To był jeden z tych gorszych dni. Byłam cholernie zmęczona, Pola jak zwykle nie chciała spać w dzień, ja coś tam mamrotałam co chwilę pod nosem, zdenerwowana, że jak zwykle jestem z tym wszystkim sama. Moja mama rzadko mnie odwiedza, ale tego dnia coś tam chciała mi akurat przynieść...Na wstępie spytała czemu mam taką dziwną minę. Właściwie pyta mnie o to co przez całe życie. Tak już wyglądam. Powiedziałam jej wtedy " Ach mamo, mam już dość. Każdy dzień wygląda tak samo. Wstaję, on idzie do pracy, ja sprzątam, uczę się, zajmuję Polą, robię obiad. A to całe sprzątanie to taka syzyfowa praca. Ledwo coś ogarnę, a już od nowa nabrudzone. Ledwo poukładam te książeczki,a ona leci i je rozwala. Codziennie to samo, nic się nie dzieje. Obowiązki mnie przytłaczają. Nie mam czasu dla siebie. Czy tak wygląda dorosłe życie?" ... " Mniej więcej" - odpowiedziała. Przysiadłam zrezygnowana obok wtartego przed momentem w kanapę chrupka, westchnęłam i powiedziałam: " To ja tak nie chcę..."
Dziś każdego dnia po kolejnej nieprzespanej nocy biję się rano z myślami. Coś pomiędzy "Pier...nie wstaję" , a "Wstań! To będzie piękny dzień!". Na kartce z postanowienia noworocznymi wyraźnie mam zaznaczone, by w tym roku tych kryzysowych momentów było jak najmniej. By chociaż nie wiadomo jak ciężko było - wstanę z uśmiechem i zrobię to wszystko co muszę, chcę i na co mam ochotę. Przyjemnie po ciężkim dniu usiąść w końcu wieczorem i nie pluć sobie w brodę, że mogliśmy zrobić więcej. Mniej przyjemnie jest za pół godziny usłyszeć płacz dziecka, które jednak nie chce spać, ale to już swoją drogą. Wtedy na prawdę nawet optymiście ciężko jest lecieć do dziecka z bananem na twarzy.
Ale...pokochałam tą codzienność. Pokochałam tą rutynę. To wstawanie o tej samej porze, jej krótką drzemkę o identycznej godzinie i wszystkie czynności, które wykonujemy każdego dnia. Byłam smarkulą, która chyba miała za dobrze i wymyślała sobie dodatkowe problemy. Przecież mam cudownego narzeczonego, wspaniałą córkę, dach nad głową i stabilność finansową. A co najważniejsze - wszyscy jesteśmy zdrowi. Czy nie to jest najważniejsze? Kiedyś ktoś napisał mi na blogu coś co niesamowicie mnie zabolało. Właściwie wtedy to było nieadekwatne do całej sytuacji, ale ktoś napisał mi, bym zaczęła bardziej skupiać się na tym by być, a nie na tym by mieć. Ot takie słowa znalazły się na mojej czystej kartce. I wiecie co? Stosując się do tych słów funkcjonuje mi się o wiele łatwiej.
A więc czy tak wygląda dorosłe życie? Rutyna, obowiązki, odpowiedzialność? Tak. Tak to właśnie wygląda. Ale i rutynę można czasem przełamać i zrobić coś delikatnie inaczej niż wczoraj i już poczuć zmianę! A obowiązki...jak już się siły nie ma można pierdyknąć w kąt te wszystkie zabawki, zostawić ten zlew z niepomytymi garnkami i mieć wszystko gdzieś i usiąść. Nie robić nie ponad siebie. Nic co może wpłynąć negatywnie na nasze myślenie i samopoczucie. Odpowiedzialność ? To ta jedna z najlepszych i najgorszych rzeczy. Jako matka cieszę się, że jestem odpowiedzialna za małego człowieka. I jako matka. Boję się, że ta odpowiedzialność może mnie czasem przerosnąć. Grunt to cieszyć się więcej niż bać.
