Ostatnio rozmawiałam ze znajomą o tym, że stara się ona swojemu nastolatkowi zapewniać pewnego rodzaju swobodę i prywatność, której już potrzebuje. Rozmawiałyśmy o tym jak często nastolatkowie mówią nam, że w pewne rzeczy mamy się nie wtrącać. I wtedy my matki mamy dylemat. Bo albo jest to sygnał, że coś się dzieje, albo najzwyczajniej w świecie wszystko jest normalnie, a my jesteśmy zbyt nadopiekuńcze. Jak być zatem pewnym, że zamknięte drzwi pokoju nastolatka czy zapewnienie "Wszystko jest ok" jest rzeczywiście sygnałem, że jest spoko, a nie że jest fatalnie?
Pewnie to dziwne, że o nastolatkach pisze ktoś kto ma 15 miesięczne dziecko. Ale szybko wyprowadzę Was z tego zdziwionego stanu. O nastolatkach wiem obecnie dużo więcej niż niektóre mamy nastolatków. Głównie dlatego, że jeszcze całkiem niedawno sama nią byłam. I byłam mistrzynią kłamstwa, pozorów i udawanego szczęścia. Wszystko po to, by odwrócić uwagę rodziców od nastoletnich tragedii, które musiałam przeżywać sama.
Moi rodzice choć wspaniali i kochają mnie z całego serca - rozmawiać kiedyś ze mną nie umieli. Jeśli popełniałam błąd był krzyk i zero szansy na moje słowa wyjaśnienia. Z czasem więc przestałam im zwierzać się z czegokolwiek i żyć na własną rękę. Byłam przykładną córką i uczennicą. Stwarzałam pozory, że zawsze wszystko jest zajebiście. W ich oczach nie miałam problemów. Jeśli zamykałam się w pokoju to dlatego, że chcę chwili spokoju. Jeśli kładłam się spać to dlatego, że niby jestem zmęczona po szkole. A jeśli wychodziłam na dwór to zaczerpnąć powietrza. A gówno prawda. Kładłam się spać, bo miałam dość życia. Zamykałam się w pokoju, bo nienawidziłam ludzi. Wychodziłam na dwór wypić piwo, po czym pół godziny zabijałam jego smak, bo moja mama miała dobry węch, wzrok i intuicję. Z czasem jednak nauczyłam się być krok przed nią. Zakochiwałam się szybko i tak samo szybko dostawałam ciosy w serce. Cierpiałam każdego, pojedynczego dnia. Przez zawody miłosne, przez fałszywe przyjaciółki. Ale chyba najbardziej cierpiałam przez przez problemy w szkole, o których pisałam tutaj. Jeśli czytaliście ten post to doskonale pamiętacie, że szkoła zrujnowała mi poczucie własnej wartości. Przeżywałam wiele rzeczy, które na tamten czas były dla mnie końcem świata. Miewałam myśli samobójcze, a kiedyś nawet spróbowałam opuścić ten świat. Byłam rozchwiana emocjonalnie. Byłam po prostu...chora.
Nie mam pretensji do rodziców, że nie reagowali. Nie mieli na co. Zawsze reagowałam szybciej niż oni. Jeśli dzień wcześniej się upiłam, to rano sama szłam się spytać czy ten wczorajszy obiad był na pewno dobry, bo chyba mi zaszkodził. Jeśli nie mogłam powstrzymać łez szłam i mówiłam, że chyba coś zaczyna pylić na dworze i dostanę zaraz szału. Byłam sprytna. I byłam też w tym całym cierpieniu samotna. Wiedziałam, że oni nie zrozumieją. Wiedziałam, że z nimi nie można usiąść i pogadać i powiedzieć "Boże mamo jestem tak nieszczęśliwa. Wypiłam wczoraj kilka piw, przepraszam". Z tego wszystkiego oni usłyszeliby tylko " kilka piw", a następnie nie daliby mi dojść do słowa. To nie tak, że mnie zawiedli. To nie tak, że byli złymi rodzicami, bo obecnie mam z nimi taki kontakt i jest między nami tak bardzo dobrze, że często wieczorami płaczę z tęsknoty. Oni po prostu nie wiedzieli jak... Byli wychowani tak, a nie inaczej. Przez rodziców, którzy wiecznie nie mieli czasu. Przez rodziców, którzy od najmłodszych lat gonili ich do pracy. Nie mieli takich problemów jak ja, bo nie mieli na nie czasu. Pewnych rzeczy nie da się zrozumieć, jeśli rzeczywistość, w której się żyło była zupełnie inna.
Nie mam żalu i nie mam pretensji. Mimo wszystkich młodzieńczych tragedii wyszłam na ludzi i śmiem stwierdzić, że jest ze mną wszystko ok. Spełniam się, realizuję, a każda porażka była dla mnie lekcją. Wiem jednak, że dzięki swoim doświadczeniom będę o wiele bardziej uważną matką. Nie przewidzę wszystkiego to oczywiste. Ale postaram się o jedną najważniejszą rzecz, o którą proszę też Was. Bądźcie dla swoich dzieci przyjaciółmi. Jeśli na ich błędy chociaż raz zareagujecie krzykiem - one więcej nie przyjdą. Nikt nie lubi zwierzać się po to, by być za to skarconym. Chociaż zamykamy się w pokojach i udajemy, że jest ok to potrzebujemy Was rodziców cholernie. Nie dla głupich pytań wkraczających w naszą prywatność, a dla swobodnych rozmów o wszystkim i o niczym. Potrzebujemy Waszego nagłego uścisku nawet jeśli odpowiemy "No weź przestań". Po prostu Was potrzebujemy, nawet jeśli udajemy, że tak nie jest. Nie musicie wiedzieć wszystkiego o swoich nastoletnich dzieciach. Nie na tym rzecz polega, by wiedzieć o nich wszystko. O pewnych rzeczy dorastające dzieci nie mówią. Ale więź, którą wytwarzacie z dzieckiem, poczucie bezpieczeństwa, które mu dajecie sprawi, że przy popełnianiu błędów będzie myśleć o tym czy to Was nie zrani. A jeśli już je popełni to przyjdzie do Was, bo będzie wiedziało, że zrozumiecie. A nawet jeśli nie zrozumiecie - to będziecie przy nich mimo wszystko. I być może ten wpis dla większości z Was jest oczywisty... Są jednak tacy, którzy obserwują za mało, rozmawiają za mało i zapominają. Zapominają, że kiedyś też byli młodzi. Obserwuj, wspieraj i bądź. Po prostu...
tunika - tutaj // kurtka - tutaj
Bardzo, bardzo, bardzo mądry tekst. Pełen szacun
Dziękuję :*
Jesteś niesamowicie dojrzała. Bardzo mądry wpis. Podoba mi się, że nie piszesz kierując się statystykami czy poglądami psychologicznymi tylko w prosty sposób na bazie własnych doświadczeń dajesz wielu ludziom do zrozumienia bardzo ważną rzecz. Jesteś genialna!
Bardzo dziękuję to miłe!
Szacun! brawoo alus :* idealnie to ujelas
:*
Ważny tekst.. Dobry i potrzebny!
Taki miał być własnie! Dzięki! :)
Mam nastoletnia siostrę. Próbuję ją zrozumieć ale to wykracza poza moje normy ;). Zapomina się jak się myślało będąc w jej wieku :)
Ja też łapię się na tym, że kompletnie nie rozumiem młodzieży, ale jak sobie przypomnę siebie w tym wieku... ;)
Skomentowałam obszerniej na fp, a tu dodam, że takie Wasze foty kocham najbardziej :) Jakie Wy piękne ♥♥♥
Tekst świetny!
moja kochana! :*
Bardzo bliski mi to tekst. Dzisiaj nie bardzo bym polubił mnie jako nastolatka, ale to przez mnóstwo różnych rzeczy. Miałem podobne przejścia, co ty (chyba duża część nas miała) Ja się zbieram po liceum do dzisiaj. Wiele demonów już pokonałem, ale wiara w siebie i swoje możliwości ciągle jakoś się nie wytworzyła. Jest lepiej, ale jeszcze dużo pracy przede mną. Bardzo dużo zawdzięczam mojej żonie, ona mnie prostuje, ale nie zawsze sobie może dać radę. Sporo też pomogło bieganie, a jak urodziła się moja córka to sobie przyrzekłem, że będę przy niej zawsze. Zawsze, wtedy jak mnie będzie potrzebować. Keep calm...
Wiesz co, wydaje mi się, że ja również nie do końca się pozbierałam. Wciąż miewam zachwiania wiary w samą siebie, ale jakoś z tym walczę. Czuję się w tej walce czasem osamotniona dlatego sam rozumiesz jak ważna jest w Twojej sytuacji rola Twojej żony. Wszystkiego dobrego! :)
Kurczę. Opisałaś to tak trafnie, że przypomniało mi się wiele emocji. I to nie tych niefajnych, których doświadczałam, bo właściwie ich nie było, tylko które fundowałam mojej mamie. No. Ruszyłaś moje struny. Ale to dobrze. Dziękuję.
Do usług :*
Jestes niesamowita! Jakbym o sobie czytala. Wszystko sie zgadza.
Jeszcze chwilę. Jeszcze moment. A stanę z problemem nastolatka w domu. A do tego nastolatka, który ma młodszego brata. Dziękuje za Twój tekst, bo przypomniał mi moje lata młodzieńcze i problemy, z którymi ja się borykałam. Niestety tak to często bywa, że sami nie widzimy, że często podążamy drogą naszych rodziców i popełniamy ich błędy. Sama zastanawiam czy jestem w stanie tego uniknąć. Jednocześnie myślę, że nie wszystkie błędy rodziców byłe złe bo one miały wpływ na to jakimi staliśmy się rodzicami.
Moi rodzice byli moimi przyjaciółmi, nie pozwalali mi oczywiście na wsyzstko, też ich kłamałam bo mimo, że dużo więcej mogłam niż koleżanki to uważałam że to wciąż za mało - chciałam iść na impreze, kłamałam, że idę do przyjaciółki z dzieciństwa na noc (do której jako dziecko ciągle jeździłam).
ale przejdźmy do pozytywów - każdego chłopaka przeżywałam z mamą, każde rozstanie leciałam z płaczem do mamy, jak po rozstaniu nie mogłam dojść do siebie siedzieliśmy co wieczór, oni z winkiem , przy świecach i każdy wieczór omawialiśmy mój związek, co mogłam zrobić inaczej, na co bym teraz nie pozwoliła, czego się nauczyłam itd.
Tato mi potrafił powiedzieć, że jestem za bardzo naiwna, że na wszystko się zgadzam i ani razu nie potrafiłam powiedzieć nie - czyli/; chłopak dzwonił ja leciałam, tato mi powiedział nie raz, że faceci tego nie lubią, lubią jak kobieta ma swoje życie, jak ma czas dla siebie a dla nich nie ma. A mi tak ciężko było to wtedy zmienić bo tak "kochałam".
Dzięki nim tak naprawdę nie zrobiłam nigdy nic głupiego, dzięki nim potrafiłam się pozbierać i być szczęśliwą nastolatką z pasjami. Rozmawialiśmy o wszystkm, nawet o seksie (tzn to tylko z mamą). Moja mama jak miała problemy z Tatą w łóżku to też ze mną o tym rozmawiała, chociaż mówiłam jej że dziwnie mi się tego słucha :) heh.
Moja relacja z rodzicami była pełna ciepła, rozmowy. Jak wracałam spóźniona bardzo to nie było krzyku tylko siadałam koło nich i musiałąm się wytłumaczyć. Wtedy jak nie miałam dobrego wytłumaczenia to często miałam karę potem. Ale doskonale wiedziałam, że jest zasłużona bo świadomi ezrobiłam coś na co się nie zgadzali I wiedziałam, że czekali na mnie że się denerwowali i stresowali bo było późno.
Oczywiście były momenty złe, jak spotykałam się z chłopakiem, którego oni niecierpieli, gdzie widzieli , że mnie krzywdzi i źle traktuje, moja mam widziała, że nie zasługuje na niego. Dla nich to był okropny moment, dla mnie też, ale dostałam tak po dupie od niego że jestem wdzięczna bo po rozstaniu mogłam pracować nad swoim charakterem i wtedy dostałam ogromne wsparcie od rodziców.
Poruszył mnie ten wpis, dzięki. Uświadomiłam sobie kika rzeczy
Jak bym czytala o sobie kiedy byłam nastolatka tylko ja nie byłam taka sprytna albo moja mama byla bardziej xd i zawsze konczylo sie awanturaxd ale z upływem czasu dzieki niej wyszłam na ludzi xd dzieki jej zakazom nakazom karacch i tal dalej i za to jestem jek wdzieczna ale ja mojemu dziecku bd tłumaczyć i mówić ;)
Przypomniał mi się ulubiony tekst mojej mamy
JA:mamo mogę ....(...)
Mama:nie!
Ja:dlaczego
Mama:bo nie !!!!
Jej jak ja tego nienaiwdzilam wychodziłam trzaskalam drzwwiami od pokoju rycząc mówiłam pod nosem jak bardzo jej nienawidzę i inne nie fajne słowa a teraz ?kocham ja najbardziej na świecie oczywiście poza moja córka xd
Mam 15lat może lepiej jak zacznę swoją historie od początku gdy przyszłam na świat moja mama była z moim tata on ja bił dlatego się rozstali po tym jak sie rozstali moja mama zaczęła szukać nowych partnerów za każdym razem trafiała na coraz gorszych W końcu trafiła na Sławka jej obecnego partnera i zaczął mnie bić i znęcać psychicznie moja mama z tej miłości tego wszystkiego Niewidziała lecz powstał taki dzień kiedy się od niej wyprowadziłam do taty jestem u niego nadal mieszkam u niego już dwa miesiące narazie jest strasznie ale mogę wychodzić tylko dwa razy w ciągu miesiąca ze znajomymi to w weekend cały czas muszę siedzieć i się uczyć wszystko mi zakazuje czasem zastanawiam się czy dobrze zrobiłam przeprowadzając się tutaj Ale piszę tutaj tylko z jednego powodu dlatego że chciałam się zapytać co mi jest gdy wchodze do pokoju i zaczynam płakać łapie Stołki smutności jedna wiadomość od kolegi koleżanki już nagle zaczną płakać boję się o tym powiedzieć rodzicom bo wiem jak oni mi wszystkiego zakazują i cały czas na mnie krzyczą i wyzywają od najgorszych że jestem nienormalna Itp dlatego napisałam tutaj na tym portalu bo naprawdę nie mam się komu zwierzyć mam przyjaciół ale nie wiem jak powiedzieć tacie o tym że palę papierosy o tym że że wychodzę z koleżankami nie do domu koleżanki tylko na piwo tak samo właśnie mam. Nie wiem co mam robić cały czas gnębi mnie myśl samobójcza ?