0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

Stało się. Nareszcie, po dwóch latach od przeprowadzki na swoje... mam własne biuro!

No... może biuro to za dużo powiedziane - bo to taki kącik biurowy w mojej sypialni. Póki co jest to jedynie biurko i półki nad nim. Ale z czasem dojdzie regał i inne potrzebne rzeczy i z kąciku zrobi się... kąt! :D

Jak zapewne wiele z Was wie, w zdecydowanej większości mojego czasu prowadzę swoją firmę zdalnie. Cenię sobie ciszę i spokój w zaciszu własnego domu, ale zdecydowanie muszę mieć ku temu odpowiednie warunki. Przez długi czas pracowałam przy stole w kuchni - ale trochę jednak miałam już tego otoczenia dość. Bo ja chcę się czuć w mojej pracy dobrze. I skoro prowadzę własną firmę, to chcę mieć swoje mini centrum dowodzenia, które jest specjalnie do tego przeznaczone.

Wiele razy mówiłam Wam już, że urządzam mieszkanie pomału - wolę poczekać nawet rok na coś wymarzonego, niż kupować byle co, żeby było i potem patrzeć na to latami. Zazwyczaj wiązało się to z tym, że chciałam mieć rzeczy wysokiej jakości, a co za tym idzie - drogie. Jednak to co najważniejsze i co tej wysokiej jakości wymagało - jest już w mieszkaniu zrobione. Te drobne rzeczy, które mi zostały do zrobienia, postanowiłam nadal robić z głową, ale niekoniecznie iść w drogie i super porządne. Postanowiłam trochę więcej szperać, szukać okazji, przeglądać gazetki z tanich sklepów - bo często za grosze można kupić coś, co w ekskluzywnych sklepach sprzedają po kilkaset złotych. Ok, pewnie to nie będzie ta sama jakość, ale umówmy się - jeśli coś pięknie wygląda to w tym momencie jakość schodzi na drugi plan.

Owszem, takie rzeczy jak podłogi, zasłony itp. - tutaj jakość była dla mnie punktem obowiązkowym. Ale jeśli widzę piękny wazonik za 30 zł w gazetce netto, to już mnie mało obchodzi z czego to jest zrobione. Wygląda pięknie, nie rozpada się, jest solidne. Czego chcieć więcej?

Moje biuro powstało właśnie w taki sposób. Rzeczy, które w nim się znalazły to rzeczy z średniej półki cenowej, ale też rzeczy ze sklepów takich jak: biedronka, netto czy pepco. I wierzcie mi - to są prawdziwe perełki!

 

BIURKO

Pewnie zastanawia Was kwestia biurka - przecież miałam ogromne, funkcjonalne, drewniane biurko. Porządne i wysokiej jakości. Po co zmieniać coś, co jest dobre? A no np. dlatego, że mnie wielkość tego biurka przerażała. Było naprawdę ogromne, ciężkie, masywne i ... praktycznie całe białe. A w mojej sypialni białe są całe ściany i podłoga... było jednak ciężko rozstać się z tym biurkiem, bo nigdy w życiu nie widziałam tak porządnego i tak funkcjonalnego mebla. Ogrom skrytek, wielkie szuflady, mega duży blat, schowki na dokumenty.

Mi jednak marzyło się coś małego, prostego. Marzył mi się mebel, który wniesie w to pomieszczenie trochę ciepła i sprawi, że wnętrze będzie bardziej przytulne. I totalnie nie obchodziła mnie jakość - miało być nie za drogo i ładnie. I tak też się stało. Znalazłam idealne, cudowne biurko. Nie za duże, z fajnym designem i przede wszystkim - rozsądną ceną.

Blat biurka to laminowana płyta meblowa w kolorze dąb sonoma. Po prawej stronie biurka znajduje się mała szufladka, a po lewej dwie półki - jedna z przodu, jedna z tyłu. Po środku pod blatem, jest trochę miejsca zatem trzymam tam najważniejsze teczki i notatniki, które muszę mieć pod ręką. Wbrew pozorom - naprawdę dużo się tam pomieściło.

 

 

 

Biurko jest na fajnych antypoślizgowych stopkach, dzięki czemu można je na luzie przesuwać bez obaw o porysowanie podłogi. Co ciekawe - na mebel dostajemy aż 10 lat gwarancji.

Przeszperałam milion stron szukając idealnego biurka i albo były za szerokie, albo zbyt masywne albo białe. Chciałam zachować odstęp, który pozwoli mi z lewej strony postawić w rogu jakiś duży kwiat, a z prawej mieć swobodne dojście do łóżka i okna. Zależało mi też na tym, żeby kolor mebla wprowadził do pomieszczenia trochę ciepła i zgrał się pięknie z białą bazą.

 

 

 

Biurko zamówiłam na stronie edinos.pl . W kategorii fotele i biurka znajdziecie spory wybór mebli w różnych kategoriach cenowych. Obecnie moje biurko Vires jest w promocji. Ale przejrzyjcie sobie całą stronę, bo za rozsądne pieniądze można kupić naprawdę ładne meble i akcesoria do domu.

Udało mi się też załatwić bony rabatowe dla Was - na hasło edinos50 otrzymacie kod rabatowy o wartości 50 zł na Wasze zakupy - ale UWAGA! Bon ważny jest dla 20 pierwszych osób! Także... kto pierwszy, ten lepszy! :) 

 

DODATKI 

Jeśli chodzi o dodatki w moim biurze, to tutaj absolutnie wszystko jest z innej parafii :D Lampkę miałam jeszcze na starym biurku - jest ona ze sklepu selsey. Ładna, ale raczej będę polować na coś bardziej minimalistycznego i w złocie.

Szkatułka na biżuterię to łup biedronkowy za jakieś 20 zł. Ładnie się prezentuje. Nie ma w środku żadnych przegródek, ale w sumie kupiłam ją bardziej dla ozdoby, bo moją jedyną biżuterią jest pierścionek i zegarek. No i łańcuszek, ale go jeszcze ani razu nie zdjęłam :D

Złoty wazonik kupiła mi moja mama, która pewnego dnia odebrała ode mnie telefon, w którym błagałam ją, żeby pojechała do netto i sprawdziła czy są tam rzeczy, które wypatrzyłam w gazetce: wazonik, lampka i kwietnik. Serio, gazetka netto miała kilka tygodni temu taką ofertę, że szczęka mi opadła! Niestety jedyne co moja mama znalazła w sklepie to właśnie ten wazonik. Ale opłacało się! Kosztował 30 zł. Dużo droższa była trawa pampasowa, która jest w tymże wazoniku, no ale... cieszy oko jak nie wiem!

 

 

 

 

No a nad biurkiem... moja wymarzona ścianka. Niby nic takiego, ale serio... marzyłam o czymś takim! Dwie półki i piękne plakaty - zamawiałam je w desenio. Do plakatu z kwiatami wzięłam sobie złotą ramkę, a do rysów kobiety - drewnianą. Zależy mi na tym, żeby w sypialni było złoto, ale żeby drewno to wszystko ocieplało i nadawało wnętrzu takiego naturalnego, ciepłego klimatu.

Drzewko szczęścia na półce, obrazek dziewczynki z psem i mały kremowy kubek na biurku to łupy ze sklepu ze starociami. Kosztowały zapewne kilka złociszy. Z tego wszystkiego najdroższa była chyba właśnie trawa pampasowa, którą kupiłam pierwszy raz w życiu i akurat trafiłam na czas kiedy stała się niezwykle modna, więc jej ceny są najwyższe w historii. Instagram ma jednak tę moc i wyznacza trendy wnętrzarskie w dużym stopniu.

 

 

 

Obok biurka jest pufa z pepco upolowana za 59 zł - cieszy moje oko każdego dnia! To prawdziwa perełka. Pufy tego typu chodzą w internecie po kilka stówek.

 

 

DREWNO, ZŁOTO, BIEL, RÓŻ

Róż jakoś tak całkowicie przypadkiem stał się już nieodłącznym elementem mojego mieszkania. Nie jest nachalny, przejawia się w delikatnych, subtelnych dodatkach. Czymś nowym jest tutaj jednak złoto - w mieszkaniu przeważa raczej srebro, ale tutaj miałam własnie ochotę zrobić coś inaczej. Wyszło bardzo przytulnie i tak... po mojemu. No bo to w końcu ja tu będę pracować i musi być po mojemu ;)

Jestem bardzo dumna z tego kącika! W życiu na co dzień, cieszę się z najmniejszych drobiazgów, a urządzanie mieszkanie, które idzie mi baardzo powoli, sprawia, że każdy etap, który mogę uznać za zakończony napawa mnie ogromną dumą, satysfakcją, radością i... wdzięcznością!

Jestem niemalże w 70% pewna, że nie będę mieszkać w tym mieszkaniu za najbliższych 10 lat, może nawet wcześniej - ale już na zawsze będzie tutaj włożone moje serce. W każdy najmniejszy kąt <3

Jestem ciekawa, jak podoba Wam się efekt finalny? Jest coś, co szczególnie przypadło Wam do gustu? Dajcie znać!

Ja tymczasem ściskam Was bardzo mocno i życzę wszystkiego dobrego :*

A.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Trochę to trwało, ale... w końcu jest. Skromna i prosta, ale przytulna i taka ... moja. Sypialnia. A właściwie kąt w sypialni, w którym odpoczywam, śpię, czytam książki i medytuję.

