PO CO MI TEN IRYGATOR?
Wychodząc od ortodonty z założonym aparatem, dostałam całą kartkę zaleceń, jak mam dbać o zęby i jamę ustną. Jeśli chodzi o czyszczenie zębów, miałam zaopatrzyć się w płyn do płukania jamy ustnej, nici dentystyczne, szczoteczki do czyszczenia przestrzeni między zębowych i delikatną szczotkę przeznaczoną do aparatów ortodontycznych.
Koleżanka widząc mnie po raz pierwszy z aparatem, od razu zapytała: masz już irygator? A ja nie miałam pojęcia, o co jej chodzi i co to w ogóle jest. Pielęgnowałam zęby moją pastą i szczoteczką, ale te małe patyczki/szczoteczki do czyszczenia przestrzeni między zębami nie za bardzo spełniały u mnie swoją rolę.
Trochę się bałam, że nie dam rady doczyścić zębów nosząc aparat, no i wtedy zaczęłam szperać w sieci i okazało się, że idealnym rozwiązaniem dla mnie będzie właśnie irygator. Trochę Was ten temat ostatnio zainteresował, więc mam nadzieję, że ten wpis okaże się pomocny.
IRYGATOR DO ZĘBÓW - CO TO JEST?
Irygator to urządzenie, które ma na celu wyczyścić zarówno zęby, jak i jamę ustną. Działa to w ten sposób, że z końcówki urządzenia pod ciśnieniem wystrzeliwuje płyn, który doczyszcza nam nawet najbardziej ukryte przestrzenie między zębami. Dla mnie najbardziej problematyczne jest zawsze dotarcie do ostatnich zębów a właściwie przestrzeni między nimi, a irygator dociera tam bez problemu.
Przy aparacie czyszczenie zębów jest jeszcze bardziej utrudnione, bo resztki jedzenia i płytka nazębna gromadzą się nie tylko w przestrzeniach międzyzębowych, ale też pomiędzy zębami a klamrami aparatu. I to wcale nie jest prosta sprawa, żeby w te wszystkie zakamarki dotrzeć.
JAKI IRYGATOR WYBRAĆ?
Szczerze mówiąc nie jestem w stanie zrobić Wam żadnego porównania. Mogę jedynie odnieść się do opinii i re-searchu, który zrobiłam w sieci + do opinii własnej, którą mam po kilku tygodniach stosowania irygatora w mojej codziennej pielęgnacji jamy ustnej.
Robiąc w sieci rozeznanie, dowiedziałam się między innymi, by przy wyborze irygatora, zwrócić uwagę na kwestie takie jak:
Było tego w sieci naprawdę sporo, serio. Do cen się jeszcze odniosę, ale rozstrzał był ogromny. Ostatecznie wybrałam irygator Panasonic. Miałam w życiu trochę sprzętów od Panasonic i nigdy się nie zawiodłam :)
Irygator, który wybrałam ja, to Panasonic a konkretnie model EW1513. Zastosowano w nim technologię ultrasoniczną. W zestawie są dwie końcówki - standardowa oraz specjalna szczoteczka pęczkowa do aparatów ortodontycznych.
Moim zdaniem - TAK. Ale wypowiadam się jako osoba mająca aparat ortodontyczny, w dodatku z bardzo wrażliwymi dziąsłami. Czy bez aparatu i wrażliwych dziąseł, zdecydowałabym się na taki zakup? Pewnie nie. Aczkolwiek uważam, że każdy kto chce należycie zadbać o jamę ustną, powinien taki zakup sobie przemyśleć.
To jest naprawdę ogromne ułatwienie w doczyszczeniu zębów i trudno dostępnych przestrzeni między nimi. Z nićmi dentystycznymi jakoś się nie polubiłam.
NAJPIERW ŁADOWANIE
Ten konkretny model, którego używam osiąga pełne naładowanie w przeciągu jednej godziny. Uważam, że to naprawdę bardzo szybko. Ładowarka w urządzeniu posiada też miejsce na dwie dysze, dzięki czemu nie walają nam się one po kątach i nie brudzą.
Na jednostce głównej, mamy kontrolkę poziomu naładowania akumulatora. Trzy diody, które są dla nas komunikatem oznaczającym:
Przy tym ostatnim komunikacie dioda miga na czerwono dwa razy na sekundę.
Jeśli chodzi o czas pracy urządzenia - po całkowitym naładowaniu, czas pracy wynosi 10 minut - jeśli poziom ciśnienia ustawiony jest na 5. W praktyce wychodzi to bardzo różnie - ja mam delikatne dziąsła i używam bardzo niskiego ciśnienia naprzemiennie z silniejszym, żeby móc dobrze doczyścić trudno dostępne miejsca. Zauważyłam, że czas pracy to średnio między 10 a 15 minut.
W JAKI SPOSÓB UŻYWAĆ IRYGATORA?
Pierwszym krokiem, by użyć irygatora jest napełnienie zbiornika wodą. W tym celu należy otworzyć pokrywkę zbiornika wody, następnie trzymając urządzenie w pozycji poziomej, pomału wlewać do niego letnią wodę (może być z kranu) aż do napełnienia. Następnie zamknąć pokrywkę zbiornika wody.
Kiedy zbiornik jest już napełniony wodą, należy zamontować dyszę. Tak jak pisałam wyżej, w zestawie były dwie dysze: dysza ultradźwiękowa i dysza ortodontyczna. Ja używam ich naprzemiennie. Dyszę montuje się dosłownie w sekundę - wystarczy umieścić ją w otworze aż usłyszy się kliknięcie.
Naciskamy przełącznik poziomu i wybieramy poziom ciśnienia wody. Poziomów jest pięć. Jeśli mamy delikatne dziąsła, lepiej wybierać poziomy niższe.
JAK OCZYSZCZAMY JAMĘ USTNĄ?
Ja zawsze wkładam dyszę do ust i zamykam delikatnie buzię. Włączam urządzanie przyciskiem zasilania. Ciśnienie wody możemy zmieniać nawet podczas korzystania z urządzenia. Przy całkowitym napełnieniu, urządzenie będzie działało przez ok. 60 sekund.
Dysza do użytku ogólnego jest nam potrzebna do:
To co zauważyłam to fakt, że irygator naprawdę dobrze radzi sobie z wyczyszczeniem krzywo ustawionych zębów - nie jest to problematyczne. Tak samo z miejscami trudno dostępnymi przez aparat. Tak naprawdę kierując strumień po kolei od lewej do prawej, jesteśmy w stanie wypłukać wszystko to, co utknęło za aparatem.
JAK CZYŚCIĆ ZĘBY Z APARATEM ORTODONTYCZNYM?
Napisałam Wam, że używam obu dysz. Dyszę do użytku ogólnego używam w ten sposób, że prowadzę ją dookoła zamków i łuku ortodontycznego.
Dyszę ortodontyczną używam, wprowadzając szczotkę w przerwę pomiędzy zębem i aparatem ortodontycznym. Kołyszę końcówką szczotki podczas czyszczenia.
JAK DBAĆ O IRYGATOR?
Urządzenie czyścimy PO KAŻDYM użyciu. Wyłączamy je, wylewamy pozostałą wodę i przemywamy dyszę wodą. Musimy też zdjąć pokrywę dolną i umyć główne urządzenie oraz wnętrze zbiornika. Następnie urządzenie powinno wyschnąć przed schowaniem.
W zestawie miałam również dwa wkręty. Można je wykorzystać do przymocowania podstawki ładującej do ściany. Ja z tej opcji póki co nie skorzystałam :) Irygator zajmuje na tyle mało miejsca, że mieści się na półce.
IRYGATOR - ILE KOSZTUJE?
Ceny w sieci były naprawdę różne, od 100 zł do nawet 500 zł. Mój kosztował ponad 300 zł. Spodobał mi się zarówno wizualnie jak i pod kątem specyfikacji. Ale tak jak wspominałam - porównania z innymi nie mam.
Dla mnie osobiście jest to GENIALNA pomoc. Zatem u mnie podstawą dbania o higienę jest: dobra szczoteczka, irygator, dobra pasta do zębów i płyn do płukania. I to wystarczy :) Choć to i tak i solidny pakiet.
Irygator jest tutaj naprawdę kluczowym elementem. U mnie sprawdził się genialnie i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że Panasonic spisał się na medal - nie pierwszy już raz.
Dajcie znać jak wy dbacie o swoje zęby zwłaszcza jeśli macie aparat ortodontyczny. Jestem ogromnie ciekawa!
A może macie do mnie jeszcze jakieś pytania w związku ze stosowaniem irygatora? Chętnie odpowiem!
Ściskam, Alicja
Prowadzę blog od ponad 7 lat... i w trakcie gdy wszyscy blogerzy jeden po drugim zaczynali wydawać swoje książki, tworzyć swoje produkty, co chwile ktoś mnie pytał: czemu ty nie? Odpowiedź była prosta: bo nie! Nie lubię robić czegoś na siłę, tylko dlatego, że robią to inni.
Wiedziałam natomiast, że produkt stworzę tylko wtedy, kiedy rozpali się we mnie prawdziwe pragnienie jego realizacji i kiedy będę gotowa, żeby zrobić to tak jak trzeba.
Wszystko co robię jest po to, by pomagać innym kobietom. Ponad 8 lat temu byłam sfrustrowaną i schorowaną dziewczyną, negatywnie nastawioną do... wszystkiego. Zmagałam się z depresją i bulimią. Kiedy urodziłam Polę, zaczęłam o siebie walczyć. Okazało się jednak, że sam ruch i zdrowe jedzenie to za mało. Muszę zadbać też o swoją głowę.
I tego właśnie uczę od tamtej pory kobiety - holistycznego podejście do zdrowia. Wiem, że zmiany są trudne - dlatego stworzyłyśmy z Gosią coś, co je wam ułatwi .
Napisałyśmy więc ... książkę. Książkę, która jest też jednocześnie gotowym planem i wyzwaniem, którego może podjąć się każda z Was!
- 300 stron motywacji i inspiracji dla Twojego zdrowia
- ponad 30 przepisów bez cukru, laktozy i glutenu
- Plan działania na 28 dni - każdy dzień to propozycja jadłospisu oraz zadanie z kategorii rozwoju, pielęgnacji oraz propozycje aktywności fizycznej
- Wskazówki żywieniowe (zwłaszcza dla osób z Hashimoto i IO)
- Miesięczne wyzwania
- Codzienne karty postępu i monitorowania twojego samopoczucia
- Inspirujące cytaty na każdy dzień
28 dni - tyle potrzebujesz, by wyrobić w sobie zdrowe nawyki, dzięki którym odzyskasz zdrowie i dobre samopoczucie!
Pracowałyśmy nad tym planem kilka dobrych miesięcy. Tak, by to było naprawdę kompletne i wartościowe. Opinie o e-booku przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Dziękujemy Wam za zaufanie i dobre słowo. Ogromnie to doceniamy <3
Sama zaczęłam realizować Plan Zdrowej Zmiany w poniedziałek. I ja również bardzo tego potrzebuję. Ostatnie pół roku upłynęło mi na naprawdę intensywnej pracy. W momencie kiedy się wyprowadziłam, zajęłam się rozwojem drugiego biznesu i zaczęłam prace nad książką. A do tego wszystkiego ogarniałam życie, mieszkanie, macierzyństwo i istniejącą już firmę. Łatwo nie było. Ale było warto.
Cena jaką poniosłam... cóż. Zawaliłam swój rytm. Rytm życia, który najbardziej mi służy. Regularne treningi, medytacje, pracę z oddechem. Ale nadchodzi wiosna... osiągnęłam to, do czego dążyłam i mogę śmiało wrócić do swojej codziennej rutyny. Nadal mam wiele celów i ogrom pracy - ale tym razem, zrobię to w zgodzie ze swoim rytmem.
Wysprzątałam na błysk mieszkanie, spisałam cele na marzec, rozpisałam lekarzy, badania i inne rzeczy, które muszę ogarnąć. Odgruzowałam swoje paznokcie, włosy i ciało. I zaczęłam się przebudzać.
Dziś 4 dzień wyzwania, a mnie już ogarnął tak cudowny spokój. Wstaję codziennie o 5:00, ćwiczę, medytuję, pozytywnie się nastrajam. Jestem szczęśliwa, wypoczęta, zrelaksowana...
Nie odpuszczę tego już nigdy, choćby nie wiem co. O to chyba jednak mam trochę do siebie żal, bo wygospodarować chociaż 15 min dziennie zawsze by się dało. Tylko, że... mi się po prostu nie chciało. Jak wpadam w pracoholizm to zapominam o Bożym świecie. Ale nie tym razem... ruch to podstawa zdrowej głowy no i wiadomo - zdrowego ciała.
Zresztą... pisałam Wam ostatnio, że setów do ćwiczeń zamówiłam nie jeden, a trzy :D Więc akurat na te ćwiczenie 3 razy w tygodniu :D
Set sportowy, który widzicie na zdjęciu tak jak i moje pozostałe jest ze sklepu Oceans Apart – to marka która swoje ubrania produkuje w sposób zrównoważony dla środowiska. Rzeczy są w 100% wegańskie. I do tego przepiękne!
Legginsy z tych zestawów noszę i do ćwiczę i na co dzień - są tak wygodne i tak pięknie podnoszą tyłek, że śmigam z nich w przyjemnością. Nie prześwitują, więc traktuję jak spodnie :D
Zestaw z dzisiejszych zdjęć to Laguna Set. Jest naprawdę fajny. Dwukolorowy, więc trochę inny od wszystkich jednolitych. Stanik idealnie przylega do ciała i trzyma biust.
Tak samo legginsy. Nie zsuwają się, pięknie opinają brzuch i suuuuper zarysowują pośladki.
Nadal możecie korzystać ze zniżki - na hasło ALICJAWEGNER, do każdych zakupów za minimum 199 zł dostajecie DOWOLNY top (stanik sportowy) GRATIS. Czyli w cenie legginsów można skompletować cały zestaw :)
Ja wiem, że to może brzmieć dziwnie. Ale tak właśnie będzie. Dla mnie nowe nawyki=nowe życie. Nie jest to dla mnie jakaś nowość, bo nawyki miałam już wypracowane wcześniej przez kilkuletnią pracę. Po prostu teraz do nich wracam - po... krótkiej przerwie :D
I oczywiście jak to zazwyczaj bywa - na nieco innym levelu. 28 dni w marcu będzie dla mnie pracą nad dosłownie wszystkim, ale ogólnie - nad organizacją życia, która pozwala pogodzić ze sobą wszystko i znaleźć balans i równowagę.
I muszę przyznać, że jestem cholerna dumna, że te zmiany mogę wprowadzać dzięki czemuś, co sama stworzyłam. Ale jak to się mówi - potrzeba matką wynalazku. Nikt nigdy takiego kompletnego planu, który by mi to ułatwił... nie stworzył. Więc stworzyłam go sobie sama, o.
I mam zamiar konsekwentnie i sumiennie, zmieniać z nim swoje życie <3
I w dodatku zgarnij nagrodę :P Brzmi spoko, prawda?
Spośród wszystkich osób, które zakupią e-book i aktywnie będą brać udział w wyzwaniu oznaczając moje konto oraz #planzdrowejzmiany na swoim stories oraz w zdjęciach na IG - pod koniec marca wybierzemy 3, które dostaną od nas giftpacki pełne dobroci dla ciała, ducha i umysłu.
Jeśli chodzi o mnie - dzień w dzień, na swoim IG, będę Wam relacjonować jak przebiega u mnie wyzwanie. Jakie zmiany we mnie zachodzą i jak zmienia się moje samopoczucie. Zróbmy to razem laski! Pokażmy innym, jak dbając o swoje ciało i umysł, można realnie zmienić swoją rzeczywistość.
Niech zadzieje się magia... <3 Co Wy na to? Do wyzwania możecie dołączyć w każdej chwili!
i dołącz do Nas!
POWODZENIA KOCHANI!
