Zauważyłam też, że coraz ładniej wychodzą mi zdjęcia kulinarne - trening czyni mistrza, może kiedyś będę to robiła naprawdę na przyzwoitym poziomie :P Choć jeśli mam być szczera, efekt już teraz baaaaardzo mi się podoba. W sumie jestem ciekawa czy Wam też, więc śmiało możecie mi napisać co o tym sądzicie ;)
Dzisiaj mam dla Was coś super owocowego i słodkiego, ale jednocześnie - zdrowego. Smoothie bowl!
Jeśli nie lubicie owocowych śniadań, idealnie sprawdzi się jako 2 śniadanie, albo przekąska w ciągu dnia. Wygląd smoothie bowl jest tak powalający, że człowiekowi wydaje się, że jest to czasochłonne i trudne. Tymczasem okazało się po raz kolejny, że jest to banalnie proste i w dodatku mega szybkie. Tak naprawdę miksujemy tylko wszystko ze sobą, a potem ozdabiamy wierzch wedle własnych upodobań.

Składniki do zblendowania:
Składniki na wierzch:
Wszystkie składniki blendujemy ze sobą, wlewamy smoothie do miseczki, a następnie układamy na wierzchu wszystko to, na co mamy ochotę :) Dłuuugo będziecie najedzone!




Podczas tego wyzwania, każdego dnia dostawałyście ode mnie 3 zadania: trening, pielęgnacja i coś dla ducha. I spacer uważności był pewnego dnia zadaniem z kategorii: dla ducha. Takie spacery miałam już za sobą, ale nigdy nie nadawałam im jakiejś specjalnej nazwy. Ale w końcu nadałam i uważam, że nic tak nie oddaje charakteru takiego spaceru jak właśnie nazwa: spacer uważności.
Przypomnijcie sobie, jak wyglądają Wasze spacery. Zazwyczaj kiedy mamy czas, są to niespieszne przechadzki podczas których rozmyślamy, delektujemy się wolnym czasem, być może słuchamy muzyki, rozmawiamy przez telefon. A może po prostu spacerujemy na tzw. autopilocie.
Spacer uważności natomiast jest poniekąd formą medytacji i wspaniałą nauką bycia tu i teraz. Podczas takiego spaceru bowiem, doświadczamy danego momentu wszystkimi naszymi zmysłami. Nie zatapiamy się w myślach, tylko jesteśmy uważnymi obserwatorami.
Obserwujemy to co jest wkoło nas, wsłuchujemy się w dźwięki, wąchamy, dotykamy.
Jesteśmy tylko w tej jednej chwili jaką jest chwila obecna. I delektujemy się nią. Obserwujemy latające ptaki. Przyglądamy się chmurom. Wodzimy wzrokiem za pędzącymi autami. Dostrzegamy szczegóły. Czujemy zapach kwiatów. Delikatny podmuch wiatru. Przyglądamy się motylom, które obok nas przelatują. Raz po raz zatrzymujemy się, by się czemuś jeszcze dokładniej przyjrzeć. A może by jeszcze do tego zamknąć oczy i wziąć głęboki wdech, a potem głęboki wydech.

Nie mamy słuchawek na uszach, nie sięgamy po telefon, żeby zrobić zdjęcie. Po prostu chłoniemy.
Poprzez taki spacer, najprościej nauczyć się bycia tu i teraz, bo na spacerze łatwiej jest zachwycić się chwilą obecną i oderwać od natrętnych myśli.
Takie "ćwiczenie" może być dla Ciebie pięknym początkiem nauki medytacji i uważności.
Jeśli przestaniesz choć na moment żyć na autopilocie - to już sukces.
Następnie ćwicz tą uważność każdego dnia - kiedy idziesz automatycznie przez ulicę, kiedy z automatu powtarzasz te same czynności - przyłapuj się na tym i zacznij robić to świadomie. Bo liczy się tylko TA chwila. Chwila obecna. Ale by tej chwili naprawdę doświadczyć - obecny musisz być TY.
I dzisiaj postanowiłam zebrać dla Was takich pięć swoich ulubionych przekąsek. I jak się możecie domyślać, w moim przypadku są to zdecydowanie przekąski: tanie, szybkie i zdrowe. Nie nadaję się do stania przy garach, więc wybieram raczej opcje ekspresowe, takie jak koktajle, czy też ciacha zrobione dzień przed - ale również nie wymagające wielkiego zaangażowania.
O tym co powinno się jeść przed/po treningu nie będę Wam tutaj mówić za wiele, bo znawcą nie jestem. Wiadomo, że najlepiej postawić na białeczko, jeśli zależy Wam na zbudowaniu mięśni. Zobaczcie sami, po co najczęściej chwytam po ćwiczeniach/bieganiu i kto wie... może stanie się to częścią Waszego jadłospisu :)
No bo jak tutaj nie kochać takich połączeń. Mój ulubiony składa się z:

Wszystko blendujemy na gładką masę, wylewamy na patelnię i smażymy z obu stron. Na wierzch kładziemy drugą połówkę banana pokrojoną w plasterki i inne ulubione dodatki np. wiórki kokosowe.

Wszystko mieszamy ze sobą w shakerze i ... wypijamy! Po takim koktajlu jestem nasycona przez jakieś 2,5 godziny. To świetny zamiennik pełnowartościowego posiłku, bądź przekąska po treningu.
Smaki białek są przeróżne. Moje hity to Vanilla i Coco bo mają najbardziej neutralny, delikatny smak. Ale ostatnio preferuję też orzech laskowy i mango - to jest zdecydowanie mój smak lata!

Piję koktajle od chyba 4 lat i niezmiennie uwielbiam tak samo. To idealna opcja dla osób chcących utrzymać wagę na obecnym poziomie lub dla tych, które chcą schudnąć. Ja białko piję zazwyczaj po treningu ale czasem też pod wieczór, jak jestem głodna, ale nie mam zbytnio ochoty niczego jeść. Wolę wtedy sobie wypić coś takiego i zasnąć z poczuciem lekkości.
Miód rozpuszczamy razem z masłem orzechowym w rondelku na małym ogniu. Dodajemy pokruszone orzeszki i orkisz. Keksówkę wykładamy papierem i nakładamy na całość powstałą masę. Do garnuszka wlewamy wodę, a na garnek kładziemy miskę, w której rozpuszczamy całą tabliczkę czekolady. Czekoladą polewamy orzechową masę w keksówce, a następnie wkładamy ją na ok. 2 godziny do lodówki. Po dwóch godzinach wyjmujemy papier z keksówki i kroimy całość na batoniki.

To chyba takie moje najczęstsze klasyki. Zdarza mi się sięgać też po gotowe opcje. W sklepach typu żabka czy delikatesy za ok. 5 zł są fajne, gotowe koktajle o różnych smakach - a w składzie nie ma nic prócz owoców i warzyw.
Czasem wybieram też batoniki o dobrym składzie np. z dobrej kalorii.
Ale jednak mamy lato - i z sezonowych warzyw i owoców można w moment wyczarować takie pyszności, że szkoda kupować gotowce.
Jestem ciekawa jakie są Wasze pomysły na ekspresowe przekąski. Koniecznie dajcie mi znać!
Miałam wtedy 21 lat i jechałam na sesję zdjęciową w roli modelki. Jako dobrze rokująca blogerka, zostałam wtedy twarzą kolekcji ubrań. Mieszkałam w nie za dużym mieście, a na śniadania jadałam wtedy najczęściej kanapki z szynką i ogórkiem.
Toteż kiedy czekałam w aucie na dziewczynę, która mnie zatrudniła, wpatrywałam się smutnym wzrokiem w widok za szybą auta, bo ... kanapek ze sobą nie wzięłam. Albo może i wzięłam, ale zapewne zjadłam wszystkie w pociągu w przeciągu 15 minut odkąd rozpoczęłam podróż.
Ale po chwili do auta weszła ona i powiedziała: proszę - wręczając mi tajemnicze COŚ z jakiegoś tam starbaksa! Owsianka. Na mleku. Myślałam, że skonam. Ale z grzeczności podziękowałam i postanowiłam spróbować. Oczywiście z miną dziecka, które właśnie próbuje się nie popłakać i nie zwymiotować. Bo ja NIGDY wcześniej takich owsiankowych wymysłów nie jadłam. Przypominało mi to z wyglądu jakieś mleczne zupy z przedszkola, a tych nigdy tam nie tykałam.
No ale wzięłam kęs i... wyjadłam wszystko zachowując się tak, jakbym naprawdę odkryła totalnie nowe, światowe danie. I wiecie co? Choć wtedy owsianka totalnie mnie w sobie rozkochała, kolejne razy z nią miałam dopiero po kilku latach, kiedy to zamieszkałam na swoim, a zdrowe żywienie zaczęło być stylem życiem a nie chwilowymi zrywami. Instagram ma to do siebie, że jak człowiek codziennie widzi na nim kolorową owsianką, to chcąc czy nie chcąc, w końcu sam spróbuje ją zrobić.
I tak jak zaczęłam owsiankę robić - tak już robię ją do teraz.
A że już niebawem, bo 22 sierpnia obchodzimy ... ŚWIATOWY DZIEŃ MLEKA ROŚLINNEGO - to postanowiłam podrzucić Wam z tej okazji przepis, w którym takie mleko możecie właśnie wykorzystać.

Składniki:
Dodatki wedle uznania :) U nas są to zazwyczaj:



Przygotowanie:
Płatki wsypujemy do garnka i wlewami do nich mleko i wodę + ew. szczyptę soli. Jeśli mamy czas - niech płatki poleżą w płynie ok. 30 minut. Jeśli nie mamy czasu, możemy gotować od razu. Ja jak się spieszę to tak robię i wychodzi równie smaczna:)
Gotujemy bez przykrycia i bez mieszania. Na mojej indukcji jest to gotowanie na piątce przez ok. 5 minut. Polecam przy pierwszych razach sprawdzać od czasu do czasu stan płatków i będziecie wiedzieć czy u Was jest to dłużej czy krócej, czy dolać więcej płynu czy nie.
Po tym czasie, zdejmujemy owsiankę z palnika i odstawiamy na kilka minut. Mieszamy całość z łyżką miodu.
Dekorujemy swoimi ulubionymi dodatkami.
GOTOWE :)



Banalne, prawda? Chociaż wiem wiem... jeszcze niedawno byłam jedną z tych osób, która jak widzi w przepisie, że coś musi wgl gotować, albo jeszcze namaczać to rezygnowała :D Okazuje się, że taką owsiankę robi się mega szybko. Jest bardzo sycąca, naprawdę prosta w przygotowaniu, zdrowa i... smaczna! Przepisy w internecie są różne, ja testowałam już różne kombinacje: na samej wodzie, na samym mleku, w różnych proporcjach. Te proporcje wyżej sprawdzają mi się najlepiej, ale dotarłam do nich metodą prób i błędów.
Testuję i eksperymentuję. Nie lubię stać przy garach i nie lubię rzeczy skomplikowanych. Tylko mnie to frustruje. Lubię rzeczy proste i szybkie. I nawet jeśli na początku wydają mi się skomplikowane, tak jak np. owsianka - to próbuję i jeśli okazuje się, że to naprawdę jest kwestia wrzucenia czegoś do garnka, to najczęściej ląduje to na mojej liście ulubionych przepisów.
Obserwuję dużo profili kulinarnych na instagramie, szukam często przepisów w sieci. Ale praktycznie ZAWSZE czyjś przepis dopasowuję pod swoje preferencje. Zatem inne przepisy są dla mnie po prostu inspiracją i Wam polecam takie samo działanie. Kiedyś bardzo się frustrowałam, że żaden przepis nie jest dla mnie idealny. Teraz szperam, podpatruję wszystkie przepisy i zainspirowana tworzę własne wariacje.
Polecam Wam z całego serca stronę Przepisy.pl , która już niejednokrotnie zainspirowała mnie w moich kulinarnych działaniach. Szczególnie polecam kategorię zdrowe obiady. Możecie sprawdzić je tutaj :)
Nie byłabym sobą jakbym nie dodała, że... zdrowe jedzenie też ma kalorie! Czasem ludziom się wydają, że zdrowo można jeść w nieograniczonych ilościach. Widzę zdjęcia owsianek na instagramie, a niektóre z nich spokojnie mogą mieć po 1000 kcal. Garść orzechów, masa wiórków kokosowych, ogrom owoców. I później jest lament: jem zdrowo i nie chudnę, dlaczego?
Także kochani - wszystko z umiarem. Owsianka z dodatkami jest pyszna, ale spokojnie można się nią nasycić dorzucając jedynie kilka kawałków owoców i posypując ją 1 łyżeczką wiórków a nie całą garścią :D
Obserwujcie swój organizm, a sami w końcu zrozumiecie ile musicie jeść, by przytyć/schudnąć bądź utrzymać wagę. Każdy organizm jest inny, ale łączy nas jedno - chudniemy tylko i wyłącznie wtedy, gdy jesteśmy na deficycie kalorycznym. Innej opcji nie ma! :)
Miłego jedzonka i przyjemnych, kulinarnych doznań.
Alicja
Zrywów jakie miałam w ciągu całego swojego życia, nie sposób zliczyć na palcach dwóch dłoni, ani nawet pięciu. Ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że chyba nigdy ćwiczenia nie weszły mi w krew tak jak obecnie. Po prostu - wyrobiłam w sobie nowy nawyk.
Biegam od jakiegoś roku, ale nigdy tak regularnie jak od dwóch miesięcy. Do tego ćwiczenia na macie - krótkie ale efektowne. Zazwyczaj ok. 20/30 minut dziennie. Na przykład: 15 minut pośladki + 10 minut brzuch. A na dokładkę 5,7 albo i 10 kilometrów biegu.
Do tej pory schudłam ok. 3 kilogramów i obecnie stoi to w miejscu ale... ciało ewidentnie się zmienia. Spada tkanka tłuszczowa, rosną mięśnie. Ciało się ujędrnia i staje się silniejsze. To co w ćwiczeniach sprawiało mi problem na początku czerwca - dziś nie stanowi już większego wyzwania.

Po sukcesie ostatniego wyzwania #dbamosiebiedlasiebie, postanowiłam kontynuować wyzwanie przez calutki kolejny miesiąc. Tym razem jednak będzie to wyglądało nieco inaczej i myślę, że będzie też to wygodniejsze dla Was. Zadania na każdy dzień, będziecie ode mnie otrzymywać dzień wcześniej w formie planszy z zadaniami na InstaStories. Będziecie miały również planszę, w której będziecie każdego dnia odhaczać wieczorem zadania, które udało Wam się zrealizować. Będziecie mogły dzielić się swoją planszą z innymi i motywować się wzajemnie :)
Przygotowałam też dla Was grafikę z kalendarzem na sierpień, którą możecie wydrukować bądź zapisać w telefonie i tam wpisywać swoją aktywność fizyczną, którą uda Wam się danego dnia zrealizować. Mnie taki kalendarz bardzo motywuje, bo jak widzę, że w tygodniu miałam już 1 dzień przerwy czyli puste okienko - to wiem, że muszę ruszyć tyłek i działać dalej. Zapełnianie okienek sprawia mi ogrom frajdy!

Jak zwykle chciałabym, żebyście dalej podchodziły do swojego zdrowia bardziej holistycznie i dbały zarówno o ciało jak i o ducha i umysł.
Dlatego każdego dnia, wspólnie będziemy starały się o to, aby:

Tutaj nic się nie zmienia. Zadania jakie będziecie ode mnie otrzymywać, będą dotyczyć tych 3 obszarów. Zawsze będzie na Was czekać jakiś trening, coś z zakresu pielęgnacji: mogą to być włosy, czasem zadbanie o całe ciało, czasem masaż twarzy. Opcji jest wiele!
Coś dla ducha - tutaj pole do popisu mamy ogromne. Medytacje, czytanie książek, spacery, relaksacyjna muzyka. Dla mnie dbanie o duchowość i wewnętrzną harmonię jest priorytetem.
Tutaj możecie pobrać kalendarz sierpniowy. Nie ma cyferek, ale oczywiście zaczynamy od soboty i tam wpisujemy jedynkę :) Możecie wpisywać do niego wszystkie swoje codzienne aktywności i pod koniec miesiąca zobaczyć ile dni miałyście treningowych. To jest naprawdę super! Ten sam grafik wrzucę Wam też na stories, jeśli chcecie mieć go na swoim tel.

Nie ma na co czekać. Masz w sobie wszystko co niezbędne, by zacząć swoją przygodę ze zdrowszym i bardziej świadomym życiem. Jedyne czego potrzebujesz to ... chęci! Jak chcesz się czuć? Jak chcesz wyglądać? Jaką energią chcesz emanować?
Ruch, zdrowe jedzonko, zadbanie o swój umysł, regeneracja - jeśli tylko każdego dnia poświęcisz choć kilka minut na każdy z tych elementów - odczujesz znaczną różnicę w tym jak się czujesz, wyglądasz, jak reagujesz na problemy, jak postrzegasz świat i ludzi wokół.

Wielkie zmiany w życiu to tak naprawdę setki malutkich zmian, które nie są wcale jakoś wielce wymagające. Nie musisz nagle zrywać się z godzinnym treningiem, 10 kilometrowym biegiem czy full pielęgnacją ciała trwającą godzinę. Zacznij od małych kroków.
Właśnie te małe kroki, będziesz otrzymywać ode mnie "na tacy" każdego dnia. Rób każdego dnia tych kilka prostych rzeczy, a zobaczysz jak przez miesiąc zmieni się Twoje ciało, Twoja energia i Twoje nastawienie.
Wybór należy do Ciebie. Możesz przyglądać się z boku jak inni biorą życie w swoje ręce... a możesz dołączyć do nas i wspólnie z nami, każdego dnia - tworzyć lepszą wersję siebie <3
POWODZENIA!
Ja jestem. I mam nadzieję, że wy też. A nawet jeśli nie - spokojnie. Wystarczy, że macie w sobie odrobinę chęci i chcecie w końcu zrobić coś ze swoim życiem zamiast wiecznie na wszystko narzekać.
Pomysł na tygodniowe wyzwanie przyszedł mi do głowy po mojej ostatniej analizie składu ciała. Wystarczyły 3 tygodnie, podczas których ćwiczyłam i biegałam, by zmniejszyć procent tkanki tłuszczowej, a zwiększyć procent tkanki mięśniowej. W 3 tygodnie mój wiek metaboliczny zmalał z 27 na 25. Odmłodniałam o 2 lata!
Ale najbardziej z tego wszystkie powalił mnie efekt wizualny. Bo nigdy w życiu nie pomyślałabym, że 25 minut ćwiczeń, 3/4 razy w tygodniu + bieganie, tak zmieni wygląd moich... ud! Chyba nigdy w życiu nie miałam tak jędrnych, gładkich i twardych ud. Serio. Chodzenie w sukienkach to teraz istna przyjemność. Wyrzeźbił mi się delikatnie brzuch, mam maleńki zarys mięśni. Pośladki poszły w górę, a wierzcie mi, mam baaardzo duże pośladki i nie sądziłam, że 3 tygodnie dadzą jakikolwiek minimalny efekt. A jednak!
Wydaje mi się, że po tym co przeczytałaś, czujesz się już odrobinkę bardziej zmotywowana i gotowa do działania. Nie ma więc na co czekać! Przechodzę do szczegółów wyzwania!
Pewnie myślisz sobie teraz: ja odpadam. Nie cierpię ćwiczyć, nie mam kondycji... bezsensu.
Kochana... ani mi się waż myśleć o sobie w tak brutalny sposób! Kondycja i efekty nie przychodzą ot tak! Rok temu nie byłam w stanie przebiec 1 kilometra. Dwa tygodnie temu przebiegłam ich 12. Trzy tygodnie temu prawie umarłam na macie po 10 minutowym treningu brzucha. Nie byłam w stanie utrzymać brzuchem nóg w powietrzu. Dziś robię te ćwiczenia z palcem w tyłku. Wciąż się męczę, ale jestem już znacznie silniejsza.
Wybacz, ale jeśli mam być sfrustrowaną, narzekającą, wiecznie wkurwioną i zmęczoną kobietą, a właściwie wrakiem kobiety - to wybieram opcję, w której jestem kobietą pełną energii, pozytywnie nastawioną do życia! Serdeczna, miłą i kochającą życie! Zadbaną i zdrową! :)
Nie będę Cię więcej namawiać. Sama zadaj sobie pytanie: jaką kobietą chcę być? Jak chcę się czuć? Jak chcę wyglądać? Następnie odpowiedz sobie na pytanie: co mogę zrobić, żeby być taką kobietą? Co mogę zrobić żeby tak się czuć? A potem... ZACZNIJ TO ROBIĆ!
Każdego dnia, będą na Ciebie czekać 3 wyzwania:
Te trzy wyzwania, każdego dnia będziesz łączyć z wyzwaniami ogólnymi, NA KAŻDY DZIEŃ. Zanim przejdę do poszczególnych dni tygodnia, zobacz o co musisz zadbać każdego dnia.
CODZIENNIE:
Codziennie na InstaStories będę wstawiać planszę, na której będą wszystkie wyzwania. Rób screeny!
A teraz przechodzimy do konkretnych dni tygodnia :) Nie bój się! Działaj!

1. TRENING: 15 minutowy trening pośladków z Pamelą Reif. Ten trening nie obciąża kolan. Nie ma w nim żadnych przysiadów, wyskoków itp. Rób go tak jak Pamela - pomału i precyzyjnie. Pierwszy raz może być bolesny, bo poruszysz partie ciała, które od dawna nie były ruszane. Ale wierz mi... z treningu na trening będziesz widziała, że idzie Ci coraz lepiej. No i... to tylko 15 minut! :)
2. PIELĘGNACJA: dziś jest dzień... maski! Wieczorem przed pójściem spać, robimy demakijaż buźki, oczyszczamy ją i... nakładamy maskę! Może to być maska w płachcie lub jakiejkolwiek innej formie. Dzisiaj odżywiamy buźkę nie tylko od wewnątrz (picie wody) ale też od zewnątrz - żeby była bardziej nawilżona i promienna. Brzmi fajnie, prawda?
3. COŚ DLA DUCHA: wykonaj medytację prowadzoną :) Usiądź na macie lub na łóżku z samego rana - jeśli masz dzieci - muszą spać, a ty najpewniej musisz wstać przed nimi, nie ma opcji :D Usiądź, zamknij oczy i posłuchaj medytacji Gosi... podążaj za jej słowami i słuchaj jej wskazówek. Wierz mi... jeśli zrobisz to rano - ta medytacja nastroi Cię pozytywnie na cały dzień!
“Jeśli nie umiesz latać, biegnij. Jeśli nie umiesz biegać, chodź. Jeśli nie umiesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko – posuwaj się naprzód.” – Martin Luther King
1. TRENING: 10 minutowy trening brzucha + (dla chętnych) 15 minutowy trening z poniedziałku. Sama zdecyduj, czy masz ochotę poćwiczyć trochę dłużej, czy może spróbujesz dziś tylko brzucha. Trening AB jest dla początkujących, ale jest... trudny. Zwłaszcza przy pierwszym razie.
Nie zniechęcaj się. Już po 1 treningu poczujesz mięśnie, a to dobry znak. Nie wkurzaj się, że nie możesz wytrzymać tylu sekund co Pamela. Nie wkurzaj się, że nie możesz utrzymać nóg w górze. Na wszystko trzeba czasu! Ja po 1 treningu myślałam, że umrę. Wierz mi - początku są trudne, ale potem jest już tylko lepiej. To tylko 10 minut... wierzę, że dasz radę! <3
2. PIELĘGNACJA: peeling ciała + chłodny prysznic
Po dzisiejszym treningu, będziesz miała zadanie zadbać o swoje ciałko w jeszcze inny sposób. Nie musisz mieć prysznica, wystarczy że wejdziesz do wanny i po prostu w niej ustaniesz. Wmasuj peeling w swoje ciało okrężnymi ruchami, masuj kierując się zawsze z dołu do góry - w stronę serca. Wymasuj swoje łydki, uda, pośladki, a jeśli chcesz - również piersi, brzuch, ręce, ramiona. A następnie spłucz całość delikatnym, chłodnym prysznicem.
Zobaczysz jak Twoja skóra wygładzi się dzięki peelingowi i jak bardzo napnie się pod wpływem zimnej wody. Nie musi być lodowata. Wystarczy, że będzie po prostu chłodna. Daj znać jak wrażenia!
3. COŚ DLA DUCHA: wykonaj medytację tuż przed snem. Możesz usiąść na macie, na łóżku. Możesz też się położyć, o ile wiesz, że nie zaśniesz :D
Podrzucam Ci medytację wieczorną Gosi Mostowskiej, dzięki której uspokoisz się i zrelaksujesz po całym dniu. Wierz mi... to odmieni jakość Twojego snu!
“Musisz wierzyć w siebie wtedy, gdy nikt inny w Ciebie nie wierzy – to czyni Cię wygranym już na początku.” – Venus Williams
1. TRENING: dzisiaj zrobimy sobie pół godzinny trening dla początkujących, na nogi i pośladki. Między każdym ćwiczeniem, jet 20 sekundowa przerwa więc spokojnie - zmęczyłam się przy tym mniej, niż przy zestawie z wczoraj.
Nie będę Cię jakoś szczególnie motywować. Pomyśl jak dobrze będzie wyglądała Twoja pupa i nogi... jak dobrze będziesz się czuć, jeśli tym razem się nie poddasz i po raz kolejny po prostu to zrobisz! Przedwczoraj i wczoraj dałaś radę, prawda? Nie pozwól, żeby ten wysiłek poszedł na marne !!!
2. PIELĘGNACJA: zadbaj o swoje włosy :) Tutaj masz dowolność. Możesz pochodzić 20 minut z odżywką lub maską na włosach. Możesz zrobić sobie domową maseczkę. Zrób to, co najbardziej lubisz i co najbardziej służy Twoim włosom. Jeśli masz taką możliwość możesz nawet pójść do fryzjera! :D
Ja osobiście, zostaję w domu i dzisiaj po raz pierwszy spróbuję .... LAMINOWANIA WŁOSÓW GALARETKĄ. Będzie super jeśli też się do tego przyłączycie i będziemy mogły wymienić się swoimi wrażeniami :)
3. COŚ DLA DUCHA: dziś o jakiekolwiek porze sięgnij po książkę, która pozytywnie Cię nastroi, wyciszy i naładuje dobrą energią. Możesz zapalić świeczkę lub kadzidło. Nie ważne czy przeczytasz 5, 10 czy 15 stron. To nieistotne. Liczy się sam fakt, że poczytasz. To wspaniale wpływa na nasze samopoczucie. Może to będzie książka Agnieszki Maciąg, a może coś innego co ma pozytywny przekaz? Osobiście polecam Ci książki Reginy Brett! Będą idealne :)
„W pierwszej kolejności dbaj o siebie, inaczej nie będziesz miała czego dać innym. Dbanie o siebie to nie egoizm, to konieczność. Nie możesz nalać z pustego dzbana.” - Autor nieznany
1. TRENING: dzisiaj obowiązkowo robimy 2 treningi, czyli łącznie 25 minut ćwiczeń! Robimy pośladki i brzuch. Próbowałaś tych ćwiczeń już wcześniej, więc dziś będzie Ci na pewno odrobinkę lżej niż przy pierwszym razie <3
2. PIELĘGNACJA: masaż twarzy łyżeczkami.
Ostatnio coraz więcej czytam i oglądam o jodze twarzy czy też o tak zwanym face liftingu bez skalpela. Nie próbowałam jeszcze nic z tego, ale skoro już tak o siebie dbamy, to może spróbujemy czegoś prostego i krótkiego na dobry początek? Jedyne co będzie nam potrzebne to... łyżeczki :) Jesteście ze mną?
3. COŚ DLA DUCHA: włącz muzykę relaksacyjną. Zapal kadzidło czy też zapachową świecę. Połóż się. Możesz przykryć się kocykiem. Zamknij oczy. Wsłuchaj się w dźwięki muzyki i skup się na swoim oddechu. Skupiaj się na tym jak unosi się Twoja klatka piersiowa. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
Jeśli zorientujesz się, że Twój umysł błądzi i nachodzi Cię lawina myśli - po prostu przyjrzyj się tym myślom, nie oceniaj ich. Pozwól im przychodzić i odchodzić, a następnie z powrotem skupiaj się na oddechu. Rób to tyle czasu ile chcesz, ile potrzebujesz... <3
https://www.youtube.com/watch?v=kWg3VqT-aTw&t=53s
„Ty sam, jak każdy w całym wszechświecie, zasługujesz na swoją miłość i uczucie” - Budda
1. TRENING: dobra laski... jeszcze tego nie robiłam, ale z kim jak nie z wami i kiedy jak nie teraz?! :D Dzisiaj pozwólmy sobie na odrobinę szaleństwa i ... potańczmy! Ja raczej nie będę wyglądać tak seksownie jak Pamela i czuję, że wyjdzie z tego niezły kabaret, ale hello! Życie jest po to żeby się nim cieszyć, a ćwiczenia nie mają nam się kojarzyć tylko z siedzeniem na macie. Zatem... let's dance!
2. PIELĘGNACJA: zadbaj o swoje dłonie. Dzisiaj to im poświecimy swoją uwagę. I tutaj masz dowolność: możesz zrobić sobie mani, pomalować pazurki jak chcesz. Możesz zająć się skórkami. Możesz zrobić sobie domową maseczkę na dłonie lub nasmarować je kremem albo wetrzeć oliwkę w skórki. Poświęć dziś im odrobinę czasu i uwagi, w końcu codziennie te dłonie wykonują dla Ciebie masę czynności!
3. COŚ DLA DUCHA: spacer uważności
Dzisiaj pójdziemy sobie na spacer, w którym będziemy celebrować TU i TERAZ i jak najbardziej skupimy się na tym, żeby być uważnym na wszystko co nas otacza i co widzimy. Spaceruj tempem jakim lubisz i całą sobą dostrzegaj wszystko co Cie otacza - zaangażuj wszystkie swoje zmysły. Skupiaj się na szczegółach, zapachach. Jak wyglądają rośliny, które mijasz, jak pachną, jakie są w dotyku. Jakiego kształtu są chmury? Zachwycaj się drobiazgami. Nie odpływaj nigdzie myślami. Bądź TU i TERAZ.
Takie "ćwiczenie" uczy nas odrywania się od natłoku myśli i pięknie uczy nas jak być tu i teraz, jak delektować się chwilą obecną. Wsłuchaj się w śpiew ptaków, szum drzew, głosy ludzi. Po prostu... bądź.
“Ten, kto przeniósł górę, zaczął od małych kamyków.” – przysłowie chińskie
1. TRENING: dziś dalej lecimy z moim ulubionym zestawem pośladki + brzuch. Żeby wyrobić nawyk trzeba trochę czasu. Im częściej będziesz rozkładać matę i ćwiczyć, tym szybciej wejdzie Ci to w krew. Zaszłaś już bardzo daleko. To już twój piąty dzień! Nie poddawaj się ... <3
2. PIELĘGNACJA: dzisiaj caluteńkie ciało traktujemy ulubionym balsamem. Wmasowujemy go powolnymi, okrężnymi ruchami. Całe łydki, uda, pośladki, brzuch, ręce, ramiona. Nawilżamy i masujemy calutkie ciało. Proste, prawda?
3. COŚ DLA DUCHA: medytacja prowadzona
Kolejna medytacja Gosi - oddech i uważność. Możesz ją wykonać o dowolnej porze. Zrelaksuj się, oddychaj i podążaj za wskazówkami Gosi... nie pożałujesz <3
"Szczęście jest zdrowe dla ciała, ale to troska rozwija siły ducha." - Marcel Proust
Brawo! Dotarłaś do ostatniego dnia :) Możesz być z siebie cholernie dumna! Dziś Twoim obowiązkiem jest przede wszystkim przybić samej sobie piątkę :P
Dzisiaj to TY decydujesz o tym jak wygląda Twój trening, pielęgnacja i zadbanie o swoją duszę. Ja zostawiam Ci swój zestaw na dziś... jestem ciekawa co wybierzesz Ty... Powodzenia!
1. TRENING: dzisiaj odpoczynek zatem...rozciąganie. Jeszcze go nie próbowałam, więc czas najwyższy!
2 + 3 - PIELĘGNACJA + COŚ DLA DUCHA... dzisiaj łączę te dwie rzeczy i robię sobie domowe, wannowe SPA. Napuszczam wodę, robię duuużo piany, zapalam świece i kładę maseczkę na twarz i włosy. W międzyczasie albo poczytam książkę, albo posłucham relaksującej muzyki... A może zrobię i to i to?
Ten dzień zakończę dzisiaj piękną medytacją Gosi:
Mamy dzisiaj za co być wdzięczne. Przez cały tydzień dbałyśmy o siebie z czułością i zaangażowaniem. Włożyłyśmy wysiłek w to, by czuć się dobrze.
Mam nadzieję, że własnie tak się dzisiaj czujesz... i że to co robiłaś przez ostatnich 7 dni, zostanie z Tobą na dłużej.
"Sukces to suma niewielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień.” – Robert Collier
Tak właśnie wygląda nasz plan na calutki tydzień.
Nie wygląda źle, prawda? Pamiętaj o tym, by każdego dnia pić odpowiednią ilość wody. Pamiętaj o dziękowaniu wieczorem za rzeczy, za które jesteś wdzięczna. Zdrowo się odżywiaj i traktuj swoje ciało z szacunkiem! Obserwuj swój organizm i zauważ - co Ci szkodzi, a co Cię wzmacnia.
Postaraj się, żeby Twoja dieta była bogata w owoce i warzywa. Unikaj produktów przetworzonych, słodyczy itp.
Ja na ten tydzień po raz kolejny zdecydowałam się na catering dietetyczny od Juicy Jar. Tym razem skorzystałam z ich nowej opcji, która nazywa się JESZ JAK CHCESZ i muszę Wam powiedzieć, że jest to totalna PETARDA! Sami decydujecie o tym ile posiłków dziennie chcecie jeść i mało tego... sami wybieracie sobie potrawy i komponujecie idealny dla Was jadłospis. Ja wybrałam sobie 4 posiłki (pominęłam drugie śniadanie). Na stories będę Wam pokazywać swoje dania jako inspiracje do Waszego gotowania. Ale będę też Wam podrzucać inne opcje, razem z przepisami. Tutaj nie chcę już tego upychać, żeby Was nie przytłaczać.
Codziennie na insta będę uruchamiać opcję pytań, w których będziecie mogły zdawać mi relację z całego poprzedniego dnia <3 Jeśli będziecie miały chęć podzielić się wyzwaniem na swoim stories - pamiętajcie o hashtagu #dbamosiebiedlasiebie i koniecznie oznaczcie mój profil, żebym mogła to zobaczyć i udostępnić w swojej relacji.
To jak dziewczyny? Jesteście gotowe? Ja TAK! I zrobię wszystko, żeby ten tydzień był dla wielu z Was nowym początkiem. Początkiem lepszego, zdrowszego i bardziej świadomego życia!
Wierzę w Ciebie!
POWODZENIA! <3
Choroba wymysłem niestety nie jest. I o ile są osoby, które znoszą ją naprawdę lekko, to wiele z nas ma naprawdę szereg utrudniających życie objawów. Hashimoto wykryto u mnie w wieku 16 lat. Na początku mocno się przestraszyłam, zaczęłam brać tabletki. A potem zbagatelizowałam temat i wróciłam do niego dopiero po ciąży. Nie chciałam jednak wracać do tabletek. Zainteresowałam się zwalczaniem przyczyn choroby i holistycznym podejściem, aniżeli jedynie łagodzeniem objawów poprzez hormony. A objawy miałam praktycznie wszystkie z możliwych. W dodatku właściwie non stop byłam chora. Miałam tak obniżoną odporność, że łapałam wszelkie, możliwe infekcje. Dziś choruję (pff...przeziębiam się!) raz do roku... kiedyś raz w miesiącu był sukcesem.
CZYM JEST HASHIMOTO?
Hashimoto to krótko mówiąc zapalenie tarczycy. Jest to choroba autoimmunologiczna. Objawy są przeróżne. W moim przypadku była to senność, zmienne nastroje, skłonności do stanów depresyjnych, wypadanie włosów, wieczne uczucie zimna w stopach oraz dłoniach, słaba kondycja paznokci, problemy z pamięcią, koncentracją, ciągłe infekcje i stany zapalne.
Nie ma leku na hashimoto. Jedyne co może zrobić endokrynolog, to leczyć skutek choroby czyli niedoczynność tarczycy. Leczenie polega jedynie na przeciwdziałaniu niedoborom hormonów tarczycy w organizmie. Jeśli jednak chcemy naprawdę czuć się dobrze pomimo choroby i wrócić do pełni sił i życia - musimy skupić się na czymś więcej niż tabletkach.
NA PRZEKÓR CHOROBIE
Zadałam sobie pewnego dnia pytanie: czy naprawdę chcę, żeby choroba rządziła moim życiem? Żeby dyktowała mi nastroje, odbierała radość i energię? No nie... nie mogłam zmienić tego, że choruję. To co mogłam zmienić - to swoje podejście do choroby i... styl życia. Wtedy wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze.
Praktycznie non stop, dostaję od Was wiadomości z pytaniem: jak Ty to robisz, że chorujesz i masz tyle energii? Jesteś szczupła... w ogóle nie widać, że jesteś na coś chora!
Mało kto wie, jak wielką walką było dla mnie dotarcie do stanu, w którym naprawdę czuję się dobrze. I to samopoczucie wciąż wymaga ode mnie wielkiej dyscypliny i determinacji, ale... te wszystkie zmiany, które wprowadzałam krok po kroku dały mi w jakimś stopniu nową mnie. Dlatego często mówię, że znienawidzona z początku choroba, stała się dla mnie największym błogosławieństwem. Bo zmobilizowała mnie do zawalczenia o lepszą jakość życia.
Jak zatem wieść szczęśliwe, dobre życie pomimo choroby? Jak zminimalizować objawy, wrócić do sił i cieszyć się zdrowiem? Jest na to kilka sposobów. I żaden z nich nie działa "pojedynczo". Musimy działać na wielu płaszczyznach. Ciężko zawrzeć wszystkie najważniejsze informacje w jednym artykule, jest to wręcz niemożliwe. Napiszę Wam jednak o najważniejszych (w moim przypadku) czynnikach, które odpowiadały i nadal odpowiadają za mój stan fizyczny jak i psychiczny.
PRZEDE WSZYSTKIM: OBSERWUJ SWÓJ ORGANIZM - CO CI SŁUŻY? CO CI SZKODZI?
Jedną z ważniejszych zmian jakie wprowadziłam w swoim życiu, było rozpoczęcie obserwowania siebie i swojego organizmu. Kiedy czuję się dobrze, a kiedy źle? Co ma na to wpływ? Jakie jedzenie sprawia, że mam ogrom energii, a jakie sprawia, że jestem wzdęta i czuję się ociężale? Jaka ilość snu sprawia, że budzę się wypoczęta i pełna energia, a jaka sprawia, że jestem poddenerwowana i senna? Jaki tryb życia daje mi siłę, a jaki go odbiera? Takie obserwacje pomagały i wciąż pomagają mi zmieniać i poprawiać swoje nawyki. Czasem świadomie wybieram coś co mi szkodzi, ale jestem gotowa ponieść za to cenę - np. złe samopoczucie po zjedzonej pizzy. Ale na co dzień staram się wybierać jednak te rzeczy, dzięki którym czuję się dobrze.
ODPOWIEDNIA ILOŚĆ I JAKOŚĆ SNU
Sen to kluczowy czynnik w chorobie hashimoto. Podczas snu, wytwarza się melatonina, która wpływa na procesy odpornościowe. W momencie, w którym śpimy nie wystarczającą ilość godzin, lub sen jest płytki przez co nie śpimy dobrze - nasz układ odpornościowy ulega rozregulowaniu.

Staram się kłaść przed 22 i spać minimum 8 godzin. Pilnuję również czasu wstawania - tak żeby nie przekraczała godziny 7, bo wtedy czuję się bardziej zmęczona niż gdybym pospała do 5/6.
Ważne jest, żebyśmy zadbali o to, żeby sen był dobry. Na min. godzinę przed snem odkładam wszystkie sprzęty elektroniczne i wyciszam się w zaciemnionym, przewietrzonym pokoju. Więcej o moim zasypianiu możecie przeczytać w artykule: Jak dobrze zasypiać?
ODPOWIEDNIA SUPLEMENTACJA
W chorobie hashimoto bardzo powszechne są niedobory witamin i minerałów. W większości przypadków nie da się ich uzupełnić jedynie prawidłowym odżywianiem - trzeba wtedy zarówno zdrowo się odżywiać jak i przyjmować suplementy.
Problem z niedoborami tkwi najczęściej w zaburzeniu wchłaniania czy niskim poziomie kwasu solnego w żołądku.
Przez długi czas brałam dziennie niezliczoną ilość kapsułek: magnez, żelazo, cynk, witamina D, B... samopoczucie kiedy brałam suple, a kiedy ich nie brałam to niebo a ziemia. Jedyne co mnie martwiło to forma przyjmowanych witamin. Moją skarbnicą wiedzy w temacie choroby, była całe szczęście Gosia, która prowadzi stronę Hashimoto Plan. I to właśnie Gosia ze swoją ogromną wiedzą i chęcią pomagania ludziom w chorobie, stworzyła Nutrivimix HT#1, który jest pierwszym suplementem diety dla osób z chorobą Hashimoto i innymi zaburzeniami metabolicznymi. Celem spożywania tego produktu, jest spowolnienie procesu autoimmunologicznego i łagodzenie objawów niedoczynności.


Nutrivimix ma formę proszku, który rozpuszcza się w wodzie. W jednej saszetce, mamy najwyższej jakości dostępne składniki odżywcze. To zestaw 13 substancji aktywnych w dawkach, które są odpowiednie dla osób, które choruję na hashimoto.
W składzie znajdziecie m.in: cynk, selen, inozytol, ekstrakt z korzenia kurkumy, witaminę D, witaminę K. Napój ma pomarańczowy kolor. Jeśli chodzi o smak - ja oceniam na neutralny. Nie jest to dla mnie pyszne, nie jest też niedobre. Przy takich rzeczach zresztą nigdy nie patrzę na zapach i smak - ma to przede wszystkim działać. I tutaj działa bez wątpienia :) Produkt rozpuszczamy w wodzie i pijemy, najlepiej po posiłku.
Jestem wdzięczna Gosi z całego serca i będę jej dziękować do końca życia. Nutrivimix biorę już dwa miesiące i to niesamowite, ile radości i szczęścia daje mi jeszcze lepsza forma, samopoczucie i zdrowie. Zaczęły odrastać mi włosy, polepszył mi się stan skóry. Szybciej się regeneruję. Wszelkie objawy jakie mi dokuczały, zostały złagodzone do minimum!


Oczywiście to nie jest tak, że ten produkt to recepta na wszystko. Żaden, nawet najlepszy produkt, nie poprawi Waszego zdrowia i samopoczucia, jeśli będzie polegać tylko i wyłącznie na nim, lekceważąc pozostałe czynniki takie jak sen, aktywność fizyczna czy odżywianie. Ale jeśli to wszystko ze sobą połączycie... to taka właśnie suplementacja będzie wisienką na torcie!
Z całego serca polecam Wam zarówno stronę Gosi, która jest prawdziwym ekspertem, a Nutrivimix stworzyła z pasji, sprzedając nawet swój samochód. Z całego serca polecam ten produkt każdej osobie chorej na hashimoto - niektórym moim koleżankom, polecał go nawet endokrynolog, także ogromnie się cieszę, że wieść o czymś tak dobrym , roznosi się po świecie!
AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA
Ale tak jak powiedziałam - czynników odpowiadający za dobre samopoczucie jest więcej. Jednym z kluczowych w moim przypadku okazała się... aktywność fizyczna. I tutaj również warto wspomnieć, że nie każda aktywność będzie dla chorej osoby dobra. Był czas, kiedy katowałam się intensywnymi treningami i ... co chwilę byłam chora. Okazuje się, że zbyt intensywny trening powoduje wzrost kortyzolu i insuliny. To z kolei zaburza konwersję hormonu T4 do T3. W efekcie otrzymujemy pogorszone samopoczucie, mniejszą odporność, ale także kontuzje i uwaga - przyrost wagi!

Dla osób chorych na hashi, najlepsze są aktywności typu: bieganie (yaaaas!), basen, joga, rower, rolki....
Warto, żebyśmy pamiętali też o odpowiedniej regeneracji po wysiłku - sen, odpoczynek, wyciszenie!
DIETA PRZECIWZAPALNA
O tym, co powinno się jeść przy hashimoto powstało już milion artykułów z masą sprzecznych informacji. Co jest prawdą? Prawdą i faktem jest to, że dieta powinna być przede wszystkim PRZECIWZAPALNA. Dla każdego będzie ona inna, bo każdy z nas jest inny i inaczej toleruje różne produkty. Ale ogólnie rzecz biorąc, dieta powinna być przeciwzapalna, co wpłynie korzystnie na nasze samopoczucie i wyciszy stan zapalny.
Ja jem raczej wszystko - ale wiem co mi szkodzi i unikam spożywania tych rzeczy w nadmiarze. Źle działają na mnie produkty typu śmietana, smażone potrawy, pszenica, wszelkie rzeczy z dodatkiem cukru rafinowanego i oczywiście fast foody. Lubię jednak dobrze zjeść, więc staram się być po prostu rozsądna.
Na co dzień wybieram posiłki typu: naleśniki orkiszowe, kasza z warzywami i tofu, dużo owoców, warzyw i przede wszystkim - nie piję niczego poza wodą.
Staram się wplatać w swoje jadłospisy dużo czosnku, czarnuszki, tymianku, bazylii, kiszonek.
DUŻO SPOKOJU, MIŁOŚCI - MNIEJ STRESU I NERWÓW
To jest czynnik, bez którego wszystkie powyższe, mogą zdać się na nic... Nic tak bardzo nie miało na mnie wpływu jak zmiany, które zaprowadziłam we własnym wnętrzu. Stres zaostrza przebieg choroby, a jeśli jest silny i trwa bardzo długo - odbija się na pracy naszej tarczycy. To właśnie stres i cały proces, który toczy się przez niego w organizmie, doprowadza najczęściej do tycia, złego samopoczucia i takiego "otępienia".
Praca nad własnym wnętrzem i podejściem do życia oraz świata, trwa u mnie już. ok 6 lat i mogłabym pisać książki o tym jakie zmiany zaprowadziłam. Gdybym miała jednak zawrzeć w kilku punktach jak stopniowo budować w sobie spokój i dbać o pozytywne myślenie, wymieniłabym rzeczy takie jak:
Wierzcie mi... dobre nastawienie to podstawa nie tylko w chorobach. Mam tendencję do stanów lękowych i zaburzeń depresyjnych i naprawdę... nigdy nic tak nie spowolniło mojej choroby i jej objawów, jak zadbanie o te wszystkie powyższe punkty. Niezdrowe nawyki i ciągły stres oraz zdenerwowanie, znacznie utrudniają radzenie sobie z chorobami.
Postaraj się stworzyć życie, które będzie dostarczało Ci jak najmniej stresu. Postaraj się zmienić tak swój styl życia - by nauczyć się bycia odpornym na problemy - bo one będą w życiu każdego z nas ZAWSZE. Dla mnie największym przełomem okazała się regularna medytacja, która wniosła w moje życie ogrom spokoju i postawy, dzięki której z dużo większą łatwością niż kiedyś, przechodzę przez życiowe trudności.

