Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Bo niby jak nie tracić nadziei, kiedy znajdujemy się w punkcie swego życia, który sam w sobie niszczy jakiekolwiek wizje świetlanej przyszłości. I jaką tu mieć nadzieję? Że za 5,10 lat może w końcu los się do nas uśmiechnie? Z czasem już nawet nadzieja, która jest ostatnią deską ratunku odchodzi i pozostawia w naszej duszy nic innego jak spustoszenie.
Po każdej burzy wychodzi słońce... wiadomo. Ale czasem burzowa aura trwa tak długo, że się już do niej przyzwyczajamy, a promienie słońca wcale nie robią na nas większego wrażenia. Tkwimy w jakimś dole egzystencjalnym, który z dnia na dzień zdaje się być coraz bardziej głęboki. Trzeba wiele samozaparcia, by mimo wszystkich przeszkód podnieść głowę do góry i wyjść naprzeciw problemom. Trzeba ogromnej siły, by nie dać się kłodom rzucanym pod nogi. I trzeba ogromnej odwagi, by od dna się po prostu odbić.
Ostatnio życie pokazało mi, że czasem mimo szczerych chęci nie wszystko toczy się tak jakbyśmy tego chcieli. Zrozpaczeni siadamy w kącie, łapiemy się za głowę i pytamy samych siebie " co dalej?". Zazwyczaj sami nie wiemy co dalej, a znaki zapytania w naszej głowie frustrują nas z dnia na dzień coraz bardziej. Czasem mamy ochotę, by po prostu zasnąć i się nie obudzić, bo właśnie utrata czegoś odebrała nam jakikolwiek sens tego życia. Czasem nad naszymi głowami pojawia się jednak żarówka " Ha! Już wiem co zrobię"...niestety zaczynając rozważać za i przeciw dość często sami siebie sprowadzamy na ziemię i dalej tkwimy w tym samym punkcie.
Sama dokładnie nie wiem gdzie będę za jakiś miesiąc, ale doskonale wiem, że nie pozwolę zwątpić w to, że dane jest mi przejść przez to życie z uśmiechem od ucha do ucha. Nieważne jak będzie ciężko - nie poddam się. Nie stracę nadziei na to, że wkrótce będzie lepiej, mimo, że jest ona ponoć matką głupich. Może zatem jestem głupia, ale wiem, że nadzieja pozwala mi wciąż wierzyć w lepsze jutro i pozwala mi o to jutro walczyć. Mimo wszystkich wylanych łez i tej okropnej bezsilności - idę dalej. Nie jestem słaba, już nigdy nie będę. Ludzie się dziwią... chcę postawić wszystko na jedną kartą i nie mając praktycznie niczego i nikogo prócz niej, zacząć od zera. Może nie dosłownie, ale jednak... Ale czy w zaczynaniu od zera jest coś złego? O ile wspominana już wcześniej nadzieja będzie nam towarzyszyła przy budowaniu wszystkiego od nowa, jesteśmy w stanie zdziałać wiele. Najczęściej ogranicza nas tylko nasza głowa. Wymyślamy sobie, że nie mamy jak. Bo mamy za mało pieniędzy, bo nie mamy możliwości. Tak naprawdę możliwości zawsze jest wiele, ale to od nas zależy czy je wykorzystamy. Wiem, że stać mnie na wiele. Nawet jeśli znajdę się pewnego dnia sama w wielkim mieście z dzieckiem pod pachą i kilkoma stówami na życie w portfelu. Wiem, że mogę, chcę i potrafię uczynić ze swojego życia jeden wielki sukces, nawet jeśli będę musiała przebrnąć przez wszystkie cholerne uroki trudnych początków. Siła napędowa? Ona, jej uśmiech, nasza miłość, moje marzenia...
kurtka - tutaj
zegarek - DW
Kochana nie wiem co się stało ale wiem, że sobie poradzisz. Masz silny charakter, wspaniałą córeczkę, jesteś młoda, piękna i inteligentna, a takim osobom zawsze się udaje :) Główka do góry!!!! Pozdrawiam cieplutko.
Musi się udać, wierzę w to z całych swoich sił! <3
Nie wiem czy dobrze odczytalam to, co sie kryje pod Twoim przekazem, ale podejrzewam, ze chodzi o kredyt na mieszkanie... jesli tak, to doskonale znam ten problem. Glowa do gory, uda sie na pewno!!
No z kredytem kochana akurat nie byłoby problemu, sama zrezygnowałam.. :) Dziękuję :*
Chwytaj życie całymi garściami i nie oglądaj się na nic innego! Nawet jeśli w któryms momencie sie potkniesz i będziesz musiała zrobić cos jeszcze raz, bedziesz przynajmniej miała swiadomosc tego, ze spróbowałaś, zamiast udręczac sie myślami 'a co by było gdyby..."
Trzymam mocno kciuki i wiem, że poradzisz sobie z nowymi wyzwaniami! ;)
A nowych wyzwań będzie naprawdę wiele... :) Dzięki!
Droga Alicjo, pamiętaj, że nie jesteś sama. Z tego, co wynika z bloga, masz wspaniała siostrę, mamę i pewnie jeszcze innych, kochający i wspierających Cię ludzi. Masz też wielu zwolenników, dzięki swojemu blogowi, swojej szczerości i cieple, jakie niejednokrotnie pokazujesz. Jestem przekonana, że jeśli będziesz potrzebowała pomocy, nie zostaniesz sama. Tylko trzeba nauczyć się o nią prosić (też miałam z tym problem, ale to działa). Trzymaj się ciepło i dawaj do przodu!!!
Już od kilku dni moja skrzynka pęka w szwach. Ludzie proponują pomoc w poznaniu wwa, w znalezieniu pracy, a znajome blogerki nawet proponowały mi bym u nich trochę na poczatek pomieszkała... to absolutny szok! <3
Nie wiem dlaczego ale Twój wpis spowodował u mnie melancholię i tak jakoś mi smutno
Nie ma smutania! <3
Podziwiam Cię. Zastanawiam się jak to wszystko chcesz zorganizować, może się czegoś nauczę :). Przecież Twój narzeczony ma pracę, zostawi ją? Przecież jeśli się wyprowadzisz do wawy to musisz iść do pracy, co z opieką nad dzieckiem? W wawie jest drogo, nie boisz się? Nie chce Cię dołować, tylko zastanawiam się jak to widzisz? Trzymam kciuki!!
No właśnie nie muszę iść do pracy póki co, bo wyżyję z bloga... :) Dziecko idzie do żłobka prywatnego wwa, fakt ceny trochę przerażają, ale mam w sobie moc determinacji i wiarę i to mi wystarczy :)
Uda sie !!! Jestes tak silna ze nie przEstaje Cie podziwiac :))) sciskam!
Jesteś najlepsza! Na pewno wszystko pojdzie po twojej mysli!!!