Boję się wielu rzeczy. W moim mniemaniu ludzie, którzy niczego się nie boją są bardzo niebezpieczni i powinni bać się siebie samych. Wszyscy się czegoś boimy, mniej lub bardziej, a najwięcej o strachu wcale nie wiedzą Ci, którzy się boją i stoją przez to w miejscu, a Ci, którzy mimo strachu i tak podejmują ryzyko, pracują nad sobą i stają ze swoimi strachami twarzą w twarz ...
Często piszecie do mnie, że chcielibyście tak jak ja, niczego się nie bać, mieć w sobie ten stoicki spokój. No i macie trochę racji, bo ja mam w sobie jakieś nieziemskie pokłady spokoju odkąd zaczęłam większą wagę przywiązywać do swojej duchowości. Ale nigdy nie przestałam się bać w 100%. Nadal boję się wielu rzeczy i mam w sobie lęki, ale próbuję je oswajać i akceptować, tak by nie zawładnęły moim życiem. Musicie zrozumieć, że strach sam w sobie nie jest problemem, problemem jest kiedy zaczyna nami rządzić, blokować nas. Ale ja nie chcę Was tutaj zamęczać definicjami i motywacyjną gadką, bo dzisiaj chciałabym Wam jedynie powiedzieć o tym czego boję się ja. Tak dla odmiany, bo nie chciałabym w tej swojej pięknej wizji życia, którą was karmię, żebyście błędnie założyli, że nie ma we mnie żadnego niepokoju, żadnych obaw... Bo trochę ich jednak mam.
Boję się ogromnie i chyba najbardziej samotności i odrzucenia. Przez całe swoje życie miałam kompleks niższości, zawsze w grupie czułam się gorsza, brzydsza, głupsza. Kiedy już ktoś obdarzał mnie zaufaniem i był blisko mnie, robiłam wszystko co w mojej mocy, by tą osobę przy sobie zatrzymać, a potem co najśmieszniejsze, sama tą osobę od siebie odsuwałam i może był to mój patent: odrzucić zanim zostanie się odrzuconym. A może najzwyczajniej chodziło o to, że wątpiłam w to, że naprawdę mogę być dla kogoś ważna.
Moim problemem było ganianie za ludźmi, którzy mieli mnie w dupie i ignorowanie tych, którym na prawdę na mnie zależało. Ci, którzy w tej dupie mnie mieli, odrzucali mnie boleśnie, bo przez długotrwałe oszukiwanie i manipulowanie. To wszystko tak mocno wryło mi się w pamięć i tak mocno mnie ukształtowało, że kiedy zaczęłam być ze swoim teraz już byłym, nie umiałam funkcjonować bez niego. Byłam niepełna, kiedy nie był w pobliżu. Zmieniło się to, kiedy na świecie pojawiła się Pola, a wraz z nią pojawiły się pasje i miłość do życia, ale lęk pozostał - nie chciałabym doświadczyć nigdy samotności. . Nie umiem myśleć o starości, bo za bardzo się boję, że jeśli kiedyś jeszcze się z kimś zwiążę, to na starość, ktoś z nas dwóch, będzie musiał w pewnym momencie życia iść przez tą starość samotnie. Nie da się zaplanować końca jak w filmie pamiętnik. Staram się o tym nie myśleć, bo zawsze mnie to paraliżuje.
Co za tym idzie - bardzo się boję, że nie podołam wychować Poli na kochającą córkę, która będzie ze starą matka chciała rozmawiać i się przytulać. Boję się jak ognia wychowawczej wtopy, często jestem zbyt przewrażliwiona, że za krótko byłam z nią na dworze, że za krótko się bawiłam, przekazałam jej zbyt mało wiedzy o tym co nas otacza. I choć i tak wszyscy wkoło ciągle mi mówią, że mało kto spędza tyle czasu z dzieckiem co ja, to ja wciąż mam niedosyt i często wyrzuty sumienia. Kiedy ostatnio Pola miała problemy zdrowotne i nie było wiadome, czy to fizjologia czy podłoże psychiczne, każdego wieczoru zasypiałam wyrzucając sobie, że jeśli to moja wina, to ja sobie po prostu nie wybaczę. Czasem gorączkowo porządkuję zdjęcia w albumach, bojąc się, że coś mi umknie, że nie zapewnię dziecku masy wspomnień z okresu, którego pewnie nie będzie pamiętać. Tutaj wychodzą moje własne problemy, ciągły żal, że wszyscy przez całe życie nie kochali mnie w sposób w jaki chciałam, że dawali mi za mało uwagi. Jestem ciężkim przypadkiem, ciągle potrzebującym aprobaty bliskich, klepania po pleckach i mówienia o miłości i może przez to aż nadto chcę dawać to wszystko Poli.
Oczywiście, staram się żyć chwilą, czerpać każdego dnia jak najwięcej z magicznej codzienności, ale mam czasem słabsze dni, kiedy lęki wparowują do mojej głowy i za nic nie chcą z niej wyjść.
Tak, tak... wszyscy się czegoś boimy, wszystkich nas dopadają wyrzuty sumienia, wszyscy mamy swoje lęki i demony. Póki trzymamy je na dystans i nie wpuszczamy do życia zbyt często, mogą być naszymi sojusznikami, świadczą przecież o tym, że jesteśmy ludźmi, pokazują nam co naprawdę się dla nas liczy. Kiedy jednak rosną do gigantycznych rozmiarów i odbierają radość z życia, mogą uczynić z życia piekło. Piekło dla Ciebie i dla Twoich bliskich. Przeszłam już kilka osobistych dramatów i wyszłam z tego tysiąc razy silniejsza. Nie boję się już życia, ale boję się pewnych jego zagrań i pstryczków w nos. Co najzabawniejsze, kiedy zbyt długo w moim życiu jest bajecznie i cudownie, to po pewnym czasie, dobija się do mnie lęk, przed tym, że zaraz to wszystko runie - bo przecież nie można całego życia przelecieć na niebiańskiej chmurce, ponad problemami i wybojami.
Biorę jednak wszystkie swoje lęki na klatę, dużo im zawdzięczam i może to zabrzmieć dziwnie, ale w pewnym sensie dzięki nim się rozwijam, bo robię wszystko, by czarne scenariusze i obawy się nie spełniły. Jak widać wszystko można przekuć na lepsze i nie warto sobie wmawiać, że jesteśmy słabi bo się czegoś boimy.
Nie wiem czego boją się inni ludzie, czego boicie się Wy, ale wierzę, że jest to uzasadnione i na pewno nie jest to głupie. Żaden lęk nie jest głupi... Głupio jest nie bać się niczego.
Bardzo się boję zdrady... ktoś mnie kiedyś bardzo zranił i teraz ciężko mi zaufać :(
To długa droga, ale wierzę, że dasz radę. Bardzo pomocny jest terapeuta, bo ból po zdradzie jest czasem nie do przejścia w pojedynkę... trzymam za Ciebie kciuki!
Boję się chorób takich które strasznie męczą,bolą i w końcu zabieraja z tego swiata. Boje sie ze zabiora mi dzieci,męża ze dopadną mbie też. Boje się smierci....tego w jaki sposob mnie zabierze z tego swiata. Boje sie wojen i katakliznow (nie raz jak jest burza z piorunami mam juznadzieję wizje w jaki sposob zgarniam dzieciaki z chaty i uciekamy i jesli będzie czas ba zabranie z domu cennych rzeczy to gdzie mam albumy i dokumenty)
Tak tego boję się najbardziej
Kinga
Nienawidzę oglądać wiadomości, bo jak widzę właśnie na co ludzie chorują, z czym się zmagają to od razu ryczeć się chce :( Wojny, kataklizmy - powinniśmy codziennie dziękować, że żyjemy w takim, a nie innym kraju, niedotknięci wojną...
Największy strach mam przed ludźmi. Nie wierzę w dobro człowieka. Wszyscy robią coś w zamian i oczekują czegoś od ciebie. Gdy okarzesz się pomocny i wyciągniesz do nich rękę, chcą więcej i więcej. Wytlumaczeniem mojego strachu będzie spotkanie i życie w pobliżu niewłaściwych ludzi. Na dzień dzisiejszy staram się otaczać mniejsza ale bardzo wartościową ilością osób. Tak jak ty odrzucalam od siebie tych dobrych i kochających zanim oni to zrobili. Dopóki nie zrozumiałam jak mam żyć i ufać. Mimo to lęki pozostają. Jeden z wielu moich lęków ...człowiek.
Wiem jak to jest... zraniona i zlękniona dusza, która boi się zaufać, bo już tyle razy się przejechała. Musisz jednak wiedzieć, że brak wiary w człowieka zatruwa nas samych niestety... ja mam duży żal i lęk przed człowiekiem jak Ty, ciężko się nad tym pracuje, ale warto... naprawdę warto! Życzę Ci wszystkiego dobrego i spokoju ducha :*
Oj nawet nie wiesz jak ten tekst trafił w moje serce.... To jak Byś pisała o mnie. Mam podobne leki i tak samo czułam się w czasach szkolnych. Boję się chorób, śmierci, samotności, tego że zapomnę jak było kiedyś.... że zapomnę te wszystkie piękne chwile razem z mężem i dziećmi że starość mi je odbierze.
Och tak, to najgorsze zmory i lęki... boimy się o to na czym najbardziej nam zależy... oby to się nigdy nie spełniło! Obyśmy nigdy nie zapomniały, nie zachorowały i miały piękną starość!
Alaaaaaa jakbys czytala w moich myslach! mam to samo!!! dzisiaj tez zaprowadzilam Ole do przedszkola i sie poryczalam w domu! bardzo bym chciala ja wychowywac na szczesliwa dziewczyne... pewna siebei i swoich wartosci. i na taka ktora ceni sobie rodzine. oby nam sie udalo Alaaa!! Dziekuje za ten tekst!
Damy radę Malwina! Nie jest z tymi małymi trollami pyskującymi łatwo, ale... od czego mają nas?! Damy radę, wiem to! :*
Moim lekiem jest lek przed śmiercią. Nie umiem tego opisać ale jak tylko o tym pomyśle to robię się sztywna jakby nie dochodził do mnie fakt, ze to życie kiedyś się skończy, a wcześniej będę musiała pożegnać rodziców itp. Dziwne ale często mnie to nachodzi i nie wiem skąd to się bierze. Może Mam poczucie ze jeszcze nie żyje tak jakbym chciała dlatego Wizja końca jest tak przerażająca ?
Też tak zawsze miałam, dopiero od niedawna mam tak, że starości owszem, ale śmierci... coraz mniej. Może dlatego, że wierzę w niebo i wiem, że tam będę szczęśliwa już wiecznie ze wszystkimi swoimi bliskimi... Myślę, że to bardzo możliwe, że nie czujesz się teraz w 100% pełna dlatego boisz się końca. Musisz to przepracować, odnaleźć sens życia... :*
Kochana...boję się samotnosci boję się ze mój partner nas odrzuci i moje dziecko. To wszystko przez te chore stereotypy samotnej matki. Obraz samotnej mamy ma zly obraz w naszym spoleczenstwie....to mnie dobija jestem zakochana do szaleństwa ...Ale muszę uwazac bo jestem samotna matka i nie mam prawa do tego. Tak się niestety dzieje te stereotypy niszczą wszystko
To fakt, stereotypy są po prostu DO DUPY, ale trzeba je obalać i działać i wierzyć na przekór im !!! Jeśli ktoś się nimi kieruje, olać go! Jesteś najlepszą mamą jaką możesz być i to jest najważniejsze kochana!