Ja przez to wszystko przeszłam. Wciąż przechodzę. Krok po kroczku. To nie wydarzyło się od razu. Krok po kroku, zmieniaj swoje życie na lepsze, wprowadzając choćby minimalne zmiany. Kiedy zobaczysz pierwsze efekty, będziesz chcieć więcej i więcej. Aż po kilku latach tych "drobnych zmian" okaże się, że zmieniałaś/eś całe swoje życie na lepsze.
Tego właśnie Ci życzę. Nie pozwól, by choroba rządziła Tobą i Twoim życiem. Wierzę, że potrafisz - bo skoro ja dałam radę, to dlaczego kto inny miałby nie dać?
Wszystkiego dobrego i trzymam kciuki za Was wszystkich. Wierzę w Was <3
Alicja
Najgorsze momenty w moim całym życiu, dziś postrzegam jako największe błogosławieństwa. To właśnie w tych najtrudniejszych chwilach szukałam sposobów by przetrwać, dać radę. A te sposoby okazały się być receptą na osiągnięcie życiowej równowagi i harmonii. Okazało się, że te wszystkie rzeczy sprawdzają się nie tylko wtedy gdy jest źle. One są uniwersalne. To piękne nawyki, które są ze mną i wtedy gdy jest dobrze i wtedy gdy jest źle. Ale nigdy bym ich nie spróbowała, gdyby nie te sytuacje, w których nie wiedziałam już czego się chwytać, by przetrwać kolejny dzień, kolejną noc.
Dzisiejsza sytuacja na świecie sprawia, że wielu z nas czuje lęk, niepokój. Jesteśmy niepewni jutra. Boimy się o nasze zdrowie, o zdrowie naszych bliskich. Wiele z Was mi pisze, że Wasi bliscy pracują za granicą. Albo, że pracują w szpitalach, kopalniach, aptekach. Nie mogą wziąć wolnego. Każdego dnia dzielnie pracują i są narażeni na styczność z wirusem. Boimy się o nasze biznesy, o pieniądze. Wielu właścicieli małych przedsiębiorstw już wie, że to ich koniec. Gospodarka podupada. Ludzie umierają. W coraz większej ilości krajów nie można wychodzić z domu w nieuzasadnionych przypadkach. Pandemia. Tego jeszcze nikt z nas nie przeżył. Boimy się. I to naturalne. Zwłaszcza, że nie wiemy, kiedy to się skończy.
Jest to niewątpliwie sytuacja, której z jednej strony nie możemy zmienić - to się dzieje. To na co mamy wpływ to ... zbiorowa odpowiedzialność, dzięki której być może uda nam się utrzymać krzywą zachorowań na możliwie najniższym poziomie, żeby nie wyglądało to jak we Włoszech. Możemy to zrobić siedząc w miarę możliwości w domach, by wirus się nie rozprzestrzeniał. Wielu z nas nie ma takiej możliwości, wiem o tym. Na co jeszcze mamy wpływ? Na nas samych i nasze podejście.
Tylko jak nie panikować i nie dać się lawinie negatywnych myśli? Trzeba o siebie możliwie jak najlepiej zadbać. I pamiętać, że to o czym napiszę poniżej, to nie jest tylko nawyk na złą chwilę. To nawyk warty wprowadzenia do codzienności przez 365 dni w roku!
MEDYTACJA
Medytuję regularnie już od wieeeelu miesięcy. Ostatnio moje medytacje przybrały już formę medytacji bez timera, prowadzenia - medytuję po kilkanaście minut przy cichej muzyce i kończę kiedy chcę. Co mi to daje? Niesamowity spokój, większą łatwość w rozwiązywaniu problemów. Ten czas spędzany w ciszy, sam na sam ze własnym oddechem jest najlepszą formą relaksu na świecie. Uspokaja myśli, oddech, porządkuje chaos w naszej głowie. Medytacja po prostu nas uspokaja. Praktykowana regularnie sprawia, że człowiek potrafi zachować spokój i racjonalne myślenie nawet w obliczu zagrożenia.
Na początku praktyka jest trudna. Wielu z nas kojarzy ją ze stanem, w którym nie myśli się o niczym. A wierzcie mi, że do takiego stanu dochodzi się latami. Umysł błądzi i to naturalne. W medytacji najważniejsze jest spokojnie oddychać i jeśli zobaczymy jakąś myśl - dostrzec ją, spróbować jej nie oceniać i pozwolić odejść. Jeśli zobaczysz na przykład, że zaczęłaś myśleć o liście zakupów na jutro, powiedz sobie: to jest myśl - i wróć do świadomego oddechu. I tak za każdym razem... nie walcz na siłę z myślami. Szczegółowo o tym jak medytować napisałam we wpisie z wyzwaniem 30 dni medytacji. Nie rozmyślaj za dużo JAK to robić. Po prostu usiądź lub połóż się... wyprostuj swoje ciało i... oddychaj. Na początku niech to będą nawet 3 minutki. Nie wkurzaj się, ze stale o tym myślisz. Ja sama mam czasem takie medytacje, że myśli przychodzą jedna po drugiej. Nieważne. Uczę się je obserwować, nie oceniać, pozwalać im odejść. Nawet jak medytacja jest trudna i ciężko się skupić to i tak odczuwam jej pozytywne skutki, bo... samo zatrzymanie się i posiedzenie w spokoju już jest niesamowitym antystresorem!
Odpal sobie na YT medytację prowadzoną Gosi Mostowskiej, albo po prostu wpisz sobie w YT: meditation music i włącz jakiś podkład muzyczny. Zamknij oczy i... oddychaj. Obecnie uwielbiam słuchać twórczości norweskiego kompozytora, zwłaszcza utwory "Flying" - idealny do medytacji przed snem. Przeżywam przy nim najlepsze, kilkunastominutowe praktyki!
CODZIENNA PRAKTYKA WDZIĘCZNOŚCI
O rytuale dziękowania za dobre rzeczy i wdzięczności, piszę Wam od dawna nieustannie. Przyznam jednak, że w ostatnim czasie miałam z tym problem. Po prostu o tym zapominałam. Moja terapeutka dała mi jednak zadanie domowe: codziennie wieczorem wymieniać 10 rzeczy, za jakie jestem wdzięczna, za jakie chcę podziękować. I mają to być konkrety. Odkąd zaczęłam to systematycznie robić, zasypiam z poczuciem, że mam naprawdę wiele. W każdym, nawet ciężkim dniu jestem w stanie znaleźć pozytywy. Są dni, kiedy dzieje się wiele i mogę wymieniać rzeczy bez końca. Są dni, kiedy trudno mi znaleźć nawet 10 tych rzeczy. Ostatecznie jednak okazuje się, że zawsze są jakieś powody do wdzięczności. A praktykowanie się w dostrzeganiu ich sprawia, że z czasem powodów do wdzięczności jest coraz więcej! Jeśli 10 rzeczy sprawia Ci trudność, zacznij od dziękowania za 3 rzeczy każdego wieczoru, a potem stopniowo dodawaj ich coraz więcej. Zobaczysz, jak to zmieni Twoją energię i nastawienie do życia!
SPISYWANIE SWOICH UCZUĆ, EMOCJI, PRZEMYŚLEŃ
Niezwykle terapeutyczną siłę ma spisywanie na kartce wszystkiego tego, co siedzi nam w głowie. Tak jak czujemy. Może być nam ciężko zacząć, ale kiedy zaczniesz już pisać, wierz mi... wypłynie z Ciebie wszystko to, co siedziało w Tobie głęboko i szukało ujścia. Jeśli nie wiesz jak zacząć, napisz na kartce pytanie: jak się dzisiaj czujesz? I po prostu na to odpowiedz. Często przelanie swoich myśli na papier działa nawet lepiej niż wygadanie się przyjaciółce. Wyrzućcie z siebie emocje, napiszcie wszystko co czujecie, co Was nurtuje, co Was cieszy. Nie chodzi tylko o negatywne emocje. Chodzi o WSZYSTKIE emocje. Wyrzuć je z siebie.
OGRANICZANIE BĄDŹ CAŁKOWITE ODRZUCANIE RZECZY, KTÓRE NAS OSŁABIAJĄ
Większość ludzi, sama sobie szkodzi swoimi nawykami i wyborami. Musimy ustalić co zabiera nam energię, a co nam jej dodaje. A następnie ograniczyć jedno, a zwiększyć drugie. W miarę możliwości oczywiście. Spójrz na swój rozkład dnia, swoje czynności, nawyki. Co pozbawia Cię energii? Mnie pozbawia jej oglądanie wiadomości, bezmyślne przeglądanie instagrama, bezczynność, chodzenie późno spać, ciężkie i tłuste jedzenie, rozpamiętywanie przeszłości, lęk o przyszłość. To wszystko nasila się właśnie w kryzysowych momentach. Oczywistym jest teraz, że śledzimy wiadomości i chcemy być na bieżąco z sytuacją na świecie. Nie musimy jednak mieć włączonych wiadomości 24 na dobę i dodatkowo czytać o tym wszystkim non stop w telefonie. Jeśli chodzi o pandemię wirusa, to jedyne na co staram się wchodzić kilka razy dziennie, to taka relacja na onecie, w której jest godzina i jest kilka zdań odnośnie obecnej sytuacji, rządowych ustaleń o których powinniśmy wiedzieć, ograniczeniach, zarażeniach itp. Wystarcza mi to. Oczywiście czytałam trochę naukowych artykułów, w SM również non stop napotykam się na newsy odnośnie wirusa... ale kiedy czuję, że zaczyna mnie to osłabiać - wyłączam to wszystko i skupiam się na czymś innym.
Łatwo nam się teraz zapomnieć, jeść byle co, bo jest pod ręką, nie ruszać się i utknąć przed telewizorem - ale to właśnie w takich momentach musimy o siebie wyjątkowo zadbać i nie pozwolić, żeby złe nawyki wysysały z nas całą energię!
Najwięcej energii pozbawia nas... martwienie się! Dlatego zamień to co Ci szkodzi, na coś co Cię wzmacnia. Zamiast siedzenia i rozmyślania, poczytaj fajną książkę, zrób porządki albo po prostu - weź się za pracę lub pobaw się z dzieckiem. Nie masz wpływu na to co się dzieje, ale masz wpływ na swoje nastawienie i swoje działania.
ŚPIEWANIE MANTR
Przyznam, że dawno ich nie praktykowałam, a pamiętam, że w jednym z najtrudniejszym dla mnie etapie życia, były moją odskocznią i pozwoliły mi utrzymać się na powierzchni. Śpiew ma ogromną moc. Ciężko mi to wyjaśnić, ale kiedy regularnie śpiewałam mantry, miałam wrażenie, że tworzę wokół siebie jakąś niewidzialną tarczę, dzięki której nie dociera do mnie negatywna energia i nie ucieka ode mnie ta dobra. Miałam wokół siebie jakąś tajemniczą aurę, która uzdrawiała się z każdym wydobytym dźwiękiem. Faktem naukowym jest już to, że wszystko na tym świecie jest energią. Tak samo mantra. Jej dźwięk to energia o specyficznych wibracjach, zmieniających energię w nas samych. Przypominając sobie teraz swoją przygodę z mantrami, sama zmotywowałam się do powrotu do ich śpiewania! Moją ulubioną była mantra RA MA DA SA, o której dowiedziałam się z książki Agnieszki Maciąg. To mantra uzdrawiająca i otwierająca nasze serce. Pamiętam, że kiedy śpiewałam ją pierwszy raz, cała drżałam i wylałam morze łez... a potem wypełnił mnie błogi spokój i poczucie, że... jeszcze będzie pięknie.
CZYTANIE KSIĄŻEK
Zainwestuj w jakąś książkę, z której bije dobro, ciepło, piękna energia! Przekaz z tych książek zostanie z Tobą na zawsze, wyciągniesz z nich to co dobre dla Ciebie w danej chwili. Swoją przygodę z rozwojem osobistym zaczynałam od książki: Sekret. Będę zawsze mieć do tej książki ogromny sentyment, bo to ona dała mi bodziec do zmiany i pokazała, że kluczem do pięknego życia jest zmiana sposobu myślenia. Ale przełomem była dla mnie książka Agnieszki Maciąg - Pełnia Życia. Wtedy coś się we mnie przełamało i wyruszyłam w prawdziwą podróż w głąb siebie. Poczułam chęć jeszcze większych zmian. O książkach, które miały na mnie duży wpływ pisałam tutaj i tutaj.
To co czytamy, czego słuchamy ma na nas ogromny wpływ. Już kilka stron pozytywnej książki wprawia w nas w inne wibracje. Spróbuj!