W moim mieszkaniu wszystko idzie do przodu bardzo powoli, ale jednocześnie dzięki temu - większość rzeczy jest po prostu przemyślana. Raczej panuje u mnie duuuży minimalizm. Zbyt duża ilość rzeczy mnie przytłacza, nie umiem funkcjonować w zagraconej przestrzeni. Dlatego wciąż bardzo mnie uwiera brak regału i większej szafy w przedpokoju. 60 metrów i 3 pokoje - życie na takim metrażu nauczyło mnie minimalizmu, organizacji i regularnego porządkowania przestrzeni. Nie zbieram i nie zagracam - bo nie mam gdzie! :D

Sypialnia bardzo długo była po prostu białym pomieszczeniem, w którym nikomu nie chciało się przebywać. Białe ściany, biała podłoga, jasna pościel, jasne stoliki a na nich bajzel. Wiecie co jest najlepsze? Że nie musiałam robić jakiejś wielkiej, kosztownej metamorfozy. Ostatecznie nie pomalowałam nawet ścian, bo na razie nie mam na to czasu ani możliwości. Sypialnia stała się przytulna za pomocą dosłownie kilku dodatków, które można policzyć na palcach dwóch rąk.

LNIANA POŚCIEL

Odkąd w moim domu pojawiły się lniane zasłony - szczerze zakochałam się w tym materiale! Len wykazuje właściwości antyalergiczne i jest przyjazny dla naszego ciała. Uwielbiam to, że szybko się gniecie, jest taki "nieperfekcyjny" co uwielbiam! Lubię rzeczy niebanalne, wyjątkowe, inne. Bardzo zależało mi na tym, żeby moja sypialnia była przytulna, żeby sprzyjała mojemu odpoczynkowi, żeby kojarzyła mi się z naturą, ekologią. Produkty stworzone z naturalnego lnu są ekologiczne i biodegradowalne. W porównaniu do innych pościeli, czas dla pościeli z lnu działa na jego korzyść. Z każdym praniem len jest coraz bardziej miękki i co najlepsze - co raz lepiej wygląda.

 

 

 

 

Nigdy w życiu pod żadną pościelą nie spało mi się tak dobrze jak pod tą. Len ma to do siebie, że dzięki termoregulacji podczas zimy pozwala nam utrzymać właściwą temperaturę ciała, a podczas lata  absorbuje wilgoć i zapewnia przyjemne uczucie chłodu. Jest cudowny w dotyku, pachnie delikatnie taką... naturą. Nie wyobrażam sobie spać już pod czymś innym! Za każdym razem jak zasypiam u Poli w jej pościeli, jest mi niekomfortowo, pocę się i marznę naprzemiennie. Już niebawem jej również kupię pościel właśnie z lnu.

Tak samo jak i w przypadku zasłon, wybrałam niezawodną markę so linen! Poszewki na poduszki są właśnie w tym samym brudnym różu co moje zasłony. Jeśli chodzi o poszewkę na kołdrę i mniejsze poduszki to wybrałam naturalny, beżowy odcień. Poduszki są z falbanką, ale zakończenie poszewki na kołdrę wybrałam z naturalnymi, drewnianymi guzikami, które nadaję właśnie takiego naturalnego, swojskiego klimatu.

 

 

 

Podpisuję się pod tymi produktami i pod tą marką całym swoim sercem. Jestem zachwycona i rozkochana w tych produktach. To one zrobiły w tej sypialni właściwie całą robotę.

 

ŁAPACZ SNÓW

Prezent od mojej siostry na nowe mieszkanie. Zrobiła go sama, samiusieńka. To był najpiękniejszy prezent jaki dostałam w związku z nowym mieszkaniem. Zrobiony totalnie od serca, z myślą o mnie i moim gniazdku. Długo nie miał swojego miejsca, a ja nie lubię czegoś wieszać byle jak, byle było, zwłaszcza jeśli mam do danej rzeczy ogromny sentyment. Trochę ten łapacz wędrował - był najpierw nad łóżkiem, które stało na równoległej ścianie. Potem był nad biurkiem. Ostatecznie po przemeblowaniu zawisł właśnie w tym miejscu i uważam, że to właśnie to miejsce jest mu przeznaczone. Patrycja otworzyła niedawno swoją pracownię kreatywną Craftroom i produkty tego typu, możecie już od niej spokojnie zamawiać. Wierzcie mi - to będzie idealny prezent dla samej siebie, lub dla kogoś bliskiemu Waszemu sercu.

 

 

 

 

RAMKA Z NASZYM PORTRETEM

Ten piękny rysunek wykonała dla mnie jedna z moich wspaniałych czytelniczek, którą znajdziecie na instagramie pod nickiem @mamykredki. Powstał on na bazie oryginalnego zdjęcia, które było opublikowane na moim instagramie. Dziękuję Ci kochana raz jeszcze za ten piękny prezent! I tak jak w przypadku łapacza - rysunek dłuuuugo leżał schowany głęboko w szufladzie i czekał na swój czas. I również jak w przypadku łapacza, po przemeblowaniu wiedziałam że to będzie właśnie idealne miejsce. Ramkę kupiłam w auchan za jakieś 9 zł.

 

 

DODATKI NA STOLIKACH NOCNYCH

Na stolikach nocnych są między innymi moje dwie draceny, kupione rok temu w biedronce po... 5 zł :D Są oczywiście nasze niezastąpione poduszeczki na oczy, które zawsze sobie kładę na jakieś 10 minut przed snem. Niesamowite odprężenie dla oczu i napiętej po całym dniu twarzy! Jest oczywiście mój ukochany masażer od Naturalnej Bogini, którym masuję sobie twarz pobudzając krążenie i relaksując buźkę.

 

 

 

Na stolikU jest też taca marmurowa - to z kolei prezent na nowe mieszkanie od mojej mamy. Są wazoniki ze sklepu KIK, które kosztowały również mniej niż 10 zł za sztukę. No i obowiązkowo... nie mogłoby tutaj zabraknąć... książek! One są akurat w moim domu wszędzie. Na stoliku mam jednak zawsze Pismo Święte, wspaniałą lekturę "Biegnąca z wilkami", którą będę czytać jeszcze długo. Jest trudna, jest mądra, jest długa. Autorka pisała ją ponad 20 lat! I obecnie moja księga mocy, czyli Kobieta Niezależna. Ta książka daje mi niesamowity power i motywuje do działania. Ach, zapomniałabym! To co widzicie w wazonikach, zerwałam prawie 2 lata temu (!!!) podczas biegania. I to tak stoi i stoi... nie sypie się i cudownie wygląda.

 

 

No i ostatnia rzecz to... puf. Jakieś dwa miesiące temu zerknęłam do gazetki pepco a tam... puf! Piękny, blado różowy, welurowy... puf! W necie takie chodzą po 200/300 zł. Poleciałam od razu na drugi dzień na samo otwarcie do pepco, patrzę... są! No i przytaszczyłam nowy nabytek do domu, a wydałam na niego... 59 zł! To był deal życia, serio! Cieszyłam się jak nienormalna przez kilka dni i dalej zacieszam jak spoglądam na to cudo. Na nim oczywiście leżą ... książki :D

 

 

PARAPET

Nie chciałam w ogóle pokazywać Wam tej ściany, ale chciałabym wspomnieć o czymś istotnym. Ubolewałam, że to teraz nie czas na kupowanie droższych zasłon, więc kupiłam najtańsze firanki i karnisze w Ikea. Kiedy jednak mieliśmy je już montować, coś mi powiedziało: nie rób tego. Jakoś nie chciałam jednak zabierać sobie tej całej ściany firaną. Zdjęłam z parapetu wszystkie książki, kupiłam kilka zwykłych ramek w tanich sieciówkach - i poustawiałam je na parapecie. Może jeszcze w tym roku, uda mi się kupić drewniane bądź bambusowe żaluzje. Z kolei na ścianie, która mi zostanie być może będzie wisiała jakaś roślinka, a może fajne wieszaczki i moje torebki? Się zobaczy :)

 

 

 

Jak widzicie, nie ma w tej sypialni zbyt wiele. Być może jeszcze dojdzie coś na ścianę. Może kiedyś dojdzie również jakaś lampka na stolik nocny. Na pewno w przyszłości zainwestują w listwy sufitowe z pięknym rzeźbieniem i... lampę! Bo póki co z sufitu zwisa mi żarówka. Moja wymarzona, złoto-różowa lampa kosztuje ponad 800 zł, więc odkładam ten wydatek na lepsze czasy.

Może dojdzie jakiś dywanik przy łóżku. Może fancy kapcie :D Do zagospodarowania mam też całą białą ścianę równoległą! Może powstanie tam piękna galeria zdjęć albo półki z książkami? To się okaże. Póki co mam w sypialni piękny, skromny kącik do odpoczynku i piękny kącik biurowy - ale go pokażę Wam za jakiś czas.

Jeśli chodzi o łóżko i stoliki nocne - one są ze sklepu VOX. I są to meble naprawdę zajebiście funkcjonalne. W łóżku mam ogrom, dosłownie ogrom wszystkiego, co bez łóżka hm... nie wiem gdzie by się to podziało! Mam tam koce, albumy, pudełka od sprzętów, pamiątki. Pojemność tego łóżka naprawdę nie zna granic :D Stoliki nocne też mają fajne bajery, bo poza dwoma szufladami, mają listwę funkcyjną, a w niej miejsce na wazonik, ramkę do zdjęć, miejsce do ładowania telefonu. Podnosząc listwę do góry, można wsadzić do środka listwę elektryczną żeby mieć schowane jakieś źródło prądu. Przyborniki kompletuje się wedle własnego uznania - ja wybrałam wazonik, ramkę i miejsce do ładowania telefonu, ale obecnie tego nie używam.

I na koniec chciałabym wspomnieć o ostatniej rzeczy, która służy mi od dwóch lat i jest to absolutny must have każdej osoby, która ceni sobie zdrowie, wygodę i ekologię. Mowa o... materacu. Jest to materac ekologiczny Plantpur, model natural. Wierzcie mi... dopiero kiedy człowiek przerzuci się ze spania na zwykłym materacu, na materac tego typu - dostrzeże kolosalną różnicę. To jest jak przesiadka z malucha do Ferrari. Materac jak widzie jest naprawdę gruby, wysoki. Składa się z dwóch warstw. Pierwsza, górna to termoelastyczna pianka Visco, która zawiera do 50% olejów roślinnych. Dolna warstwa to pianka poliuretanowa z dodatkiem oleju kokosowego. Pierwsza warstwa charakteryzuje się odpornością na odkształcenia i zapewnia prawidłowe ułożenie ciała podczas snu. Poprawia też krążenie krwi. Druga warstwa zapewnia wygodę i komfort.

Materac mam od dwóch lat i bardzo łatwo utrzymuje mi się go w czystości. Wystarczy odpiąć przyszyty zamkiem materac nawierzchniowy i wrzucić go do pralki. Z materacem nie dzieje się kompletnie nic. Nie ma na nim żadnych wgnieceń, nie zmienia się struktura. Wszystko w dalszym ciągu jest w stanie idealnym. Niedawno sprzedawałam identyczny materacyk Poli, tylko że w mniejszym rozmiarze.

 

 

 

Ufff... to chyba na tyle. Bo tak co chwilę coś wpada mi do głowy, że warto o tym wspomnieć. Ale raczej nie ma już o czym wspominać. Wszystko Wam opisałam :) Jestem ciekawa jak Wam się podoba obecny stan sypialni? Dla zobrazowania zmian, wrzucam Wam małe porównanie:

 

PRZED:

 

 

PO:

 

 

To miejsce jest totalnie moje. Zależało mi na naturze, na ekologii. Na prostocie i cieple. To wnętrze takie własnie jest. Uwielbiam je! Kocham całym swoim sercem. Tak naprawdę do pełni szczęścia brakuje właśnie tych żaluzji, lampy i jakiegoś dywanika. Ale... wszystko w swoim czasie. Cieszę się, że udało mi się osiągnąć taki efekt za pomocą dosłownie kilku zmian.

Ściskam i całuję, A.

Odkąd pamiętam, moja mama była dla mnie mistrzynią w roli perfekcyjnej pani domu oraz w tym, w jaki sposób przyjmowała i dbała o gości w naszym domu.

Z czasem jednak zobaczyłam, że to co tak podziwiałam, niekoniecznie jest wzorcem, który chciałabym podzielać, bo po pierwsze - źle znoszę zbyt dużą ilość ludzi w moim otoczeniu. A po drugie - nie za bardzo lubię gotować. Lubię przyrządzać proste i zdrowe posiłki - ale w małych ilościach :D A właściwie inaczej - ja nawet lubię pichcić, ale to musi być coś szybkiego, przy czym się nie nabrudzę. O, właśnie tak.

Poza tym, moi rodzice są posiadaczami naprawdę dużego domu i mają przestrzeń, by zaprosić sobie kilkanaście osób i nie czuć dyskomfortu. Moje 60 metrowe mieszkanko, choć ciasne nie jest - to z gośćmi sprawa mogłaby się nieco komplikować.

No i ostatni aspekt, to moja aspołeczność, która przez długi czas sprawiała, że bardzo długo nikogo do siebie nie zapraszałam. Tzn. zapraszałam do siebie koleżanki, koleżanki z dziećmi, rodzinę. Ale jakoś tak miałam opory, żeby zorganizować coś większego, zaprosić większą ilość osób. Nie wiem, nie pytajcie. Ludzie są różni, a mi przypadło być człowiekiem, którego przerażają kontakty międzyludzkie, mimo że bardzo, ale to bardzo staram się w ostatnich latach bardziej wychodzić do ludzi i utrzymywać z nimi kontakt.

Wracając jednak do wspomnianej gościnności - gdzieś tam w serduszku, bardzo zaczęło mi brakować ludzi, towarzystwa. Rozłożenia stołu, udekorowania go, przyrządzenia czegoś dobrego. Bycia tą wspomnianą panią domu, która zaprasza, która wita w drzwiach, która podaje do stołu, która siedzi z gośćmi przy lampce wina i śmieszkuje. Nie będę ukrywać, że chciałam mieć też do tego możliwości - wykończony salon i kuchnię, a to się w końcu można powiedzieć zadziało. Jest pięknie, jest komfortowo. No, może jeszcze ten przedpokój z wiszącą żarówką z sufitu, która wita każdego wchodzącego przez drzwi jest jeszcze czymś co chciałabym dopracować, no ale poszukiwania lampy idealnej stoją w miejscu. Zmora bycia perfekcjonistą, który woli zwisającą żarówkę, od tandety - byle było.

 

 

Nie będę tutaj ściemniać. Nie zamienię nagle swojego dom, w dom otwarty, gdzie zawsze ludzi wita zapach herbaty i świeżo upieczonego ciasta. Jestem samotnikiem, cenię sobie spokój, ciszę. Ale nie chcę też być alienem. Chce coś w sobie w tym aspekcie zmienić i zamierzam to przełamać, ale o tym w jaki sposób - opowiem Wam jak już się na to zdecyduję :D

Współpracowałam ostatnio z fajnym sklepem Coffeedesk.pl - to sklep online z najlepszą kawą, herbatą i akcesoriami do ich zaparzania. Jestem fanką przyrządzania sobie ziołowych naparów, starszy z kolei jest totalnym kawoszem. Pierwotnie chciałam sobie wybrać produkty dotyczące właśnie herbaty. Ale jakoś tak... przyszło mi do głowy, że wszyscy, absolutnie wszyscy moi goście, którzy do mnie przychodzą (no i starszy) - piją kawę. I pomyślałam, że może tym razem wybiorę produkty z myślą nie o sobie, a o nich - o moich bliskich. Miałam taką myśl, że w sumie fajnie mieć w domu np. kawiarkę i spieniacz do mleka, który jest w tym domu tylko i wyłącznie dla gości - bo ja przecież tego nie używam. I że to taki wyraz tego, że się o tych gościach i osobach, które zaprasza do siebie zwyczajnie myśli. O tym, żeby im było dobrze :)

No więc wybrałam kawiarkę Bialetti Moka Induction o pojemności 300 ml, która działa w taki sposób, że wlewa się do niej wodę, nasypuję kawę i stawia się ją na indukcji. Kiedy dzbanek zaczyna napełniać się kawą - ściągamy go. Kawiarka może być użytkowana zarówno na indukcji jak i kuchenkach gazowych i elektrycznych. Starszy z gadżetu cieszy się jak... no nie dokończę. Kawę robił sobie przez ostatnich kilka dni niezliczoną ilość razy, zachwycając się - mmmm... naprawdę dobra! Ja tam akurat tego nie kumam, ale domyślam się, że zaparzona w taki sposób, może rzeczywiście smakować lepiej niż taka zalana wodą z czajnika. Starszego zadowolić ciężko, więc wierzę, że kawiarka spełnia swoją rolę.

 

 

 

 

 

Drugi produkt, który wybrałam to ręczny spieniacz do mleka - Bialetti Tuttocrema. On akurat działa na kuchence gazowej, elektrycznej i ceramicznej. Albo można po prostu wlać do niego gorąco mleko i zacząć spieniać poprzez naciskanie pompki przez kilkanaście sekund. Potem uderzamy delikatnie spodem o blat i czekamy kilkanaście sekund i... gotowe :) Porządnie się przygotowałam, oglądałam nawet tutoriale na YT! :D Tym oto sposobem, zrobiłam już kilku osobom aromatyczną kawę z puszystą pianką. JA! :D

A powiem Wam w tajemnicy, że jak przychodził ktoś do mnie do domu i prosił o kawę - to ja już byłam chora! Nie piję kawy, nie parzę jej, nigdy jej więc nie robię! Teraz okazało się, że z odpowiednim sprzętem w kilka minut mogę zrobić kilka filiżanek espresso, albo jedną wielką kawę i to z pianką! Wow - to jest dla mnie naprawdę godny podziwu wyczyn haha! ;)

 

 

 

 

 

Przyznam, że obie rzeczy to naprawdę świetny bajer i gadżet. Po pierwsze, fajnie przygotować dla gości kawę w taki sposób. Po drugie - myślę, że każdy z tych gości doskonale będzie wiedział, że taki gadżet z myślą o nich posiadam.

Nie chcę tutaj za bardzo szaleć, nie wiem co z mojego planu gościnność w ogóle wyjdzie. Wiem jednak, że do wszystkiego trzeba dojrzeć. Póki co widzę, że czerpię ogromną przyjemność kiedy zapraszam do siebie koleżankę. Kiedy kroję ciasto i układam na paterze, przygotowuję filiżanki do kawy/herbaty. Czyszczę stół, układam tulipany w wazonie. Mam tą manię, że musi być czyściutko i schludnie, ale komu siedziałoby się przyjemnie przy stercie garów i uwalonym blacie, prawda?

Organizacja domowego przyjęcia jeszcze przede mną, ale wierzę, że z moim zapałem i chęciami na pewno wyjdzie z tego coś fajnego. Grunt to pamiętać o tym, że nie robi się do tego pod publikę, a po to, by miło i fajnie spędzić czas - bez zbędnej spiny i chęci udowodnienia, że jest się najlepszą panią domu na świecie.

