenia. I musimy też pamiętać, że wiele z ograniczeń, na które się napotkamy, może wynikać z tego, że my sami je nieświadomie manifestujemy. Bo, negatywne wyobrażenia mają tak potężną moc, że mogą spowodować stres, napięcie, nawet choroby. A te pozytywne… mogą zmienić nasze życie.
Pamiętajmy, że niewiele z marzeń spełnia się na co dzień. Wiecie, chcemy czegoś, czegoś innego w sumie też. Noo, tego jednak nie. Ale jak tak w sumie pomyślę, to jednak tak. Tamto też jest spoko. Takie sprzeczne informacje tworzą zamieszanie w naszym umyśle i nic wtedy z tego nie wynika. Zawsze rezultat jaki osiągamy jest wynikiem naszych myśli. Czyli, najpierw mamy pomysł na danie - potem gotujemy. Najpierw w głowie pojawia się myśl o namalowaniu obrazu - potem malujemy obraz.
Czasem ludziom wydaje się, że myślą pozytywnie, zobaczcie:
No i teoretycznie spoko, nie? Przecież osoba nie choruje, nie jest biedna, nie nienawidzi. Ale zobaczcie - te wyrażenia i tak są nacechowane negatywnie. Bo skupiamy się w nich jednak na tych negatywnych emocjach, mimo, że przekaz mówi, że jesteśmy zdrowi, bogaci i kochamy świat i ludzi. Ale trzeba zacząć uczyć się mówić to samo, innymi słowami.
Ten sam przekaz, a jednak bardziej pozytywny. Musimy nauczyć się myśleć w innych kategoriach. Jeśli jesteśmy chorzy, myślmy o naszej chorobie w kategorii dochodzenia do zdrowia, postępów. Zamiast o biedzie, myślmy o bogactwie. Zamiast o nienawiści, myślmy o miłości. Jeśli mamy długi - myślmy w kategorii zarobienia, by je spłacić, a nie tego ile musimy spłacić i jak bardzo jesteśmy w czarnej dupie. Nie chodzi o to, by wmawiać sobie, że żyjemy w innej rzeczywistości - chodzi o to, by myśleć o tym, co możemy zrobić, by znaleźć się w lepszej i myśleć o tym, jak będziemy się czuć, gdy już się w niej znajdziemy.
W wizualizacji ważne są takie 2 kroki:
Same chęci tutaj nie wystarczą. Musimy czegoś pragnąć każdą komórką naszego ciała. Ludzie posiadający silne pragnienia potrafią osiągnąć rzeczy z pozoru niemożliwe. Ludzie o słabych chęciach mają tendencję do poddawania się i rezygnowania i rzadko wykorzystują swój potencjał. Mówi się, że jeśli posiadasz pasję, możesz osiągnąć wszystko. Może brzmi trochę coachingowo, ale pomijając pewne predyspozycje i ograniczenia, na które nie mamy wpływu - jest w tym dużo prawdy.
Trzeba odpowiedzieć sobie na te pytania. Pomyślcie sobie, co sprawiłoby Wam radość. Jak chcielibyście, żeby wyglądało Wasze życie, zdrowie. Co chcielibyście posiadać, czym się zajmować. Jak chcielibyście się czuć? Ja wiem, że to jest trudne, bo często sami nie wiemy czego tak naprawdę chcemy. W książkach na temat twórczej wizualizacji znajdziecie opisy testu ciała, za pomocą którego możecie sprawdzić jak Wasze ciało reaguje na Wasze pragnienia i zobaczyć, czy jest to naprawdę to czego chcecie.
Tym wpisem, chciałam wprowadzić Was w świat wizualizacji dlatego, że jest to też technika, która jest pewnym etapem na drodze do naszej harmonii. Żeby wizualizacja poskutkowała, trzeba poszukać w sobie wewnętrzny spokoju i opanowanie. Czas spędzany codziennie w zupełnej ciszy to pożyteczne i dobroczynne ćwiczenie. Odnajdujecie wtedy taką jasność swojego umysłu, opanowanie, radość, spokój - to wszystko bardzo wpływa na nasze życie.
a to właśnie od nich często uzależniamy swój nastrój. Miałam taki czas w swoim życiu, kiedy byłam szczęśliwa, bo z każdej strony atakowały mnie te bodźce - byłam zajęta, pochłonięta ogromem projektów, wyzwań. Ale kiedy nic się szczególnie nie działo, okazywało się, że samo “bycie” sprawia, że ja już taka szczęśliwa nie jestem. Kiedy skoncentrujemy się na swoim wnętrzu zamiast polegać na bodźcach zewnętrznych, zaczniemy zmieniać swoje życie od środka i zapewnimy sobie uczucie satysfakcji i spełnienia.
Musimy szukać balansu wewnętrznego. Zamiast wypełniać swoje życie nieustannym działaniem, stańmy twarzą w twarz ze swoją wrażliwą postacią. BYĆ i ROBIĆ z naciskiem na być. Bo to nie znaczy, że my mamy przestać działać. Musimy działać. Ale nacisk trzeba jednak kłaść na to by BYĆ.
Dawajmy sobie ten czas na regularny relaks, medytację, odprężenie. Celebrujmy codzienność. Cieszmy się spacerami, spotkaniami z bliskimi, dobrą książką. To wszystko odnawia naszą duszę i łączy nas z uniwersalnym umysłem.
Jeśli czujecie, że chcielibyście spróbować wizualizacji - bo nie jest ona u Was instynktowna, albo po prostu chcecie robić to lepiej - sięgnijcie po książkę "Twórcza wizualizacja", z której dowiecie się krok po kroku jak wygląda ta technika i jak należy ją wykonywać. Ja chciałam Wam dzisiaj jedynie przybliżyć temat tej techniki, ale reszta zależy już od Was... Powodzenia!
Mnie to wcale nie dziwi :) Gdybym tylko je pokazywała i mówiła, że fajne, pewnie większość z Was by to olała. Ale książki, które czytam pozwalają mi być coraz lepszą wersją siebie i wieść coraz lepsze życie. Dzięki nim więcej wiem, więcej rozumiem i umiem w to życie - po prostu. Widać to po mnie, po moim stylu życia - i to chyba najlepsza reklama dla książek, za które jestem wdzięczna i mega często to podkreślam. Długo zabierałam się za drugą część tego wpisu, ale chciałam po raz kolejny skompletować pokaźną liczbę, żebyście mieli w czym przebierać. Dzisiaj podpowiem Wam jakie książki mogą pomóc Wam żyć piękniej i spokojniej, ale też jakie pomogą Wam w budowaniu swojego biznesu i własnym rozwoju. Te drugie tak naprawdę pomogą Wam po prostu być bardziej efektywnym na polu zawodowym.
Książka sama w siebie nie zmieni naszego życia, ale my za pomocą książek już tak. Jeśli mamy w sobie wystarczające chęci i potrafimy dopuścić do siebie nowe rozwiązania i pogrzebać w swojej głowie i życiu - to mamy duże szanse na to, by zmienić swoje życie na lepsze. Książki tego typu nie są tylko ratunkiem dla nieudaczników i ludzi nieszczęśliwych i zagubionych - są jak najbardziej również dla tych, którzy już żyją pięknie, ale stale chcą odbywać podróż w głąb siebie, stale chcą się emocjonalnie ( i nie tylko) rozwijać oraz stale poszerzać swoje horyzonty. Praca nad sobą nie trwa kilka miesięcy, nie trwa kilka lat. Pracować nad sobą trzeba całe życie. Zawsze znajdzie się coś do poprawy.
Tym razem nie robiłam zdjęcia każdej książki z osobna, za to Kasia zrobiła mi piękne zdjęcie wszystkich książek - łatwiej będzie Wam zapisać jedno zdjęcie, niż robić screeny każdej z osobna :)
Zaczniemy od samej góry... :)
Dostałam tą książkę w prezencie od mojej siostry i był to strzał w dziesiątkę. Dawkowałam sobie kartki tej książki w taki sposób, by czytać ja baaaardzo długo. Niesamowite jak z pozoru zwyczajną codzienność, można opisać w taki sposób, by człowiek zaczął i wokół siebie dostrzegać to, co uważał za oczywiste. Mnóstwo ciekawych przemyśleń na temat życia i spostrzeżeń, które dają człowiekowi do myślenia. Jednocześnie brak oceniania innych i tonu w stylu: słuszna jest tylko moja racja. Właśnie to sprawia, że człowiek nie czując się oceniany, sam dochodzi do mniejszych lub większych wniosków na temat tego jakim jest człowiekiem, jak traktuje siebie i innych. Lektura obowiązkowa!
Agnieszka Maciąg to osoba, dzięki której moje życie obrało zupełnie inny kierunek. To jej książka pt: Pełnia Życia sprawiła, że wzięłam się za swoje życie tak naprawdę. Za swoje życie i za siebie. O książce pisałam w swoim wpisie pt: Wyższy level szczęścia. Bo wtedy naprawdę wskoczyłam na inny level. Okazało się, że można żyć piękniej, lepiej, spokojniej - mimo problemów i trudów dnia codziennego.
Pierwsze strony książki Rozmaryn i Róże wywołały we mnie dziwną reakcję. Będąc szczerą pomyślałam sobie: jezu! Ja nie chciałam czytać o jakiejś podróży na Lazurowe Wybrzeże... Potem z każdą kolejną stroną rozumiałam, że książka jest nie tylko o podróży. Podróż ta była tylko tłem. Książka jest o podróży, ale do swego serca. Cudowne refleksje na temat postrzegania świata, ludzi, problemów. Pięknie przedstawione podejście Agnieszki do życia, jej rytuały, wrażliwość. Czytając to, sama od razu miałam ochotę żyć piękniej i pełniej. Cudowne wartości, przesłanie i przede wszystkim spokój bijący z każdej książki Agnieszki - bardzo to cenię.
O rajuśku! Kocham tą książkę! Nie mogę się zawsze doczekać końca miesiąca, żeby przeczytać kolejny rozdział. Świetna pozycja, w której znajdujemy inspiracje na każdy miesiąc roku. Główną inspiracją na styczeń, była na przykład Mapa Marzeń - proces tworzenia swojej Mapy Marzeń pokazywałam Wam we wpisie: Moja Mapa Marzeń - co powinno się na niej znaleźć i jak ją zrobić?
Książka Dobry Rok to dla mnie taki przewodnik, dzięki któremu wiem na czym się skupić w danym miesiącu. Kartki tej książki prowadzą mnie przez ten rok i jakoś tak są dla mnie wskazówką jak przeżyć szczęśliwie każdy miesiąc, na czym się w nim skupiać. Rewelacyjny pomysł, idealny dla mnie. W tym roku wyjątkowo nie robiłam planów noworocznych, ale robię sobie właśnie takie mini plany miesięczne, które są dla mnie jedynie wskazówką, a nie planem, który muszę zrealizować krok po kroku do tego i tego dnia. Takie plany, pozwalają czuć grunt pod nogami i nie żyć w totalnym chaosie :)
To jest mój hit w obecnym czasie. Już drugi raz wypożyczyłam tą książkę, bo ostatnim razem wyjechałam i musiałam ją szybko oddać, a byłam gdzieś w połowie. Tym razem wypożyczyłam, by ją dokończyć i zrobić sobie notatki, które przydadzą mi się i w życiu i na wyjeździe Soul Camp, na którym będę wprowadzać uczestniczki w świat wizualizacji.
Książka jest napisana bardzo prosto i zrozumiale. Nie ma tam żadnego skomplikowanego języka i terminów. W prosty sposób wyjaśnia czym jest wizualizacja i wprowadza nas w jej świat krok po kroku. Jak sobie wyobrażać, jak wizualizować, by to czego pragniemy stawało się rzeczywistością. GENIALNA lektura, którą powinien przeczytać każdy człowiek na tym świecie. Już po kilku kartkach człowiek zaczyna rozumieć jakie popełnia błędy w swoim myśleniu i dlaczego tak często przyciągamy to o czym myślimy, ale przede wszystkim dlaczego mimo naszego pragnienia, nie dostajemy tego czego chcemy ( lub wydaje nam się, że chcemy to mieć).
PS: Znalazłam w tej książce zasuszoną, czterolistną koniczynkę <3
Kolejna pozycja z biblioteki, którą jednak chciałabym zakupić i mieć dla siebie na zawsze. Chyba nigdy Wam o tym nie mówiłam, ale dla mnie nie było wspanialszego Papieża od Papieża Franciszka. Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie patrząc na to, że pamiętamy wszyscy doskonale naszego rodaka Papieża Jana Pawła II. I choć wtedy będąc młodą osobą, myślałam, że nikt nigdy go godnie nie zastąpi, tak teraz uważam, że świat ma prawdziwe szczęście, mając takiego Papieża jakim jest Franciszek. Książka to niesamowita rozmowa Thomasa Leonciniego z Franciszkiem. Wg mnie, tę pozycję powinni przeczytać nie tylko młodzi - dużo bardziej przyda się ona dorosłym, zwłaszcza rodzicom nastolatków, nauczycielom. Wszystkim, którzy pracują z młodzieżą. Mnóstwo trafnych i wspaniałych refleksji na temat młodzieży, przyszłości, na temat relacji między starszymi, a młodymi. Cudowna książka, dzięki której młodzież poczuje się potrzebna i ważna, a starsi być może inaczej spojrzą na swoją starość i młodość swoich dzieci, wnucząt, podopiecznych. Pozycja obowiązkowa dla każdego kto chce budować most między jednym pokoleniem a drugim, nie zatracając przy tym wiary i swoich wartości.
Dostałam tą książkę kilka lat temu od swojej siostry, ale wróciłam do niej dopiero po kilku latach. Byłam w szoku, że to książka, która również opiera się na technikach myślowych. Książka wyjaśnia nam jak poprzez czynienie cudów codzienności, można odmienić swoje życie, zwiększyć swój potencjał, polepszyć kontakty z innymi ludźmi. Książka uczy nas radzenia sobie z trudnościami w życiu, z wyzwaniami, które nas często przerastają. Właściwie opiera się ona na tym, by nauczyć się zmierzać z problemami ze spokojem. By mimo wszystko mieć w sobie wiarę i miłość. Nie jest to typowa o książka o pozytywnym myśleniu, ale się na nim opiera. Zauważyłam, że każda książka czy to o zdrowiu, czy o szczęściu czy o zmianie swojego życia na lepsze - jaka by nie była - wszystko sprowadza się do tego co w naszej głowie. To wystarczający dowód na to, że głowa to podstawa i w niej się wszystko zaczyna :)
Z tego co widzę książka chyba nie jest już nigdzie dostępna :(
Świetna książka, dla każdego, kto czuje, że w jego głowie zbyt często odzywa się jego wewnętrzny krytyk i generalnie dla każdego, kogo zaczyna wkurzać natłok swoich własnych myśli. Książka pokazuje nam jak nasz wewnętrzny krytyk, która mówi nam ciągle: nie nadajesz się, nie dasz rady, nie jesteś wystarczająco dobra - potrafi wysysać z nas całą energię i blokować nasz potencjał. Książka choć mocno skupia się na działaniu, również podkreśla w jaki sposób to co w głowie, wpływa na nasze życie. Ale bardziej niż na "magicznym przyciąganiu" skupia się na technikach, by się po prostu naprawić i zacząć działać, a nie siedzieć na 4 literach i słuchać głosu w swojej głowie, w który wierzymy jak w mantrę. Jest dość dosadna co sprawia, że człowiek czuje się jakby dostał po pysku. Działa to tak, ze najpierw się trochę na autora wkurzymy, a potem wkurzymy się już tylko na samego siebie i zaczniemy działać. Muszę koniecznie wrócić do tej pozycji, bo minęło już parę dobrych miesięcy od jej przeczytania, a jest to książka z typu tych, które trzeba przeczytać więcej niż raz.
Tutaj nie będę się zbytnio rozpisywać, tylko odeślę Was do wpisu, w którym przedstawiłam Wam tą właśnie książkę: Afirmacje - czym są i jak je stosować?
Świetna pozycja, dzięki której zrozumiemy czym są afirmacje i jak należy je stosować - wbrew pozorom afirmowanie nie polega na gadaniu sobie: jestem bogata, milion razy dziennie. Poza świetnym wprowadzeniem do świata afirmacji, znajdziemy też kilkadziesiąt formuł poruszających wszystkie aspekty naszego życia. Od tych dotyczących miłości, po pracę, zdrowie, kontakty z innymi ludźmi, dobry sen czy wewnętrzny spokój. Z książki fajnie wyrywają się kartki - moja wygląda jakby miała 100 lat, na dodatek najlepsze afirmacje są wyrwane ( mam ich chyba 5, z czego dwie katuję codziennie). Wspaniale na mnie działają, ale zaczęły działać dopiero wtedy kiedy stałam się w tym systematyczna i bardzo dokładna, tzn. afirmowałam je dwa razy dziennie po 10 minut - w ciszy i spokoju, z pełną wiarą, że to co czytam już się dzieje - tu i teraz.
Chyba nigdy żadna książka i żaden wykład, nie zmienił tak bardzo podejścia do mojej pracy, do mojej firmy, ale przede wszystkim do mojego funkcjonowania. Książka pokazuje nam jak nauczyć się działać i myśleć jak ludzie sukcesy. Uczy nas dostrzegania i wykorzystywania szans na rozwój. Pokazuje jak planować, jak szkolić własny mózg i w pełni wykorzystywać jego potencjał. Książka skupia się na działaniu, choć i tutaj autor również opiera wszystko na tym, by myśleć pozytywnie i skupiać się na celach, na zyskach, na pragnieniach, a nie na brakach. To wszystko pokazuje, że nie można odnieść w niczym sukcesu, jeśli w głowie snujemy same czarne scenariusze. Choć cała książka opiera się na działaniu, to chyba jest nawet rozdział poświęcony temu co w naszej głowie i jak nasze myśli mają się do działania i efektów naszej pracy. GENIALNA pozycja i od razu uprzedzam, że przyda się nie tylko ludziom biznesu, ale każdemu kto wykonuje jakąś pracę - czyli chyba większości? :P
Ta książka leżała w rodzinnej biblioteczce odkąd byłam mała. Pamiętam jej okładkę doskonale. Ostatnio zauważyłam ją na regale u siostry i sobie ją "pożyczyłam". Uznałam, że skoro to dobro rodzinne, to chyba nie muszę nikogo informować? :P Skoro Patrycja mogła ją sobie wziąć od mamy, to ja chyba też mogłam ją sobie wziąć, prawda? :P
Przyznam, że dzięki tej książce, wróciłam na dobre tory jeśli chodzi o myślenie o pieniądzach. Zobaczyłam ile krzywdy robi nam postrzeganie pieniędzy jako coś złego. Zobaczyłam jak krzywdzące dla nas samych jest ocenianie ludzi, którzy mają pieniądze, zarzucanie im, że na pewno ukradli itp. Zrozumiałam, dlaczego biedni stają się jeszcze biedniejsi, a bogaci się stale bogacą. Nauczyłam się myśleć o pieniądzach pozytywnie, a nie traktować je jako zło wcielone. Nie są dla mnie priorytetem, ale pozwalają mi godnie żyć, ubierać się, mieć jedzenie w lodówce. Nigdy, przenigdy nie będę wpajać mojemu dziecku, że pieniądze są złe, że ludzie, którzy mają pieniądze są próżni. I nawet kiedy cierpię na ich brak, nie będę mówić dziecku: nie mamy na to pieniędzy. Dorastanie w takich przekonaniach, że pieniędzy ciągle brakuje, że są one złe, sprawia, że w dorosłym życiu również mamy z tymi pieniędzmi problem. Ach... mogłabym pisać i pisać. Nie traktujcie takich książek jako magicznych recept na to, że kasa spadnie Wam z nieba. Książki tego typu zmieniają po prostu nasze podejście do pewnych spraw, a kiedy zmienia się podejście... zmienia się wszystko - proste :)
Uff... to chyba na tyle jeśli chodzi o drugą część wpisu. Rozkręcam się ostatnio z książkami w niesamowitym tempie, więc myślę, że z czasem będzie tego coraz więcej. Wydaje mi się, że z każdej książki ( jaka by nie była) można coś dla siebie wyciągnąć. Nigdy żadnej pozycji nie traktuję jako 100% recepty, którą muszą wziąć w całości do siebie. Wybieram z niej to co dla mnie dobre, filtruję przez swoje potrzeby i wcielam w życie. Czasem do niektórych książek, muszę wracać kilka razy, bo muszę do nich po prostu dojrzeć - w przeciwnym razie ich treść mnie męczy. Nie oceniam wtedy, że: ale ta książka jest gówniana! Nie ma w niej nic mądrego! - takie opinie są bardzo krzywdzące. Brak dojrzałości do książki, brak gotowości na nią i brak naszego zrozumienia nie jest równoznaczny z brakiem wartości w książce. Jedną z takich książek, do której ciągle wracam i nie daję rady jest: Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi? - wierzcie mi lub nie, ale nie daję rady, zawsze po kilkudziesięciu stronach, odkładam ją z powrotem, wracam po kilku miesiącach i znów to samo. Być może nie jest ona dla mnie, a być może czeka na swój moment. Kto wie. Może na dniach znów spróbuję?
Dzisiejsze książki, które Wam poleciłam to pozycje, które bardzo mi pomogły. Już nie chodzi o uporanie się z samą sobą, bo ten etap mam już chyba odhaczony. Teraz pragnę jeszcze bardziej rozwijać swój potencjał, kochać siebie, ludzi, świat. Pragnę być otwarta na nowe, wiedzieć i widzieć więcej. Mieć szerszy horyzont. Książki to dla mnie dar. To dzięki nim staję się lepszym człowiekiem. Są dla mnie jak terapia. Bez nich świat nie byłby taki sam... Uwielbiam ten moment, kiedy siadam z książką, przekąską, dobrą herbatą i po prostu oddaję się lekturze. To taka chwila tylko dla mnie.
Mam nadzieję, że coś dla siebie z powyższych pozycji wybierzecie. Jeśli dopiero do mnie trafiliście, to pamiętajcie też do pierwszej części wpisu, gdzie polecałam 12 cudownych książek - moich pierwszych książek, z którymi zmieniłam swoje życie. Jeśli będziecie pokazywać na Instagramie książki kupione z mojego polecania, pamiętajcie o hashtagu #inspiredbymamala <3
I zanim pokażę Wam resztę zdjęć, chciałam za nie z całego serca podziękować Kasi z Happy Factory, której kadry skradły moje serce po raz kolejny. Mam nadzieję, że kadry Kasi będą tutaj coraz częściej, bo muszę przyznać, że bardzo siebie na nich lubię <3
Do zobaczenia niebawem, z kolejnymi tytułami, które zmienią moje życie! Uściski :*
Póki co kolekcjonuję stosy herbat, odświeżam ciepłe koce, szukam w sklepach grubych skarpet i zaopatruję się w coraz większe ilości książek, które pozwolą mi jakoś przetrwać do wiosny. Tak. Książki to zdecydowanie magiczna sprawa. Niezależnie od pory roku i nastroju, to jedyne takie magiczne narzędzia, dzięki którym możesz po prostu zatopić się w lekturze i znaleźć się w innym świecie. Niezmiennie kocham zapach książek i choć jestem taka hop do przodu i w miarę na czasie z technologią, tak wciąż tradycyjny papier wygrywa dla mnie ze wszystkim.
Książki pozwalały mi na oderwanie się od tego co tu i teraz, już od najmłodszych lat. Byłam łącznikiem w bibliotece, a do domu przynosiłam stosy wypożyczonych książek, które czytałam w zawrotnym tempie. Dziś, mając lat 25, znów jestem w tej fazie. W fazie totalnego zanurzenia się w stronach książek. Od długiego czasu prym wiodły poradniki, książki o biznesie, o szczęśliwym życiu, o zdrowiu. W kąt rzuciłam opowieści, kryminały i romansidła. A dziś myślę, że może czas do nich wrócić?
Grudzień zaczął się pełną parą, a przede mną leży mały stosik, który mam zamiar ogarnąć do końca tego roku. Jedyne czego w sobie nie lubię to faktu, iż z totalnym spokojem do książki mogę zasiąść jedynie wtedy, kiedy wkoło cisza, spokój i... porządek. Najlepiej jeszcze jak praca zrobiona w 100%, wtedy mogę zanurzyć się w lekturze maksymalnie, bez poczucia, że mogłabym ten czas spożytkować inaczej. Ot, pieprzony perfekcjonizm. Wierzę jednak, że te święta spędzę na totalnym chillu, bez myślenia o pracy, bez myślenia o czymkolwiek - z książką w jednej ręce, herbatą w drugiej. Opatulona pod sam nos kocykiem.
A teraz podrzucam Wam moje najnowsze książkowe nabytki, które czekają na swoją kolej :)
Katarzynę Nosowską kocham. Za słowo, za twórczość, za mądrość, za siłę, za wytrwałość, za szczerość. Za całokształt. Miałam przyjemność podziwiać jej koncert kilka miesięcy temu w Łodzi, stojąc zaledwie kilka kroków od niej i doprawdy dziwię się, że na książkę skusiłam się dopiero teraz. Nosowska ma do świata mega dystans, a jej postrzeganie rzeczywistości jakoś tak zawsze wbija mi się w głowę. Czekam więc na święty spokój, co by z Kasią usiąść sam na sam, pośmiać się do stronic jej książki, a może i mi uda się do pewnych rzeczy nabrać dystansu... Kto wie.
Zwlekałam, zwlekałam, ale sobie obiecałam, że przed wiosną na pewno temat jelit ogarnę - chociaż w małym stopniu. Może to mało romantyczne i świąteczne, ale póki zajawka zdrowiem trwa, to mam zamiar to jeszcze trochę pociągnąć. O książce słyszałam wiele dobrych opinii i podobno napisana jest całkiem prosto i zrozumiale. Cóż - jeśli tak, do dla laika jelitowego takiego ja, będzie to lektura jak znalazł.
Martę obserwuję w sieci już dłuższy czas. Co wstawi zdjęcie, to gdzieś tam cieknie mi ślinka, a najlepsze jest to, że przecież to kuchnia roślinna - żodnego mięcha! Żodnego! Muszę się Wam przyznać, że o ile sushi to moja miłość, to jak ostatnio zjadłam pierś z kurczaka, to było mi niedobrze do końca dnia. Baaardzo rzadko robię sobie ostatnio obiady mięsne - najczęściej są to ryże z warzywami i wierzcie mi, że kurczak zepsuł mi ostatnio cały efekt. Chciałabym baaardzo w swojej codziennej diecie mieć więcej roślin, ale przyznam, że jestem strasznie nudna z tymi swoimi kaszami, ryżami itp. Owszem, wciąż wychodzę z założenia, że w kuchni ma być prosto, smacznie i ... szybko i tanio haha :P Ale ciut urozmaicenia by się przydało. Wiecie, chodzi o nowe, świeże pomysły. Przejrzałam póki co książkę Marty tak na szybko, żeby znaleźć coś dla siebie i przygotować jeszcze na dniach - no i kocham Martę, bo wszystko jest łatwo dostępne, tanie, szybkie, zdrooowe. Nie żadne wymysły, a moje ukochane produkty takie jak cukinia, ciecierzyca, kalafior, soczewica. W tym tygodniu na pewno robię kuskus z kalafiora - czuję, że to będzie sztos! I w ogóle czuję, że ta książka zmieni moje podejście do kuchni i zrobi w moim życiu wiele dobrego!
Zżera mnie ciekawość. OGROMNA. Książka odpowiada na 21 najważniejszych pytań, przed którymi stanęła ludzkość. Podobno jest to książka, która otwiera oczy na świat. Pozwala zastanowić się nad teraźniejszością i przyszłością. Nie jest to błaga książką, z infantylnymi poradami: jak żyć? To książka odpowiadająca na wiele nurtujących nas pytań, dotyczących terroryzmu, ekologii, sztucznej inteligencji - wszystkiego tego, co nam zagraża, a co wg wielu jest nieuniknione. Jestem totalnie podekscytowana, zasiadam do książki jeszcze dzisiaj. To prawdziwa księga mądrości, ale wydaje mi się, że szybko pochłonę tych ponad 400 stron.
Szczerze Wam powiem, że do Nowego Roku przygotowuję się jak nigdy wcześniej. Przyszły rok będzie dla mnie rokiem ogromnych zmian, zwłaszcza w kwestii zdrowia. W 2019 roku stawiam na zdrowie i rozwój. Kiedy tylko wiosna zapuka do naszych drzwi, wyfrunę jak ptaszek, by znów biegać, skakać, zwiedzać Warszawę wzdłuż i wszerz. Zawsze niesamowicie wspominam letnie miesiące, kiedy to pomykam na siłownię i spacery ze swoimi pudełkami z jedzeniem. Nie raz miałam już wtopę, bo coś się szybko zepsuło, albo rozleciało totalnie, toteż tym razem przygotuję się z odpowiednią lekturą.
Tutaj akurat przystąpiłam już do czytania z czego jestem niesamowicie zadowolona... Agnieszka już nie raz namieszała pozytywnie w moim życiu. Dzięki jej książkom, wprowadziłam w swoje życie naprawdę wiele zmian. Jej nowa książka to opowieść o podróży, spełnianiu marzeń, o wewnętrznym spokoju, które może w sobie odkryć każdy z nas. Agnieszka inspiruje mnie ogromnie i często w chwilach słabości jej słowa, podnoszą mnie na duchu. Ta książka sprawia, że człowiek czuje się otoczony ciepłem i spokojem, nawet jeśli wszystko inne wkoło, zdaje się być jednym wielkim chaosem...
Zdecydowanie muszę przysiąść do jej lektury i notatek. To czego pragnę od pewnego czasu, to poszerzenie swojej wiedzy w zakresie technik medytacyjnych, które wyciszają nasze ciało i umysł. Technika Mind Calm, pozwala m.in w pełni wykorzystać swój potencjał; uczy jak być tu i teraz ( nie do końca mi to jeszcze wychodzi). To co dla mnie istotne, to wpływ Mind Calm na umiejętność wybaczania i odpuszczania. Wydaje mi się, że nie do końca jeszcze to przerobiłam. Tak. Zdecydowanie muszę zacząć czytać tę książkę!
Trochę jeszcze książek w kolejce czeka - a tych ile chciałabym kupić ... to już nawet nie zliczę. Serio, mogłabym w księgarniach zostawiać całe swoje wypłaty. Trochę ratują mnie biblioteki, trochę promki w sklepach stacjonarnych. Z tego co widzę dwie opcje oszczędzenia na książkowych zakupach ma merlin.pl w ramach akcji Święta z Merlin, bo :
Myślę, że warto skorzystać z tej promocji :)
Ja w tym roku marzę jedynie o świętym spokoju, ale nie pogardziłabym książką Dalajlamy, książkami o sztuce buddyjskiej no i dobra - niech będzie jeszcze jakaś dobra powieść. Ale takim top of the top to jest jednak zakup dobrej książki, wręcz biblii dotyczącej marketingu. Jeśli coś Wam w tym temacie świta, koniecznie podrzućcie tytuły!