PORANNE I WIECZORNE WYCISZENIE
Niby takie oczywiste, prawda? Założę się jednak, że zdecydowana większość z Was, spędza wieczór przed telewizorem, a na dokładkę wpatruje się już w łóżku w telefon. Wiecie czemu to nie jest dobre? Światło niebieskie emitowane przez nowoczesne urządzenia, zaburza wydzielanie melatoniny - hormonu, która odpowiada za zasypianie i regenerujący sen. Wpatrywanie się wieczorami w telefon czy inne urządzenia zaburza nasz cały rytm dobowy i biologiczny, nie wspominam tutaj już o wzroku. Kiedyś sama spędzałam wieczory przed tv, a potem jeszcze patrzyłam się do ostatniej minuty w telefon. Dzisiaj nie wyobrażam sobie takiego funkcjonowania.
Telefon i inne urządzenia odkładam na min. godzinę przed snem. Wyciszam się w łóżku, przy przygaszonym świetle. Najpierw czytam, potem medytuję, potem kładę na kilkanaście minut opaskę z siemieniem lnianym na oczy i wizualizuję. Staram się chodzić spać max. o 23.
Poranek tak samo - staram się wstawać na tyle wcześnie, by mieć jeszcze chwilę dla siebie sam na sam. Piję szklankę wody, a potem medytuję 15 minut. Wiosną i latem te poranki zaczynam już o 5/5:30 i biegam, afirmuję itp. Ale w okresie zimowym potrzebuję nieco więcej snu i czasu na regenerację.
Najgorsze co mogę sobie zrobić, to zaburzyć dobowy rytm przez zbyt późne pójście spać, objedzenie się na sam wieczór, siedzenie do późna przed TV. Rano czuję się jakbym była skacowana, a co za tym idzie mam mniej energii i jestem bardziej rozdrażniona. Czasem świadomie decyduję się na wieczór z netflixem, ale baaardzo rzadko, bo wiem, że będę tego żałować. Mam hashimoto i u mnie sen to podstawa. Niewystarczająca ilość snu od razu sieje spustoszenie w moim organizmie.
POZYTYWNE MYŚLENIE!
Po prostu! I ono przychodzi tak samo z siebie, kiedy stosuję się do wyżej wymienionych nawyków. Boimy się codziennie o tyle rzeczy. Ale tak naprawdę to nie te rzeczy wywołują w nas negatywne emocje, ale nasz strach! Nie chcę ciągle się bać. Nie chcę żyć w strachu, snuć wiecznie czarnych scenariuszy. Chcę żyć pełnią życia i mieć w sobie wiarę, że będzie dobrze! Wierzę, że każda trudna sytuacja to lekcja - i zawsze z każdej staram się wyciągnąć jak najwięcej wniosków.
Możesz sobie myśleć - łatwo Ci mówić. Nie, wcale nie łatwo. Pracuję nad sobą już ponad 6 lat. Doskonale pamiętam co to znaczy ciągle płakać, ciągle się bać, mieć ataki paniki, stany lękowe. Przeszłam zdecydowanie za dużo, bym mogła się zgodzić z tym, że "łatwo mi mówić". Praca nad sobą to najcięższa ze wszystkich prac w życiu. Wymaga ogromnej siły, determinacji, konsekwencji. Ale wiecie co? Dzięki tej pracy, można zmienić całe swoje życie na lepsze. Ja nie wyobrażam sobie żyć już inaczej. Moment, w którym postanowiłam przestać obarczać świat i ludzi winą za swoje niepowodzenia był najlepszym momentem w moim życiu. Kiedy weźmiesz odpowiedzialność za to jak się czujesz i jak żyjesz - otworzą się przed Tobą drzwi do najpiękniejszej podróży w Twoim życiu. Podróży w głąb siebie. Uwierz mi... warto!
Życzę Wam kochani dużo zdrowia, spokoju, cierpliwości i wiary w tym trudnym dla nas wszystkim czasie. Wierzę, że ta sytuacja będzie dla nas wszystkich najważniejszą lekcją w naszym życiu. I że wyjdziemy z niej jeszcze silniejsi. Nawet jeśli będziemy musieli odbić się od dna.
Ściskam Was ciepło i wysyłam ogrom dobrej energii. Jeszcze będzie pięknie <3
Mam tu raczej na myśli wersję bardziej lajtową, którą zazwyczaj wybieram czyli burger z piersią z kurczaka, a do tego masa warzyw! Mięso jem już od dawna baaardzo rzadko. Miałam nawet pomysł wyeliminowania go dużo bardziej drastycznie (chociaż i tak jem je max. 1 raz w tygodniu, czasem wcale) ale nie byłoby to zbyt korzystne posunięcie dla mojej chorej tarczycy. Podobno, bo każdy mówi coś innego. Zatem obstaję przy swoim zdroworozsądkowym podejściu: wszystkiego po trochu... na pewno nie zaszkodzi ;)
Wariacja z kolejnym burgerem wpadła mi do głowy przy okazji kontynuacji kampanii promującej produkty oznaczone logo Pewni Dobrego w marketach Auchan. Po raz pierwszy wspomniałam Wam o tym pisząc artykuł o niemarnowaniu żywności ---> 5 sposobów na to, jak nie marnować żywności.
Produkty oznaczone takim logo, to głównie produkty z polskich, lokalnych gospodarstw. Kupowanie ich wspiera naszą polską, lokalną gospodarkę. My z kolei, mamy pewność co do jakości kupowanej żywności. W przypadku kurczaka - mamy pewność, że jest bez antybiotyków. W przypadku jajek - że pochodzą one od kur z wolnego wybiegu, które są dobrze żywione i traktowane. W jajkach zerówkach, które kupiłam robiąc zakupy potrzebne do mojego burgera, znalazłam nawet liścik z namiarami na lokalne gospodarstwo, z którego te jajka pochodzą. To jest naprawdę świetne!



Ale do rzeczy! Bo dzisiaj to burger jest tutaj na pierwszym planie. Zrobienie go nie zajmie Wam wiele czasu, naprawdę. Podczas gdy w piekarniku będą robiły się frytki z batatów, wy na spokojnie zgrillujecie sobie kurczaka, podsmążycie pieczarki i przygotujecie resztę składników. Gotowi? To do dzieła!
BURGER Z WARZYWAMI + FRYTKI Z BATATÓW
SKŁADNIKI
Burger:
Sos:
Frytki:
Dodatki:


Przygotowanie:
Na początku zajmiemy się batatami. Ja na 1 porcją wykorzystałam pół dużego batata. Pokroiłam go na grubsze słupki. Fajnym patentem jest włożenie ich do woreczka foliowego i zamrożenie. Dzięki temu po upieczeniu będą bardziej chrupiące. Pokrojone bataty marynuję w oliwie z oliwek wymieszanej z solą, pieprzem, papryką słodką i czerwoną. Możemy od razu przełożyć je na papier do pieczenia, a dla lepszego smaku możemy je potrzymać w marynacie ok. 30 minut w lodówce. Bataty wkładamy do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika na ok. 20-30 minut.

W czasie kiedy będą nam się piec frytki, my zajmiemy się burgerem. Dwie, trzy pieczarki przesmażamy na oliwie z oliwek na patelni. Na patelnię grillową wrzucamy pierś z kurczaka. W między czasie robimy sos - ok. 3 łyżeczki jogurtu naturalnego mieszamy z solą i pieprzem. Przeciskamy przez praskę jeden ząbek czosnku - mieszamy.
Na sam koniec, do piekarnika wkładamy przeciętą na pół bułkę, a na patelni rozpuszczamy kawałek masła i rozbijamy jajko. Bułka ma być w piekarniku tylko chwilę, tak żeby lekko się podpiekła. Obie połówki pieczywa smarujemy sosem czosnkowym i nakładamy: sałatę, mięso, kiełki, pieczarki - w takiej kolejności jak chcecie. Ja na koniec położyłam jajko sadzone i zamknęłam burger drugą połową bułki.


Do tego frytki z batatów, wyciśnięty sok z pomarańczy i pomidorki z kiełkami... pomimo, że jadłam zimne (wiadomo) to dawno nie zrobiłam sobie samodzielnie takiej uczty dla podniebienia! I mówię to ja: osoba, która nienawidzi jajek sadzonych. Robiłam takie jajko po raz pierwszy, a już nigdy przenigdy nie jadłam takiego burgera. Uwielbiam jednak rozpływające się żółtko i jednak dobrze, że zaufałam swojej intuicji i spróbowałam bo to było istne niebo.
W burgerach najlepsze jest to, że możecie je robić jak tylko chcecie, tworzyć dowolne kombinacje! A i tak wyjdzie pysznie. Już kiedyś robiłam podejście do burgerów i zrobiłam je nawet w dwóch odsłonach ---> Domowy fit burger na dwa sposoby.
Jestem ciekawa jakie burgery i z czym, wy najbardziej lubicie. I przede wszystkim - czy robicie je sami? Pamiętajcie, że jeśli dla mnie jest coś banalne, to dla Was też będzie. W kuchni jedyne co robię to sprzątam, a jak już gotuję, to to musi być coś łatwego, z czym poradziłoby sobie nawet dziecko. I burgery takie właśnie są.
Smacznego!