A na koniec, na hasło mamalla mam dla was kod na -20 zł na zakupy na www.coffeedesk.pl przy zakupach powyżej 129 zł, ważny do końca roku. 

Udanych zakupów!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie wiem jak Wy, ale ja się jaram! Jaram się świętami! W tym roku miałam misję, żeby świąteczne dodatki zakupić już w listopadzie i tak zupełnie szczerze Wam powiem, że to było najlepsze co mogłam zrobić.

Nie znam się na dekoracji wnętrz, na aranżacji. Nie umiem za bardzo w dodatki, w ustawianie wszystkiego tak, żeby to miało ręce i nogi. Ale odkąd mam własne mieszkanie, kombinuję, przestawiam i robię wszystko tak, by efekt końcowy zadowalał mnie samą. Nie kieruję się tym co modne, wybieram raczej to, z czym ja czuję się dobrze i co mi się podoba. W moim domu nie panuje jeden określony styl. Znajdziecie tu zarówno elementy glamour jak i skandynawskie czy nowoczesne. Totalny misz-masz, który jest totalnie mój.

W tym roku, dostałam propozycję współpracy przy promocji świątecznych ozdób marki własnej Auchan czyli Actuel. Sklep Auchan uwielbiam odkąd mieszkam w Warszawie. Wychodzę z niego zawsze i ze spożywką i z dodatkami do domu i z ubraniami dla Polduna. Miałam jak zwykle wolną rękę w tworzeniu kampanii reklamowej. Od razu kiedy przeczytałam, co mam zareklamować, wpadłam na pomysł, żeby zrobić już teraz świąteczny klimat w salonie i w taki sposób pokazać produkty. Pojechałam z Poldunem do auchan i... wyszłam po trzech godzinach :D Cuda, cuda i jeszcze raz cuda. Wybór? Ogromny. Wszystkiego multum w każdym kolorze i co najważniejsze, wszystko było poukładane właśnie kolorystycznie. Piękne poduchy, stroiki, świece, bombki. W sumie nie wiedziałam czego się spodziewać, ale jak sami widzieliście na stories, to wszystko wyglądało przepięknie!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Miałam naprawdę nie małe wyzwanie. Nie chciałam iść na ilość, ale na jakość. Wybrać kilka perełek, kilka detali. Pokazać Wam, że nie trzeba kupować miliona ozdób, żeby nadać świąteczny klimat naszym wnętrzom. Że można wydać mało kasy, kupić kilka elementów - a mimo wszystko osiągnąć cudowny efekt. I wiecie co? Jestem z siebie cholernie dumna :D Po powrocie ze sklepu wysprzątałam salon, poustawiałam wszystko i nie mogłam się napatrzeć! Jest pięknie i bardzo bardzo chcę Wam już to wszyściutko pokazać!

 

KĄCIK WYPOCZYNKOWY

Kącik wypoczynkowy w salonie wzbogaciłam o dwie cudowne poduchy. Trochę ryzykowałam, bo to dwa totalne różne wzory, ale pasują do siebie idealnie! Na stoliczku zmieniłam całkowicie wystrój tacy i postawiłam na niej trzy choineczki na drewnianych podstawkach. Są mega tanie ( ok. 2/3 zł) jest dużo różnych kolorów, różne wielkości - a sami zobaczcie jaki robią efekt! Zdecydowałam się też na dwa malutkie talerzyki w kształcie gwiazd - po świętach będą świetne np. na stolik nocny na biżuterię, którą zdejmuję do snu. Na tacy stoi też piękna szklana kula, którą wybrała Pola i świeczka z drewnianym wieczkiem. Wygląda to naprawdę ślicznie :)

 

 

 

 

 

 

 

 

KĄCIK RTV

Ten kąt podoba mi się najbardziej. No jestem po prostu zakochana :) W rogu postawiłam tego pięknego aniołka. Słuchajcie... on kosztował 50 zł, a tego typu rzeczy w sklepach są nawet po 200! To jest absolutnie najlepsza rzecz jaką z Polą upolowałyśmy i nie wyobrażam sobie bez niej tej aranżacji. Ten aniołek jest przesłodki! Na szafce postawiłam granatowy świecznik i znów... skąd ten granat? Nie wiem, ale czułam, że jakimś cudem będzie to pasowało. I pasuje :D Do tego świeca z motywem złota - a przecież w salonie są srebrne dodatki. Można? Pewnie, że można :D Przy drewnianym napisie wylądował ptaszek, którego wybrała Polcia na samym początku zakupów. Na dole również ustawiony jej łup czyli świeczki-bałwanki. Raaany, uwielbiam ten kąt! Nie mogę się doczekać wieczorów z netflixem mając przed oczami właśnie ten ciepły, przytulny kącik.

 

 

 

 

 

 

 

KĄCIK W KUCHNI 

Kuchnia jest dla mnie częścią mojego salonu, więc i ona wymagała odpowiedniej oprawy. Tutaj miałam zagwozdkę. Wiedziałam na pewno, że chcę poszukać jakiegoś pięknego stroiku na środek stołu. No i dorwałam. Ładny, subtelny, nie kiczowaty. Prezentuje się naprawdę cudnie! Z kolei na blacie postawiłam drewnianą, ledową choinkę i puszkę z ciastkami. W auchan jest masa różnych słodkości właśnie w takich ładnych puszkach. Warto kupić właśnie ze względu na puszkę - będziecie mieć ją na zawsze i możecie co roku wsadzać do niej np. własnoręcznie zrobione pierniczki. No i to super opcja na prezent. Mojej mamie tak się spodobała ta puszka, że chyba przejdę się po jeszcze jedną :D

Jeszcze dwa detale... kupiłam rękawicę do piekarnika i ręczniczek, który przewiesiłam na rączce od piekarnika. Takie niby nic, a jednak nadaje mega świątecznego klimatu. Że jak się patrzy z drugiego końca salonu, to to widać i rzuca się w oczy. Drobne elementy, a nadają takiego klimatu!

 

 

 

 

 

 

 

 

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdemu przypadnie to wnętrze i te dodatki do gustu, to jest normalne. Jesteśmy różni i podobają nam się różne rzeczy. Dla mnie efekt jest cudowny. Moim celem było znalezienie subtelnych, fajnych dodatków i stworzenie świątecznego klimatu w domu, który nie będzie dla mnie zajeżdżał kiczem i tandetą. Chciałam żeby było delikatnie, żeby kolory były stonowane, ale żeby było ciepło i klimatycznie. I wydaje mi się, że tak jest. Ja naprawdę wyjdę teraz na głupią, ale mi się ten efekt tak podoba, że nie mam w ogóle ochoty wychodzić z salonu :D Jest magia, jest klimat. Jeszcze tylko świąteczne piosenki w tle, zapach pierniczków, choinka i migoczące lampki. To będą piękne święta! I choć atmosferę i dom tworzą ludzie... to zdecydowanie dodatki pozwalają pokolorować tą atmosferę jeszcze bardziej! I jak widać - nie trzeba ich wcale bardzo dużo i nie muszą one oznaczać wizerunku mikołaja czy elfów. Świąteczny klimat można nadać na wiele różnych sposobów - i każdy powinien zrobić to po swojemu :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy półtora roku temu wprowadziłam się do nowego mieszkania, podniosły się głosy, że mam tutaj jak w szpitalu. To nic, że w mieszkaniu nic nie było - białe ściany wg niektórych, z góry przekreśliły moje szanse na posiadanie przytulnego kąta :D

Dzisiaj mnie to bawi. Salon stał się najprzyjemniejszym kątem w naszym mieszkaniu. Choć zostało jeszcze kilka szlifów i rzeczy do zrobienia, to uważam, że prace nad nim można uznać za zakończone. Reszta, która będzie dochodzić, będzie tylko przyjemnym dodatkiem. Efekt, który osiągnęłam, może dla niektórych nie będzie niczym nadzwyczajnym, ale dla mnie jest... magiczny. Stworzyłam miejsce totalnie moje. W 100%. Szczerze? Nie widziałam w internetach czegoś podobnego. Urządzałam ten kąt półtora roku... przez pierwsze 3 miesiące nie mieliśmy nawet narożnika. Przez pół roku - kuchni. Przez jeszcze więcej czasu - oświetlenia. Krok po kroku. Mebel po meblu. Dodatek po dodatku. Wizja w głowie kiełkowała. Każda rzecz przemyślana w 100%. Nie kupowałam niczego "na chwilę", byle było. Rok czasu nie mieliśmy zasłon, ani nawet taniutkich firanek, bo chciałam lniane zasłony z prawdziwego zdarzenia. Wszystko w tym salonie to dobra jakość, cudowny design i mnóstwo wyrzeczeń. No ale wy i tak się pewnie zastanawiacie...

 

SKĄD TEN RÓŻ?

Zaczęło się chyba od plakatów od BlueBird-Design. Zastanawiałam się, jaki kolor mógłby z nich bić i wybrałam spontaniczne róż. Później cudowne poduszki od Pillovely. Pomyślałam, że fajnie by było, gdyby to był kolejny element w salonie, gdzie ten róż tak nieśmiało by się przebijał. Z dywanem postąpiłam podobnie. Cudowny design dywanu od  Carpets&More z którego przebijają odcienie niebieskiego i różu właśnie. I wtedy już wiedziałam, że to właśnie ten róż może być tym kolorem, który rozświetli mój biało-szary salon. Nie wiedziałam jednak jak daleko się posunę. Podczas ciułania na zasłony, w międzyczasie, na stoliku wylądowało jeszcze różowe jabłko i bukiet sztucznych kwiatów - również z akcentem różu. No i po roku, zaczęłam szukać tych wymarzonych zasłon... najpierw kolorowych - ale to byłby strzał w kolano. Nie mogłam postawić na żadne wzory, bo gryzłyby się z geometryczną tapetą. Musiały być zatem gładkie. Ale jakie? Szare? To by mnie zabiło. Jakie więc było inne wyjście? No jedynie... róż. I pomyślałam - raz kozie śmierć. I trzasnęłam lniane zasłony w brudnym różu od so linen! . Efekt? Nieziemski...

 

 

Więcej o zasłonach i karniszu elektrycznym od Ardeko, pisałam w osobnym wpisie: Karnisz elektryczny i różowe lniane zasłony w naszym salonie.

No ale po podjęciu decyzji o zasłonach, dwa miesiące później podjęłam zdecydowanie NAJLEPSZĄ decyzję ever, bo ...

 

KUPIŁAM NOWE KRZESŁA

I z nimi też się wiąże ciekawa historia, bo najpierw zamówiłam białe. I żałowałam tej decyzji już po dwóch dniach, a jak się potem okazało... wcale ich nie zamówiłam :D Więc złożyłam ponowne zamówienie, ale zanim je złożyłam pomyślałam, że białe to strzał w kolano, więc może szare? Ale kurcze... wszystkie 6 krzeseł w szarości? Będzie mega smutno! No i znów pomyślałam... to różowe! Ale wszystkie krzesła różowe? No tego to nawet ja nie zniosę. Więc sprytnie wymyśliłam... 4 szare, 2 różowe. Tak tylko, żeby delikatnie dodać tego różu, ale żeby nie przesadzić. Czekałam na realizację i czekałam... krzesła przyszły, a ja... poryczałam się ze szczęścia :D

 

 

Wcześniejsze krzesła były spoko. Obrotowe, ładne... ale te rozwaliły skalę maksymalnie. Obłędnie piękne, niesamowicie wygodne. Piękna, delikatnie połyskująca tkanina, wspaniała w dotyku. Kocham te krzesła całym swoim sercem, a dobór kolorystyczny to strzał w dziesiątkę!

Odkąd krzesła przewijają się gdzieś na Stories, dostałam o nie milion zapytań, a więc odpowiadam: krzesła zamówiłam ze sklepu slf24. Model krzeseł to Mia. Te szare to tkanina Paros 2, a te różowe to tkanina Kronos 29.

 

 

Design krzeseł wygrał dla mnie głównie dzięki elementom pikowania i tego, że są takim dodatkiem luksusu, którego mi przy moim stole brakowało. Te krzesła to właściwie takie połączenie luksusu ( lekko połyskująca tkanina + pikowania) i przytulności - nogi są z drewna bukowego i mają taki ciepły odcień. Odkąd wymieniłam krzesła na nowe, stwierdziłam, że salon z aneksem znacznie lepiej się prezentuje i że te krzesła dopełniły całości. Siedzi się na nich tak, że jak już człowiek usiądzie to... nie chce mu się wstawać. Każdy mój gość, sam z siebie komentuje pozytywnie ten element mieszkania. Zarówno wygląd krzeseł jak i ich wygodę.

Jeśli skusicie się na zakupy na slf24 i zrobicie zamówienie powyżej 600 zł, to wpisując kod MAMALA, dostaniecie do zamówienia torbę materiałową. Tak spójnie z tym, o czym Wam ciągle trąbię, czyli o braniu ze sobą na zakupy swoich toreb i nie braniu ze sklepów foliówek :P

 

NOWA SZAFKA RTV

Z nowości, które pojawiły się u mnie w salonie jest też cudo, którego dzielnie szukałam gruuubo ponad rok. Szafka RTV. Wierzcie mi - znam już wszystkie modele, które można dostać w Polsce online i stacjonarnie. Mogłabym Wam zrobić przegląd tysięcy szafek RTV i nie poleciłabym żadnej... oprócz mojej :D Jeśli człowiek szuka czegoś ponad rok i w końcu znajduje tą jedną, jedyną, wymarzoną to wiedz, że będzie ją kochał aż do śmierci :D

Właściwie to byłam już praktycznie w 98% procentach zdecydowana na podobny model z Ikei. Bardzo podobny. Ale jakoś coś mi nie do końca pasowało i chodziło chyba o tą jakość jednak... no i znalazłam. Prawie, że identyczną, ale z litego drewna sosnowego. Szafkę znalazłam w sklepie Woodica. Model to Parma 55. Ja mam ten szerszy model, czyli 176 cm. Szafka jest prosta, a jednocześnie zachwycająco piękna. Ma cudowne frezy na frontach, fajne czarne uchwyty i ozdobny cokół. Fronty wykonane są z drewna bezsęcznego. Wieńce i boki - z selekcjonowanego drewna sęcznego. Cztery głębokie szuflady i dwie półki, pozwalają na fajne zagospodarowanie miejsca w szafce.

 

 

 

Mebel wygląda w salonie obłędnie. Prosty, ale elegancki. Cudownie wypełnił przestrzeń na ścianie z tapetą. W sklepie Woodica jest ogrom takich wspaniałych mebli - nie tylko w bieli, ale też kolorze naturalnego drewna. Ja już planuję upolować tam kolejne perełki, tym razem do sypialni: stoliki nocne i regał na książki! A w przyszłości może również nową szafę do przedpokoju... Marzenia!

 

CO Z RESZTĄ?

 

A jak sprawdzają się pozostałe rzeczy, które pokazywałam Wam już we wcześniejszych wpisach? Zdecydowanie stół i narożnik od VOX, to perełki, których nie mam zamiaru zmieniać ( póki co :P ) - narożnik swoim wyglądem i wygodą rekompensuje brak funkcji spania. Po zdjęciu bocznych poduszek jest na nim tyle miejsca, że przekimałam już tu kilka gości i samą siebie. Dla jednej osoby do spania jest w sam raz. Co najważniejsze - nie brudzi się. No kurczę, serio! Mamy go ponad rok i nie ma ani jednej plamki, wytarcia nic. Jak coś nam kiedyś na niego spadło, to zmyliśmy to zimną wodą i po sprawie. Ale ogólnie wychodzę z założenia, że od jedzenia jest stół w kuchni, a nie narożnik. Ale różnie to czasem bywa :P Narożnik to model Repos.

Druga perełka to dębowy stół. Jeszcze bardziej zyskał w moich oczach, odkąd rozłożyłam go do średnio rozmiaru. Pięknie wyglądał w najmniejszym rozmiarze i w okrągłym kształcie, ale teraz bardziej wypełnił salon i z nowymi krzesłami komponuje się obłędnie! Solidny, wysokiej jakości. Ciężko będzie go jakkolwiek zniszczyć. Stół to kolekcja Simple.

Hitem pozostaje również stolik kawowy od Tavolini. To element, który zagościł w naszym mieszkaniu jako pierwszy. Dostawa była jeszcze przed naszą przeprowadzką. Było na czym trzymać pizzę i na czym jeść, zanim dorobiliśmy się stołu w kuchni i ... kuchni :D Jest piękny, minimalistyczny i co najważniejsze - nie rysuje się. No nie ma opcji, żeby go zarysować. Nie zostają na nim żadne ślady po gorących napojach ( choć Pani Domu Alicja vel Mamala, zawsze przypomina o podkładkach :D ) i ogólnie ... żadne inne ślady :)

MÓJ RAJ

Ten salon to mój własny, osobisty raj. Nadal za narożnikiem i w kącie kuchni są niedoklejone listwy. Nadal nie ma listw przysufitowych. Ale to już drobne elementy, które widzę tylko ja. Co dalej? Teraz już zdecydowanie idę w rośliny - chcę dodać temu salonu życia i zielonego koloru. Między narożnikiem a kuchnią, mam kawałek wolnej ściany. Tam chcę zawiesić drewniane półki, a na nich poustawiać zioła w doniczkach, książki kucharskie, designerskie dodatki kuchenne typu waga, koszyczek na pieczywo. Chcę zawiesić obok suszki, czosnek, papryczki. Ten salon już jest totalnie inny od wszystkich, które miałam okazję widzieć. Wzbogacony o rośliny, wiklinę i drewniane półki - będzie czymś, czego nie widział żoooden Pinterest :) ŻODEN! :P Ale to jeszcze trochę... Póki co, zapraszam do zakładki WNĘTRZA, gdzie czekają na Was wszystkie wpisy dotyczące naszego gniazdka. Macie tam wszystkie zdjęcia produktów, mebli - linki, sklepy, opisy. Miłej lektury!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ponad rok! Ponad rok przesiedziałam w salonie bez żadnych firan, rolet, zasłon. Powiedziałam sobie, że jak już coś powieszę, to niech to będzie konkret, a nie jakiś tani kicz byle był.

Tak robię praktycznie ze wszystkim i samej sobie za to dziękuję. Na pewno wiedziałam, że marzę o długich, lnianych zasłonach - nie wiedziałam tylko jaki to ma być kolor. Po roku mieszkania tutaj stwierdziłam, że biel i szarość była dobrym pomysłem na bazę, ale jeśli jeszcze zasłony zrobię w takim kolorze, to chyba tutaj umrę. W sumie od początku w salonie przemycałam różowe akcenty, więc pewnego dnia mnie naszło i sobie wymyśliłam... różowe zasłony.

 

LNIANE ZASŁONY

A konkretnie lniane zasłony w kolorze brudnego różu. Marzyły mi się takie przydługawe, lejące się na podłodze. Od długiego już czasu obserwowałam na instagramie markę so linen!  która jest małą, polską firmą tworzącą produkty z lnu. Pościel, zasłony, obrusy, prześcieradła. Moje zasłony musiały być szyte na wymiar - mam bardzo wysokie mieszkanie ( prawie 3 m ) a okno balkonowe jest praktycznie na całej szerokości. Potrzebowałam więc dwie ogromniaste zasłony. Wybrałam kolor Dusty Pink. Koszt jaki mnie wyszedł to ok. 1100 zł. Kiedyś bym się popukała w głowę - dziś wiem, że lepiej poczekać, odłożyć i zainwestować w jakość, nić kupić tanie badziewie i patrzeć potem na nie do końca życia. Mówię to ja - kobieta, która przeżyła pół roku bez kuchni, a początkowo zamiast drzwi w łazience miała przyczepione stare, zielone prześcieradło ;)

Zasłony zostały uszyte na taśmie marszczonej - mogłam oczywiście zrobić ozdobną taśmę na górze szerszą, ale bałam się, że zostanie utrudnione ich automatyczne rozsuwanie - poza tym, niebawem będę montować listwy przysufitowe, więc góra i tak nie będzie widoczna.

 

 

 

 

Jeśli chodzi o wieszanie tychże zasłon na karniszu elektrycznym - to ja tutaj Wam nie pomogę. Poległam na tym zadaniu totalnie i o dziwo za to zadanie w moim domu wziął się osobnik męski. Ja w tym czasie spijałam winko i obserwowałam. Ni cholera nie rozumiem jak to marszczyć, żeby było równo i jak powiesić, żeby to się równomiernie rozjeżdżało. Prawie się przy próbach tego popłakałam więc może dobrze, że zostałam zwolniona z obowiązku robienia tego :D Przeraża mnie jedynie myśl, że zasłony to trzeba jednak raz na jakiś czas zdjąć... i wyprać. I wyprasować. Ale narazie nie chcę o tym myśleć :P

 

KARNISZ ELEKTRYCZNY

Początkowo kompletnie nie zastanawiałam się nad tym, na czym zasłony będą miały być powieszone. Wiedziałam na pewno, że w przyszłości, chciałabym skryć ich górę za listwami przysufitowymi. Zawsze podobał mi się w hotelach efekt, jakby zasłony wypadały prosto z sufitu. Ostatecznie chciałam już nie kombinować i zawiesić je na karniszach, ale koniec końców ubzdurałam sobie, że fajnie byłoby żeby zasłony się tak piękne hotelowo rozsuwały na boki - przy pomocy pilota of kors. Trochę poczytałam, trochę poszukałam i stwierdziłam, że skoro salon to centrum domu - to niech będzie albo grubo albo wcale. I zdecydowałam się na karnisz elektryczny :)

Ostatecznie zdecydowałam się na firmę Ardeko z Warszawy, która zajmuje się aranżacją wnętrz, w tym aranżacją okien. To właśnie u nich zamówiłam karnisz elektryczny oraz szynę do firan wraz z montażem.

Jeśli chodzi o karnisze elektryczne - początkowo chciałam zdecydować się na taki bezprzewodowy, ale nie dosyć, że są one droższe, to jeszcze przeanalizowałam sobie fakt ładowania akumulatorów. Praktycznie po obu stronach mieszkania mam gniazdka skryte za zasłonami, więc stwierdziłam, że skoro jest gniazdko to po co kombinować z ładowaniem akumulatora? Ok, jeśli wysiądzie prąd, to rzeczywiście mogę mieć problem, bo zasłon na karniszu elektrycznym ręcznie nie przesuniemy, ale bez przesady - ile razy na nowych osiedlach wysiada bez zapowiedzi prąd? ;)

Ale właśnie po to jest taki wybór i różne rodzaje karniszy, byście mogli wybrać taki, który będzie dla Was odpowiedni. Więcej o karniszach elektrycznych, o technologii i ich rodzajach poczytacie na stronie Ardeko w zakładce karnisze elektryczne.

Karnisz elektryczny, który wybrałam działa w taki sposób, że za zasłoną jest ukryty silnik, od którego do samego dołu idzie kabel, podłączony do gniazdka. Karnisz obsługuje się pilotem. Można go sobie przyczepić na specjalnej nakładce do ściany - zdejmować i wkładać go z powrotem. Ja wolę mieć go cały czas na stole w kuchni, bo to tam automatycznie wchodzę wyłączyć budzik i zazwyczaj chwytam pilot i rozsuwam lekko zasłony - co by nie doznać szoku :D

 

 

 

Efekt? Zdecydowanie jest wart tych pieniędzy. Piękne, różowe, lniane zasłony delikatnie rozsuwające się na boki i zsuwające równomiernie do środka. Przez pierwsze dni non stop bawiłam się pilotem i robiłam filmiki z nastrojową muzyką. Co prawda widok po rozsunięciu zasłon to nie plaża i ocean, ale... zawsze coś :P

Zresztą zobaczcie jaki GIF stworzyła mi Kasia z Happy Factory przy okazji robienia zdjęć do tego wpisu - czad co ?! :D Jaram się i oglądam w kółko jak głupia haha :D

 

 

Bliżej okna, jest też zamontowana zwykła szyna na firanę - tylko, że nie ma na niej jeszcze firany, bo mi nie po drodze do Ikei :D Jeśli chodzi o firankę, to tutaj już zależy mi tylko i wyłącznie na czymś białym i delikatnym, więc w tym przypadku firana za 15 ziko z Ikei będzie jak znalazł. Nie zrozumcie mnie źle - lubię zainwestować w jakość, ale są rzeczy, na które zwracam mniejszą uwagę i za które nie lubię przepłacać - biała firana to dla mnie biała firana, nieważne z czego by była. Jeśli coś jest ładne i tanie i pięknie się prezentuje - to jestem przeszczęśliwa. Jeśli coś jest tylko tanie - to nie przekonuje mnie to jednak do zakupu.

 

 

 

 

I jak Wam się podoba? Dla mnie efekt jest boski! Na realizację zamówienia z Ardeko czekałam niecałe dwa tygodnie po podaniu wymiarów, a montaż trwał... bo ja wiem, z godzinkę? Ten sam karnisz elektryczny razem z szyną na firanę, chciałabym zamontować na pewno w sypialni i mam nadzieję, że niedługo ten cel zrealizuję. Po firanki do salonu wybiorę się wkrótce do Ikei i wtedy pokażę Wam już aranżację caaaałego salonu z aneksem! :)

Powiem Wam, że ogromną satysfakcję sprawia człowiekowi takie urządzanie mieszkanka krok po kroku i ciułanie każdego grosza na kolejny element układanki. Nie będę ściemniać - czasem dopada mnie frustracja jak widzę na instagramach ludzi, którzy wprowadzają się do zrobionego i urządzonego mieszkania, podczas gdy ja mieszkam tu już ponad rok i wciąż nie mam doklejonych listew przy kuchni a z sufitu zwisają żarówki :D Ale... pewnych rzeczy nie przeskoczę. Cieszę się, że mimo wszystko jest mi dane to wszystko realizować. Wczoraj pomyślałam sobie, że mój salon, jeśli dalej tak pójdzie, znajdzie się kiedyś w jakim wnętrzarskim magazynie. I wiecie co? Czuję, że tak będzie. Ja się dopiero rozkręcam! :)

Prace nad salonem już prawie dobiegają końca. Jak wiecie ustaliłam sobie, że każde pomieszczenie robię od A do Z i dopiero biorę się za następne. Pola ma co prawda w swoim pokoju wszystko czego jej trzeba i mogłoby tak zostać, ale... nie chcę zostawić gołych ścian i chcę nadać klimatu pomieszczeniu, w którym ma się czuć dobrze.

Pomału wyrastamy z małego łóżeczka - Pola potrafi nawet mnie zepchnąć na malutki boczek w wielkim łóżku, więc zdecydowanie potrzebuje czegoś większego :P Niebawem przyjdzie też biurko, ale brakuje nam do niego krzesła. Myślę też o zagospodarowaniu ścian - naklejki, półki, ach no i lampa! Przecież potrzebujemy też lampy. Ileż można żyć ze zwisającą z sufitu żarówką! :D A tak całkiem serio - już nawet nie zwracam na to uwagi :D

Wybrałyśmy się wczoraj z Polą do meeega ogromnego Salonu Agata - jak ktoś jest tak niezdecydowany jak ja, to nie polecam :D W sklepie jest ogrom wszystkiego. Dosłownie OGROM. I nie ma bata - każdy znajdzie coś dla siebie, tylko, że no... trzeba trochę połazić. Ja jestem naprawdę wdzięczna za to, że mieszkanie mam praktycznie całe umeblowane i nie muszę już przez to całe urządzanie od nowa przechodzić. Choć jeśli mój tajemniczy plan wypali... to pewnie będę musiała :P

Prosiłyście mnie o relację i fotki, żebyście i Wy mogły zobaczyć wszystko bardziej realistycznie niż na zdjęciach produktowych. Relacja będzie jeszcze chwilkę dostępna na InstaStories, ale i tak wrzucę Wam tutaj kilka kadrów, żebyście miały takie małe rozeznanie w temacie.

My wybrałyśmy się stricte po łóżko, ale właściwie skupiłyśmy się na wszystkim poza łóżkiem haha :P Pokój Poli nie jest za duży i szczerze mówiąc wstawienie tam porządnego łóżka mnie nieco przeraża. Więc może najpierw to krzesełko. Jest o tyle dobrze, że upatrzyłyśmy nie tylko krzesełko ( fajnie, że Pola potestowała i będę mieć pewność, że będzie dla niej wygodne), ale też półki na ściany i mega fajne milusie heksagony.

 

POKÓJ DZIECIĘCY

 

No więc najpierw pokażę Wam kilka rzeczy, które wpadły mi w oku i mam na nie chrapkę :P I nawet się pofatygowałam, żeby odszukać linki, gdyby komuś z Was też coś się spodobało. Ja co prawda nie będę chyba zamawiać wszystkiego od razu, bo ekspresowo zależy mi na krzesełku, ale też chcę mieć już te linki pod ręką.

 

PÓŁKA TRIO

Szczerze mówiąc nie spojrzałam na cenę w sklepie i teraz się mocno zdziwiłam. Grosze jak dla mnie. A uważam, że nie ma sensu na taką prostą półkę wydawać kilkuset złotych. Półka Trio jest biała albo w kolorze drewna, a że bieli mamy już wystarczająco, to chyba bym poszła w to drewno.

 

 

HEKSAGONY

Tego akurat na stronie nie znalazłam, ale to jest mega opcja na zagospodarowanie ściany - zwłaszcza przy łóżku, gdzie dzieci non stop opierają się plecami i ją brudzą. Tutaj nie dosyć, że wygląda to efektownie, to jeszcze jest bardzo milutkie w dotyku.

 

 

 

SKRZYNIA NA ZABAWKI

Bardzo fajna opcja. Myślałam o czymś w czym Pola mogłaby mieć albo pluszaki albo po prostu te rzeczy, które nie mieszczą nam sie już na regale. A może to dobra opcja na poduszki i kocyki? O. To chyba byłoby lepszym pomysłem. Skrzynia jest fajna i myślałam, że można by z niej zrobić nawet siedzisko i mieć taki mebel 2 w 1.

 

 

 

KRZESEŁKO

Pola wybrała sobie fotel biurowy Omaha 2. Mówi, że jest najwygodniejsze, więc zdaje się na nią. Wpasowuje się w wystrój naszego mieszkania i w design, który lubię również ja. Odetchnęłam, że nie wybrała jakiegoś z motywem z bajki czy coś w ten deseń :D Choć gdyby wybrała, to oczywiście nie miałabym nic do gadania. To ona będzie z tego korzystała :)

 

 

 

 

 

To nasi faworyci. Jeśli chodzi o łóżko, to chyba zaczekam aż w pokoju będzie już biurko i krzesełko i zobaczę ile zostało nam miejsca i jak to wszystko możemy zagospodarować. Półkę chciałabym powiesić nad biurkiem, a heksagony położyć na ścianie z łóżkiem. Jeśli chodzi o krzesełka to mi mocno spodobało się jeszcze Ministyle White, ale Pola obejrzała je ze wszystkich stron, usiadła i stwierdziła, że nie. Widocznie coś jej nie podpasowało.

 

 

 

 

Trochę mi się rozjaśniło to wszystko, co chciałabym stworzyć w pokoju Poli, ale wiem już, że zakup każdej najmniejszej rzeczy, muszę konsultować z gwiazdą, która w tym pokoju będzie żyć :P Pola ma już jakiś swój styl i o ile są rzeczy, na które reaguje: noo może być! Tak są też rzeczy, na które kategorycznie mówi: NIE, nie chcę tego.

Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć razem fajny i przytulny pokój, w którym będzie nam się miło spędzało czas. Z niecierpliwością wyczekuję biurka i krzesełka, bo w końcu będziemy mogły tworzyć prace w jej pokoju, a nie znosić wszystko do salonu na stół. W końcu Polcia będzie miała pole do popisu ze swoimi pracami plastycznymi. No ale... zapomniałam kurka wodna o lampce na biurko! Wiedziałam, że o czymś zapomnę :D Nic straconego. Przejadę się raz jeszcze.

Przede mną jeszcze urządzanie sypialni. I tutaj muszę przyznać, że jestem zaskoczona ilością wszystkiego w salonie salonie Agata i tak dobrą jakością wszystkich mebli i dodatków. Przepiękne łóżka, w różnych stylach - cudowne stoliki nocne, piękne lampki. Świetne szafy, które mogą w sypialni robić nam za mini-garderobę. Jeśli ktoś jest na etapie urządzania sypialni, to w salonie na pewno wybierze odpowiedni dla siebei materac, łóżko i inne potrzebne meble. Wczoraj widziałam jak ludzie testowali, siadali, a nawet tak jak Pola - kładli się. Trochę czasu trzeba w takim sklepie spędzić, ale myślę, że lepiej mieć taki wybór, niż nie mieć go wcale, lub wybierać między trzema modelami łóżka, z których żadne to do końca nie jest to.

Na koniec podrzucam Wam resztę inspiracji jakie można zobaczyć w salonach Agata. Być może coś wpadnie Wam w oko :) Uściski!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tapeta i sztukateria w naszym salonie, to póki co najpiękniejszy element tego mieszkania. Nadaje całości szyku i elegancji. Doskonale zgrywa się z całością i no... przyznam nieskromnie, że wygląda to obłędnie :D Tak wiem, nadużywam tego wyrazu.

Z zamiarem położenia sztukaterii nosiłam się od samego początku. Rozważałam, żeby położyć ją samodzielnie, ale ostatecznie dobrze, że tego nie zrobiłam, bo po pierwsze - mam do takich rzeczy dwie lewe ręce, po drugie - wolę zawsze poszukać profesjonalistów i mieć pewność, że wszystko będzie zrobione jak należy. Choć z tymi profesjonalistami to też tak na dwa razy zawsze - ale akurat panowie od sztukaterii spisali się najlepiej ze wszystkich osób, które robiły coś w mieszkaniu i do nich nie mogę się przyczepić.

 

SZTUKATERIA

 

Przeszukałam cały internet, żeby znaleźć sklep z listwami sztukateryjnymi, w którym zajmują się również montażem. Znalazłam, pojechałam i wybrałam. Listwy sztukateryjne mają 2 metry długości, a ich ceny wahają się od 20 zł do nawet 300 zł za metr. Wszystko zależy od naszych wymagań, ale powiem Wam szczerze, że dla pięknego efektu wystarczy cienka listwa za ok 30/40 zł za metr. Listwy za około 200 zł to już takie z dekorami, wyżłobieniami - owszem taka listwa jest śliczna, ale w małym mieszkaniu byłby to chyba przerost formy nad treścią. Pewnie gadałabym inaczej, gdybym miała więcej kasy :D

Ułożenie sztukaterii zaplanowałam sobie tak, że przez całą długość na wysokości ok 1,40 idzie jedna długa listwa, a pod nią są ułożone prostokąty. Wszystko miało być zrobione z cienkiej listwy, ale w sklepie ostatecznie wybrałam na długość grubszą i szeroką na ok. 10 cm a listwę, a do prostokątów cienką. Sztukateria została położona w salonie i w przedpokoju ( poza miejscem gdzie stała szafa). W pozostałej części salonu, czyli na przeciwko ściany ze sztukaterią, nie kładłam niczego ze względu na to, że nie wiedziałam, w którym miejscu skończy się kuchnia. Kuchnia stoi już od kilku miesięcy, więc śmiało będę mogła niedługo dołożyć listwy i tam. Całości dopełnią także listwy przysufitowe, bo trochę tak pod tym sufitem łyso, zwłaszcza, że nie mam na ścianie żadnych kinkietów itp.

 

 

 

 

Listew zamówiłam chyba na 22 metry długości. Nie pamiętam już dokładnie ile zapłaciłam za całość, za listwy wyszło ok. 700 zł, a za montaż coś koło 500zł. Efekt jest niesamowity, ale nie byłby tak niesamowity, gdyby nie... tapeta.

 

TAPETA INDIAN DIAMOND

Ogólnie nad wszystkim w mieszkaniu myślę zawsze dość długo i ciułam na daną rzecz tak długo, aż będzie idealnie po mojemu. Pierwotnie w salonie miał być beton, ale później już mi się nieco opatrzył. Stwierdziłam, że stworzę totalnie unikaną i "moją" ścianę. Obserwuję na instagramie Karolinę z House Loves . Kiedyś zobaczyłam, że Karolina we współpracy z On Wall, wypuściła swoją kolekcję tapet LINES. Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tapecie Indian Diamond w kolorze szaro-białym. I o to mi właśnie wchodziło. Zawsze wiem, że najlepsze wybory to takie, kiedy od razu wiemy, że TO JEST TO. Cała kolekcja LINES to wysokiej jakości tapety, z różnego rodzaju konfiguracjami linii - jak mówi sama nazwa. Idealnie nadają się do wnętrz takich jak moje - minimalistycznych, glamour z domieszką scandi. Na ścianę potrzebowałam 6 pasków tapety, szerokich na 100 cm. Miałam z tym tapetowaniem trochę rewelacji. Już w wakacje na połowie ściany była tapeta, a druga połowa ściany była... zniszczona. Nie pytajcie - błąd któregoś z majstrów na wcześniejszym etapie sprawił, że trzeba było zdrapywać całą farbę i od nowa szpachlować i gruntować ścianę. Dopiero teraz udało nam się to wszystko naprawić, a mili panowie od tapety, przyjechali do mnie po raz trzeci i tym razem, udało się wszystko dokończyć.

 

 

Wracając do tematu naszej tapety, to z ręką na sercu powiem Wam, że z taką jakością nie spotkałam się jeszcze nigdy. Początkowo miałam zamawiać rolki po 50 zł, bo wiecie... po co drożej. A tak naprawdę wystarczyło dotknąć taką tapetę za 5 dych i od razu wybiłam to sobie z głowy. Moja mama nauczyła mnie tego, że lepiej poczekać i mieć coś na lata, niż zaoszczędzić i kupić gówno. Wiem, ciągle Wam to powtarzam, ale dzięki temu już naprawdę sporo z Was napisało mi, że również zaczęło tak robić i że nie wyobrażają już sobie inaczej. Wiadomo, trochę to czasem uciążliwe, bo później żyje człowiek rok bez zasłon i z żarówkami zwisającymi z sufitu - jak ja :P Ale w końcu się doczekam i będę dużo bardziej zadowolona niż gdybym kupiła tandetę, byle mieć. I tak jest z tapetą - jej jakość i wyjątkowość widać już na pierwszy rzut oka. Wiedziałam, że Karolina nie pozwoli sobie na półśrodki, więc zaufałam jej produktowi totalnie. Tapety zamówiłam ze strony On Wall i przyszły do mnie w tempie ekspresowym. Na ich stronie, prócz kolekcji Lines, znajdzie kilka innych fajnych i interesujących kolekcji i wzorów. Co do jakości to macie moje słowo - nie pożałujecie :)

 

 

 

 

 

 

Na razie prezentuję Wam jedynie gołą ścianę - już lada moment dotrze do mnie szafka RTV, która będzie właśnie na tej ścianie, ale bliżej okna -  wraz z wieloma srebrnymi dodatkami itp. W przyszłości myślę też o konsoli lub witrynie również na tej ścianie, ale bliżej przedpokoju.

Póki co... czekam na szafkę, karnisze i zasłony - wszystko ma zostać zrealizowane w lutym, także zrobię Wam wtedy wpis z calutką aranżacją salonu. Myślę, że będziecie trochę zaskoczeni ilością koloru, jaka się w nim pojawi. Jednego, który zresztą już się w salonie trochę przejawia. Trochę to szalony pomysł, ale skoro ma być po mojemu... to będzie :P

Dajcie znać, jak Wam się podoba moje połączeni sztukaterii i tapety. Zdecydowalibyście się na coś takiego, czy może to totalnie nie Wasz styl? Nawet jeśli nie - to musicie przyznać, że do mnie to pasuje idealnie! :P

Do zobaczenia!

 

 

Nawet nie wiecie, jak ja się cieszę na ten wpis! To oznacza, że najważniejsze prace, jakie miałam zrobić w salonie - dobiegają już końca! Jeszcze tylko zamontować elektryczne karnisze, powiesić zasłonki i salon można uznać za skończony :)

Co prawda wciąż jest kilka takich drobiazgów - doklejenie brakujących listew ( przy kuchni), kupienie stolika RTV - ale wierzę, że i za to się wkrótce zabiorę. Priorytetem była naprawa ściany i położenie tapety - teraz czas na zasłonki. Obiecałam sobie, że parapetówka będzie dopiero wtedy, kiedy salon będzie można uznać za skończony - no nie mogłam się przemóc, żeby świętować nowe mieszkanie z obdrapaną ścianą i gołym oknem :D W każdym razie, tapeta już jest, karnisze idziemy oglądać na dniach, zatem... zaczynam już planować aranżację stołu! Wstępnie, chciałam zobaczyć, czy da radę ładnie udekorować stół, chwytając się tego co już mam - bez konieczności dokupowania czegoś innego. Wydaje mi się, że się udało.

Moje ostatnie zakupy do kuchni, pokazywałam Wam na instastories – solidnie zaopatrzyłam się przy okazji kampanii „Podano do stołu” na Zalando Lounge. Nie wiem czemu dopiero niedawno dowiedziałam się o tej stronie, przy okazji robienia paznokci u kosmetyczki, ale… lepiej późno niż wcale. Na stronie codziennie pojawiają się nowe wyprzedaże z produktami np. marek takich jak Fossil, Tommy Hilfiger, Calvin Klein – ale oprócz odzieży, obuwia, można też znaleźć dodatki do mieszkania czy do ogrodu. Ceny? Można upolować produkty nawet z 75 % zniżką. I nie są to produkty 2 czy 3 kategorii. To co zamówiłam, przyszło w stanie idealnym i żadna rzecz nie ma ani jednej, nawet mikroskopijnej wady.

No ale dobra! Czas Wam pokazać, co wykombinowałam z tego, co już miałam w swojej kuchni - nie dokupując niczego ponad to. Wg mnie, wyszło pięknie! Tak totalnie w moim stylu. Prosto, elegancko i glamour. Kombinowałam z obrusami, ale jakoś nie jestem przekonana. Uwielbiam jak wszystko jest na "gołym" stole - zresztą mam tak piękny stół, że szkoda mi go całkowicie zasłaniać.

Podstawą była oczywiście zastawa, sztućce, serwetki, obrączki do serwetek, podkładki - to wszystko już widzieliście we wpisie z wielkanocną aranżacją stołu. Nie będę pisać Wam ciągle tego samego, dlatego odsyłam Was do tego artykułu ---- > Mój pomysł na stół wielkanocny 

Przed świętami w Carefourze, dokupiłam na szybko komplet 6 lampek do wina - dałam za nie 5 dyszek i uważam, że są obłędne. Fajny kształt, złoty paseczek na górze. Co prawda moje dodatki miały być srebrne, ale postanowiłam wprowadzić nieco złota i uważam, że taka jego drobna namiastka zrobiła tutaj całkiem fajny efekt :)

 

 

A teraz to, co udało mi się upolować na Zalando Lounge:

Przepięknym elementem, jest dla mnie etażerka. Mam taką koncepcję, że mogą w niej być sosy i słupki warzyw, ale znając mnie, pewnie wymyślę coś innego :P Świetne połączenie mojej ukochanej bieli, stali i drewna - czyli wszystko to, co króluje w moim mieszkaniu.

 

 

Udało mi się też upolować mini paterę i duży, okrągły talerz z tej samej kolekcji. Są cudne! Wyglądają jak zastawa, jaką kiedyś miały nasze babcie - dla mnie to kwintesencja stylu glamour. Z tej samej zamówiłam też misę - już nie ten sam wzór, ale również boska. Sałatki prezentują się w niej cudownie - już testowałam :P

 

 

 

 

 

 

Pod misą na zdjęciu, jest taka złota/miedziana podkładka - kupiłam ją z myślą o tym, żeby móc podkładać ją np. pod patelnię a krewetkami czy ogólnie jakieś gorące naczynia. Nie chcę sobie załatwić stołu, a takie podkładki nie dość, że są efektowne to jeszcze chronią stół przed kontaktem z gorącym naczyniem.

 

 

Dwa półmiski - na przekąski, sosy czy cząstki warzyw. Wyglądają pięknie nawet wtedy, kiedy mamy w nich przygotowane rzeczy do gotowania. Są z tej samej firmy co moja zastawa czyli Villeroy&Boch (przez Zalando Lounge) - po raz kolejny przekonałam się, że za ta marką stoi naprawdę mega wysoka jakość i genialne wykonanie.

 

 

 

Świetnym łupem jest też dla mnie kamienna taca z małymi talerzykami - też raczej na jakieś przekąski, może jakieś koreczki? Dość ciężka i nie łatwa do ruszenia. Talerzyki są na niej stabilne. Ogólnie super wygląda kontrast ciężkiego kamienia z delikatnymi, białymi talerzykami.

 

 

 

Jak widzicie, nasz stół z kolekcji Simple się nieco powiększył. Na święta rozłożyliśmy go do rozmiaru średniego - miało to być tymczasowe ale tak nam się spodobało, że już tak zostawiliśmy. Stół jest teraz w opcji na 6 osób, a można rozłożyć go jeszcze bardziej na 8 osób - ale wtedy zająłby mi cały salon haha :P Z racji, że jest tu sporo nowych osób, przypominam, że model krzeseł to Closer z kolekcji 4 You.

 

 

No powiem Wam szczerze, że... bardzo jestem zadowolona :) Wiem, że dla wielu z Was może tu nie być nic nadzwyczajnego, ale mnie w tym mieszkaniu cieszy każda najdrobniejsza rzecz. Od szklanki, po serwetkę. Od talerza, po miskę :) Cieszę się, że z tego co mam, potrafię zrobić fajną aranżację. Nie zależy mi na tym, żeby było to modne czy wg jakiś zasad dekorowania stołu - zależało mi na tym, żeby to było totalnie moje i muszę powiedzieć, że tak to właśnie wyszło. Wyrobiłam gdzieś sobie swój własny styl i rzeczywiście zaczynacie mnie z nim kojarzyć. W salonie zajdą jeszcze pewne zmiany, które sprawią, że mieszkanie nabierze charakteru. Dodam do niego jeszcze więcej różu i to nie tylko w małych dodatkach.

Tymczasem... zachwycam się swoim stołem i wszystkimi nowościami, które na nim zagościły. Najbardziej jara mnie fakt, że upolowałam to wszystko w mega niskich cenach. Bo wiecie... nie sztuką jest wydać miliony monet. Sztuką jest upolować coś za małe pieniądze i osiągnąć taki efekt... :)

Zapraszam do obejrzenia jeszcze kilku kadrów, a tymczasem ja spadam snuć dalsze plany... tym razem dotyczącego tego, co w tych wszystkich naczyniach na stole ma się znaleźć :P Dobrego dnia kochani! :*

 

 

 

 

 

 

 

@alicjawegnerpl

Zajrzyj na mój Instagram i sprawdź, jak żyję, manifestuję oraz działam.
cartcrossmenuchevron-down linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram