0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

25 czerwca 2015

Jak się to wszystko zaczęło?

Rok 2013. Siedzę sama w mieszkaniu swojego faceta. Myślę, że chyba czas w końcu coś zrobić ze swoim życiem. Robić coś co będzie tylko moje. „Założę blog. Nazwę go…” po chwili namysłu, spoglądając na swój zaokrąglający się brzuch dokańczam: „ Nazwę go mamala”.

Mama-Ala. Połączenie brzmi całkiem fajnie. W paincie rysuję na szybko awatar, zakładam fanpage i przedstawiam się „ No tak... czas zacząć ostrą jazdę bez trzymanki, ciężarówką przejechałam już 4 miesiące, ponoć meta 25 lutego, a jak to będzie? Czekam na owacje, fanów, a później ruszam na ostro ze stroną i blogiem, aby informować Was na bieżąco o swej powiększającej się wizualnie osobie, oraz śledzić Was. A śledzę z prywatnego profilu od dawna i wszystkie jesteście boskie. W końcu jesteście mamami! Zapraszam. A. PS: A swą twarz ujawnię niebawem gdy obudzę się zwarta i gotowa do stanięcia twarzą w twarz z lustrem i zrobienia sobie cudownego, pięknego zdjęcia. Co was będę zasypywać nieaktualnymi fotami! O! „. Kilka osób wita mnie miło, a ja czuję się wniebowzięta, że ktoś tam poświęcił kilka sekund na wyskrobanie pierwszego komentarza w moim światku.

Kilka dni później powstaje blog. Taki mój malutki pierdolnik, gdzie piszę o tym co mnie wzrusza, boli i uszczęśliwia. Częstotliwość pisania to ok.3/4 wpisów w miesiącu.Nie śledzę blogosfery, nie wiem jeszcze, że na blogu można zarabiać i całkowicie nieświadoma tego, że blog ten za rok będzie czytało kilkadziesiąt ludzi miesięcznie skrobię kilka zdań do kolejnego wpisu z kolejnym beznadziejnym, mało estetycznym zdjęciem. Z czasem czytelników przybywa, a ja wciąż niedojrzała i rozemocjonowana daję się wciągać w internetowe przepychanki i awanturki. Nie mogę się pogodzić z krytyką i debilizmem innych ludzi, więc dzień w dzień wylewam swoje frustracje na ścianie FP. Gdybym wtedy siebie nie znała i trafiła na swój fanpage – wyszłabym i więcej nie wróciła. Traktuję to jednak jako młodzieńcze wspomnienia ciężarówki, która mam wrażenie była wtedy tylko głupiutką dziewczynką, która nie może się pogodzić ze złem na tym świecie. Moje zachowanie często bywało absurdalne, dziecinne i nie do przyjęcia. Mogę jedynie podziękować, że wierni czytelnicy cierpliwie czekali aż ta szopka się skończy, a ja pokażę na co naprawdę mnie stać. Pokaże swój prawdziwy potencjał, który we mnie drzemie.

Po narodzinach Poli zaczynam obierać konkretny kierunek. Nie piszę już o wszystkim i o niczym, a skupiam się na konkretnych tematach. Wpisy zaczynają wyglądać coraz lepiej. Wyrabiam się w pisaniu, a tekst okraszony jest zawsze porcją profesjonalnych zdjęć. Kiedy zaczynają odzywać się do mnie firmy, które proponują mi zabawki dla Poli, w zamian za to, że gdzieś tam znajdą się na zdjęciu jestem w niemałym szoku. Ale jak to? Tak po prostu? Potem pojawia się propozycja współpracy płatnej. I wtedy dochodzi do mnie, że coś zaczyna się dziać. Ale co? Ja nic nie wiem. Nie mam pojęcia o co tutaj chodzi i na czym to wszystko polega. Uderzam więc do koleżanek z poczytniejszych blogów i wszystko zaczyna mi się nieco rozjaśniać. Nagle w blogu – mojej pasji zaczynam zauważać też szansę na coś więcej. Na zarobek, na możliwości. Nie tracę jednak na autentyczności. Nadal nie mam zamiaru udawać. Przyjmuję więc płatną współpracę i dalej robię swoje.

Na przełomie roku 2014/2015 zaczynają dziać się rzeczy niemożliwe. Mój blog zostaje znaleziony przez DDTVN, który zaprasza mnie do swojego studia. Kilka tygodni później jadę pociągiem do Warszawy, gdzie czeka na mnie opłacony hotel. Następnego dnia lecę prosto do studia, gdzie mój wywiad obejrzy na żywo cała Polska. Jakiś czas później w rankingu Jasona Hunta zostaję wyróżniona jako największa nadzieja polskiej blogosfery. Blog zaczyna przeistaczać się w iście life stylowy, co jeszcze bardziej zaczyna przyciągać czytelników. Inwestuję  sprzęt foto, laptop, telefon, a teksty piszę coraz dokładniej, dobierając słowa tak, by nikogo nie urazić i nie wyjść na pannę "wiem wszystko najlepiej".Poza tematami dotyczącymi dziecka, czytacie również o zdrowym odżywianiu, ćwiczeniach i motywacji. Statystyki rosną, współprac coraz więcej i co najważniejsze… coraz więcej wiadomości od Was. Coraz więcej Waszych miłych słów, ciepła i gratulacji. W międzyczasie udzielam jeszcze wywiadu w radiu zet, a magazyn Sukces publikuje artykuł z moim udziałem pt: „ Biznesplan pisany przy kołysce”. Wszystko to procentuje coraz większą ilością czytelników. Zabiera mi to coraz więcej czasu, ale daje też coraz większą satysfakcję. W rankingu „blog roku” zajmuję 6 miejsce na ok.300 blogów w kategorii lifestyle. Coraz więcej znajomych w 4 oczy gratuluje mi i mówi, że odwalam kawał dobrej roboty. Czuję, że kocham to co robię i jestem w tym coraz lepsza.

Jednak raz na jakiś czas się wypalam. Tak jak ostatnimi czasy. Głównie przez nadmiar obowiązków. Nauka, macierzyństwo i te sprawy. Przez przemęczenia w ostatnich tygodniach moja samoocena spada drastycznie. Wmawiam sobie, że moje blogowanie jest do dupy tak jak i cała moja osoba. I wchodzę dziś do sali na uczelni staję przed komisją i słyszę „ Jest nasza pani blogerka” i zamieram. Po chwili wychodzę z oceną 4+ i tytułem licencjata, mając za sobą trzy ciężkie lata nauki – zakończone oczywiście sukcesem. W głowie gdzieś tam słyszę wciąż słowa promotora i myślę sobie, że to fajne uczucie, gdy dowiadujesz się, że ktoś kogo zupełnie byś o to nie podejrzewał śledzi Twoje poczynania w sieci. Usatysfakcjonowana odczuwam niesamowitą ulgę, że już nie muszę się więcej smucić i frustrować tym, że brak mi czasu na blogowanie. Kiedy znów moim jedynym obowiązkiem staje się macierzyństwo i …życie – wraca mi ochota na pisanie. I zaczynam dziś znów… Tak jak w roku 2013 piszę po małej przerwie. Jest jednak mała różnica. Wtedy pisałam nieświadomie, dla siebie i osób, które mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Dziś piszę, bo to kocham, bo w tym się spełniam i na tym zarabiam. Dziś nie piszę dla 5 osób, a dla dziesiątek tysięcy. Kto wie co będzie dalej… myślę, że może być już tylko lepiej. I zawsze, ale to zawsze będę pamiętać o tym, że bez Was tego wszystkiego by nie było. Tym, którzy byli i są; tym którzy nie ucinali mi skrzydeł, a obdarowywali wsparciem i dobrym słowem – przepięknie dziękuję.

A na koniec mały obraz tego jak zmieniał się mój blog.

 

in3

 

AVAT LOGOczarne3 LOGOO
tlo blog

 

Teraz najlepsze... zdjęcia kiedyś, a dziś. W tym zdjęcia produktów.

DSC_0610-vert

 

DSC_0621-vert

 

DSC_0703-vert

 

 

Jeśli chodzi o jakość zdjęć. Absolutnie nie jestem zdania, że autentyczne i prawdziwe są tylko zdjęcia z gaciami w tle na kaloryferze. Najlepiej rozmazane i robione telefonem. Blog to moja wizytówka. Zdjęcia nie muszą być ustawiane, ale muszą być estetyczne i dobre jakościowe. Przynajmniej dobre. Na rozmazane zdjęcia, na których widoczna jest kasza, na zdjęcia z telefonu z ost. chwili pozwalam sobie na FP czy insta. To tam jest miejsce na spontaniczne wiadomości do Was i refleksje okraszone zdjęciem robionym kalkulatorem. Tutaj musi być czysto, przejrzyście i estetycznie. Ale nigdy sztucznie. Bo to prawdziwość i normalność jest doceniana najbardziej...

31 comments on “Jak się to wszystko zaczęło?”

  1. sledze cie od początku z małymi przerwami po ostrych słowach na mój temat których pewnie nie pamiętasz , widze zmiany w blogu które sa jak najbardziej na plus. Trzymam kciuki powodzenia

  2. Zmiany na plus! Teraz widzę jaki progres w zdjęciach i wgl w pisaniu! Super, naprawdę! :) Gratki i rób tak dalej!

  3. Kochana, przede wszystkim gratuluję sukcesu!
    Sama próbuję właśnie swoich sił z blogowaniem i nadal mam mnóstwo wątpliwości, czy to ma sens.
    Powiedz mi, jak to się stało, że blog stał się rozpoznawalny? Jeszcze zanim trafiłaś do DDTVN czy do kuriera inowrocławskiego (dzięki niemu i ja zaczęłam Cię śledzić). Poradź, co zrobić, żeby jednak jakoś się wybić?

    1. Kurier inowrocławski? A nie inowrocławianka? :) Kochana po prostu treść i zdjęcia przyciągały najwidoczniej coraz więcej osób.. nie ma na to jakiejś recepty. Trzeba być systematycznym, trzeba mieć coś sensownego do powiedzenia, trzeba być też profesjonalnym w tym co się robi :) No i mieć to coś co przyciągnie ludzi.. :)

  4. ja dołączyłam do Ciebie jak Poleczka miała 3 miesiące i rzeczywiście wiele się tutaj u Ciebie zmieniło, jest pięknie a przede wszystkim prawdziwie. Podziwiam Cię!

  5. Alicja czytam Cię od długiego czasu, ale dopiero od niedawna śledzę tak sama z siebie, wchodzę , wyczekuję nowych wpisów. Twoje wpisy są świetneee! Jesteś najlepsza! :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

@alicjawegnerpl

Zajrzyj na mój Instagram i sprawdź, jak żyję, manifestuję oraz działam.
cartcrossmenuchevron-down linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram