Dziś w internecie przeczytałam dyskusję o złych zachowaniach dzieci. Internauci zgodnie stwierdzili, że kulturę ( a raczej jej brak ) wynosi się z domu. Tak jak brak szacunku i inne złe zachowania. O ile sama jestem zdania, że to my rodzice mamy na dzieci największy wpływ, tak uważam, że w pewnym momencie dziecko spędzające ponad pół dnia w szkole często o wiele bliżej jest ze znajomymi niż z rodzicami i często to Ci znajomi stają się nagle autorytetem dziecka.
Pisałam już wielokrotnie, że złe zachowania dzieci najczęściej są winą rodziców. I nie chodzi mi tutaj wcale o to, że jeśli dziecko przeklina to winny jest rodzic, bo na pewno od niego to usłyszało. Dzieci poza naszą świadomością będą próbować różnych rzeczy - to normalne. Nie mamy na to wpływu. Naszym zadaniem jest jedynie tłumaczenie, że coś co dziecko robi jest złe. W skuteczny sposób. Ale to już poza tematem. To, że dzieci przeklinają czy nie szanują innych nie zawsze wynika z tego, że w domu brak szacunku czy kultury. Mimo, że żyłam w dobrej rodzinie, w której było się wrażliwym na ludzką krzywdą, w której się sobie pomagało i w której na 1 miejscu był szacunek - to będąc w okresie nastoletniego buntu poszłam zupełnie inną ścieżką. Mimo, że w domu miałam idealny przykład jak należy traktować drugiego człowieka - to sama w gimnazjum śmiałam się ze słabszych, wywyższałam się i generalnie byłam jędzą. Powód był jeden. Nie zawinili rodzice. Powód był prosty, a przynajmniej wydaje się prosty teraz. Ta cała jędzowatość była moim płaszczem ochronnym. Nie chciałam już nigdy być tą słabszą. Nie chciałam, by ktoś się ze mnie śmiał. Nie chciałam, by ktoś mnie zawstydzał i onieśmielał więc perfidnie udawałam, że to ja jestem tą która robi to z innymi.
Dziś wstyd mi za swoje zachowanie i zrobię wszystko co w mojej mocy, by pokazać córce na wszelkie możliwe sposoby jak łatwo zranić drugiego człowieka i jak bardzo okrutne jest takie zachowanie. Czasem jednak największy wysiłek zdaje się na nic, kiedy dziecko ponad pół dnia spędza w szkole, gdzie trzeba być silnym, by najzwyczajniej w świecie przetrwać. Zwłaszcza w gimnazjum. Tam albo masz jaja albo zostaniesz zgnojony. Może trafiłam na złą szkołę, a może tak jest wszędzie, a się o tym nie mówi lub udaje się, że problemu nie ma. Ale właśnie w moim gimnazjum byłam świadkiem wielu zachowań, gdzie dzieci rodziców z dobrych domów zachowywały się jak najgorsza patologia. Taki wiek. Pragniemy się przypodobać i zatracamy własne, prawdziwe ja. W domu rodzice widzą grzeczne, poukładane dziecko i nawet nie przypuszczają, że ich idealna pociecha może być szkolnym tyranem. Rodzice zostają wzywani na szkolne wywiadówki i nie mogą uwierzyć " Jak to? Moje dziecko? Niemożliwe!" - bo ciężko jest uwierzyć, że ukochana córka, która w domu całuje nas w policzek i grzecznie odrabia lekcje, w szkole rzuca kurwami na prawo i lewo i podkłada nogę biednej Zuzi w okularach.
Ale przecież tak łatwo jest oceniać. Mówić, że to zawsze wina rodziców. Że ten co przeklina za rogiem, to na pewno ojciec tak do niego mówi. A ta co całuje się z co drugim chłopakiem na imprezie to na pewno ma matkę prostytutkę. Widzimy coś, tylko przez chwilę. To jakby sytuacja wyrwana z kontekstu. I mamy już cały obraz. A nie mamy prawa oceniać. Nie mamy prawa wysnuwać takich wniosków nie znając całej prawdy, nie znając sytuacji i nie będąc kimś innym, w zupełnie innych butach, w zupełnie innym położeniu.
Życie dziecka, życie nastolatka to w tych czasach cholernie trudna sprawa. To szkoła przetrwania, w której dobre wychowanie często ma się nijak do pieprzonej rzeczywistości, która wychowuje nas sama w szkolnych murach. I dopiero kiedy złe zachowanie dziecka ujrzy światło dzienne, to świadomie wkraczamy my. I to jest ta cholernie trudna rola rodzica. Być ponad wszystko i wytłumaczyć dziecku, że może postępować inaczej...czasem się boję, że nie dam rady. Że poniosę porażkę jako rodzic w tej kwestii. Jednak póki co cieszę się tym 10 kilogramowym człowiekiem, którego jedynym zmartwieniem jest to, że nad ranem musi cierpliwie poczekać, aż mama przygrzeje mu mleko... I niech to trwa jak najdłużej...
Piękne zdjęcia Alunia wymiatają
*kłopotów miało być
Na żywo? Łobuz, który się ciągle psoci i popisuje :P Sama nie dowierzam w jej minki na fotach :P
Polcia przecudowna!!! Bardzo trafny tekst. Ja osobicie sie tak nie zachowywalam, ale podejrzewam ze takie zachowwania czesto sa wlasnie takim plaszczem ochronnym o ktorym piszesz :)
Też mam takie podejrzenia, zwłaszcza, że u mnie tak było ;) Zapewne jedyna nie byłam.
cudne fotki :)
dzięki :*
skad butelka?
pacific baby ale kompletnie moge sobie przypomniec na jakiej stronie kupilam :D a nie. juz wiem! kraina eko zabawek wpisz w google :)
Polcia jest przepiękna, wygląda na baardzo szczęśliwe dziecko :)
I taka jest! :)
Czyżby dyskusja na FP Mądrych Rodziców? Czytałam komentarze i mam podobne zdanie. Owszem często inicjator agresywnych i złośliwych zachowań wynosi taką postawę z domu, ale zdarza się też, że pozostałe dzieciaki dołączają do niego, nie dlatego, że takich zachowań nauczyli się od rodziców a z silnej potrzeby akceptacji i przynależności do grupy. Z tych samych powodów pozostałe dzieci, które może nie uczestniczą, ale nie chcą też reagować. Siła grupy.
Dokładnie ta dyskusja :) Jest tak jak piszesz. Czasem jest to silna potrzeba akceptacji, wiem po sobie...
Rzadko ostatnio blogujesz, ale jak juz cos napiszesz to naprawde...mega ! Mam pytanie moze glupie :P jak robisz poli kitki? chodzi mi o gumki. Czy kupujesz takie zwykle jak dla doroslego czy sa tez takie mini dla malych dziewczynek? :) pozdrawiamy!
Haha! Ja wlaśnie tez szukalam wszedzie tych malutkich gumeczek :) Są w kappahl :) chyba 10 sztuk za 9 zl z groszami :* pozdrawiam!
Polenka cudnie wygląda w tych kiteczkach strasznie chciałabym mojej Pyzuni robić ale niestety tak się wydziera że nie ma szans :( po zdjęciach wcale nie wygląda Pola na Lobuziaka :) a co do wpisu to fakt nie raz słyszałam jak się ocenia rodziców niestety bez powodu ale tak jest najwygodniej...
Zgadzam się z Tobą, że nie można oceniać rodziców po zachowaniu dziecka, gdy nie zna się całego kontekstu. Ale złe zachowanie dziecka to sygnał, żeby przyjrzeć się szerzej całej sprawie. Ja też nie byłam idealnym dzieckiem, też często robiłam może nie na przekór rodzicom, ale po mojemu. Ale to czego nauczyli mnie moi rodzice gdy byłam mała nie znikneło w wielu nastoletnim. Jak robiłam źle, bo taką miałam potrzebę, to wiedziałam, że to jest złe.
A to że dziecko inaczej zachowuje się w domu a inaczej w szkole czy przedszkolu to rzecz normalna. Nie mniej gdy wiele lat temu przedszkolanka wezwała mnie do przedszkola bo moje dziecko udeżyło bardzo mocno kolegę, mnie to nie zdziwiło. Nie zdziwiło, mimo że do tej poru syn uznawany był za aniołka. Dlaczego? Bo od kilku tygodni wiedziałam, że musi radzić sobie z "agresją" innych kolegów. A to, że sam uderzył agresora było zwykłą konsekwencją. Teraz widzę, jak kolega młodszego syna, z tygodnia na tydzień jest coraz bardziej "kłopotliwy" na zajęciach szkolnych. Wiem, że za kilka lat jego rodzice staną przed poważnym problemem wychowawczym. Skąd ta pewność? Bo przerabiałam podobną sytuację w klasie starszego syna. A potem zdziwienie, płacz rodziców i pytanie jak to możliwe? Możliwe. Tylko oni zajęci byli innymi sprawami, a synek po powrocie do domu był grzeczny, Uwagi Pani były nieprzyjmowane do wiadomości i budziły zdziwienie.
Tak, to prawda, że dzieci uczą się również od rówieśników, ale jeśli rodzice spędziają dużo czasu dzieckiem w różnych okolicznościach, to potrafią przekazać mu wartości, którymi będzie kierował się w życiu. Może zboczy na chwilę na "złą drogę", ale powróci do tzw. "korzeni". Ja przynajmniej w to głęboko wierzę.
Pozdrawiam
Zgadzam się z Tobą. Sama w okresie 13-15 lat nie byłam wzorem grzeczności. Myślę, że każdy z nas powinien to przejść. Współczuję tylko moim rodzicom w tamtym okresie.
Ps. Nie złość się na mnie, tylko potraktuj może jako małą radę. Ja nie mam jeszcze dzieci więc, może troszkę inaczej na to patrzę, ale o mały włos nie zostawiłabym żadnego komentarza u Ciebie, bo ilość zdjęć w poście jest chyba troszkę za duża. I tak przesuwałam w doł i przesuwałam i prawie mi się odechciało. Aczkolwiek Twoja córa przepiękna, to uwaga widza spada po 5-10 zdjęciu... Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam..
Zgadzam się z Tobą w stu procentach! :)
Polenka jest przeslodka! :*:* Za mama taka ladna! :)