Cześć i czołem :) Po wczorajszym maratonie biegowo-rowerowym, dostałam masę zapytań - czy ja tak często, czy chudnę, czy ciężko mi być "szczupłą". No lekko nie jest, ale nie patrzę na to czy jest ciężko czy nie. Po prostu dążę do efektu :) A to zazwyczaj nie jest proste i łatwe.
Oczywiście najwięcej wiadomości dotyczy mojego hashimoto - i tego jak to możliwe, że nie jestem gruba ;) No to jest w sumie proste - żrę mniej :D Od dawna moje stany chorobowe nie są już dla mnie wymówką. Znam swój organizm i wiem, że muszę jeść po prostu mniej i muszę się więcej ruszać. Przypominam, że nie biorę lekarstw. W lipcu udało mi się ćwiczyć dość regularnie, choć niestety w drugiej połowie olałam trochę temat jedzenia - wakacje rządzą się swoimi prawami :D
Jeśli chodzi o aktywność fizyczną przy hashimoto, to zdecydowanie nie mogą być to katorżnicze treningi - będzie nas to doprowadzało jedynie do ciągłych stanów zapalnych. Najbardziej wskazane jest tutaj bieganie, pływanie czy delikatne treningi - ja w lipcu namiętnie ćwiczyłam skalpel Ewki, bo jest dość wolny ale dokładny i ładnie rzeźbi ciało. We wrześniu zamierzam wrócić na siłownię a co by się zmotywować bardziej, to wybieram się razem z koleżanką. Za niestawienie się na treningu będą kary - 20 zł :D A za piękne regularne chodzenie - sushi uczta na koniec miesiąca :P
Podsumowując moją aktywność fizyczną:
- bieganie - 2/3 razy w tygodniu po 5 km
- skalpel - 2/3 razy w tygodniu ( trening trwa 45 minut)
- dużo ruchu: marsz, spacery, rower
- joga - najczęściej 15 minutowe treningi na różne partie : czasem brzuch, czasem pośladki, czasem po prostu kręgosłup albo joga na przywitanie dnia :) Ćwiczę wiernie z Gosią Mostowską na YT.
Czasem jeśli nie biegam to ćwiczę skalpel 4 razy w tygodniu. Czasem zdarza się tydzień, że poćwiczę tylko raz. Nie ma reguły. Staram się jednak to robić, bo znacznie wpływa to na moje samopoczucie, energię, a co za tym idzie - na wszystkie płaszczyzny życia :)
Jeśli chodzi o jedzonko, to mam swoje preferencje, które wydawać by się mogły już nudne, ale co zrobię :D Nic :P
ŚNIADANIA
- naleśniki orkiszowe np. z twarożkiem grani i bananem
- omlety owsiano-bananowe
- owsianki
- pieczywo z pastą z ciecierzycy i dużą porcją zieleniny - obowiązkowo AVOCADO :P
- jajecznica + pieczywo + warzywa - nie muszę wspominać o avocado? ;)
- pancakes z czekoladowym musem i owocami
PRZEKĄSKI
- koktajl z jarmużu, banana i jabłka
- kawałki owoców + jogurt naturalny
- shake białkowy od Natural Mojo ( na hasło MAMALA25 możecie każdego dnia korzystać ze zniżki 25 % )
Szejki białkowe ratują mi tyłek zawsze, kiedy jestem głodna ale nie mam ochoty poświęcać na robienie jedzenia ani chwili. Pije je już trzeci rok - to nie tylko wygoda, ale też ( dla mnie) mega dobry smak. Dałam na spróbowanie szejki mojej mamie, siostrze, kilku znajomym - wszyscy się do nich przekonali. Trzeba tylko dobrać odpowiednią dla siebie konsystencję. Idealna dla mnie to 250 ml mleka roślinnego + dwie marki białka. Mało tego - wykorzystuję je też do innych rzeczy. Np. do owsianek na kefirze - mieszam kefir z odżywką waniliową i polewam owsiankę. Niebo w gębie! Albo mieszam kefir z odżywką i polewam naleśniki. Mówię Wam - obłęd!
OBIADY:
- słynne spaghetti brokułowo-jogurtowe
- kaszy, makarony z warzywami np. z cukinią, brokułem, ciecierzycą, groszkiem
- burgery roślinne ( albo z indykiem) z warzywami i pełnoziarnistą bułką
- zupy krem ( brokułowe albo z zielonego groszku, z dyni)
KOLACJE:
- pieczywo z pastą i zieleniną
- warzywa na parze + pieczywo
- sałatki
- kiszonki + np. ryba
CO DO PICIA?
- czystek
- woda ( kranówa)
Bardzo rzadko mam smak na napoje gazowane czy ogólnie słodkie np. soki. Kiedyś piłam tylko gazowane i kolorowe, ale jak widać można zmienić nawyki i przyzwyczajenia i to diametralnie :)
Ogólnie staram się jeść bardzo dużo warzyw. Jarmuż w koktajlach, sporo warzyw do obiadu, kolacji. Sałatki, zupy krem. Spora ilość kiełków + do tego np. słonecznik.
A co z rzeczami niezdrowymi? Lody, czekolady, batoniki? Słabość moja jest ogromna. I pozwalam sobie - nawet na pizzę czy chińskie żarło. Wiem jednak, że nie mogę przesadzić :) Im bardziej wkręcam się w aktywność fizyczną tym mniejszą mam na to wszystko niezdrowe ochotę. Wczoraj np. smak na słodkie zaspokoiłam batonikiem z Dobrej Kalorii, które kosztuje ok. 2 ziko i ma mega dobry, prosty, zdrowy skład. Swoją drogą - może chcielibyście, żebym zrobiła taki ranking FIT batonów i powiedziała Wam, które są warte zainteresowania, a które są FIT tylko z nazwy? Chodzi mi to po głowie od dłuższego czasu :)
Ale wracając do mojego ruchu i odżywiania i ogólnie - bycia w formie. W skrócie: dużo ruchu, odpowiednia ilość JAKOŚCIOWEGO SNU, regeneracja, medytacja, joga. Zdrowe jedzenie choć z miejscem na grzeszki typu pizza czy baton. Jem właściwie wszystko, serio. Staram się by dieta była dobrze zbilansowana, przeciw zapalna. Jeśli chce chudnąć - wtedy patrzę na to, żeby być na deficycie kalorycznym - możecie jeść co chcecie, ale jeśli będziecie spożywać zbyt dużo kalorii - będziecie tyć. Nie ma się więc co zasłaniać hashimoto, niedoczynnością czy innymi rzeczami. Jest przy tym ciężej ja to wiem - ale musicie po prostu zmienić styl życia na taki, by żyło Wam się lepiej. Nachodzi mnie taka prosta refleksja: chcesz coś zmienić w swoim życiu? Zmień coś w swoim życiu ;) Nie ma innej drogi. Nie ma zmian bez... zmian.
Próbujcie i eksperymentujcie - sprawdzajcie co działa na Was dobrze, a co wręcz przeciwnie. Poznajcie siebie, swoje ciało i swój organizm. Wyrzućcie ze swojego życia przyzwyczajenia, które dają Wam chwilę radości, ale na dłuższą metę są dla Was niezdrowe.
Weźcie swoje życie i zdrowie w swoje ręce! <3
Ja tak zrobiłam... :*
Podziwiam! Ja mam duży problem z regularnymi treningami oraz zdrową michą, zwłaszcza ostatnio, kiedy słodycze stały się moim lekiem na smutek. To mega słabe, ale chwilowo inaczej nie potrafię. Nie mniej jednak sama od kilku miesięcy wiem, że mam hashimoto i szczerze powiedziawszy podziwiam Cię za wolę walki, sumienność i silną wolę. Może tez się tego w końcu nauczę.
Pozdrawiam
Bardzo fajny i jakże prawdziwy artykuł.
U mnie Hashimoto zdiagnozowano dopiero po ciąży, do tego niedoczynność więc musiały zostać wprowadzone leki.
O ile po ciąży schudłam w cudownym tempie tak przyjmowajnie hormonów totalnie rozwalilo mi system. Spuchłam niczym balon, waga pokazała ponad 80 kg i wiecznie byłam zmęczona i ospała.
Ciężko mi było zrozumieć że ta choroba wymaga wielu zmian w życiu i same leki niewiele pomogą.
Do tych zmian zbierałam się dość długo, próbowałam na siłę odstawić wszystko co niezdrowe, całkiem zrezygnowałam ze słodyczy które uwielbiam. Skończyło się to oczywiście efektem jo-jo.
Przełomem była moja 30-tka . Chyba skłoniła mnie do jakichś refleksji nad sobą. Zastanawiałam się do czego to zmierza i czy dam radę nadążyć za moim dorastajacym synkiem.
Od tamtej pory zaczęłam jeść to co lubię ale w mniejszych ilościach tylko częściej. Staram się by jedzenie było jak najprostsze, żadnych gotowców.
Słodkie też jem ale również wybieram zdrowe batoniki albo robię sama fit przekąski. Oczywiście co jakiś czas jedziemy z rodzinką poszaleć i zjesc cos niezdrowego:)
Pije dużo wody i waga powoli schodzi w dół. Za mną już 12kg i dużo i mało ale swój sukces mierzę w ilości energii która teraz mam. Mam siłę żeby ćwiczyć i zrobić coś dla siebie. Wybieram głównie ćwiczenia w domu, rozciąganie, ćwiczenia siłowe i ponad wszystko uwielbiam hula hop a czasem po prostu szaleje z synkiem na hulajnodze :)
Mysle że taka przemiana musi się zacząć od małych kroków i nie ważne że na początku efekt jest mniejszy. Ważne że walczymy o siebie. Ważne żeby wypracować w sobie zdrowe nawyki ale przede wszystkim trwałe.