Ściskam,
Alicja
Dlatego postanowiłam, że nie będę sobie stawiać nie wiadomo jakich celów. Tylko krok po kroczku, przygotuję się do tego, jak chciałabym funkcjonować przez następne miesiące.
A jak chciałabym, żeby wyglądał mój 2021 rok? Przede wszystkim zależało i zależy mi na tym, żeby nigdy więcej przez pracę nie zaniedbać siebie i swojego zdrowia. Wiem, że czasem realizując cele, trzeba ponieść cenę - wiem to i jestem tego świadoma. Ale mam problem z tym, że nie wiem kiedy powiedzieć DOŚĆ. Lubię swoją pracę i wiem, że musze przycisnąć teraz, żeby za jakiś czas było lżej - tylko nie do końca zawsze udaje mi się złapać dystans i nie zawsze słucham swojego organizmu, który ma już zwyczajnie dość i potrzebuje oddechu.
To, co najbardziej zaniedbałam przez wir pracy, to zdrowe jedzenie. Wróciłam do w miarę zdrowego gotowania z apką, o której Wam ostatnio pisałam i było lepiej, bo ja dużo lepiej funkcjonuję jak mam przed sobą jakiś plan, zadanie. Ale mimo wszystko odkąd jestem sama z Polą, która chodzi do przedszkola - naprawdę trudno mi się zmotywować do gotowania dla samej siebie. To co wbija mnie zawsze w rytm regularnych posiłków, to korzystanie z gotowych opcji, toteż w styczniu zdecydowałam się na 3 tygodnie diety pudełkowej (zaczęłam od 7 stycznia). "Dietę" skończyłam wraz z ostatnim dniem stycznia.
Tutaj bez zaskoczenia - tradycyjnie od lat dietka od Juicy Jar. Tym razem jednak nie chciałam diety hashimoto i w ogóle nie chciałam żadnych ograniczeń. Zależało mi po prostu na tym, żeby jeść zdrowo i regularnie. Wybrałam opcję "Jesz jak chcesz" gdzie sama wybieram sobie posiłki na każdy dzień z pośród kilku propozycji, ilość posiłków itp. No i po 3 tygodniach takiego jedzonka, mam kilka wniosków, którymi chciałabym się z Wami podzielić.
Nie schudłam. I nie taki był mój cel. Nie chciałam robić sobie presji związanej z tym, co widzę na wadzę. Mało tego. Wręcz zależało mi na tym, żeby zobaczyć jak będzie zmieniać się moje ciało, utrzymując tą samą wagę.
Do zdrowego jedzonka, dorzuciłam treningi - nie wiele, bo na 31 dni stycznia zrobiłam ich chyba 15. I z 3 razy byłam biegać. Ale to już naprawdę progres i zależało mi właśnie na tym, żeby ten styczeń potraktować jako rozgrzewkę i znów się po prostu ruszyć.
I przyznam, że jestem naprawdę zadowolona. To wstęp do tego, żeby ten luty rozpocząć na pełnej petardzie.
Jeśli chodzi o jedzonko - wybierałam głównie potrawy bezglutenowe, często bez laktozy. I najważniejszym moim spostrzeżeniem było to, że przestało mi "wywalać" brzuch - daje do myślenia.
W diecie miałam baaardzo dużo warzyw, strączków, kasz. Na drugie śniadania starałam się wybierać koktajle, albo jakieś zdrowe ciacha. Nie miałam zjazdów energetycznych po zjedzeniu śniadania (jak zawsze), nie miałam trudności z trawieniem.
Widzę, że to mi naprawdę bardzo służyło. Zapisywałam sobie wszystkie dania, żeby teraz po zakończeniu treningu, móc je samodzielnie odtwarzać. Co jak co, ale po takiej długiej przerwie od gotowania, nawet trochę mi tego zabrakło. TROCHĘ :P
Wybrałam kaloryczność na poziomie 1500 kcal - dość mało przy treningach, ale u mnie normą jest picie koktajli zawierających białko.
Jeden taki koktajl traktuję jak posiłek po treningowy, więc z koktajlem i dogryzaniem czasem jakiś orzechów itp. - dobijałam pewnie do 2000 kcal (a pamiętajcie, że kalorie spalałam dodatkowo na treningu i ogólnie - żyjąc :D)
Shake robię zawsze na mleku roślinnym, najczęściej owsianym albo ryżowym (bez laktozy i bez cukru). Nie lubię zbytnio jakiś sztucznych smaków i aromatów, więc w sumie od lat najbardziej wierna jestem smakom typu kokos, wanilia itp.
W sumie zawsze po treningu, z jednej strony mam ochotę wskoczyć pod prysznic, a z drugiej najchętniej od razu wypiłabym szejka :D
Taki posiłek jest na wagę złota, jeśli tak jak ja, prowadzicie zabiegany i aktywny tryb życia. Przygotowuje się w to w niecałą minutę, a nasycenie po wypiciu takiego koktajlu trwa ok. 2 godzin
Teraz to rozumiem. Widzę, jak zmienia się ciało (nawet bez zrzucania kg) kiedy karmi się je tym co zdrowe. Mam dużo gładszą skórę i widać gołym okiem, że jest po prostu zdrowsza. Wiecie - takie "zdrowe ciało" - to naprawdę widać. Zawsze jak widzę taki efekt, to zastanawiam się, jak mogłabym wyglądać, gdybym naprawdę przez calutki rok pięknie jadła i wytrwale ćwiczyła :D Ale aż tak to mi się nie chce :D
Na koniec ku inspiracji, podzielę się też z Wami moim przykładowym jadłospisem z jednego dnia. Myślę, że to tylko udowadnia, że zdrowe jedzenie nie musi być ani nudne, ani mdłe, ani ograniczające. Posiłki od Juicy Jar zawsze przychodziły mega świeże i widać, że przygotowują je ludzie, którzy się na tym znają.
Dostawy są już prawie w całej Polsce, więc wskakujcie na stronę, wpiszcie kod pocztowy i zobaczcie czy jedzonko dojeżdża w Wasze tereny :)
Sandwicz z guacamole, jajkiem, rucolą i szczypiorkiem, pomidor
Deser jabłkowo-cynamonowy, crumble owsiane
Kurczak w sosie słodko-kwaśnym z ryżem
Fit sernik limonkowy
Pieczony kalafior z ciecierzycą i pomidorkami koktajlowymi
No aż zgłodniałam, jak teraz zobaczyłam na nowo te posiłki :D Jak ja mam temu dorównać? Sama nie wiem :D Wiem natomiast jedno - nie za bardzo służy mi gluten i nadmiar nabiału, za to świetnie czuję się przy 4/5 posiłkach dziennie, z czego jeden najczęściej to koktajl owocowo-warzywny. No i muszę mieć jakieś słodkości. To crumble ze zdjęcia było... no to było niebo.
Uwielbiam wszelkie pieczone warzywa, ciecierzycę, kalafiora. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że zdrowe jedzonko może być totalnie różnorodne i nie musimy w kółko jeść tego samego. Nie wiele jem mięsa, ale tutaj starałam się je sporadycznie wybierać. Gdyby nie to, że lubię wszelkie zapiekanki z mięsem mielonym, mogłabym śmiało zostać 100% vege. Ale nie chcę się klasyfikować i ograniczać. Nie potrzebuję tego :)
Po tych 3 tygodniach mam jeszcze większą motywację, żeby dbać o zdrowie na talerzu. W lutym podkręcam tempo - zakupy zrobione, biorę się za gotowanie i treningi.
Pracowałam nad nim przez ostatnich kilka miesięcy i wiem, że to będzie coś, co maksymalnie wbije mnie na dobre tory.
E-book nazywa się Plan Zdrowej Zmiany i jest gotowym planem na 28 dni - z ćwiczeniami, zadaniami rozwojowymi, domową pielęgnacją i przepisami na każdy dzień. Wiem, że to wyzwanie totalnie wystrzeli mnie z butów, tak jak nasze 30 dniowe wyzwanie #dbamosiebiedlasiebie w zeszłym roku.
Jak tylko pojawi się w sprzedaży, robimy START wyzwania i wspólnymi siłami będziemy pracować nad lepszą wersją samej siebie.
Nie mogę się doczekać!
Od kilku lat zmieniam konsekwentnie styl swojego życia, swoje nawyki i przyzwyczajenia. Z roku na rok mam w sobie coraz więcej energii oraz szacunku do własnego ciała. Umiem dużo lepiej zarządzać swoim czasem, emocjami, energią. Staram się żyć zgodnie z moim naturalnym rytmem i... nikt mi nie wmówi, że "już wszystko zmieniłam i nadal nic" - jeśli tak jest, to znaczy że coś robisz źle.
Dziś podzielę się z Wami swoimi 5 kluczowymi czynnikami, które wpływają na jakość mojego snu. Mam nadzieję, że wyciągniecie z nich coś dla siebie i przefiltrujecie przez swoje potrzeby.
To jest punkt, bez którego nie wyobrażam sobie swojego życia. Odpowiedni relaks przed snem to podstawa wysypiania się. O co chodzi? Między innymi o to, że większość z nas, przed snem jeszcze w łóżku patrzy się... w telefon. Jaki to ma związek z naszym snem? Bardzo duży. Najprościej tłumacząc: jest noc, jest ciemno i jest to pora spania. Powinna wytwarzać się melatonina odpowiedzialna za nasz sen. Tymczasem my świecimy sobie w oczy światłem niebieskim. Melatonina to hormon snu, odpowiedzialny za regulowanie zegara biologicznego - reguluje cykl snu i czuwania.
Siedząc do późna w nosem w telefonie bądź przed telewizorem, wydzielanie tego hormonu jest zaburzone, w efekcie źle śpimy, przebudzamy się bądź budzimy się niewyspani.
Moja rada? Na minimum godzinę przed snem, całkowicie zrezygnuj ze światła niebieskiego. Wykorzystaj ten czas na wyciszenie i relaks, to przygotuje Twoje ciało do snu, wyciszy je i odpowiedni zestroi z naturalnym rytmem. Ja wykorzystuję ten czas na medytację, która ma zbawienny wpływ na jakość snu. Może to być po prostu słuchanie relaksacyjnej muzyki i głęboki oddech. Możesz poczytać książkę... Wybierz to co dla Ciebie najlepsze.
Zgodnie z ajurwedą, powinniśmy kłaść się max. do 22 ponieważ o 23 jest najbardziej wartościowy sen. Wstawać powinniśmy max. do 6:30. Spokojnie. Dla mnie też była to kiedyś abstrakcja. Ciężko zmienić przyzwyczajenia, z którymi się żyło ponad 20 lat, ale wierzcie mi - da się.
Jeśli prześpimy 6:30 - najpewniej obudzimy się dużo bardziej zmęczeni i niewyspani. Znacie to? Dzwoni budzik o 6:00 i nawet nawet bylibyście w stanie funkcjonować, ale... łóżko kusi i kładziecie się spać ponownie. O 8:00 dzwoni budzik a wy czujecie się jak ... zwłoki. Ja znam to bardzo dobrze!
Pamiętajcie, że żeby wyrobić w sobie nawyk trzeba ok. 20 dni. Na początku to będzie męka, ale podziękujecie sobie w przyszłości.
Przekonałam się o tym na własnej skórze i zawsze będę to wszystkim powtarzać: dobry materac to podstawa dobrego snu.
Kilka tygodni temu przyszło do mnie nowe cudo od Sembella - materac hybrydowy. Jest to połączenie pianki i sprężyn kieszeniowych. Uważam, że ten produkt to takie ferrari wśród materacy. Pierwszej nocy materac wydawał mi się dość twardy - ale nie była to dla mnie wada, wręcz przeciwnie. Spało mi się na nim baaardzo dobrze. Rano byłam wypoczęta i nie miałam wrażenia, że jestem cała połamana.
Jedną z fajniejszych rzeczy w tym materacu jest to, że ma symetryczną budowę. Można go obracać wokół obu osi co pozwoli nam wydłużyć jego żywotność i utrzymać pierwotną twardość.
Dlaczego przy materacach tego typu możemy odnieść wrażenie, że są zbyt twarde? Często jest to wynik spania na w przeszłości na źle dobranym bądź starym materacu. Wtedy musimy dać sobie trochę czasu, żeby nasze mięśnie dopasowały się do materaca.
Fajną rzeczą jest gwarancja 90 dni testów materaca, ale z racji tego, że przez mniej więcej 30 dni nasze kręgosłupy przyzwyczajają się do zmiany podłoża, to dopiero po 30 dniach spania na materacu można powołać się na gwarancję.
Pytałyście mnie o ceny. Na platformie sprzedażowej Sembella jest możliwość wybrania dystrybutora z najniższą ceną. Dostawa jest darmowa. Jest również możliwość wniesienia materaca, ale wtedy cena uzależniona jest np. od piętra w bloku.
Moje wrażenia? Dla mnie materac jest idealny. Posiada dużo właściwości na jakich zależało mi kierując się tym, że obie z Polą jesteśmy alergiczkami. Dla mnie sen jest bardzo ważnym elementem życia i dobór materaca to coś, czemu zawsze poświęcam dużo czasu.
Mój model materaca to ComFEEL® Speed .Początkowo myślałam, żeby wybrać materac piankowy, ale ostatecznie wybrałam hybrydowy ze względu na połączenie pianki i sprężyn – zatem wygrał model Speed – i to był dobry wybór :)
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania - śmiało! Wiem, że zakup materaca trzeba przemyśleć i rozważyć wszystkie za i przeciw, zatem jeśli tylko będę miała wystarczającą wiedzę, postaram się Wam pomóc :)
Zawsze przed snem, kładę sobie na oczy opaskę z wypełnieniem z siemienia lnianego. Przez odcięty dostęp do światła, zwiększa się wydzielanie melatoniny, więc rano czujemy się bardziej wypoczęci, zrelaksowani. Opaski są w 100 % naturalne. Materiał na zewnątrz to 100% certyfikowana bawełna, a wkład wybieramy zależnie od upodobań – może to być tak jak u nas siemię lniane, a może to być kasza jaglana albo gorczyca. Opaskę można podgrzać i zrobić z niej termofor – taki kompres jest idealny np. na problemy z zatokami.
Opaska delikatnie leży na Waszych gałkach ocznych i już w tym właśnie momencie, będziecie odczuwać jak Wasze oczy odpoczywają i jak z okolic czoła schodzi całe napięcie i stres. To jest naprawdę wspaniałe uczucie.
Nie ma dla mnie chyba nic gorszego niż objedzenie się przed samym snem. Nie dość, że źle wtedy śpię, to jeszcze wstaję jakbym zjadła w czasie snu 3 kebaby. Okropne uczucie! Staram się na min. 3 godziny przed snem zjeść ostatni posiłek. Musi on być lekki i zdecydowanie w moim przypadku nie mogą to być kanapki czy tłuste potrawy. Fajną opcją jest koktajl albo lekka sałatka.
To chyba takie najważniejsze wg mnie punkty, które mają wpływ na mój sen, a co za tym idzie - na moje samopoczucie z samego rana. Kiedyś wieczorami ćwiczyłam, teraz wiem, że za bardzo mnie to pobudza na samą noc. Wieczór to powinien być czas wyciszenia, żeby nasze ciało zgodnie z naturalnym rytmem, szykowało się do snu. Od mniej więcej 20 nie ma już w moim domu muzyki, filmów itp. Z wyjątkiem oczywiście moich wieczorków z netflixem, ale to ostatnio taka rzadkość, że zapominam już jak to jest ;)
Od przebiegu naszego wieczoru i naszej nocy, zależy nasz poranek, a od naszego poranku... cały dzień. Widzicie jak to wszystko się ze sobą łączy? Każdy człowiek ma swój naturalny rytm i kiedy jest on zaburzony - rozwala to nie tylko nasze samopoczucie, ale też całą naszą gospodarkę hormonalną.
Zacznijmy żyć bardziej świadomie i w zgodzie z naszym zegarem. To zdecydowanie ułatwi nam nasze życie.
Jedni przechodzą przez tą chorobę bezobjawowo, inni borykają się praktycznie z każdą z możliwych dolegliwości.
W moim przypadku, była to cała lista. Jedyne z czym nie miałam problemów to miesiączka oraz zajście w ciążę. Pozostałe objawy - zaliczone od A do Z.
W Polsce na niedoczynność tarczycy cierpi aż 4,3 mln (!!!) ludzi, z czego 1,6 mln choruje na hashimoto.
Jak sobie pomóc? Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jakie konkretnie objawy dotyczą naszego przypadku.
Niejednokrotnie pisałam tutaj o krokach do odzyskania zdrowia w hashimoto takich jak:
Przede wszystkim - obserwuj własny organizm. Hashimoto wiąże się najczęściej z niedoborami składników odżywczych. Objawy są dla na jasnym sygnałem, czego naszemu organizmowi brakuje i czego udział powinniśmy zwiększyć w swojej diecie.
Poniżej pokażę Wam na prostym schemacie, jakie witaminy i składniki wpływają na dane objawy
Ja osobiście zrezygnowałam z dziesiątek kapsułek i od ponad pół roku stosuję tylko i wyłącznie Nutrivimix, który ma teraz w dodatku nowy skład:
Nutrivimix jest w formie proszku, który rozpuszcza się w wodzie. Dzięki płynnej formie, wchłanialność składników odżywczych jest większa i szybsza. 1 saszetkę pijemy raz dziennie. Pierwszą poprawę i zminimalizowanie objawów zauważyłam już po 2/3 tygodniach, ale tak naprawdę miesiąc systematycznego stosowania to zazwyczaj minimum, żeby cokolwiek zaobserwować.
Na porost włosów poza witaminami, mam wrażenie, że pomogła mi zmiana szamponu i maski. Miałam strasznie suche, łamliwe włosy, które obecnie z tygodnia na tydzień są w coraz lepszej kondycji. Działanie od wewnątrz ma tu oczywiście największy wpływ, ale nie zapominajmy o odpowiednio dobranej pielęgnacji.
PROBLEMY Z WAGĄ
U mnie sprawdza się przede wszystkim regularna aktywność fizyczna. Minimum trzy razy w tygodniu po 30 minut. Do tego czystek pity raz dziennie i napoje na bazie spiruliny. Fajnie podkręcają metabolizm i zapobiegają wzdęciom.
NIEPOKÓJ, KOŁATANIA SERCA
Tutaj najbardziej pomogły dwie rzeczy: eliminacja światła niebieskiego na min. 1 godzinę przed snem i na min. 1 godzinę po przebudzeniu oraz... MEDYTACJA. Nie znam lepszego sposobu na ukojenie nerwów, uspokojenie oddechu.
ZMĘCZENIE
Tutaj warto sprawdzić czy mamy odpowiednio dobraną dawkę leku i czy mamy odpowiedni poziom witaminy D3 i witaminy z grupy B. Warto skontrolować też żelazo i ferrytynę oraz zbadać nadnercza.
Co najlepiej działa na moje zmęczenie? Balans - pomiędzy pracą a relaksem. Przebywanie na świeżym powietrzu. Odpowiednia ilość snu i jego jakość.
Najgorzej wpływa na mnie brak ruchu, świeżego powietrza i nieregularne jedzenie. Jestem wtedy permanentnie zmęczona i ospała.
ZMIANA STYLU ŻYCIA
Tak naprawdę na wszystkie objawy składa się wiele czynników. Lepsze samopoczucie i droga do zdrowia, to szereg zmian i zmiana całego stylu życia.
Nic nam nie dadzą suplementy, jeśli będziemy prowadzić siedzący tryb życia 24 na dobę i nie zdrowo jeść. Nic nam nie da jarmuż jedzony garściami, jeśli nie poukładamy sobie w głowie.
Wiem, że każdy z nas szuka jakiejś magicznej recepty czy sposobu - ale tak naprawdę najważniejsze są tutaj podstawy, które wbijam do głowy wszystkim NON stop. Lekarze zamiast leków powinni priorytetowo zlecać zmianę trybu życia.
Zdrowe jedzenie, sen, aktywność fizyczna, medytacja, suplementy, pozytywne nastawienie do życia - to właśnie te rzeczy są kluczowymi czynnikami, które mogą nam pomóc odzyskać zdrowie. Trzeba tylko naszej pracy, pokory, konsekwencji i... cierpliwości. Zmiana trwa. Ale czas i tak upływa, więc... czemu nie zacząć jej od teraz?
Powodzenia!
Zacznę spokojnie, od tego co mam. Dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami swoimi urodowymi perełkami, które mam już w swojej toaletce od wielu miesięcy, ale teraz są moimi TOP w tym jesienno-zimowym okresie. Tak już mam, że pewne odcienie pomadek czy podkładów, a nawet zapachy, bardziej pasują mi jesienią, inne lepsze są latem.
Jesień to dla mnie mocne kolory na ustach, bronzer na policzkach i zapachy, które kojarzą mi się z lasem, drzewami i naturą.
Pozwólcie, że podzielę się zatem z Wami moimi trzema perełkami, o które dbam z największą możliwą troską i uwagą :P Szminka to mój prezent na Dzień Kobiet, a woda to prezent urodzinowy. Zdecydowanie w tym roku zostałam obdarowana rzeczami, które idealnie do mnie pasują.
Dużo miałam w swoim życiu różnych zapachów, ale ten zdecydowanie jest obecnie moim numerem jeden i kocham go całym swoim sercem. Uwielbiam design wód Jo Malone i uwielbiam ich specyficzne zapachowe mieszanki.
Mój zapach to Honeysuckle & Davana - niesamowita kompozycja, w której najważniejszym składnikiem jest angielski wiciodrzew. Woda ma lekką, kwiatową nutę, nie za intensywną ale na tyle wyczuwalną, by się zachwycić i nie przejść obok niej obojętnie.
Ciężko jest słowami opisać zapach, ale ten jest dla mnie taki... otulający. Myślę, że to odpowiednie słowo :)
Pomadka do ust w sztyfcie z pierwszej linii kosmetyków kolorowych sygnowanej przez markę Kilian. Linia nazywa się La Rouge Parfum i ... podobnie jak przy Jo Malone. Jestem zakochana w designie, zapachu i całym pomyśle na ten produkt. Ta szminka ma też dla mnie wartość sentymentalną. Dostałam ją z okazji Dnia Kobiet i ten dzień był dla mnie pewnym przełamaniem swoich słabości a ostatecznie zakończył się triumfem. Od tamtej pory szminka ta jest dla mnie symbolem mojej kobiecości, pewności siebie i poczucia własnej wartości. Już zawsze będzie przypominała mi o tym, że zasługuję na wszystko co najlepsze.
To moja perełka od Resibo. Unikałam tego kremu latem, bo wystarczające glow miałam od promieni słońca, ale teraz jest idealny okres by na nowo wrócić do jego używania. Nie wiem czy znacie produkty Resibo. Ja miałam ich już trochę. Balsamy, żele myjące, kremy - każda rzecz jest absolutnym hitem. Krem zawiera połyskujące drobinki, które dopasowują się do każdego typu cery. Będziecie zachwycone!
Produkty tego typu zawsze wybieram sobie w perfumerii Douglas. No uwielbiam tam chodzić, poznawać kosmetyczne nowości i wybierać sobie perełki na kolejne okazje. Mam teraz takie postanowienie, żeby raz w miesiącu kupować sobie jedną rzecz z mojej listy MUST HAVE. Przejrzałam ostatnie nowości i trendy na tegoroczną jesień. Staram się być bardziej obeznana w temacie i muszę przyznać, że zaczynam łapać bakcyla ;)
Jesienne trendy to zdecydowanie mocniejsze, kryjące podkłady i tutaj mam już swojego faworyta, mianowicie podkład od Estee Lauder - Double Wear. Latem zawsze wybieram kremy BB, ale zimą chciałabym postawić na coś bardziej kryjącego i myślę, że to będzie dobry wybór.
Jeśli chodzi o zapachy - mimo, że jestem miłośniczką mojego Jo Malone, to mam jednak swoje małe marzenie i jest nim zapach YSL... Black Opium. O rany... dostałam kiedyś próbkę i zakochałam się na amen.
Zauważyłam, że jesienne trendy na ten sezon to zdecydowanie cała gama różnych odcieni czerwonych szminek, metalicznych cieni do powiek i kosmetyków do stylizacji brwi. W ofercie perfumerii Douglas, jest tych produktów naprawdę sporo. Nie za bardzo lubię się z cieniami do powiek i nie po drodze mi z tym tematem, ale jeśli chodzi o czerwone szminki to mam już na swojej liście kilka i jedną z nich jest matowa pomadka do ust w sztyfcie od MAC - odcień Queen of Drag Lipstick. No jest obłędna!
Myślę, że jak na raczkującą w temacie #beauty, jestem całkiem spoko obeznana w kosmetycznych trendach :D Zaczynam myśleć też o tym, że to nie będzie całkiem głupi pomysł, jeśli wybiorę się na kurs makijażu. Ot tak, dla samej siebie. Skoro już weszłam w tą branżę, to wypadałoby coś umieć, prawda? ;)
Dajcie znać, jakie hity najlepiej sprawdzają się u Was w tym okresie i... na co polujecie? Może macie jakieś swoje małe kosmetyczne marzenia?
Koniecznie dajcie znać :)
Wiecie... ludzie często narzekają, że czują się źle, że coś im nie wychodzi - ale gdyby ich spytać co robią w kierunku tego, żeby to poprawić - to nie wiele rzeczy są w stanie wymienić. Za to jak z rękawa lecą im wszelkie ALE... ale ja nie mam czasu na ćwiczenia. ALE ja naprawdę nie jem dużo. ALE jak ja mam myśleć pozytywnie jak życie mi się wali.
Takie osoby wcale nie chcą zmienić swojego życia. Dobrze im w swojej strefie komfortu, w której nie muszą nic zmieniać. Oczywiście takie osoby będą mówić, że chcą - ale to nieprawda. Jeśli naprawdę czegoś chcesz - znajdziesz sposób, żeby to zrobić.
Zmiana mojego życia na lepsze zajęła wiele lat. I ta zmiana się nie kończy. Pracować nad sobą trzeba zawsze. Nie można powiedzieć dość i myśleć, że bez większego wysiłku już wszystko będzie dobrze.
Jestem obecnie w takim punkcie swojego życia, kiedy czuję się dobrze, wyglądam dobrze, mam wokół siebie wspaniałych ludzi, przyciągam do siebie dobre zdarzenia i sytuacje. Rozwijam się, spełniam, jestem szczęśliwa i mam w sobie PRAWDZIWY wewnętrzny spokój i równowagę. Kocham świat, ludzi i kocham siebie. Ale na ten piękny stan pracowałam latami, krok po kroczku pracując nad dobrymi nawykami. I na ten dobrostan składa się wiele maleńkich rzeczy, które połączone ze sobą - naprawdę odmieniają życie.
Postanowiłam spisać wszystko to, co składa się na mój dobrostan. Moje codzienne czynności, rutyna, dzięki której mam w życiu balans i czuję się dobrze i spokojnie pomimo intensywnego trybu życia i ogromu obowiązków i wyzwań.
Ten balans nie jest łatwy. Sama wychowuję 6 letnią córkę. Nie mam w pobliżu żadnej rodziny i nie korzystam z usług opiekunek. Prowadzę własną firmę, która obecnie rozwinęła się w spektakularny sposób. Zarządzam zespołem kilkudziesięciu ludzi. Niebawem wypuszczam na rynek nowy produkt.
Do tego wszystkiego nie zapominam o sobie. Znajduję czas na medytację, ćwiczenia i czas sam na sam ze sobą - bo tylko dzięki temu, mogę zachować spokój i dobrą energię, która pozwala mi temu wszystkiemu sprostać. Da się. Ale trzeba chcieć. I dać sobie na to czas.
Chciałabym podzielić się dzisiaj z Wami swoją listą, która wydrukowana wisi w moim mieszkaniu i codziennie przypomina mi o tym, co mi sprzyja i co wpływa pozytywnie na moje życie. Ta lista jest MOJA - nie patrzcie na nią zero jedynkowo, bo u każdego na dobrostan będą wpływać inne czynniki. Czemu jednak się nią dzielę? Żeby Was zainspirowała do stworzenia własnej. Żeby zmotywowała Was do pracy nad sobą, do obserwacji swojego życia i zrozumienia, co Wam służy, a co Wam szkodzi.
Moja lista wygląda tak:
To dwie kategorie, które są ściśle ze sobą powiązane. Żeby dobrze spełniać się w zadaniach z rozwoju, muszę przede wszystkim zadbać o spokojny umysł. Nie zawsze wychodzi mi wczesne wstawanie i kładzenie się spać, ale pozostałych punktów pilnuję jak oka w głowie. I to nie zawsze musi być 30 minutowa medytacja. Czasem to po prostu zamknięcie oczu i pooddychanie przez kilka minut. Działa cuda, a zajmuje to nam maleńką chwilę, którą i tak stracimy zapewne na social media albo wpatrywanie się w sufit. Pilnuję tego, by stale się rozwijać, choćby miało to być kilka nowych słówek ze słowniczka - to zawsze jakiś krok naprzód. Mózg potrzebuje stymulacji, rozwoju. Nie wyobrażam sobie życia, w którym się nie uczę.
Nie myślcie sobie, że każdego dnia biegam, ćwiczę na macie i robię rundki po schodach. Ale każdego dnia staram się zrobić COKOLWIEK. Niecodziennie też robię sobie domowe SPA, ale codziennie oczyszczam twarz i nakładam krem nawilżający. Jeśli chodzi o dietę, to podstawą jest tutaj woda, warzywa i suplementy na moje hashimoto.
To również ważna sfera. Bazuję na intuicji, ale ta lista przypomina mi zawsze o rzeczach, które dobrze działają na mnie i na Polę, na jej wrażliwość i na naszą relację. Spacer, czytanie książek, nasze wieczorne rozmówki i modlitwa. To wszystko sprawia, że Pola pomimo wysokiej wrażliwości, doskonale radzi sobie ze swoimi emocjami, umie je regulować i przede wszystkim - to wszystko umacnia naszą więź.
PAMIĘTAJ !!!
To NIE JEST LISTA TO DO. To nie jest lista, na której codziennie nerwowo odhaczam czy coś zrobiłam czy nie. Czasem nie robię z tej listy ponad połowy rzeczy, bo tak mi się potoczył dzień, bo nie chciałam, bo tak wyszło. Ale ta lista to mój kompas. Który wyznacza mi drogę i przypomina o tym, co jest dla mnie dobre.
Każda z Was, może stworzyć swoją. Nie po to, by kurczowo się jej trzymać i robić sobie wyrzuty jeśli nie uda się wszystkiego zrealizować ale po to, by po każdym zerknięciu na listę, przypominać sobie o tym co sprawia, że czujemy się dobrze. I konsekwentnie do tych nawyków powracać.
Jestem ciekawa co takiego znajduje się na Waszej liście. Jakie nawyki Wam służą, a jakie wręcz przeciwnie? Ja zdecydowanie najgorzej czuję się wtedy, kiedy wpadam w tryb oglądania seriali po nocach, objadania się i łączę to z brakiem aktywności. Dla mnie to jest prosta droga do wielkiego, psychicznego dołka.
Pamiętajcie, że robiąc w życiu rzeczy łatwe, mamy w życiu trudniej. Robiąc rzeczy trudne, mamy w życiu łatwiej. Leżenie dzień w dzień do późna przed tv może i jest dla nas przyjemnością, ale w dłuższej perspektywie jedynie ciągnie nas w dół i nie działa na nas korzystnie. Ruszenie tyłka i zrobienie czegoś wymagającego większego wysiłku może i będzie trudniejsze... ale zdecydowanie bardziej korzystne dla naszego nastroju i zdrowia.
Wierzcie mi... warto :)
Jest to trochę uciążliwe, że jeśli już nawet dojdziemy do wymarzonej wagi, lub takiej no... akceptowalnej, to później zwyczajnie ciężko jest tą wagę utrzymać.
Ktoś zdrowy powie - co za problem. Ja to widzę inaczej. Owszem, żyjemy w pięknych czasach, w których jak mantrę powtarza się nam: DEFICYT KALORYCZNY! - i my to wiemy, ale w praktyce ten deficyt taki prosty nie jest, zwłaszcza przy szalejących hormonach i metabolizmie, który pod wpływem złej diety drastycznie zwalnia. Z roku na rok, wcale nie jest łatwiej.
Powiało trochę pesymizmem - wiem. Ale wolę zacząć szczerze, żeby pokazać Wam, że zdaję sobie sprawę, że jest zwyczajnie trudno. Walki o zdrowie i wymarzoną wagę nie ułatwi nam ktoś, kto nie ma z tym problemu (mimo tego, że choruje) i powie nam: słuchaj przestań tyle żreć i schudniesz!
To czasem też jest metoda i wielu ludzi tyje bo woli zasłaniać się chorobą niż coś ze sobą zrobić. Ale nie możemy mierzyć wszystkich jednakową miarą.
No więc jak to było u mnie? Bywało różnie. Raz ważyłam 70 kg, raz 63. W szczytowym momencie 74... Bardzo, ale to bardzo pragnęłam tego, by te skoki ustały i żeby udawało mi się trzymać jedną wagę (z niewielkimi wahaniami). Nie chcę zapeszać, ale... udało się! :) Od pół roku, trzymam już jedną wagę, która jest w granicach 65 kg. Nie mam spiny, żeby zrzucać więcej. Czuję się dobrze z samą sobą i cieszę się, że jednego dnia nie jestem spuchnięta, a drugiego wychudzona. A tak też się zdarzało - jak?! Nie wiem ;)
To, na co przede wszystkim musicie zwrócić swoją uwagę to... dieta. Tutaj zapewne macie mętlik, bo każde źródło mówi co innego. Ale są pewne wytyczne, o których zawsze powinniśmy pamiętać. Dieta powinna przede wszystkim działać ANTY ZAPALNIE. Powinniśmy też uważnie obserwować swój organizm i to co spożywamy, żeby wyeliminować ewentualne nietolerancje czy nadwrażliwości pokarmowe.
Ja zauważyłam, że bardzo, ale to bardzo źle czuję się po pieczywie. Kiedyś to nie było tak zauważalne, ale mam wrażenie, że z miesiąca na miesiąc toleruję je coraz gorzej.
Podobnie jest ze śmietaną. Dlatego - bądź uważna, obserwuj i wprowadzaj nawyki żywieniowe, które Ci służą.
I pamiętaj - nie ma diety CUD! Najważniejsze jest to, abyś przy wyborze jedzenia kierowała się jakością żywności (żywe pokarmy, naturalne, regionalne, sezonowe). Dobrze wybierać produkty o niskim indeksie glikemicznym, bo dużo trudniej chudnie się przy ciągłych skokach cukru. I jeszcze jedna ważna rzecz - NIE SCHUDNIESZ, jeśli nie zaczniesz pić odpowiednio dużo wody.
Tej zasady staram się trzymać bardzo mocno. Nauczyłam się jeść mniejsze porcje, ale co 2/3 godzinki. Kolację staram się jeść na ok. 3 godziny przed snem, w przeciwnym razie rano czuję się bardzo źle. I co ważne - powinna to być kolacja lekkostrawna. Za dużo razy chwyciłam po kanapki wieczorem w ostatnim czasie i wierzcie mi - czułam się tragicznie.
Taki rozkład posiłków w ciągu dnia, pozwala nam utrzymać właściwe tempo przemiany materii.
UWAGA - zbyt mała ilość spożywanych posiłków może jeszcze bardziej spowolnić metabolizm! Efektem tego będzie, że wcale nie schudniecie, wręcz przeciwnie.
Mogłabym o tych zasadach pisać i pisać. Ale uważam, że nie ma co działać na hura i lepiej metodą małych kroków, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, wprowadzać nowe nawyki i eliminować stare. Nie wszystko na raz!
Trochę więcej o zasadach diety możecie się dowiedzieć z DARMOWEGO E-BOOKA, którego stworzyłyśmy razem z Gosią. Jest to e-book ze śniadaniami na każdy dzień tygodnia. Wierzymy, że dzięki niemu Wasza dieta stanie się nieco bardziej urozmaicona i dzięki temu poczujecie się lepiej.
Trochę po omacku próbowałam różnych suplementów. Sporo czasu zajęło mi, aby dowiedzieć się, co naprawdę działa, a co nie mając chorobę Hashimoto. Dzisiaj bogatsza o doświadczenie i zdobytą wiedzę, patrzę z dystansem na reklamowane produkty na spalanie tkanki tłuszczowej.
Wiem, że przy naszej chorobie trzeba wybierać takie składniki, które skutecznie SPOWOLNIĄ proces autoimmunologiczny, złagodzą objawy, ale też zrobią to na czym nam zależy: wyregulują metabolizm, dzięki czemu będzie nam łatwiej zredukować masę ciała.
Jakie to składniki? Np. INOZYTOL, który odkryłam czytając badania naukowe o hashimoto. Inozytol w połączeniu z selenem jest w stanie obniżyć nam TSH oraz przeciwciała anty-TPO i anty-TG. Inozytol jest też stosowany w leczeniu depresji, nazywa się go witaminą szczęścia. Poprawia strukturę tkanki tarczycy ale też nasze samopoczucie.
Ciekawą rzeczą jest to, że chorując na hashi, częstą przyczyną naszych problemów ze schudnięciem jest IO (insulinooporność) lub wysoki poziom cukru. Jeśli mamy wysoki poziom przeciwciał to wzrasta nam stężenie glukozy i insuliny, wzrost masy ciała prowadzi z kolei do dalszej insulinooponorności.
Co ma do tego inozytol? Uwrażliwia on nasze tkanki na działanie insuliny, obniża poziom glikemii i zmniejsza IO - lepiej niż niektóre leki.
Kolejnym składnikiem aktywnym, który może okazać się pomocny jest... KURKUMINA. Jest ona zawarta w korzeniu kurkumy i działa na nasz organizm przeciwzapalnie i antyoksydacyjnie. Oczyszcza nas z toksyn, wspiera nasz układ nerwowy i redukuje podatność na infekcje.
I jeszcze jeden ważny składnik – TYMOCHINON. Znajdziemy go w… czarnuszce! :) Podobno tymochinon z czarnuszki „leczy wszystko oprócz śmierci” :P Skutecznie obniża poziom TSH, redukuje przeciwciała wyciszając stan zapalny w organizmie i zmniejsza insulinooporność. Badania kliniczne potwierdzają również, że pozytywnie wpływa na masę ciała i zmniejsza współczynnik BMI.
Jeszcze dodam, że jeśli masz nadwagę, to jest duże prawdopodobieństwo niedoboru witaminy D u Ciebie – po prostu jest ona rozcieńczona w większej ilości tkanki tłuszczowej☺ Dlatego w przypadku osób otyłych zalecane są większe dawki tej witaminy.
No ale co mamy teraz zrobić. Mamy jeść garściami kurkuminę, czarnuszkę. I skąd brać ten inozytol? ;)
Na rynku powstało już kilka suplementów stworzonych dla osób z niedoczynnością tarczycy lub hashimoto. Składy są różne, ale powyższe składniki aktywne znajdziemy tylko i wyłącznie w produkcie, który stosuję ja i który śmiem twierdzić, że miał ogromny wpływ na moje zdrowie. Mowa o Nutrivimixie. Oprócz Inozytolu, znajdziecie w nim 12 innych składników (w tym kurkuminę czy tymochinon). W składzie znajdziecie naprawdę najwyższej jakości witaminy i minerały w wysoce przyswajalnych formach. Co najważniejsze - wszystko jest w jednej saszetce. Zamiast pakowania w siebie niezliczonej ilości kapsułek, wypijamy dziennie 1 saszetkę, czyli 1 szklankę.
Nutrivimix stworzyła Gosia Mazur, założycielka hashimotoplan.com - osoba, której będę wdzięczna do końca życia i którą podziwiam za wiedzę, pracowitość i dobre serce. Nasze działania zaczęły się od mojej pozytywnej opinii na temat Nutrivimixu, a teraz... współtworzymy nawet wspólną grupę na FB:
Plan na Hashimoto - grupa wsparcia i wzajemnej motywacji
Czerpię od Gosi ogrom wiedzy, co pozwala mi też stale poprawiać stan swojego zdrowia. Chłonę jej wszystkie artykuły na stronie, którą tworzy: Hashimoto Plan.
Dziękuję za to, co robisz! :)
Bez tego chyba by mi się nie udało. Nawet delikatna aktywność pobudza nasz metabolizm i wpływa pozytywnie na nasz organizm. Wybierz taki sport, który będzie dla Ciebie najlepszy: mogą to być nawet szybkie i długie spacery! Najważniejszy jest po prostu RUCH.
Ja osobiście najlepiej czuję się wtedy, kiedy biegam. Ćwiczę też codziennie na macie (choć we wrześniu było z tym trochę słabo). Dla ciebie może to być rower, pływanie, joga. A może pilates? Znajdź coś co lubisz i niech stanie się to Twoim codziennym nawykiem. Już nawet 15 min dziennie może mieć na Ciebie zbawienny wpływ i na pewno przyspieszy Twój metabolizm.
Zmiany na lepsze trwają, ale... czas i tak upłynie :) Jestem idealnym przykładem tego, że się da. Ale trzeba ogromnej mobilizacji, samozaparcia i wiedzy - żeby zrobić to mądrze.
Życzę Wam zatem, byście i wy podołały i cieszyły się już wkrótce swoją upragnioną wagą, ale przede wszystkim - zdrowiem.
Ściskam,
Trochę mi tego brakowało... tej spokojnej, osadzonej w sobie Alicji. Na moment się z tego wytrąciłam, ale tak jak stwierdziła moja terapeutka, był to tylko krótki stan ala depresyjny, który był właściwie normalną reakcją na ilość rzeczy, z którymi przyszło mi się mierzyć w jednym czasie.
Wracam jednak do siebie. I myślę, że choroba która mnie ostatnio wyłączyła z życia była momentem, który mnie ocknął i sprawił, że mocno tego powrotu zapragnęłam. Postawiłam zatem granice tam gdzie trzeba było, zamknęłam co trzeba, odcięłam się od tego co mi nie służy i wracam... gotowa na jesień i jej wszystkie dobrodziejstwa.
To będzie dobry czas na wsłuchanie się w swoje potrzeby, na zatroszczenie się o siebie i otoczenie siebie ciepłem, miłością i spokojem. Czuję to jak nigdy wcześniej.
Chciałabym podzielić się dzisiaj z Wami, swoimi planami na październik. To nie są żadne wielkie plany. Wciąż jeszcze nie doszłam do pełni zdrowia, więc chcę ten miesiąc spędzić na spokojnych i niewymagających rzeczach, które jednak wniosą radość do mojej duszy i głowy :)
I słuchajcie, żeby nie było. To nie tak, że sobie po prostu pomyślałam: pójdę sobie do lasu. We mnie to pragnienie pójścia do tego lasu jest tak ogromne, że... nie miałam tak nigdy wcześniej w całym swoim życiu. Chcę tego okrutnie! Wejść do lasu, poczuć jego wszystkie zapachy, dotknąć drzewa, czuć liście pod butami, usłyszeć śpiew ptaków. Gdyby jeszcze udało się uchwycić promień słońca, który skąpałby mi twarz przedzierając się przez konary drzew, byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... Tak. To będzie dla mnie największa przyjemność tego miesiąca.
O taaaak, jak mi się marzy takie glow na buzi, po jakimś fajnym zabiegu... Nie mam na myśli żadnego inwazyjnego, ale właśnie coś kojącego, odżywiającego. Niebawem mam zamiar zainwestować w fajną technologię do oczyszczania, więc byłoby fajnie przed tym pozbyć się toksyn i trochę zaopiekować cerą u profesjonalistów. Może polecicie tego typu zabiegi? Bo ja się totalnie nie znam!
Oooo tak. W jakimś mega klimatycznym miejscu, w blasku świec, przy kojącej muzyce. Zdecydowanie trzeba mi takiej formy relaksu. Dawno nie byłam, a uwielbiam.
Po prostu. Muszę kupić kadzidła! W swojej starej sypialni uwielbiałam swój kącik do medytacji. Trochę mi go brakuje... Macie sprawdzone miejsca, w których kupujecie tego typu rzeczy?
Kilka lat temu nie potrafiłam zrobić naleśników. Obecnie mój skill podniósł się do chlebka bananowego :P Może to starość, ale coraz częściej jeśli mam ochotę, lubię porobić coś w kuchni. W sumie... nie mam już innego wyboru. Jak sobie nie ugotuję, albo nie zamówię - to nic nie zjem. Póki nie znajdę gotującego męża, chyba się to nie zmieni, także... tej jesieni, chcę zrobić zupę z dyni! I dokonam tego! ;)
O reeeety, pamiętacie? Zawsze w szkole robiło się zielniki... uwielbiałam to! I mam ochotę zrobić to razem z Polusią. To będzie niezła frajda, co myślicie?
Póki co jestem na 130 stronie. I choć ta wspaniała powieść psychologiczna wciągnęła mnie maksymalnie, to mam ostatnio problem z czytaniem książek i czytam maksymalnie kilka stron na raz. Nie wiem czemu! Mam już jednak dość stert niedokończonych książek, zatem daję sobie czas do końca października by skończyć chociaż tą pozycję.
O. Taką mam zachciankę. Tych dwóch rzeczy właśnie potrzebuję. Ciepły sweter jako wyraz troski dla moich nerek, które musiały tyle wycierpieć (wraz ze mną) i kolczyki. Bo nigdy nie nosiłam, a teraz mam ochotę. Tak zrobię!
Już na jakiś czas przed chorobą, wypadłam z nawyku regularnej medytacji. Cóż... miałam ciężki czas i porzuciłam na chwilę wszystko, co dla mnie dobre. Wiem jednak, że nigdy w życiu nie byłam spokojniejsza i szczęśliwsza jak wtedy, gdy medytowałam każdego dnia. Co by się wtedy nie działo - czułam, że jestem ponad to. Brakuje mi tego uczucia.
Tak jak za starych, dobrych czasów. Wziąć aparat do ręki, ruszyć na spacer i po prostu... zacząć robić zdjęcia. Odkąd nie zajmuję się blogiem tak jak kiedyś, zdecydowanie w odstawkę poszedł aparat. Mam jednak ochotę upamiętnić ten jesienny czas w kilku, pięknych kadrach. Zrobiłam tak rok temu i miło wspominam zarówno spędzony czas jak i późniejszą zabawę z obróbką.
Ach...
W sumie mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Mam wiele planów większych i mniejszych na ten miesiąc. Poza powyższymi chciałabym stopniowo wracać do aktywności fizycznej (jak już skończę antybiotyk), rozkręcić nową gałąź biznesu, wrócić do mojego dziennika wdzięczności, rozkręcić trochę bardziej instagram pod kątem moich codziennych przemyśleń... mam w sobie dużo energii do działania i dużo wiary, że to co planuję zrobić na pewno będzie sukcesem.
Ale przede wszystkim, chcę skupić się na tych małych, dobrych rzeczach. Jak ta zupa z dyni. Czy spacer po lesie. Chcę poczuć na nowo tą cudowną radość z życia, którą nareszcie mogę poczuć będąc wolną. Marzyłam o tej wolności, ale póki co... uczę się jej i nie jest to wcale takie proste. Dlatego małymi kroczkami... zaczynam budować swoje własne SZCZĘŚCIE. Bo wszystko czego chcę i potrzebuję - mogę dać sobie sama. I tak też się stanie.
Dobrego października, dobrzy ludzie :)
Alicja