0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

0
0,00  0 elementów

Brak produktów w koszyku.

12 kwietnia 2015

Pieprzę ten wyścig

Ostatnie dni były przepełnione smutkiem, wątpliwościami, płaczem i ... rutyną. Wiem, czyni to ze mnie słaby autorytet zwłaszcza, że to ja zawsze byłam tą, która Wam wpajała, że nie należy się martwić. I to ja byłam tą, która tłumaczyła Wam jak pokonywać rutynę. Niestety jak to czasem w życiu bywa ... i najlepsi mają chwile, w których miękną. 

Sama nie wiem czemu tak bardzo poddałam się złemu myśleniu. Wiem jednak, że nie ma nic gorszego niż wsłuchiwanie się we wszystkie bzdury, które gada nam nasza głowa. Nie ma nic gorszego niż traktowanie tego wszystkiego serio. Zaczyna się od jednej złej myśli, a kończy się w dole rozpaczy. Nagle codzienne obowiązki stają się katorgą. Zlew pełen garnków zdaje się być największą życiową tragedią, a miączenie chorego dziecka doprowadza nas do punktu, w którym około godziny 18 mamy ochotę wyjść i nie wrócić. Zapewne kojarzy to uczucie co druga z Was. A mnie to dziwi. Dziwi mnie, że się temu poddałam. Że pieprzone garnki i macierzyństwo przez kilka ostatnich dni mnie męczyło. Nie lubię siebie w takiej wersji. Nie lubię być osobą, która poddaje się swojej głowie i mówi "Rób ze mną co chcesz."

Ale i te dni pełne smutku miały swój sens. Kiedy człowiek poddaje się swojej głowie to...myśli. Non stop myśli. I tyle z tego dobrego, że czasem na końcu tej smutnej drogi dochodzi do nas wiele rzeczy. Zaczynamy pewne rzeczy postrzegać wyraźniej i lepiej. Do jakich wniosków ja doszłam? Że ja pieprzę wyścig za czymkolwiek. Że ja chcę przede wszystkim być cudowną matką i w  przyszłości żoną. Że ta pieprzona "kariera" jednak może poczekać. Wróć. Nie musi czekać. Może toczyć się swoim tempem. Wolnym. Takim, by w niczym mi nie przeszkadzać. Doszłam do wniosków, że nie muszę mieć idealnej figury tu i teraz, natychmiast! Nie muszę mieć mega wysokich statystyk już teraz, zaraz! Nie będę robić niczego co nie sprawia mi przyjemności, a jest robione tylko po to by coś osiągnąć. Chcę delektować się życiem, macierzyństwem i miłością. Chcę by ten blog był nie tylko moją marką, ale też...pamiętnikiem. Chcę wstawiać tutaj zdjęcia z codzienności i pokazywać Wam, że jestem taka jak Wy, nie mam się za nikogo lepszego jak inni uważają. Jestem normalną dziewczyną, której facet robi na balkonie stojąc w bokserkach głupie zdjęcia, które obok profesjonalnych nawet nie stały. Pieprzę już te statystyki. Nadal co prawda będą pojawiać się tutaj wpisy sponsorowane ( na chleb zarobić muszę sorry) , ale nie mam już parcia, by być the best. Nie muszę. Nie chcę.

Czasem w tym całym pędzie gubię siebie, czuję, że nie mam komu się wygadać, a przecież tutaj czyta mnie kilkanaście tysięcy osób. Come on! Przecież nie muszę Wam tutaj tylko rzucać poradami i profesjonalnymi zdjęciami. Jesteście ze mną na dobre i na złe, prawda? I wiecie co? Ja już mam gdzieś te całe blogowe zasady. Ja zrobię wszystko na odwrót. Bo mam już gdzieś te słupki i wykresy. Wpisy minimum 3 razy w tygodniu, żeby staty czasem nie spadły? A niech spadają! Lepiej pisać od serca raz na tydzień niż napychać blog zapchaj dziurami, żeby tylko "hajs się zgadzał" oh wait. Liczba UU. ;) Może nie jestem w sytuacji, w której mogę sobie pozwolić na  "ee tam nie muszę zarabiać", ale nie mam też parcia, by robić to kosztem samej siebie czy swojego życia.

Te miliony ostatnich smutków mnie zmieniły. Po raz kolejny przekonuję się, że krok w tył robi się po to, by wykonać mega wielki skok naprzód. Wrzucam na luz. Mam już gdzieś polityczne wojny, kontrowersyjne tematy poruszane dosłownie wszędzie. Rutyna zrobiła ze mnie ostatnio człowieka, który swoje żale musi wylewać dosłownie wszędzie. Zachowywałam się jak jakaś miernota, ale koniec tego... Od teraz znów wyciskam to życie jak cytrynę, delektuję się każdą chwilą i dbam o to, by nic co ważne nigdy mi nie umknęło...od teraz nie pozwolę by pęd za czymkolwiek przysłaniał mi to co najważniejsze. Od teraz będę się pilnować, by po prostu...pieprzyć ten wyścig. O wszystko i o nic...

DSC_0078

 

 

DSC_0081

 

 

 

DSC_0083

 

 

DSC_0084

 

 

DSC_0091

 

 

DSC_0092

 

 

DSC_0093

 

 

trio

27 comments on “Pieprzę ten wyścig”

  1. Cieszę się że po tych kilku dniach przemyślałas sobie to wszystko i wróciłaś :) na pewno będę Cię czytać "na dobre i złe " bardzo mocno Ci kibicuje i życzę jak najmniej takich przygnebiajacych dni

  2. Kochana uwielbiam Cię!!! Trafiłam na Twojego bloga niedawno, ale czuję jakbym Cię znała od lat :) A to co piszesz jakby było o mnie. Też jestem mamą rocznej niuni i podobnie jak Ty pracuję i ćwiczę w domu, aby jak najwięcej czasu spędzać z dzieckiem i móc wszystko pogodzić. Ja też mam takie chwile słabości, kiedy wydaje mi się, że wszystko wokół się wali, więc jeśli Cię to pocieszy nie jesteś sama:) głowa do góry - musi być lepiej! A blog jest świetny i będę go regularnie odwiedzać :) Pozdrawiam cieplutko!

    1. Bardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa! :) A takie chwili słabości...cóż każdy chyba ma! pozdrawiam :*

    1. Niby zawsze się wie co jest ważne i ważniejsze, ale czasem człowiek...zapomina.. Dziekuję za komentarz , pozdrawiam! :)

  3. Chyba coś wisi w powietrzu... ostatnio miałam podobny stan do Twojego. Paradoksalnie to co dawało mi radość czyli mój blog, odebrało mi chęć do czegokolwiek. Czułam presję, zaczęłam liczyć dni od ostatniego posta. Nie napisałam nic wczoraj i dziś, jeśli nie napiszę to nie opublikuję do jutra.. a przecież muszę! Myśli, myśli, myśli... To potrafi zadręczyć. Ja w przeciwieństwie do Ciebie jestem na początku drogi. Nie walczę o sukces w postaci kariery blogowej bo nawet o tym nie marzę, ale chciałabym być czytana, czuć, że to co robię ma sens, że ktoś to docenia, lubi, utożsamia się z moimi słowami... Ty odniosłaś JUŻ ogromny sukces. Pozwól sobie na chwilę oddechu nie wymagaj od siebie zbyt wiele. Przypomnij sobie Alicję, która zaczynała pisać i spójrz na siebie jej oczami. Zobacz jak daleko zaszłaś :) A na pewno będziesz z siebie dumna.

    1. Niesamowicie pomogłaś mi tym jednym komentarzem! "Nie wymagaj od siebie zbyt wiele" chyba wezmę to sobie do serducha. Dziekuje! :*

  4. To chyba przesilenie wiosenne, bo i Ja miałam ostatnich parę dni do dupy. Dużo myśli w głowie i chęć poddania się. Jednak uważam, że najważniejsze jest być fair sama ze sobą i nie robić niczego na pokaz. Wzięłam się w garść i postanowiłam ten tydzień zacząć bardziej optymistycznie i po mojemu.
    Super motywujący post! Życzę powodzenia:-)

  5. doskonale Cię rozumiem, ja miałam taki moment załamania chyba z miesiąc temu- nawet pisałam o tym na blogu, też mnie zdołowały pierdoły, to, że nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć, że naczynia czekają, w domu bałagan, czeka pranie i prasowanie a i jeszcze mam straszny problem ze schudnięciem po ciąży...
    ale udało mi się ogarnąć i staram się nie dołować!
    powodzenia kochana - bo rola młodej i aktywnej mamy nie jest łatwa...

    pozdrawiam serdecznie
    Marcelka Fashion
    :)

  6. Zawsze dajesz mi nadzieję na to, że nadejdą lepsze dni. Uwielbiam takie wpisy jak te, w których pokazujesz się od strony normalnej dziewczyny. Niektóre blogerki sztywno trzymają się swoich blogowych kreacji, ty otwarcie mówisz i pokazujesz, ze nie zawsze trzeba sie trzymac sztywno blogowych zasad. Cenie to! Pozdrawiam!

  7. I tak trzymaj!! Piszę bloga od kilku lat, zawsze był on w formie pamiętnika, nigdy nie liczyłam, nie podsumowywałam słupków, statystyk itd, a on i tak zdobył swoją popularność, bo piszę tam prawdę o sobie i innych i dobrze mi z tym, a popularność bloga wykorzystuję do pomocy chorym dzieciakom i to uważam za swój największy sukces w blogowaniu. Masz rację - Pieprzyć jakiś chory wyścig, statystyki, matko, do głowy mi nie przyszo, że są jakieś "zasady" w pisaniu bloga :)
    A zdjęcia bardzo fajne. Pozdrawiam

  8. I taka wlasnie cie uwielbiam:)trzymaj tam dalej :)
    Badz co badz czy wpis sponsorowany czy wpis prodto z serca od tam Bo mass na taki wene I tak I tak bd czytac I sledziec tego blogs jestem z toba odkad wystapilas w ddtvn .twoje myslenie jest wspaniale a gorsze dni kazdy Mize miec ale trzeba umiec sie otrzasnac I powiedz sobie doscc to moje zycie trzeba cos zrobic by by bylo lepiej.a najlepsze jest to ze obca osoba nauczyla mnie tego myslenia nauczyla mnie cieszyc sie najmnijeszymi rzaczami ktore dls innych Sa niewidoczne a mi daja radosc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

@alicjawegnerpl

Zajrzyj na mój Instagram i sprawdź, jak żyję, manifestuję oraz działam.
cartcrossmenuchevron-down linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram