Kojarzysz ten moment, kiedy rozglądasz się po wysprzątanym mieszkaniu, najedzona obiadem ugotowanym przez partnera... zerkając do dziecka, które NIE CHCE się z tobą bawić... a ty jakoś tak szybko wyrobiłaś się dzisiaj z pracą... ? Niee? A ja już TAK! I wiesz co? Nie mogłabym tak non stop!
Jezuuus, jakie dziwne dni nastały w moim życiu. Jakie zmiany! Jaka bajka, gdyby ktoś tak zobaczył sobie nasze życie w czterech ścianach. No żyć nie umierać! Partner mój najdroższy - no już nigdy na niego złego słowa nie powiem! Nawet jak znów mi brudne skarpety zostawi na środku dywanu - zaniosę je do pralki cała w skowronkach, noooo mówię Wam! A majtasy to całej rodzinie ręcznie prać od teraz mogę! I podłogi na kolanach szorować! Jezuuuu... ileż ja mam teraz czasu wolnego! Jakaż to do cholery jest ... UDRĘKA!
No mówię Wam... zaczęło się niewinnie. Że F. ma rękę do gotowania, to było wiadome od dawna. No ale że ja pracuję w domu, a go całe dnie prawie nie ma... to już gotowałam te obiady, no trudno. Nawet to polubiłam, nawet mi smakowało. Ale jednak jak F. upichcił to było coś. Czułam się w tym momencie jakbym nie jadła od wieków! No i tak kiedy mógł to gotował. Weekendy... ach weekendy! Wtedy to sobie mogłam poleżeć, pluskać w wannie godzinami, wyspać się, popracować... A od poniedziałku do piątku no to wiecie... gary, pot, ziemniaki, tłuczek i jazda. A on przychodził i tak w ramach bezpieczeństwa... tu mięso obejrzał, tu sałatę powąchał. No ZAWSZE te same czynności, jakbym go otruć chciała... a, że pech chciał, że zawsze to jego kawałek niedosmażony był, to już nie moja wina przecież!
Więc gotował tak w weekendy, potem gotował czasem w tygodniu. A od niedawna to już sam robi zakupy, przychodzi i gotuje na dwa dni. Rankiem wczesnym lub wieczorem późnym. A, że jakoś tak się złożyło, że ostatnio albo na rano idzie i wcześnie wraca, albo na popołudnie to jeszcze śniadanka teraz do łóżka CODZIENNIE! A ja tak sobie leżę... pracuję, klocki z dzieckiem poukładam. Na spacer wyjdę, ale już bez siat wrócę. Nie pocąc się jak pielgrzym z 10 kilowym plecakiem. Jak na spacer to o... na lody, po wafelki. Ale żeby po siaty pełne ziemniaków, mięsa? A w życiu!
No i dzisiaj taki dzień luźniejszy mi się trafił. Mieszkanie wysprzątałam z rana, obiad no oczywiście, że pod nos podany, bo akurat na popołudnie ten mój mistrzu miał... Wczoraj cały dzień z nosem w komputerze przy pracy, więc dzisiaj już jakoś specjalnie nic robić nie musiałam... no i stało się. Długo na to czekałam... naprawdę długo. I może wcale bym tego nie dostrzegła, gdyby nie to, że Pola stanowczo zaprotestowała, żebym jej się nie wtrącała w budowlę z klocków, a minutę po tym na telefonie zaczął podskakiwać napis: MAMA. No to odbieram... i ona pyta.. no i co tam robisz? I ona jak tak zawsze dzwoni, to słyszy mnie zdyszaną, bo a to z tymi siatami wracam, a to z Polą się gonię, a to z Polą tańczę przed TV, a to okna myję... no i oczywiście ta PRACA non stop. A to zdjęcia obrabiam, a to je robię, a to, a sramto. A dziś mama pyta: i co tam robisz? A ja mówię... " Nooo ... nic. Nudziii mi się". Kumacie. Matka, kura domowa and polisz biznesłumen - i ona mówi : NUDZI MI SIĘ. Jezuuus. Tyle na to czekałam. "Jak ja bym chciała się ponudzić, nic nie robić" - a tu proszę, bo 10 minutach leżenia miałam wrażenie, że dostaję odleżyn jakiś! No tak przez pierwszy dzień ok, drugi też, ale już dzisiaj to Wam mówię... no nie dałam rady. Tak nudzić się to wcale fajne nie jest... Ale już żeby głupiej z siebie nie robić, pomyślałam, że... a no wykorzystać to trzeba, a nie narzekać, że się robić co nie ma! Więc zrobiłam to co zawsze, kiedy mi się tak cholernie w liceum nudziło i... odpaliłam obecnie oglądany serial, który odkąd urodziła się Pola oglądam z taką częstotliwością, że za każdym razem kiedy postanawiam obejrzeć kolejny odcinek, muszę cofnąć się do poprzedniego, przypomnieć sobie na szybko co się działo, a potem... potem już zazwyczaj kończy się mój czas wolny i tak sobie tego Housa męczę... ale dzisiaj sobie powiedziałam: ooo nie Mamalka! Masz możliwość, to korzystaj! Zaraz zacznie się mój blogowy jak ja to nazywam sezon, odprowadzanie do przedszkola i znów same spotkania zajmować mi będą dobrych kilka godzin dziennie. Więc... korzystam z tej nudy, oglądam dziś seriale i staram się nie ubolewać nad faktem, że dostałam ten obiad pod nos, a dziecko ma mnie dzisiaj gdzieś.
Ale wiecie co? Wszystko ładnie pięknie, ale takich dni, kiedy nie muszę NIC - a w życiu bym takich dni nie chciała więcej jak kilka do roku! Toż to męczarnia jest istna! NIC nie robić - z tyłkiem siedzieć i się nudzić. A jeszcze jakiś czas temu przy totalnym przemęczeniu byłabym się w stanie zamienić z jedną z tych babeczek co to się dobrze ustawiła przy bogatym facecie i nie robi ABSOLUTNIE nic, bo nie musi. Jezuuu, myślałam sobie. Jak to jest fajnie tak nic nie musieć, sobie siedzieć, leżeć, nie mieć pracy... o panie, jakaż ja byłam głupia! A w życiu już tak nie chcę. DWIE czynności mi odeszły - zakupy i gotowanie, a już się czuję jakbym życie wygrała! I ile czasu na wszystko! I jak się fajnie klocki buduje, kiedy nie musisz do garów zaglądać! A jak się fajnie z tych spacerów wraca, kiedy wszystko się z siat nie wysypuje. Luksus nad luksusy, ale już wystarczy mój mężczyzno! Jak mi jeszcze byś zabrał sprzątanie, to mogłabym chyba z łóżka nie wstawać... więc ja za taki luksus podziękuję. Ja to jednak lubię kiedy muszę coś robić... i jednak to bycie kapłanką domowego ogniska jest naprawdę... zajebiste! Jak się ma dla kogo... to jak mogłoby być inaczej? Ale ja tu pitu-pitu, a House czeka... no to do dzieła Mamalka. Serial i jazda. Niech ten nudny dzień pozostanie w mojej pamięci nieco bardziej barwny niż wspomnienie Alicji leżącej i patrzącej się w sufit! ;)
PS: Ach no i co jak co, ale na to, że mi zakupy i gotowanie odeszło to na to, to ja narzekać nie będę, oj nie! Niech każdy w tym domu robi to, co umie najlepiej... ! ;)
PS 2: Poniższe zdjęcia są wynikiem przyczajki mniej więcej takiej jaką robią mało sprytni paparazzi. Z racji, że F. nie lubi jak krzątam mu się po kuchni, a jeszcze bardziej nienawidzi jak robię mu zdjęcia - możecie się domyśleć, że to co ujrzycie poniżej powstało przy niesamowitym ryzyku, że mogę tej "sesji" nie przeżyć. Albo nie dostać obiadu. Całe szczęście wyszłam z tego cało. I obiad też dostałam.
Ja mojemu facetowi na samym początku związku powiedziałam, że w naszym domu gotował będzie on, a ja będę tylko robić dobre wrażenie :D
Grunt to wiedzieć jak się ustawić! :D haha dobrze :*
najfajniejsza rodzinka jaka widzialam w internecie ( niestety tylko w internecie :( ) - w ogóle nie kipicie sztucznością, nie stroicie się specjalnie do wpisów... to się ceni, to mnie do Was przyciaga. uwielbiam no!
jeżuuu jeszcze byśmy się do zdjęć w kuchni mieli przebierać?! noł łej! :D :*
Ha ha ha :-) a ja matka dwójki dzieci czesto sie nudzilam czułam juz sie nie potrzebna dzieciom tak jak kiedys bo bawili sie ze soba.teraz juz mam trójkę ,pracy jest więcej jak to na matke Polkę i słomiana przystalo ale mimo tego i tak czasem mam jakiś niedosyt...czegos w wolnym czasie mi brak tylko czego???! Sama nie wiem ehhh ;-)
Heheh ja zaczęłam teraz czytać i oglądać seriale zagraniczne w wolnym czasie :D bajeczka!
No super, ciekawe czy ja się kiedyś doczekam obiadu od męża);) jak mowie ze może on by coś zrobił ze mi się nie chce to zaprasza mnie do restauracji ;(
Łee no to korzystaj haha :D
Piękne zdjęcia :)))) Piękna Polcia i piękna kuchnia '!!! I F. Niczego sobie hehe ;))
Hah dziękuję :* Kuchnia kompletnie nie w moim guście, ale ładna :)
Jak miło popatrzeć na tatę z córką w takiej relacji! Tata wygląda jak nieustraszony ;)
oj tak, sama uwielbiam na nich patrzeć :)
Za pięknych czasów kiedy mieszkałam z mym facetem on też gotował.. I to jak! Aż mi tęskno ehh teraz czekam aż te czasy znów powrócą ;)
powrócą na pewno! :D
To uczucie, kiedy nie robisz nic, lub robisz coś TYLKO dla SIEBIE... <3
http://tiny.pl/gw1fc