Dajcie też znać, czy czytaliście cokolwiek z powyższych książek i powiedzcie jakie macie wrażenia :)
Do zobaczenia dobrzy ludzie!
Wiadomym jest, że książki tego typu robią się teraz po prostu "modne" i ludzie często kupują je, ot tak, po prostu. Żeby coś tam przeczytać, spojrzeć i odłożyć. Ze mną te książki są już wiele lat. Przyczyniły się do znacznej poprawy jakości mojego życia, zmieniły moje nastawienie i wyciągnęły ze mnie to co najlepsze. Nadal wyciągają, bo praca nad sobą trwa przez całe życie. Ale przeszłam już spory kawał w swojej podróży w głąb siebie i w życiu bym nie sądziła, że tak mi się to wszystko spodoba.
Temat rozwoju osobistego i motywacji przewijał się na moim blogu od samego początku. Nie określałam nawet tego słowami: rozwój osobisty czy coaching. To po prostu jakoś tak samo ze mnie wychodziło. Tryskałam energią, miałam power, miałam motywację i chciałam pokazywać ludziom, że oni też mogą. Przez tych kilka lat, życie solidnie skopało mi tyłek, ale jak się okazało, miłość do życia tylko wzrastała. Pojawiła się nawet miłość do Boga. Na przestrzeni kilku lat, w moim życiu wydarzyły się istne cuda. Książki były tego nieodłącznym elementem. Były moim ukojeniem, dawały mi power, przywracały życiową energię. Oczywiście nie robiły tego w magiczny sposób, przesyłając mi energię kiedy je trzymałam ;) Robiły to słowa zapisane w tych książkach, z których umiałam wiele wyciągnąć. Tak, to ja odmieniłam swoje życie, ale bez książek nigdy by mi się to nie udało. Książki pokazały mi jak czerpać z życia, jak wierzyć. Nauczyły mnie radzenia sobie ze swoimi demonami, pokazały co jest dobre, a co złe. Książki to taki mój 3 rodzic, który wypełnił luki pozostawione przez mamę i tatę. Każdy rodzic zostawia jakieś luki, to normalne. W późniejszych latach albo uzupełnimy je sami, ale zrobimy z drobną pomocą. Ja wybrałam właśnie książki.
Chciałabym Wam dzisiaj przedstawić te pozycje książkowe, które przeczytałam od A do Z. Niektóre z nich czytałam po kilka razy. Przedstawię Wam je w takiej kolejności, w jakiej one pojawiały się w moim życiu. Nie chcę Wam ich recenzować, zdradzać zbyt wiele. Chcę jedynie pokazać Wam je wszystkie, powiedzieć w kilku słowach, czego MNIE one nauczyły, w czym mi pomogły... Uważam, że dla każdej książki będzie to najlepsza rekomendacja, a dla Was najlepszy wyznacznik tego, czy dana książka jest dla Was.
To od tej książki wszystko się zaczęło. W wieku 16 lat, mama dała mi Sekret w prezencie. Pamiętam jak dziś. Weszła do pokoju. Rolety jak zwykle były na samym dole. W pokoju było ciemnawo, a ja tradycyjnie "odpoczywałam" czyli leżałam i nic nie robiłam. To był dla mnie ciężki czas. Życie było dla mnie bezsensowne i kiedy nie było wkoło mnie moich licealnych przyjaciół, nic nie miało większego sensu. Nie miałam pasji, zainteresowań, olewałam naukę i rodzinę. Typowe dla nastolatek, ale nie dla wszystkich, więc nie każdy może zrozumieć. Mama powiedziała: może ona Ci pomoże... i wręczyła mi książkę. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo w sumie to był miły gest... Książkę rzuciłam w kąt. Coś tam czasem próbowałam przeczytać, ale nie przemawiało to do mnie. Ale kiedyś poczułam impuls. Sięgnęłam po Sekret raz jeszcze, pochłonęłam wszystkie kartki... pamiętam to jak dzisiaj. Wstałam, jakby coś we mnie wstąpiło, odsłoniłam rolety po wielu miesiącach i pełna wiary i nadziei obiecałam sobie, że zacznę żyć. To był zaledwie początek...
Książka Sekret to idealny wstęp do świata rozwoju osobistego, motywacji, afirmacji itp. To właśnie SEKRET wszystko zapoczątkował. To właśnie SEKRET w dawnych czasach znali tylko nieliczni. Dowódcy, wynalazcy, naukowcy. Mam wrażenie, że mimo mojego wieloletniego, nastoletniego buntu, ja też go znałam i nawet nie wiedziałam, że jest to zjawisko, które ma swoją nazwę. Że jest to prawo przyciągania. Odkąd pamiętam, miałam w sobie coś takiego, że jeśli bardzo czegoś pragnęłam i mówiłam, że tak będzie, to moja wiara w to była tak silna, że to się działo. Było dla mnie oczywistym, że jeśli się do czegoś źle nastawię, to coś nie wyjdzie. Nie wiem skąd to wiedziałam, ale wiedziałam, że obraz sytuacji zależy tylko od tego, jak sobie tą sytuację wyobrażę.
Sekret to prawo przyciągania. Książka odwołuje się do wielu przykładów używania Sekretu nawet w starożytności. Wyjaśnia nam jakie błędy popełniały myśląc lub mówiąc o danej sytuacji. Wyjaśnia w jaki sposób myśleć, by przyciągać do siebie dobrych ludzi, dobre sytuacje. W wieku 16 lat czytało mi się tą książkę trudno, teraz kiedy ją czytam wyciągam z niej o wiele więcej. Książka pokazała mi jak wiele jest we mnie nawyków, które sieją spustoszenie w moim życiu. Ta książka to prawo przyciągania wyjaśnione w bardzo prosty i ciekawy sposób.
Książka również napisana w bardzo prosty i jasny sposób. Po jej przeczytaniu, jeszcze w liceum, dużo bardziej zrozumiałam to, co przeczytałam wcześniej w Sekrecie. Wszystko jest wyjaśnione dużo bardziej precyzyjnie, natrafiłam na różne akapity i nagle rozumiałam o co chodziło z czymś, co nie do końca zrozumiałam w Sekrecie. To takie uzupełnienie wiedzy, które pozwoli nam lepiej pojąć mechanizmy prawa przyciągania. Śmiem nawet stwierdzić, że autor tak prostymi słowami, trafiłby nawet do młodzieży z gimnazjum. Sekret choć też nie jest jakiś skomplikowany, to jednak na 1 rzut może się okazać cięższy od potęgi młodości. Mimo wszystko wciąż uważam, że Potęgę Młodości powinniśmy przeczytać jako drugą, dlatego, że Sekret porusza wszystko dość ogólnie, a Potęga Młodości skupia się na naszych pragnieniach, marzeniach, ambicjach, które miały początek już we wczesnej młodości, ale wraz z tykającym zegarem biologiczny, zaczęły gasnąć.
Magnetyzm Serca jak mówi już nam tytuł, skupia się na miłości, na uczuciach. Nie chodzi tylko o miłość do partnera, ale też do innych ludzi a przede wszystkim do samego siebie. Książka pokazuje nam jakie myśli i jakie podejście, może sprawiać, że na tej płaszczyźnie życia może nam coś nie wychodzić. Wstrząsnął mną rozdział o samospełniającej się przepowiedni. Zrozumiałam wtedy w jaki sposób, psułam swój związek i że sama do tego doprowadziłam. Książka przyda się wszystkim tym, którzy w swoim życiu czują się samotni, lub chcą po prostu otworzyć swoje serce nieco bardziej, tak by wpuścić do niego więcej ciepła. Ta książka po raz pierwszy sprawiła, że zapaliła mi się lampka, że moje serce jest zbyt zamknięte. Na świat, na ludzi.
O tej książce, powstał cały osobny wpis - wyższy level szczęścia, dlatego nie będę tutaj się już zbytnio rozpisywać. Trzy książki, o których napisałam Wam przed chwilą, przeczytałam w liceum. Potem przez kilka lat, wracałam tylko do nich, ale moje życie wciąż pozostawiało wiele do życzenia. Wiedziałam, że trzeba myśleć pozytywnie, ale wciąż było we mnie dużo frustracji, jadu, żalu. Aż w końcu w ręce wpadła mi Pełnia Życia, która zapoczątkowała początek mojej przemiany... tym razem duchowej. I to właśnie tego przez te wszystkie lata mi brakowało.
Pełnia Życia wprowadziła mnie w świat spokoju, ciszy, miłości, zdrowia, wiary, Boga. Dzięki niej nauczyłam się oczyszczać siebie ze złej energii. Wiele rzeczy, które wydawały mi się skomplikowane, nagle pojawiły się w moich oczach w zupełnie innym świetle. Agnieszka pokazała mi wartości, które wcześniej nie miały dla mnie znaczenia, a z każdą kartką rozumiałam, że to ich całe życie mi brakowało. Ta książka sprawiła, że nie chciałam już tylko myśleć pozytywnie. Chciałam stać się dobrym człowiekiem. Takim naprawdę dobrym... Ale więcej przeczytacie w moim wpisie i oczywiście ... w książce :)
Pełnię Życia przeczytałam jakoś w październiku 2016 roku. Od tamtego czasu nie przestawałam zadziwiać ludzi i rodziny swoją siłą i energią. Dwa miesiące później w Boże Narodzenie, odpakowałam prezent spod choinki. Moc Pozytywnego Myślenia. Znów od niej. Od mojej mamy. To był kolejny przełom. Do książki podchodziłam kilka razy. Była dla mnie za ciężka. Nie czułam jeszcze wtedy aż takiej potrzeby bliskości z Bogiem. Wiara miała już jakieś miejsce w swoim życiu, ale nie aż takie jak teraz. Nie zmuszam się do czytania książek. Jeśli coś mi nie wchodzi, to znaczy, że to nie ten czas. Ale w końcu ten czas nadszedł, a wtedy pochłonęłam książkę w mgnieniu oka. Poza zaszczepieniem we mnie po raz kolejny wiary w to, że mogę wszystko i że wszystko sprowadza się do naszych myśli, zrozumiałam też jak ogromną role odgrywają modlitwy i kontakt z Bogiem. Dużo tekstu, dużo przykładów ludzi w różnych sytuacjach życiowych, którym pomógł autor książki Norman V. Peale - protestancki kaznodzieja i pastor. Kiedy słyszę bełkot coachów w dzisiejszych czasach, krzyczących tylko: możesz wszystko! - cieszę się, że o pozytywnym myśleniu w tak piękny i wartościowy sposób, mógł wypowiadać się Norman przez 50 lat swojego życia, zanim jeszcze pojawiłam się na świecie i że teraz jego wszystkie nauki, mogę czytać spisane w książce, którą nazywałam swoją Biblią... Moc Pozytywnego Myślenia nauczy Was jak w siebie wierzyć, jak się realizować, jak przestać się martwić i jak siać w swoim życiu dobre myśli... to ciężka sztuka i nawet ja nie opanowałam jej w 100%. Życie co chwilę odciąga mnie od mojej radości i nie zawsze potrafię cieszyć się pomimo przeszkód. Ale staram się. I jakoś mi to wychodzi.
Przywiązana do teorii Normana, skusiłam się na jego kolejne działo, tym razem Uwierz i Zwyciężaj. Na początku się nie polubiłyśmy. Zaczęłam czytać ją w jakimś słabszym okresie, w którym udzieliło mi się podejście sfrustrowanych realistów, zmęczonych życiem: to tak nie działa. Kiedy nie mamy w sobie krzty wiary i jakiejś mobilizacji, nawet najlepsza książka może mieć problem by z nas coś wykrzesać. Ale również jak przy poprzednich. Dałam sobie czas, aż w końcu w odpowiednim momencie wróciłam i łyknęłam całość. Nie od razu. Nauczyłam się już, że żeby osiągać duże efekty, książkę trzeba sobie dawkować, tak by każdego dnia nas czegoś uczyła.
Uwierz i zwyciężaj pozwoliła mi nabyć nowe podejście, przede wszystkim w kwestiach zawodowych, choć nie tylko, bo książka zahacza też o szczęście w życiu małżeńskim, co również pozwoliło mi rozwiązać wiele swoich problemów. Książka nauczyła mnie nowego wymiaru pewności siebie. Zrozumiałam jak wiele krzywdy wyrządzał mi kompleks niższości i uwolniłam się od strachu, który blokował mnie przed podejmowaniem niektórych decyzji.
Po podstawowych lekturach wyjaśniających czym jest prawo przyciągania i jak funkcjonuje, wzbogaconych o rozbudowane techniki zahaczające o modlitwy np. w Mocy Pozytywnego Myślenia, można spróbować zabrać się za coś bardziej "zaawansowanego". Ja postawiłam na Potęgę Podświadomości autorstwa Josepha Murphiego - doktora religioznastwa, filozofii i praw, a także prekursora pozytywnego myślenia. Autor w swojej książce opiera się na sile podświadomości. Wyjaśnia czym ona jest i w jaki sposób za jej pomocą możemy się pozbyć problemów i przeciwności, które nie pozwalają nam osiągnąć swoich celów i marzeń.
Książka nie nadaje się na przeczytanie dla osoby, która dopiero zaczyna swoją przygodę z pozytywnym myśleniem - tak mi się wydaje. Temat podświadomości jest bowiem już czymś znacznie głębszym i skomplikowanym (na 1 rzut oka) i może zamiast zachęcić do zmiany życia - odstraszyć. Potęga podświadomości porusza wszystkie tematy związane z życiem. Związek, strach, wybaczanie, rozwody, biznesy. Ostatnio powiedziałam koleżance, że w tej książce jeśli się bardzo chce, znajdzie się chyba rozwiązanie każdego problemu. Niesamowity jest rozdział o podświadomości, która może wyciągnąć z alkoholizmu. Genialne.
Nieważne w czym szukacie ukojenia, jaki problem chcecie rozwiązać - jeśli jesteście już gotowi na coś cięższego - ta książka jest dla Was. Mnie, nauczyła ona przede wszystkim niesamowitych tajników, które mają działanie, czasem mam wrażenie wręcz magiczne. Nauczyłam się mocniej wykorzystywać swoją podświadomość do polepszania jakości swojego życia. Nie zawsze mi wychodzi, bo nie zawsze mam w sobie wystarczająco dużo motywacji. Ale jak już wychodzi - to wiem dlaczego...
Milion cudownych listów to coś trochę innego od pozostałych pozycji. To również książka od mojej mamy. Napisana przez niesamowitą dziewczyną, która zachorowała na zapalenie mózgu. To nie jest książka w stylu: zachorowałam, odnalazłam Boga i już wszystko jest pięknie. Tutaj nie ma czegoś takiego. Autorka otwarcie przyznaje, jak zapalenie mózgu zrujnowało jej życie i jak wiele musiała przecierpieć, ale w tym wszystkim pokazuje jak nawet najbardziej gówniane sytuacje, można przekuć w coś dobrego. Piękna historia, cudowne wnioski. Dobra lektura dla każdego, kto szuka słońca w swoim szarym życiu i dla każdego kto potrzebuje wstrząśnięcia, by docenić to co ma.
Regina i jej książki okazały się najbardziej zdroworozsądkowymi, które również poruszają wszystkie aspekty życia i jego problemy. Przepadłam w tych książkach totalnie i chłonęłam jedna za drugą. Gdybym miała złotą rybkę, poprosiłabym ją o jeszcze kilka zbiorów felietonów Reginy, bo dzięki nim, najzwyczajniej w świecie, lepiej się żyje. Totalnie luźne i normalne podejście do życia, do Boga. O ile z czasem zrozumiałam, że ciężko żyć bez dopuszczania siebie złych myśli i bez martwienia się ( od czasu do czasu), tak Regina pozwoliła mi się z tym wszystkim pogodzić, a mimo to czerpać z życia, skupiać większą uwagę na radości, miłości, wierze.
Autorka pokazuje idealne wypośrodkowanie, sprawia, że to co do tej pory było trudne, nagle w naszych oczach staje się proste i zrozumiałe. Te cztery książki Reginy to najlepsza na świecie terapia DLA KAŻDEGO. Prosty język, cudowne felietony oparte na życiu, na prawdziwych historiach. O ile czasem przy Mocy Pozytywnego Myślenia czy Potędze Podświadomości, mój umysł mówił mi: to jest już przesada! - tak tutaj tego nie ma. Cudowny złoty środek. Książki Reginy powinny być obowiązkową lekturą w szkołach, bo przez tak krótki czas, nauczyły mnie więcej niż przez 20 lat życia, nauczyciele, rodzina, przyjaciele itp.
Kocham Reginę i kocham jej książki, które choć odnoszą się do Boga, wcale nie są książkami tylko i wyłącznie o wierze. Teksty dotyczące stricte wiary w Boga w książce, to najbardziej normalne podejście do wiary z jakim się spotkałam. Kiedy czasem piszą do mnie czytelniczki, które są naprawdę radykalnymi katoliczkami, zaczynam rozumieć, że totalnie odstaję od sposobu ich postrzegania świata i reguł, jakimi rządzą kościołem. Regina ze swoim postrzeganiem Boga, trafi zapewne dużo bardziej do serc ludzi, którzy błądzą w Jego poszukiwaniu, niż radykalni katolicy, dla których istnieje tylko białe albo czarne. Regina - mam nadzieję, że wiesz jak wiele dobrego czynisz w życiu tych, którzy Cię czytają. Dziękuję!
Na dzisiaj to tyle. Obecnie mam rozpoczęte trzy różne książki, które na pewno znajdą się w kolejnej części tego wpisu. Chcę Wam jednak na zakończenie jeszcze coś napisać. Książki to nie są złote recepty na udane życie. To zbiory wskazówek, przykładów, wyjaśnień - nie musimy brać wszystkiego na 100%. Wyciągajmy to co dla nas dobre. Nie zmuszajmy się do robienia wszystkiego co mówi książka. Do niektórych książek się dojrzewa. Trzeba do nich wracać, by za każdym razem wyciągnąć z nich coś dobrego. Nie zrywajcie się po przeczytaniu kilku zdań: teraz zmienię swoje życie! Spokojnie, na luzie, zacznijcie je zmieniać, bo jeśli zbyt wiele energii poświęcicie na jaranie się tym, że teraz już będzie pięknie - to po kilku dniach wszystko spadnie, opadnie i znów zwątpicie. Treści zawarte w powyższych książkach to nie są magiczne receptury, które odmienią Wasze życie w kilka tygodni. Zmiana samego siebie i swojego życia na pełniejsze, bardziej wartościowe, to długotrwały etap. Właściwie trwa to całe życie. Musimy wciąż umacniać się w wierze, wciąż się doskonalić, pracować nad sobą, nad ograniczaniem złych emocji takich jak żal, nienawiść. Praca nad sobą to wiele różnych etapów i wierzcie mi, że nie wszystkie będą się Wam podobać. Ale warto. Warto to robić, bo tylko mając w sobie dobrą energię i posiadając wiedzę jak żyć, by dobrze nią zarządzać - można osiągnąć pełnię szczęścia i poczucie spełnienia.
Nie wyobrażam sobie życia bez książek tego typu. Pozwalają mi przetrwać chwile zwątpienia, wierzyć, kiedy najmniej mi się to udaje. Pozwalają mi wydobywać z siebie dobro, czynić dobro i dostawać dobro. Jestem w pełni zakochana w swojej podróży, w odkrywaniu samej siebie, swoich możliwości. I zawsze będę pamiętać o tym, kiedy to się zaczęło. Zawsze będę wdzięczna mojej mamie, która to wszystko zapoczątkowała. Mojej pracy, dzięki której miałam okazję recenzować książkę Agnieszki Maciąg. Autorom wszystkim książek, który do mnie dotarli i pozwolili mi się zmienić. Wam - czytelnikom - którzy wielokrotnie dziękowaliście mi za moje wpisy, opisywaliście swoje historie, obdarzyliście mnie zaufaniem. Mieć świadomość, że można swoje szczęście mnożyć, dzieląc się nim, jest niesamowita. Czyńmy dobro. Wybierzcie książki idealne dla Was, podsuwajcie je swoim znajomym, rodzinie. Wspinajcie się na wyżyny swoich możliwości i nie ustawajcie w swojej podróży w głąb siebie. Bądźcie dobrymi ludźmi i róbcie wszystko, by lepiej zrozumieć siebie, życie i innych ludzi...
Życzę Wam wszystkiego co najlepsze i mam nadzieję, że tak długo wyczekiwany przez Was wpis, poruszy Wasze serca, skłoni do przemyśleń, do zmian... Cieszę się, że tak wiele osób, już przed tym wpisem kupiło książki z mojego polecenia - wielokrotnie widzę Wasze oznaczenia na instagramie, w których otwarcie piszecie, że tak! Kupiłyście! To cudowne, że nie zapominacie o osobach, które w jakiś sposób przyczyniły się do Waszych zmian. Jestem za to ogromnie wdzięczna :*
PS: Nie mogę doczekać się już kolejnej części tego wpisu, a Wy?! :)
Teraz celebrować nadchodzącą wiosną i ogólnie celebrować życie nauczyłam się w sposób bardzo prosty. Choć rok temu wydawało mi się, że przede mną jeszcze masa materialnych wielkich pragnień do zrealizowania, tak teraz widzę, że stały się one po prostu jakimś tam rozmytym obrazem, który nie jest mi potrzebny do pełni szczęścia. By naprawdę być szczęśliwym, trzeba jedynie odnaleźć siebie - nie ma czegoś takiego, że : będę szczęśliwa, jak już będę miała kasę. Będę szczęśliwa, jak już kupię auto, dom, wyjadę na wakacje. To wszystko daje tylko chwilową radość, nie daje trwałego szczęścia. To piękne dodatki, które przy spokoju ducha i życiu pełnią życia, mogą je uczynić jeszcze bardziej ekscytujące. Ale jeśli nie ma tego spokoju, jeśli w głowie nie wszystko jest poukładane - otoczka będzie tylko odskocznią.
Dlatego tak bardzo zwracam obecnie uwagę na to co jest tak blisko, co jest na wyciągnięcie ręki. Żyję z dnia na dzień, wiedząc, że jedyne co jest prawdziwe i ważne to tu i teraz. Nie ma już dla mnie przeszłości i przyszłości. Nie uzależniam już swoich nastrojów od sytuacji materialnej, choć wiadomo - ciężko być optymistą, kiedy nie starcza człowiekowi na podstawowe potrzeby. Ale jeśli tylko to co podstawowe jest zaspokojone - nie trzeba mi czegoś większego do szczęścia. Co nie oznacza, że w jakimś stopniu do tego nie dążę - bo dążę. Lubię się rozwijać, iść do góry, a co za tym idzie, zgarniać za to profity i żyć lepiej. I to w jakiś sposób uszczęśliwia również. Ale to tylko dodatek. Wiecie. Odkąd pamiętam, ale teraz dużo bardziej nauczyłam cieszyć się i i być wdzięczną za każdą nawet maleńką rzecz, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy, lub po prostu sprawia, że czuję się dobrze. Roztaczanie wokół siebie aury takiej wdzięczności i sympatii, do chwil, momentów, ludzi, a nawet przedmiotów - sprawia, że świat zaczyna Ci sprzyjać. Otwierasz na niego swojego serce, a on otwiera się na Ciebie. I to jest piękne. Nauczyłam się kochać siebie najbardziej na świecie i traktować siebie najlepiej jak potrafię. Nie ma już ciuchów po domu, nie ma niedbałych posiłków, kiedy jestem sama. Dlaczego mam siebie traktować gorzej od innych, skoro sama dla siebie powinnam być najważniejsza?
Staram się celebrować każdą chwilę w moim życiu, choć wiadomo - nie zawsze jest to możliwe. Mam swoje fazy na pewne rzeczy. W jednym miesiącu wolę czytać książki, w drugim odpocząć przy serialu na netflixie. W jednym wolę się modlić w kościele, w innym w domowym zaciszu. Marzec rozpoczął się najpiękniej jak tylko mógł - uroczystością rodzinną, pięknymi prezentami, wspaniałą pogodą. Dziś chciałabym Wam przedstawić swoje maleńkie przyjemności, które w marcu są mi szczególnie bliskie, stały się moimi hitami i sprawiły, że się uśmiechnęłam. A uśmiech jest wart naprawdę wiele.
Tę książkę dostałam od swojej siostry na nowe mieszkanie. Już przy słowie: codzienność, wiedziałam, że to coś dla mnie. Dlatego, że właśnie tę codzienność uważam za życie. Dopiero zaczęłam czytać, a już wiem, że przepadnę dzisiejszego wieczora i przez kilka następnych. Nie chcę poznać wszystkich kartek w moment, bo magia, której dostarczają mi słowa z nich płynące, powinna trwać dużo dłużej. Kilka kartek. Każdego dnia. By żyć lepiej, pięknieć, zatracać się w chwilach, w momentach. Joasiu z Manufaktury Splotów - twoja książka będzie jedną z tych, które przyczyniają się do tego, że jestem coraz bardziej szczęśliwym i wolnym człowiekiem. Manufaktura Codzienności to kolejna książka, która jest ważnym momentem w mojej podróży w głąb siebie...
Jakiś czas temu szłam sobie wolny krokiem do kościoła. Najbardziej lubię chodzić do niego rano. Pola chodziła jeszcze do swojego starego przedszkola, więc jak zwykle przy kościele mijałam tłum ludzi, czekających na otwarcie sklepu ze starociami. Raz na dwa tygodnie, w poniedziałek jest dostawa towaru, a w kolejce już godzinę przed otwarciem czatują Ci, którzy zajmują się wyłapywaniem tego, co można upolować i sprzedać drożej. Ja spokojnie w tym czasie uczestniczyłam we Mszy Świętej, po jej zakończeniu poszłam jeszcze upolować coś do lumpeksu obok, a potem ryyyyn - do staroci. Niczego za bardzo nie dostrzegałam no i jeszcze ten tłum ludzi, który nie za bardzo mi sprzyja :P No i coś tak mi się w oko rzuciło - drzewko szczęścia. Nie mam czegoś takiego, ale... lubię takie rzeczy. Lubię coś, co się ze szczęściem kojarzy, niekoniecznie myśląc, że ma mi to szczęście przynieść, ale jednak skoro się kojarzy - to będzie na mnie dobrze wpływać. No i biorę do ręki, oglądam. Odkładam. Znów biorę, znów odkładam. Myślę: a po co mi to. Ale jakoś tak ruszyć z miejsca nie mogłam, więc myślę: może jednak powinnam wziąć. I już się wiele nie zastanawiałam, wzięłam, położyłam na wagę, wyszło 6 zł, rewelacja. F. stwierdził, że wygląda raczej jak drzewko nieszczęścia, ale co on tam wie. Jest trochę powykrzywiane, a ja tam wcale nawet nie kombinowałam, żeby mu te gałęzie tam wyginać w inną stronę. Takie dorwałam i niech takie będzie. Spoglądam na nie i jakoś tak sobie w głowę wbiłam, że ten symbol szczęścia piękną aurę w mojej sypialni rozsiewa.
Zapach tej herbaty roznosi się po całym domu prawie każdego wieczora. Nawet mój F. stwierdził, że pięknie pachnie, choć zazwyczaj moje herbaty czy kosmetyki zawsze mu śmierdzą. Owocowa herbatka, w której znajdziemy wszystko co najlepsze dla skóry, włosów, paznokci: płatki róży, maliny, trawa cytrynowa, hibiskus, owoce dzikiej róży i nie tylko... Pięknie pachnie, jeszcze lepiej smakuje. Zdecydowanie najlepsza z herbat, jakie ma w swoim asortymencie moje ukochane Natural Mojo. Co bardzo ważne, herbaty Natural Mojo posiadają logo Fair Tea co oznacza wsparcie pracowników np. z Afryki czy Chin. Fair Tea to finansowanie projektów na rzecz szkół i opieki nad dziećmi. Nie dosyć, że spijam obłędną herbatę, to jeszcze czynię dobro. Piękna sprawa.
Od teraz do środy na hasło MAMALA30 macie 30% zniżki przy zakupach za min. 230 zł.
Kiedy w zeszłym roku w lipcu, ścięłam włosy i odstawiłam w kąt prostownicę, obiecałam sobie, że kupię sobie jakieś rewelacyjne kosmetyki do włosów. W Rossku, dorwałam jednak za dużo niższą niż przewidywałam cenę złotą odżywkę i złoty szampon, firmy wtedy mi nie znanej. Kto ogląda InstaStory ten wie, że przypadkowy zakup, okazał się strzałem w dziesiątkę. Po długim czasie chciałam wypróbować inną odżywkę i wzięłam tą koloru białego. OMG - strzał w dziesiątkę po raz kolejny, a nawet i lepiej, bo zapach jest... awrrr obłędny. Nawet teściowa powiedziała, że czuć w całym domu. Odżywkę wmasowuję w umyte, wilgotne włosy i wystarczy jej dosłownie kropelka, przynajmniej na moją długość włosów. Może dlatego starcza na tak wiele miesięcy. Odżywka, którą kupiłam teraz zawiera olej babassu, które odpowiada za nawilżenie, wzmocnienie i zmiękczenie włosa. Zawiera też pył diamentowy, który nadaje włosom blask ; no i olej pequi, który przeciwdziała mierzwieniu się włosa, a także pomaga zachować jego dobrą kondycję. Damn, szkoda, że ten akapit to nie współpraca, tylko moja dobra wola, by Wam to polecić, bo to jest po prostu... DOBRE! Ba. Bardzo dobre. A stosunek jakości do ceny...ajjj nie będę mówić, że za tanie, bo jeszcze ceny podwyższą :P
Jego w tym wpisie miało nie być, miał być miłym dodatkiem do zdjęć, ale czyż nie jest uroczy? A przynajmniej na tyle uroczy, bo o nim wspomnieć, poświęcić mu kilka zdań? Upolowałam go na akcji #VIPshopping w sklepie KIK. Jest miłym, wielkanocnym akcentem w mojej sypialni no i jest przesłodki, no. Nie wiem czy sklep KIK jest w Waszym mieście, ale jeśli szukacie wielkanocnych ozdób za niską cenę, to będzie to dobre miejsce. Ja zaopatrzyłam się w biało-złote świeczki, wielkiego białego zająca, drewnianą tackę w kształcie zająca i kilka innych rzeczy, które pokażę Wam już niebawem w iście wielkanocnym wpisie.
Ach, dużo więcej chciałam Wam pokazać, ale w sumie zostawię to sobie na inne wpisy. Swoją drogą, podoba mi się taka forma pokazywania Wam moich drobnych radości, które dają mi takie właśnie rzeczy. Przecież radość i celebrowanie codzienności, to własnie zapachy, smaki, litery, przedmioty, które cieszą oko. Czy tak właśnie nie jest? No i oczywiście jakże mogłabym zapomnieć - mamo, dziękuję Ci za tą piękną, marmurową tacę - robi robotę, zwłaszcza na zdjęciach! Psss- to też prezent na nowe mieszkanie. Fajnie mam, co?
A jakie są Wasze marcowe hity i drobne przyjemności? :)