"Czy ty nigdy nie masz dość? Życia, dziecka, faceta, czegokolwiek?" - spytała mnie jedna czytelniczka po przeczytaniu kilku wpisów. Spytałam : "Dlaczego?". - " Zawsze na zdjęciach promieniejesz, o dziecku tak cudownie piszesz jak gdyby nigdy nie grało Ci na nerwach, zdaje się, że masz milion obowiązków, a mimo wszystko umiesz wykorzystać każdą minutę, a to na makijaż, a to na zabawę z dzieckiem, kiedy już sama sił nie masz. Czy ty nigdy nie płaczesz? Zdajesz się być taką fajną matką cierpliwą, a wiem ja to wiem, że przecież umiesz napisać, że nie spałaś całą noc, że jesteś zmęczona. Piszesz o tym, a mimo to zdaje się, że to po tobie spływa." a no tak...spływa. Tuż po tym jak zagryzę wargę, zamknę się w toalecie na 3 minuty, powiem, że mam dość i poryczę kilka minut. W wyciągniętym, przybrudzonym dresie, bo nie mam ochoty się dziś stroić od rana. W koku, w którym położyłam się spać poprzedniego wieczoru, bo nie chce mi się dziś czesać. "Nie jestem idealna. Nikt nie jest. I przestałam się już spinać, by taką być".
Uwielbiam motywować innych ludzi. Uwielbiam czytać wiadomości od Was, że dzięki mnie zobaczyłyście, że da się to i tamto. Że odkąd czytacie moje wpisy przestałyście się nad sobą użalać, tylko wzięłyście w garść. Kocham fakt, że zarażam swoim optymizmem innych. Ale często się boję...że ktoś, kiedyś będzie miał pretensje...że optymizm nie trwa wiecznie i czasem wpadamy w dół. Czasem na prawdę mamy dość. Czasem boję się, że moje wpisy o pięknym macierzyństwie i pięknym życiu dadzą komuś zakrzywiony obraz, że taka sielanka trwa 24 h, a człowiek nie ma nigdy chwili zwątpienia. Jedna z czytelniczek będąc w ciąży napisała do mnie " Tak bardzo mnie uspokajasz swoimi wpisami! Wszyscy inni mnie straszą, a ty pokazujesz, że wcale nie jest tak źle jak to opisują. Macierzyństwo musi być piękne". Nie ucieszyłam się z tych słów. Pomyślałam : " O mój Boże. I teraz po porodzie nie prześpi kobieta 3 nocy z rzędu, będzie słuchać płaczu dziecka nie wiedząc z początku jaka jest przyczyna i zobaczy, że wcale tak pięknie nie jest...". Napisałam od razu wiadomość taką długą na kilkadziesiąt zdań...o moim podejściu do życia, do macierzyństwa...napisałam też, że wszystko ma swoje ciemne i jasne strony. I to, że skupiamy się na tych jasnych, na tych lepszych niestety nie eliminuje z naszego życia tych gorszych chwil. Można się na nich mniej skupiać, można je zagłuszać, ale one nie znikną całkowicie. Nie ulegną samozagładzie. Ale...jak już pisałam, można opanować sztukę, która pozwoli nam umiejętnie zagłuszać wszystkie negatywy. Ale nie zawsze. Czasem musimy, po prostu musimy się nad sobą poużalać. Czasem musimy wyryczeć się w poduszkę i płakać tak jakby ktoś nas zarzynał. Czasem musimy ponarzekać komuś bliskiemu ot tak po prostu. I to, że ja rzadko to robię nie znaczy wcale, że mam jakieś nadzwyczajne życie, a i że ja sama jestem jakaś nad zwyczajna. To, że nie piszę i nie skupiam swojej całej energii na tym jak jest źle, nie czyni ze mnie żadnego bohatera. Nie chcę za niego uchodzić, nie uważam się za taką. Jestem zwyczajną matką, z obowiązkami takimi samymi jak tysiąc innych mam. Z takimi samymi, większymi lub mniejszymi problemami. Od jednej radzę sobie lepiej, od innej sto razy gorzej. I to żadna sztuka...żadna radzić sobie jak ja, kiedy wszystkie okoliczności świata temu sprzyjają. Sztuką jest radzić sobie i być dobrą mamą, kobietą kiedy wszystko w okół się wali. Kiedy choruje jedna z najbliższych nam osób, kiedy ktoś z rodziny traci pracę, kiedy przechodzimy przez kolejny kryzys w związku. To wtedy sztuką jest być dobrą mamą i płakać 5 minut w łazience, a nie 5 dni, bo na cholerę komu 5 dni płaczu. Ani to nic w nasze życia nie wniesie, ani nie zmieni, a jedynie pogrąży. Ale...nie wymaga się od żadnej z nas opanowania tej sztuki...jeśli chcemy - płaczemy. Jeśli chcemy - krzyczymy. Jeśli chcemy - pogrążamy się w smutku, bo nie mamy siły się cieszyć. Nie dostaniesz medalu za to, że przeszłaś dziś przez problemy z uśmiechem. I nie rób tego jeśli tego oczekujesz. Ale jeśli przez problemy chcesz przejść z uśmiechem dla samej siebie, dla swojego komfortu psychicznego, to wiedz, że...warto. Na prawdę warto. Ale nie traktuj tego jak obowiązku. Bo to się nigdy nie uda.
Musisz poczuć, że optymizm ma być Twoim wyznacznikiem. Że to na szczęściu chcesz skupiać swoją energię. Ale nie zaczynaj zmiany swojego życia, myśląc, że dzięki takiej postawie już nigdy nie będziesz mieć dość. Czegokolwiek. Bo będziesz mieć. Bo nikt z nas nie jest ze stali i wszystkie negatywne emocje w końcu wychodzą na wierzch. Powtarzam. Nawet będąc optymistą - będziesz mieć dość. Tak jak miałam wczoraj dość tej kolejnej sterty brudnych naczyń w zlewie i dość tego, że ten piekarnik znów się doczyścić nie chce, a mnie już ręce bolą od szorowania. I miałam dość samej siebie, że się za tą pracę na studia zabrać nie mogę... I dość tego bólu głowy, który nawiedził mnie 4 dni temu i przez, który spać nie mogę... Ale spokojnie. Przeszło mi. Tuż po tym jak zapłakałam w kącie i krzyknęłam do F. że to on mógł wstać w nocy, a nie ja, bo teraz nieprzytomna jestem... I zeszły ze mnie wszystkie negatywne emocje, umyłam włosy, nałożyłam na usta czerwoną szminkę i znów spojrzałam na świat przez swoje różowe okulary. I wszystko wróciło do normy... Pamiętaj! Grunt to myśleć pozytywnie. Każdy upada... sztuką jest się podnosić. I iść dalej.
Cieszę się, że napisałaś tę notkę.
:*
Oj tak grunt to pozytywne nastawienie choc waro jest komus sie wyplakac bo potem moze sie to odbic nie tylko na nas ale i na calym otoczeniu - sama wiem cos o tym ...
Dokładnie...
E. jest cudowana i turbo grzeczna, ułożona, mądra, itd ale...... też mam czasami dość. Nie jej tylko obowiązków :( i troche braku zdrowia.... ale jeden jej (co dzień to dziwniejszy) nowy pomysł, uśmiech i siły wracają.
Oj tak obowiązki potrafią przytłoczyć. Moja mama przed chwilą dzwoniąc do mnie spytała czemu mmam taki dziwny głos. A ja po prostu mialam kiepski moment. Dwa kolokwia w weekend, a ja jestem w czarnej dupie. A co siadam do ksiazek, Pola zaczyna plakac ze sie z nia nie bawie. Ehh, ale kto da rade jak nie my :)
A ja dzięki Tobie mimo, że mam dość często to od jakiegoś czasu znacznie lepiej sobie z tym radze. I szybciej! ;) Dzieki!
Świetny post! Aż dziwne, że tu tak mało komentarzy. Mam bardzo podobnie, choć ja lubię opisywać też swoje małe nieszczęścia, bo robi mi się lepiej, gdy nie zostawiam tego w sobie. Nie każdy lubi pisać o takich rzeczach. Każdy z nas jest człowiekiem i warto, by inni zdali sobie sprawę, że taka Mamala też ma swoje zmartwienia, choć o nich nie pisze. ;-) Masz w sobie siłę, aby zarażać innych optymizmem i lepiej, jak napisałaś, właśnie w to włożyć energię, bo wychodzi Ci to najlepiej. Tak już masz i koniec. :-)
Dziekuje !
Fajny blog :) Polecam film o mamie blogerce :D Moms Night Out ;)
Ooo sprawdzę :)
Każdy z nas ma gorszy dzień, jesteśmy tylko ludźmi, czujemy i przeżywamy. Zwłaszcza, my kobiety. Osobiście, paradoksalnie, po takich moich upadkach i słabszych dniach, wstaję jak nowo narodzona i gotowa do dalszego działania. Bo siła jest kobietą!