Na napisanie tego wpisu naszło mnie podczas...zamiatania po raz setny podłogi pełnej okruchów od chleba i chrupek z Polą na lewym biodrze. Złapałam się na tym, że mimo iż robię to nie wiem który dziś raz, robię to z uśmiechem na twarzy. Gdzieś tam w głowie przejawiał mi się obraz mojej mamy, która często wzdychała widząc okruch tu i tam, a każdy obowiązek zdawał się ją przytłaczać.
Pomyślałam " Cholera...fajnie jest coś musieć". Ja - jeszcze do niedawna leniwa do granic możliwości, która ze łzami w oczach zabierała się za sprzątanie pokoju raz na ruski rok, dziś latam ze zmiotką z uśmiechem od ucha do ucha. Fajnie jest musieć kiedy ma się dla kogo. Bo kiedy ma się dla kogo...to się chce. A jak już się chce...to się nie czuje, że się musi. Prawda?
Godzina 17:40. Wciąż z Polą na biodrze, robię jej mleko. Uśmiecham się do siebie jak taki głupek. Patrząc w puszkę z mlekiem jak na filmie czy w książce, myślami jestem zupełnie gdzie indziej. Robię mleko, a myślę "Cholera jak dobrze jest mieć dla kogo robić to mleko." Od jednej myśli przechodzę do refleksji nad tym, że tak cholernie cieszę się z tego, że mam dziecko. Teraz. Że zdecydowałam się na nie w idealnym dla mnie momencie. " Jak dobrze jest musieć robić jej teraz mleko. Nie za chwilę, nie za godzinę. MUSZĘ zrobić je teraz". Łapię się na swoich dziwnych myślach, czym prędzej odkładam Polę do łóżeczka, całuję na dobranoc i zaczynam spisywać. To co dziś we mnie siedzi. To, że jeszcze do nie dawna miałam tok rozumowania zupełnie odwrotny...że dobrze jest nie musieć nic. I czasem tak jest dobrze. Ba. Jest wspaniale. Usiąść i nie musieć nic zrobić. Nie musieć wstać do dziecka, nie musieć robić obiadu, sprzątać itp. Ale jeśli się ma dla kogo? Czy prawdziwą tragedią nie jest kiedy nie musimy nic...dla nikogo? Kiedy nie musimy się starać, nie musimy zabiegać? Czy nie jest fajniej musieć zarobić na upragnioną rzecz niż nie musieć robić nic, bo wiemy, że i tak spadnie nam z nieba, od rodziców, dziadków, bogatego męża? Czy nie fajnie jest musieć chodzić do pracy, starać się, by zdobyć awans, niż nie musieć, bo możemy załatwić to sobie po znajomościach, albo z ładną buzią możemy to zrobić nawet przez łóżko? Czy nie fajnie jest musieć się uczyć, zdobywać dobre stopnie niż nie musieć robić nic, bo piątka wpadnie i tak, przecież mam takie dobre ściągi.
Fajnie jest coś musieć, ale tylko wtedy gdy się tego chce. Mus jest dobry, ale tylko wtedy gdy nie ciągnie nas w dół powodując stanów niemalże depresyjnych. Nikt nie lubi być zmuszany przez kogoś. Właściwie ktoś mógłby mi teraz napisać...ja nic nie muszę. Ewentualnie mogę. I jest w tym odrobina racji. Ale czy gdybyśmy tylko mogli...to czy zrobilibyśmy tyle ile robimy gdy mówimy sobie, że to musimy? Może u kogoś działa to odwrotnie. U mnie siłą napędową jest kiedy chcę i mogę przeobraża się w muszę. Bo kiedy muszę to to zrobię. Czy jest to głupie posprzątanie, czy osiągnięcie życiowego sukcesu. A gdybym tak nic nie musiała...to cóż by na tym świecie mnie jeszcze cieszyło?
Oh, jak bardzo jest mi to znane.
Jeszcze ponad rok temu byłam najbardziej leniwym stworzeniem na całej kuli ziemskiej. Sprzątanie pokoju? Za jakie grzechy! Pomoc mamie w kuchni? A po co, przecież mama ugotuje obiad i go poda. Pozmywanie po sobie? Nigdy w życiu! Mogłabym tak wymieniać ciągle.
A teraz? Kocham gotować obiad i o dziwo wychodzi mi to całkiem nieźle, pomimo faktu, że zawsze miałam do tego dwie lewe ręce. Pomimo, że nienawidzę sprzątać, robię to z ochotę, BO MAM DLA KOGO. Lubię wiedzieć, że jestem potrzeba, że ktoś czeka na mnie w domu i że ktoś na tym korzysta. Mogłabym pisać o tym ciągle, ale po co? :P
To widzę, że miałyśmy podobnie hehe :) Ale naprawdę to cudowne jest robic cos dla kogos, nawet jest to czasem mus...
Zgadzam się.. Fajne to jest. ; )
miałam takie samo myślenie, przed narodzinami Antka trudno mi było sobie wyobrazic nocne wstawanie i karmienie albo kompletny brak snu bo moje dziecko bedzie tego potrzebowało. Ale wszystko się zmieniło gdy go pierwszy raz zaraz po urodzeniu zobaczyłam. Gdy zrozumiałam, że to ode mnie jest zależny i tylko ode mnie zależy jaki będzie. Czy będzie szczęśliwy, radosny czy będzie tzw bucem. W tedy zrozumiałam, że to jest fajne byc dla kogoś tą najważniejszą osobą. Ale niestety mieszkanie z rodzicami jest bardzo przytłaczające, zwłaszcza jeśli się wtrącają lub bagatelizują moje prośby odnośnie wychowania mojego dziecka czy np. dawania mu słodyczy. Przez to często się rozsypuje i niestety nad czym ubolewam czuję, że moje dziecko na tym traci. Traci radosną, szczęśliwą mamę. Mam nadzieję, że to wszystko zmieni się gdy wreszcie się wyprowadzimy do własnego mieszkania.
Kochana, na pewno się zmieni! Ja, moj zwiazek i relacje z dzieckiem zmienily sie totalnie po przeprowadzce na swoje! To jest zupelnie inna bajka, zobaczysz !
Mamalo! Alicjo! <3 Z dotychczasowych wpisów...Ten jest naprawdę świetny...Oprócz "Cudu narodzin Poli" Stał się moim ulubionym...bo 'Chcieć musieć' lub ' Musieć chcieć' jest cudowne... Mimo tego, że ja jak dotąd nie mam jeszcze takich "prawdziwych" obowiązków rodzinnych, bo po prostu na razie "swojej" jako takiej nie założyłam...No wiesz takiej ...takiej własnej do końca... :) Owszem mam chłopaka pana Z. :) I czuję, wiem, że to 'ten', z którym takową rodzinę założę...to od kiedy mam Go...to Matko boska! chce mi się MUSIEĆ wstać o 7 rano i np. : zarobić ciasto na pączki, potem robić pranie do południa potem szybko upiec te pączki....Zrobić sałatkę, obiadek... :) Posprzątać... A potem jeszcze wykąpać się pięknie pomalować, uczesać, ubrać najpiękniejszą sukienkę jaką mam...dlatego, że wieczorkiem ma przyjechać moje Słoneczko... Wiem, to są drobiazgi... ale z drobiazgów tworzą się duże rzeczy... :) . Masz racje : najważniejsze jest to, żeby chciało się MUSIEĆ..Mieć jakiś motorek, jakąś motywację... I coś tak myślę, że ja osobiście stawiam nacisk takiego "chcącego muszenia" :P na miłość i moja przyszłą własną już rodzinę :) Dziękuję za ten post! <3
(np.Ja już niekoniecznie chcę musieć na studiach- nie zawsze... Zawodowo chyba już, albo na razie nie mam takiego nacisku... :P )
Twoje komentarze zawsze mocno utwierdzaja mnie w przekonaniu, ze warto pisac... <3 To ja dziekuje :*
Mamala znowu oceniasz ludzi przez pryzmat pieniądza, uwierz mi ze nawet bogaci 'musza cos', musza często więcej niz tylko mycie podlogi. Obracanie pieniędzy to ogromna odpowiedzialność calej rodziny. Nie znam zon bogatych mężów, ktore tylko siedzą i ładnie pachną. Bardzo powierzchowne ocenianie ...
Wskaż mi gdzie napisałaś, że bogaci nic nie muszą i wskaż mi gdzie kogoś oceniłam bądź napisałam o tym, ze zony bogatych mezow tylko siedza i pachna. Mam wrazenie, ze przeczytalas zupelnie inny wpis niz ten powyzej O.o
Zgadzam się z kazdym slowem kochana. :*
:*
No to ja muszę iść pozmywać podłogę :D jak co wieczór ;p i w pełni sie zgadzam kiedy muszę to jestem 100% zmotywowana, bo kiedy nie muszę to wolę to z czystego lenistwa, wyhaczyć... niestety i stety, lubię być leniwa ale kocham jak musze i jest dla kogo :) <3