I naprawdę...lubię to dorosłe życie. Mimo, że gdzieś tam w duchu często tęsknię za tą beztroską i zabawami na podwórku...to lubię swoje 4 kąty, o które sama muszę dbać. Kocham swoje dziecko, którym muszę zajmować się dzień i noc. I kocham to, że o swoim życiu nareszcie decyduję...sama. Nawet jeśli łatwiej było kiedy decyzje podejmowali za nas rodzice...to kształtowanie swojego życia bez niczyich podpowiedzi i nakazów jest przecież...piękniejsze ...
Może takie życie jest pełne niespodzianek, niespodziewanych problemów. Może dorosłe życie to odpowiedzialność na naszych barkach i stos codziennych obowiązków na głowie...ale czy takieżycie musi nas przytłaczać? Zapewne zrobi to jeszcze nie raz. Wykopie Ci dołek i do niego wrzuci. Mnie, Ciebie, każdego z nas. Ale oby te dołki nie były mega głębokie. Niech będą takie, by dość szybko można było się z nich wydostać.
babycook - Beaba Polska
krzesełko do karmienia - Scandinavian Baby
śliniak - BEDO
skarpeta z napisem Pola - prezencik od Skrzydlata Chatka A.J
laleczka z napisem Pola - gift od Lady Mamy
centrum aktywności - pikinini.pl
kosz na zabawki - utulanka.pl
świecące kule - Cottonove Love
mata - skiphop od edukatorek.pl
Cześć Ala ;) Bardzo fajny wpis. Normalność. Prostota...Rutynę da się pokochać, tylko trzeba (tak jak pisałaś) wplatać coś od siebie w każdy nowy kolejny dzień. Dziś mam taki dzień, że miałam dosyć. Nie pierwszy i nie ostatni. Córka ma 2 lata i 8 miesięcy. Niby już większe dziecko, więcej rozumie, powie gdy coś boli, w nocy pośpi więcej, ale ... rutyna trochę mąci..- mi w głowie.
Brakuje mi czasami pójścia na piwko z kumpelą do ulubionej knajpy gdzie grają Ryśka Riedla, knajpy dziś oddalonej o 250 km...Brakuje mi mojej mamy , która by wzięła wnusię na kolana i troszkę czasu z Nią spędziła ( nie na kamerce )...brakuje mi mnie samej z tamtego okresu.. Choć kocham to co mam i nie oddałabym Tego nigdy, nie zamieniłabym na nic .. to jednak nie wiem czy sama nie wykopałam siebie z siebie....na poczet idealnego macierzyństwa, które nie istnieje. Trochę to plątanina myśli więc wybacz ;) myślę, że mnie zrozumiałaś. Życzę Powera na każdy dzień. Pozdrowionka!
Nawet nie wiesz jak doskonale rozumiem stan, który opisałaś! Miewam go czasami, ale jest on naprawdę dołujący i go szczerze nienawidzę! Też właśnie czasem czegoś mi brak. Mamy, siebie samej , tego piwka z koleżanką, która teraz ma swoje życie i ciężko nam się zgrać. Są takie dni, że ta tęsknota przesłania nam radość z tego co mamy tu i teraz, ale to chyba całkiem ludzki, normalny odruch :) Ja również życzę siły każdego dnia! Pozdrawiam ! :*
Kochana nie jedna mogłaby Tobie pozazdrościć :)
Tak jak napisałam. Mając to co mam, mam już tak naprawdę wszystko... :)
Pięknie to wszystko opisałaś :)
Zdjęcia chwyciły mnie za serducha :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Pozdrawiam kochana :*
<3 <3
Anulka :*
Kurde ja ostatnio tez miewam jakies doly. Maz dzieci dom wszystko mnie przerasta.
Jak bym szukala problemow tam gdzie ich nie ma.
Gdzies wyczytalam ze brak wit D powoduje takie stany. Wiec wczoraj zakupilam i biore :)
Witaminki pewnie za mnie nic nie zrobia ALE moze to plus pozytywne nastawienie...
Pamietam jak jako nastolatka mowilam -Czekajcie jak bede miala 18 to a wam pokaze!
No tak! Pokazalam ;-)
Ps. Zdradzisz co masz za czajnik. Musze zakupic nowy a za duzo tego aby wybrac ten jeden.
To jest czajnik no name z tesco :D Ale ma mega fajny design :) I jest mega głośny, ale moja mama ma russela hobsa i też tak głośno funkcjonuje. PS: Witamina D mówisz? spróbuję :D
Świetnie napisane, ale do mnie bardziej przemawiają zdjęcia:
dziecko jedzące z podłogi, sterczące pod nogami mamy, brudna szyba piekarnika (nie ma dnia żeby moje dzieciaki się w niej nie przeglądały), mama ganiająca ze szmatką i ciągle coś wycierająca no i wreszcie wszędobylność zabawek. Genialna codzienność! I wreszcie wiem, że nie jestem sama :)
Ten piekarnik to moja zmora - wiecznie od małych paluszków umazany :)
Na rutynę pomaga dzień dla siebie, gdy będziesz mogła robić to, co lubisz i nie jest związane z Polą czy z domem. Ja sobie w takich chwilach dziergam coś, na co się nastawiłam (teraz. np. filiżanki do kawy na szydełku - akurat do zabawy dla dziecka, ale w sumie sprawia mi to przyjemność, bo sam fakt dziergania jest dla mnie). Chodzi o to, aby wyznaczać sobie małe cele ze spektakularnym efektem końcowym
Ja nie potrzebuję całego dnia dla siebie, wystarczy mi 10 minut żebym mogła spokojnie umyć gary bez obstawy przy nogach :) ale z robieniem czegoś dla siebie masz rację. Ja uwielbiam się malować, i zawsze jak siadam przed lusterkiem i robię makijaż przybiegają dzieciaki i od razu jest ,,mama pomaluj" i weź się tu z nimi umaluj... ale jako mama pełna pomysłów znalazłam na nie sposób. Kiedy ja się maluję dzieciaki dostają mazaki i malują sobie rączki i wtedy mam 5 minut na swoje przyjemności :)
Piszemy całkiem o czymś innym. Ja nie napisałam o 5 minutach spokoju, żeby umyć garnki ani o dniu dla siebie, w którym będziesz pastować podłogi. :-D Maluję się codziennie i dla mnie nie jest to w tych "5 minutach dla siebie" - to normalny, codzienny rytuał dnia. Pisząc o czasie dla siebie myślałam raczej o zrobieniu czegoś związanego z pasją czy hobby, np. szydełkowanie, scrapbooking, a może wyjście do kina czy na kawę, zakupy ciuchowe dla siebie, dzień w którym nie musisz robić obiadu, nie musisz się spieszyć, aby położyć dzieci spać, tylko robisz coś całkiem innego.
No to masz rację piszemy o czymś innym. Ja jestem mamą pracującą, więc połowę dnia spędzam w pracy. Ja uwielbiam dni kiedy mogę spędzić je z całą rodziną, z mężem, z dziećmi. Nie potrzebuję wyrywać się nigdzie sama. Czuję się spełniona w tym co robię i naprawdę sprawia mi to wielka przyjemność. Mój czas dzielę z moimi najbliższymi :) Wiem, wiem dziwny jest mój światopogląd :))
Ja też jestem mamą pracującą. Pracuję na półtora etatu. Jeden normalnie, a pół zdalnie w domu, a do tego studiuję w każdy pt, sb i niedz, choć część zajęć opuszczam. Mimo tego, że lubię spędzać czas z rodziną, mam swoje pasje i życie sprzed macierzyństwa, które się nie zmieniły razem z porodem. Czas dla mnie pomaga mi się zresetować w każdej płaszczyźnie, w której funkcjonuję, zarówno jako mama, pracownik, kobieta i mały rękodzielnik (o ile można to tak nazwać).
Doskonale rozumiem o czym piszesz. Ja studiuję zaocznie, pracuję w domu, a niebawem znów zaczynam normalną pracę w trybie pon-piątek . Kocham czas z rodziną, ale raz na jakiś czas potrzebuję chociaż GODZINY, czy dwóch tak jak ostatnio na wyjście do kosmetyczki i ploty, czy odwiedzenie siostry i gadanie z nią o pierdołach. Albo po prostu samotne zakupy. Czas, w którym oderwę się od córki, narzeczonego i DOMU. :)
Dla mnie takim oderwaniem jest wyjście do pracy, tam się mogę wygadać i odstresować. Pewnie dlatego o innych wyjściach nie marzę :)
Prawdziwość i prostota tych zdjęć mnie urzekły.
Cieszy mnie to niesamowicie :)
Mam pytanie o matę skip hop, czy praktyczna, trwała i wytrzymała, czy warta swych nie małych pieniędzy?
Szukam dobrego rozwiązania, w salonie mamy płytki wysoki połysk i codzienne harcez 14 miesięczniakiem z duszą na ramieniu...
Spełnia wszystkie 3 punkty, o których mówisz. Ja jestem mega zadowolona ! :)
odnosze dziwne wrazenie ze piszesz ciagle o tym samym, tylko obierasz to w inne slowa, ale przekaz ten sam.
Bez hejtu, serio.
Tak, mam to samo wrażenie. Coś jak jest mi często 'źle i niedobrze' ale kocham to i jutro też o tym napisze.....
Zastanówcie się nad tym, że pisząc o własnym życiu, nawet gdy poruszamy wciąż inne tematy, to wciąż jest to samo "nasze życie". Raz na wozie raz pod wozem. Raz mamy super dużo energii, potem spadamy by się podnieść, stąd różnoraki wydźwięk podobnych tematów. Autorka pisze to co czuje, wam to nie wystarcza, że jest po prostu szczera, prawdziwa? Mnie w zupełności, a teksty Ali są dla mnie MEGA! <3
Ja wiem, że za chwilę, gdy wrócę do pracy będę bardzo tęsknić za tą rutyną, choć czasem miałam jej dość do porzygu. Ale ogólnie byłam wdzięczna za taką rutynę :)
Ja do pracy za jakieś 2 miesiące... ale całe szczęście jest to coś co lubię i będzie to moją zajebistą odskocznią :)
Mi w trakcie urlopu macierzyńskiego udało znaleźć się nową, lepszą pracę i jestem pełna sprzecznych uczuć, ekscytacja, radość, strach...ah my kobiety :)
ostatnio też mam takie dni, że wstac z łóżka mi się nie chce. Nie mówiąc już o praniu, gotowaniu.. i reszcie codziennych obowiązków. Bije się sama ze sobą, żeby wstac z łóżka i z uśmiechem przywitac wstającego o świcie Antka. A Twoje teksty pokazują mi, że to jest normalne, że każda z nas tak ma, w Twoich tekstach mam mega wsparcie, którego brakuje mi chociaż od mojej mamy, od której w odpowiedzi na moje żale słysze, że chciałam to mam a ona jak ja byłam w wieku Antka to już miala drugie dziecko (jak mialam 1,5 roku urodzila sie moja siostra ) i musiała sobie radzic a przeciez byla z nami sama bo tata caly czas byl w trasie.. tak wiec dziekuje Ci z calego serca za te teksty ! :)
Oczywiście, że każda z nas tak ma :) Wszystkie różnimy się tylko kwestią jak do tego podchodzimy ;) Nasze mamy często mówią coś czego wcale tek naprawdę nie czują. Ja już przywykłam, że moja mama nie umie okazywać uczuć, czesto mówi cos co mnie denerwuje, zamiast wesprzeć, ale wiem..wiem, że mnie kocha z całego serca :) I nie dziękuj! :*
Super! Tak bardzo odnalazłam siebie w tym tekście i dodatkowo zdjęciach, można powiedzieć że poczułam się jak w domu :D dziecko, sprzątanie, gotowanie, zabawa, studia... Powodzenia w dalszym super blogowaniu :)
Bardzo, bardzo dziękuję! :)
Zdjęcia fajne, ale Poli kiteczka super. Zainspirowało mnie imię Pola, na początku mi się nie podobało ale odkąd czytam Twojego bloga zmieniłam zdanie. Gdyby Pola miała rodzeństwo to jak by miało na imię?
Gdyby był syn to Wojtek, ale na córkę kolejną pomysłu nie mam. Wydaje mi się, że Noemi :)
Noemi- pamiętam z filmu "Poranek kojota" :) Uwielbiałam to imię!!
Też miałam tak, jak Ty. Walka o to by wstać z łóżka. Ale później poszłam do pracy. I już nie mam czasu na te rozmyślania, bo jak nie wstanę od razu to się spóźnię. I teraz tęsknię za tą rutyną, za dniami z nią w domu.
Ile macie stopi w domu, że Pola z bosymi stópkami? Bo Jagoda ma wiecznie zimne. Chodzi w skarpetkach i mam wrażenie, że jej zimno.
PS. Najbardziej mnie zszokowało zdjęcie jak Pola trzyma strony książki Chodakowskiej (też ją mam ;)). Gdybym pozwoliła książkę chwycić Jagodzie w kilka sekund byłaby w strzępach :P
No powiem Ci, że jak człowiek pracuje to jakoś w ogóle brak mu czasu na szukanie dziury w całym i wymyślanie sobie problemów. A nie wiem ile stopni w domu ale cieplutko, nawet nie trzeba kaloryferów odkręcać.
Co do książki to jeszcze nie podarła, ale ostatnio chwyciła mi rpezent od F - książkę i chwyciła za kartkę i podarła na pół - ale kartki byly o wiele ciensze mzoe dlatego, nie udalo jej sie przewinac po prostu :)
Wiesz co? Wysiadam. Z jednej strony chciałabym iść na etat za niedługo. Z drugiej presja najbliższych w postaci takiej: 1. Gdybyś poszła do pracy moglibyśmy pozwolić sobie na... (materialne coś), 2. Kto będzie opiekował się dzieckiem pod Twoją nieobecność? I koło się zamyka. Filip jest dzieckiem, które od urodzenia mało przebywało z babciami, dziadkami itd. To znaczy przebywał, odwiedzamy ich ale pod opieką innych zostawał max. na 3 h. Jest bardzo za mną. Nikt go do niedawna nie usypiał oprócz mnie- teraz tacie się "udało" kilka razy. Wszędzie muszę być ja. Do tego dochodzi fakt, że jest mało ofert pracy. Z domu nie mogę się ruszyć sama, a mieszkam w pipidówku. Czasami czuję się taka ograniczona, osaczona przez system...
Wiesz moja Pola czesto zostawala z tesciowa, Filipem, nawet na noc kiedy pojechalam do Warszawy na wywiad w ddtvn. Ale wtedy nie było problemu, pojawil sie ok 2 miesiace temu wraz z jakims lekiem separacyjnym i krzykiem kiedy tylko sie oddalam. Kiedy przebudzi sie w nocy ij wstanie do niej F to bedzie plakac tak dlugo az ja nie przyjde takze troche sie to skomplikowalo, ale mam nadzieje ze to minie...
Życzę Ci żeby to minęło. Na myśl o tym jak Filipek będzie reagował na moje poranne wyjścia do pracy słabo mi się robi. W czasie tzw. lęku separacyjnego (ok 10 miesiąca taki miał) było dużo gorzej niż jest teraz ale i tak jest maminsynkiem ;). Przekonałyśmy się chyba na własnej skórze, że my- mamuśki jesteśmy niezastąpione. To całkiem miłe ale często utrudnia wiele spraw. P.S. Dopiero teraz dowiedziałam się z twojego komentarza, że tata Poli ma na imię tak, jak mój Syn :) Lubię Was jeszcze bardziej ;)
Bardzo miło mi widzieć ponownie Was z lalą- Polą, która przebyła tyle kilometrów, by teraz stać się częścią świata tak wyjątkowych osób, jakimi jesteście Wy :* . Życie polega na cieszeniu się właśnie z takich drobnych rzeczy, widoków, które radują serce :). Wy gdzieś tam jesteście, prowadzicie trochę podobne życie do naszego i dajecie radę, to mnie umacnia w przekonaniu, że rutyna nie jest taka zła :)
Pewnie, że rutyna nie jest zła! :) A lala jest wspanial! :)
Doły dołami ale Polka jaka piękna! :D
Heheh, no jest urocza :)
Wczoraj znalazłam Twojego bloga i z małą powoli ogarniamy temat :)
O no proszę! Mała widzę jak moja Pola obcina komputer :) Buziaczki! :*